Więcej

    „oCzajowany” Krakowem. Dawna stolica Polski w obiektywie krakusa Przemka Czai

    „oCzajowany” – to określenie ma szansę dostać się do języka potocznego każdego krakowianina, a może i wejść do kanonu języka polskiego. Wszystko dzięki krakowskiemu fotografowi i przewodnikowi Przemkowi Czai, który zafascynowany Krakowem i jego historią oprowadza po dostojnych obiektach, wielkich zabytkach, jak i po mniej znanych czy wręcz zapomnianych zakamarkach tego królewskiego niegdyś grodu.

    Czytaj również...

    Z umiłowaniem i wprawnością oka Przemek Czaja dostrzega piękno Krakowa, również to mniej oczywiste. I opowiada historie, jakich nie znajdziecie w podręcznikach.

    Jak twierdzi przewodnik, od niepamiętnych czasów w Krakowie nic nie jest pewne, nawet nazwa, bowiem o pochodzenie słowa Kraków toczą od lat boje historycy i lingwiści.

    Czy Kraków wziął swoją nazwę od legendarnego księcia Kraka, czy też jednak książę tak był zwany od miasta, którym władał? Czy nazwa pochodzi od mądrych i budzących szacunek kruków mieszkających na skalistych i podmokłych terenach, na rozwidleniu dużej rzeki? W odgłosach tych zwierząt słychać przecież wyraźnie „kra”. A może, jak sugerują przyjaźni nam Ormianie, nazwa wywodzi się od ormiańskiego słowa „krak”, czyli ogień, i dotyczy terenu, który miejscowa ludność opisywała od wieków jako siedzibę ziejącego ogniem smoka. I być może to właśnie kupcy z Armenii spopularyzowali tę nazwę w całej Europie.

    Którejkolwiek wersji by się trzymać, to Kraków pozostaje nadal tajemniczy. Tak jak i krakowskie ulice…

    „Stary Kraków to piękne, malownicze ulice. Lubią je szlifować rdzenni krakowianie, lubią szwendać się po nich liczni turyści, przysiadać w urokliwych kafejkach i ogródkach kawiarnianych” – mówi nasz przewodnik.

    „Tłoczna jest Droga Królewska, czyli Grodzka – od Wawelu do Rynku, ulica Floriańska ze słynną bramą i wszystkie uliczki okalające Rynek: Sławkowska, św. Jana, Szczepańska, Szewska, św. Anny, Wiślna, Bracka, Sienna, św. Marka, św. Tomasza”.

    „Warto udać się troszkę dalej – tuż przy Grodzkiej jest Kanonicza, przez dekady zapuszczona i opuszczona. Spacer tą ulicą może przenieść nas o wiele wieków wstecz. Obecnie kończy się odnowa tej ulicy, ale myślę, że po rekonstrukcji nie straci nic ze swego uroku, w czym pociesza mnie pan Przemek, który śledzi i rejestruje jej metamorfozę”.

    Opowieść o Krakowie na podstawie jednej ulicy

    Kanonicza jest najstarszą, elegancką, piękną, tajemniczą i romantyczną ulicą. I słusznie, hołubiona jest przez malarzy, fotografów i przewodników. Wieczorem, zwłaszcza późnym, można odnieść wrażenie, że spacerując nią, wędrujemy w czasie. Brak reklam i szyldów, dyskretne światło połączone z lekką wiślaną mgłą, czyni to miejsce wyjątkowym i niepowtarzalnym.

    Z wielkim pietyzmem opowiada o niej pan Przemek Czaja: „Malownicza Kanonicza jest najlepiej zachowaną zabytkową ulicą starego Krakowa. Każdy z jej domów ma bogatą i długą historię sięgającą XIV w. Większość z nich była własnością kanoników, czyli członków kolegium duchownych przy katedrze wawelskiej”.

    „Lista sławnych i zasłużonych osób mieszkających przy niej na przestrzeni wieków jest bardzo długa, wspomnę tylko: Jana Długosza, Zbigniewa Oleśnickiego, Hugona Kołłątaja, Stanisława Wyspiańskiego, Karola Wojtyłę i młodego żaka Mikołaja Kopernika, który najprawdopodobniej pomieszkiwał tu również”.

    „Stojąc na początku ulicy, przodem do Wawelu, za plecami będziemy mieć dom przy Senackiej 6, z którego apartamentów i tarasu rozpościera się unikalny widok na Wzgórze Wawelskie i delikatnie wijącą się Kanoniczą. Skoro już wspomniałem o tym adresie, to warto wiedzieć, że w połowie XV w. mieszkał tam nieznany z nazwiska osobisty malarz Kazimierza Jagiellończyka. Niewiele można powiedzieć o jego zdolnościach, bowiem nie zachowały się, niestety, żadne obrazy jego autorstwa. Nieco później zamieszkał tam kucharz tego samego króla. Kazimierz Jagiellończyk był jednym z najaktywniejszych polskich władców i rządził bez mała pół wieku, musiał się zatem zdrowo odżywiać, co być może zawdzięcza właśnie temu kucharzowi. Kolejnym zaś lokatorem był imć pan Jan Staszkowski, dowódca koronnej artylerii i to od jego rodowego herbu Bogoria wywodzi się godło i nazwa kamienicy”.

    „Pod piątką na Kanoniczej na początku XV w. mieszkał młody Zbigniew Oleśnicki, w owym czasie sekretarz i skryba Władysława Jagiełły, który, jak wiemy, przy wszystkich swoich dworskich zaletach pisał, rzec można, niespecjalnie. Wedle opisów Jana Długosza opartych na relacjach uczestników bitwy pod Grunwaldem, 21-letni wtedy Oleśnicki uratował życie Jagielle. A sprawy miały się tak: odłączony od swego oddziału rycerz miśnieński Dypold von Köckritz zaatakował stojącego na wzgórzu monarchę, grożąc, że »za chwilę król zginie«. Zbigniew, widząc to, podjechał żwawo na swym rumaku na nacierającego Niemca, zwalił go z konia, po czym król ugodził Dypolda w głowę, a reszty dopełnili otaczający dworzanie. Krzyżacy poszli jednak na skargę, co można uznać za szczyt bezczelności, i niestety atak ze strony Zbigniewa został uznany za zabójstwo, nie zaś za zabicie rycerza w walce. Wydarzenie to zamknęło przyszłemu pierwszemu polskiemu kardynałowi drogę do pasowania na rycerza. Taka to była historia…”.

    Plac Mariacki. Tu także mieści się sklepik/galeria naszego rozmówcy
    | Fot. Przemek Czaja

    Spacer Drogą Królewską

    Kanoniczą, która była częścią Drogi Królewskiej, podążały też orszaki królewskie z Wawelu na Rynek. W swoim nowo wydanym albumie poświęconym Kanoniczej pan Przemek wspomina zaślubiny księżnej Elżbiety Rakuszanki – Matki Królów. Jako żona władcy Polski Kazimierza IV Jagiellończyka urodziła trzynaścioro dzieci, spośród których aż czterech synów zostało królami, zaś córki poprzez małżeństwa wprowadziły jagiellońską krew do wszystkich europejskich dynastii.

    WIĘCEJ NIŻEJ | Reklama na podst. ust. użytkownika.; Dzięki reklamie czytasz nas za darmo

    „Elżbieta urodziła się w Wiedniu, w roku 1436, a jej przydomek pochodził od staropolskiej nazwy Rakusy określającej Austrię (Czesi nawet obecnie Austrię nazywają Rakousko). Początki związku Elżbiety i Kazimierza nie były najszczęśliwsze, bowiem paradny orszak z przyszłą królową w towarzystwie dworów czeskich, węgierskich i austriackich, podążający przez Cieszyn do Krakowa, został z rozkazu naszego króla zatrzymany w okolicach Skawiny z powodu niepokojących wieści, które dostarczył królewski goniec. Według niego przyszła królowa, jak się wyraził »z twarzy podobna do nikogo«, znacznie ustępuje urodzie dwóm innym kandydatkom na żonę, czyli Dorocie, 18-letniej wdowie po królu Danii, oraz, podobno najładniejszej europejskiej księżniczce – Zofii z Pomorza. Nieznane są powody, dla których Kazimierz IV zdecydował się jednak na małżeństwo z Elżbietą, ale w efekcie było to jedno z najbardziej udanych i szczęśliwych królewskich związków. Żyli w zgodzie przez 38 lat, co nawet w dzisiejszych czasach budzi ogromny szacunek. A wspomniany orszak podążył na Wawel rzecz jasna Kanoniczą”.

    Warto też przenieść się w czasie na Drogę Królewską, do roku 1676, kiedy to w atmosferze pełnej euforii Kraków witał obranego dwa lata wcześniej na króla Polski Jana III Sobieskiego. „Miasto uczciło Sobieskiego, porównywanego do Bolesława Chrobrego, bramami powitalnymi, sławiącymi jego liczne zwycięstwa, zwłaszcza wiktorię chocimską. Pojazdem koronacyjnym była otwarta kareta – tzw. brożek obity karmazynowym welurem, lamowany złotem, wewnątrz wybity białym atłasem. Monarcha, ubrany był w szubę niebieską, przetykaną złotem i srebrem, podszytą sobolami, żupan pąsowy, przetykany złotem z guzami diamentowymi i spięciem z dużych diamentów i karbunkułem tak wielkim, jak podobnego nie masz w Europie. Przy kołpaku z kokardą diamentową były trzy perły niewidzianej wielkości, z których wychodziło kilka czarnych piór czaplich”.

    Sobieski siedział na „cudnym siwym koniu w błękitnej złotogłowej szacie”, z diamentowym rzędem. Jedno dziś jest pewne, Sobieski i Kanonicza pasowali do siebie.

    Widok z dachu na Rynek z Wawelem w tle
    | Fot. Przemek Czaja

    Kanonicza pełna tajemnic

    Pewnego leniwego i zwyczajnego poranka w 1979 r. w piwnicach kamienicy pod nr. 13, zupełnie przypadkowo i niespodziewanie, odkryto wielkie zbutwiałe drewniane skrzynie, a w nich prawdziwy skarb. Prawie cztery tony żelaznych płacideł w kształcie siekierek pochodzących z IX w. Znalezisko to stało się prawdziwą sensacją archeologiczną i zyskało sławę jako „skarb Wiślan”. Według historyków za to znalezisko można było 1200 lat temu zakupić stado 400 krów lub 150 sztuk świetnej jakości mieczy. Część tego znaleziska można podziwiać w Muzeum Archeologicznym przy ulicy Poselskiej.

    Jeśli już jesteśmy przy muzealnych eksponatach, to obowiązkowym punktem obcowania z rzeczami pięknymi jest odwiedzenie budynku przy pałacu biskupa Erazma Ciołka. Sąsiaduje on z kamienicą, w której przez kilkanaście lat mieszkał Karol Wojtyła, a obecnie znajduje się Muzeum Archidiecezjalne, gdzie zobaczyć możemy m.in. najstarszy obraz na ziemiach polskich, pochodzący z 1280 r., przedstawiający św. św. Agnieszkę i Katarzynę. Kiedyś zdobił on drewniany kościółek św. Michała Archanioła w Dębnie Podhalańskim, ale zapewne ze względów bezpieczeństwa został przeniesiony do „centrali”. Na Podhalu zaś została piękna kopia.

    WIĘCEJ NIŻEJ | Reklama na podst. ust. użytkownika.; Dzięki reklamie czytasz nas za darmo
    Widok na Wzgórze Wawelskie z bazyliki Bożego Ciała
    | Fot. Przemek Czaja

    Tu rozpoczął swój żywot Szwejk

    Któż nie zna „Przygód dobrego wojaka Szwejka”? Natomiast pewnie mało kto wie, że autor tej książki, czeski pisarz Jarosław Haszek, spędził w Krakowie kilka dni, a czas ten był brzemienny w skutki. W roku 1903 Haszek, wtedy 20-letni pracownik praskiego banku Slavia, postanowił na piechotę zwiedzić monarchię Habsburgów. Idąc na północ, dotarł do Krakowa i wskutek serii niefortunnych zdarzeń został aresztowany pod zarzutem włóczęgostwa. Podobno było to gdzieś w okolicach kościółka św. Wojciecha (w obecnym Rynku). Za ten czyn przesiedział kilka dni w miejskim areszcie „Pod Telegrafem” mieszczącym się w narożnym budynku przy Kanoniczej 24.

    A tak w kilku zdaniach opisał swoje krakowskie przygody: „W miejskim więzieniu królewskiego grodu nad Wisłą było tego wieczoru gwarno. Na dole pod oknami chodzili wartownicy z bagnetami na karabinach, a na placyku porośniętym gęstą trawą bawiły się dzieci i pasło się kilka młodych kóz. Za kopcem Kościuszki po drugiej stronie Wisły zachodziło słońce, w jego promieniach błyszczały piorunochrony na domach położonych nad rzeką, a ostatni tego dnia czerwony potok światła błysnął w obrębie więzienia i szybko zgasł” (z opowiadania „Wśród włóczęgów”).

    Na Kanoniczej znalazła początek jego książka, bowiem w areszcie poznał niejakiego Władysława Durdzielskiego, permanentnego włóczęgę i lekkoducha, który posłużył mu podobno jako jeden z protoplastów postaci wojaka Szwejka.

    Ulica Kanonicza. Ta stara i piękna ulica była częścią Drogi Królewskiej
    | Fot. Przemek Czaja

    Dom Długosza

    To kamienica o bardzo bogatej i dobrze udokumentowanej historii. Usytuowana jest u zbiegu dzisiejszych ulic Kanoniczej i Podzamcze, którędy wiodło niegdyś główne i jedyne wejście na Wawel.

    „Wybudowano ją w XIV w. i przez wiele lat służyła jako łaźnia królewska. Wedle popularnej anegdoty to właśnie tam specjalny wysłannik ówczesnego króla, czyli Jadwigi Andegaweńskiej, miał za zadanie sprawdzenie, jak tak naprawdę wygląda pod ubraniem przybyły z Litwy Jagiełło, bowiem podejrzewano, że absztyfikant może mieć futro wzorem niedźwiedzia lub jak inni szeptali – łuskę” – opowiada Przemek Czaja.

    „Wysłannikiem był znany rycerz Zawisza Oleśnicki Czerwony. Panowie wspólnie skorzystali z wodnych kąpieli i Zawisza miał sposobność, aby dokładnie przyjrzeć się przybyszowi. Okazało się, że z przyszłym królem jest wszystko w porządku, ma harmonijną budowę, nie ma rogów czy też kopyt. Relację swoją przekazał Jadwidze, co zapewne uspokoiło jej skołatane serce. W latach późniejszych łaźnia z przyczyn technicznych została zamknięta i cały budynek służył kanonikom”.

    Najbardziej znanym kanonikiem był wspomniany wcześniej Jan Długosz, którego dzieła są bezcennym źródłem wiedzy o historii Polski, dziejach Krakowa, królestwa i jego otoczenia.

    WIĘCEJ NIŻEJ | Reklama na podst. ust. użytkownika.; Dzięki reklamie czytasz nas za darmo

    W wieku XIX w domu tym mieszkała rodzina Stanisława Wyspiańskiego, a jego ojciec miał tam również pracownię. Sam Wyspiański tak o niej pisał: „U stóp Wawelu miał ojciec pracownię,/wielką izbę białą wysklepioną,/żyjącą figur zmarłych wielkim tłumem,/tam chłopiec mały chodziłem, co czułem,/to później w kształty mej sztuki zakułem”. Gdy przyjrzymy się uważniej wejściu do kamienicy, to nasz wzrok przyciągnie piękny renesansowy portal, ozdobiony inskrypcją z sentencją: „Nil est in homine bona mente melius” (Nic nie ma lepszego w człowieku ponad dobroć).

    Plac św. Marii Magdaleny

    „Jak to się zwykło mawiać: Gdyby nie było Rzymu, tedy Kraków byłby Rzymem” – z uznaniem dla miasta podkreśla Przemek Czaja.

    W połowie wysokości ulicy Kanoniczej i Grodzkiej, idąc w stronę Wawelu trafiamy na plac św. Marii Magdaleny. Jest to jedno z takich miejsc w Krakowie, które urzeka, a przy odpowiednim świetle wręcz rozkochuje w sobie. Bardzo reprezentacyjne, posiadające kameralną przestrzeń ze świetną akustyką wykorzystywaną przez ulicznych artystów. Wszędzie pachnie Europą – dolomitowa elewacja kościoła św. św. Piotra i Pawła naprzeciwko kojarzy się nieodparcie z Włochami, a zwłaszcza z rzymskimi kościołami św. Zuzanny i Il Gesù. Cudna oryginalna romańska bryła św. Andrzeja znajduje obok.

    Na niewielkim terenie koegzystują w zgodzie ze sobą wszystkie style architektoniczne, stwarzając możliwość łatwego pokazania ich charakterystycznych cech. Przez pięć stuleci stał tu również niewielki kościół pw. Marii Magdaleny, ale z początkiem XIX w. ze względu na fatalny stan techniczny został rozebrany, a obecnie pozostał jedynie zarys jego fundamentów. Sama postać patronki placu jest bardzo ciekawa, tajemnicza i nieoczywista. Budzi emocje i jest przedmiotem wielu teorii i hipotez. „Znam wiele osób – snuje swoją opowieść pan Przemek – które twierdzą, że jedna z dwunastu postaci apostołów na ogrodzeniu kościoła św. św. Piotra i Pawła, a konkretnie św. Jan trzymający kielich, to jednak św. Maria Magdalena”.

    Warto też wspomnieć, że dzięki stałej obecności budki z obwarzankami, jak również wręcz idealnych warunków do lądowania i szybkiego startu, spotkać tam zawsze można niewielkie, ale bardzo elitarne stado nieusłuchanych gołębi, wkomponowanych już chyba na zawsze w krajobraz Krakowa.

    Mam nadzieje, że historia tej jednej ulicy „oCzajowała” was i nabierzecie ochoty na więcej. Kraków zaprasza.


    Przemek Czaja: „Jak to się zwykło mawiać: Gdyby nie było Rzymu, tedy Kraków byłby Rzymem”
    | Fot. archiwum prywatne

    Przemek Czaja – fotograf, przewodnik, z zamiłowania również historyk. Sam bezapelacyjnie zadurzony w Krakowie, stara się „oCzajować” wszystkich, których ciekawi Kraków. Można go spotkać codziennie w jego autorskim sklepie/galerii przy placu Mariackim 3 lub gdy po Starym Mieście oprowadza kameralne grupy turystów, albo gdy prowadzi warsztaty fotograficzne. Swoje prace zamieszcza jako „Made in Krakow” na Facebooku i Instagramie. W czerwcu br. ukazała się druga edycja jego albumu o Krakowie, w którym przedstawia swoje miasto na 130 fotografiach.

    Czytaj więcej: Fotograf to artysta z czułem okiem i wrażliwością na piękno


    Artykuł opublikowany w wydaniu magazynowym dziennika „Kurier Wileński” Nr 29 (81) 19-25/07/2025

    Reklama na podst. ust. użytkownika.; Dzięki reklamie czytasz nas za darmo

    Afisze

    Więcej od autora

    Anna. Jedno imię, wiele historii

    Jak wskazuje Wielka Księga Imion, kobiety noszące to imię często wyróżniają się silnym charakterem i naturalnym przywództwem. Mają wrodzoną charyzmę, która przyciąga innych ludzi. Anie to panie o wysokiej...

    Moje Camino. Relacja z drogi do wnętrza siebie

    Kim był św. Jakub Apostoł? Zwyczajny, prosty rybak, który łowił ryby w wodach Jeziora Galilejskiego, stał się świadkiem najważniejszych chwil w życiu Jezusa i jego cudów. Był przy wskrzeszeniu córki...

    Wszystkie drogi prowadzą do Boga – również rowerowe

    Cała pielgrzymka przygotowywana była we współpracy z pallotyńskim Prowincjonalnym Ośrodkiem Duszpasterstwa Powołań i prowadziła szlakami św. siostry Faustyny Kowalskiej, bł. ks. Michała Sopoćki i miejsc z nimi związanych. Specjalnie...