Więcej

    Kiedy powiem sobie dość. Moda to nie przymus i nie trzeba być jej niewolnikiem

    Tytuł artykułu nawiązuje do tytułu jednej z piosenek w wykonaniu Agnieszki Chylińskiej. Można go też odnieść do wszechobecnego zakupoholizmu, a ściślej – ciuchomanii, która dotyka rzesze osób, szczególnie kobiet. Kupujemy bez opamiętania, na potrzebę chwili, tucząc swoje szafy nadmiarem ubrań, tworząc ubraniowe góry.

    Czytaj również...

    Taka ubraniowa góra, nazwana górą wstydu, istnieje w rzeczywistości i znajduje się na pustyni w Chile. Każdego roku do portu tego kraju, Iquique, przypływają tony ubrań z Europy, Azji czy USA, których nie udało się sprzedać. Następnie wszystkie te rzeczy trafiają na pustynię Atakama, formując olbrzymią górę odzieży widoczną nawet z kosmosu. Stanowi ona poważne zagrożenie dla środowiska.

    Jednakże i my, po części, przyczyniamy się do tego, że te wysypiska stają się utrapieniem dla natury, bo kupując coraz więcej i więcej, prowokujemy producentów, którzy śpieszą, aby zaspokoić nasze zapotrzebowania. Oczarowani pięknymi wystawami w eleganckich sklepach czy surfując po sieci, kupujemy coraz więcej i więcej.

    I ja „nie jestem święta”, bo przez lata nagromadziłam całkiem sporą „górkę”. W porach zmian garderoby, np. z letniej na cieplejszą, wpadam w wielkie zdziwienie: Po co mi tyle rzeczy!? I jeśli nawet podejmę decyzję, że muszę się części pozbyć, to co z nimi zrobić? Wyrzucić? Wydać komuś? (Ale czy kogoś nie obrażę?). Najprostszym wyjściem jest wrzucić te rzeczy do kontenerów, które pojawiają się coraz liczniej w rożnych częściach miasta. I jest to jakieś rozwiązanie. Jednak chciałabym widzieć, gdzie te rzeczy trafiają, chciałabym, aby te rzeczy kogoś ucieszyły, były mu niezbędne.

    Port w chilijskim Iquique, tu przypływają tony ubrań z Europy, Azji czy USA, których nie udało się sprzedać
    | Fot. Adobe Stock

    Ważnym aspektem mojego „hobby” jest (niestety!) przywiązywanie się do określonych rzeczy. Jakże ja mogłabym się ich pozbyć, skoro jesteśmy razem tyle lat? Tego typu rozterki dotykają niejedną kobietę. O tych i innych dylematach rozmawiałam z Violetą Tymul, wilnianką z urodzenia, która swoje życie związała z Warszawą. Była uczennicą Gimnazjum im. Jana Pawła II, absolwentką stosunków międzynarodowych na Uniwersytecie Warszawskim, gdzie zdobyła tytuł doktora. Temat jej pracy doktorskiej brzmiał: „Strategia wschodnioazjatycka Federacji Rosyjskiej”.

    Ale jej zainteresowania to nie tylko polityka. Violeta interesuje się „filozofią kobiecości”. Z tego hobby wyłoniła się całkiem nowa działalność. Dziś jest wziętą youtuberką i influencerką, zdobywając liczne grono obserwujących i budując z nimi trwałe relacje. Dzięki swojemu autorytetowi i zaangażowaniu jest w stanie wpływać na styl życia czy wybory zakupowe kobiet.

    I dziś razem z Violetą Tymul rozmawiamy o naszych zakupowych zwyczajach.

    Brenda Mazur: Te sterty kobiecej garderoby nie wzięły się znikąd. Kupujemy za dużo. Stojąc przed jakimś kolejnym żakiecikiem, nie potrafimy się oprzeć, nabywamy kolejne dżinsy, choć mamy już parę identycznych. Dlaczego kupujemy?

    Violeta Tymul: Obecnie robimy zakupy nie po to, by zaspokoić realne potrzeby, ale ze względu na emocje, a one są często negatywne. Żyjemy w świecie nadmiaru bodźców, nieustannej presji, stresu, terminów. W tym chaosie zakupy stają się małą oazą i chwilą, w której możemy się schować przed wszystkimi tymi napięciami, poczuć choć na moment spokój i odzyskać kontrolę. Sam moment zakupu daje nam coś w rodzaju chwilowego „thrillu” i krótkotrwałego zastrzyku dopaminy, który działa jak ukojenie. Media społecznościowe, zdjęcia w czasopismach, reklamy, plakaty na ulicach miasta, to wszystko nieustannie krzyczy do nas: „Potrzebujesz tego, żeby być szczęśliwsza, młodsza, bardziej spełniona, żeby wyglądać jak ktoś, kto odnosi sukces”.

    Robimy zakupy nie po to, by zaspokoić realne potrzeby, ale ze względu na emocje, a one są często negatywne
    | Fot. Adobe Stock

    Choćby jak koleżanka, która naszym zdaniem jest kobietą sukcesu, ikoną mody…

    I w tym właśnie tkwi pułapka, bo zaczynamy się porównywać. A im częściej otwieramy Instagrama, tym łatwiej uwierzyć, że wszyscy wokół mają więcej, lepiej, piękniej, tylko nie ja. I wtedy próbujemy to nadrobić nowym zakupem, nowym impulsem. I kupujemy po prostu za dużo.

    Co oznacza kupować „za dużo”? Czy mamy szansę na zakupowy umiar? Czy nasz ludzki, niepohamowany apetyt jest wdrukowany w nasze DNA?

    Myślę też, że ta potrzeba kupowania jest głęboko zakorzeniona w naszej naturze. To echo dawnych czasów, kiedy gromadzenie zasobów oznaczało bezpieczeństwo i instynktowny sposób, by przetrwać, by poczuć, że mamy kontrolę, że niczego nam nie zabraknie. Ale dzisiejsze kupowanie „za dużo” oznacza kupować ponad rzeczywistą potrzebę. I nie dlatego, że brakuje nam butów czy torebki, ale dlatego, że próbujemy wypełnić coś znacznie głębszego: emocjonalną pustkę.

    Niebagatelną rolę odgrywają hormony. Podczas zakupów wydzielają się dopamina i endorfiny – hormony zadowolenia z siebie i przyjemności. To one dają nam chwilowe poczucie lekkości, błysku radości. To uczucie nie trwa długo, bo w gruncie rzeczy nie zrobiłyśmy niczego naprawdę wartościowego, co mogłoby dać nam trwałe poczucie satysfakcji. Zadowolenie zaczyna gasnąć i znów wracamy do sklepu, bo wiemy, że właśnie tam, w prosty i lekki sposób, możemy zdobyć kolejną dawkę hormonów szczęścia. Ale pomimo tych wszystkich dążeń do gromadzenia i do poczucia spełnienia, przychodzi moment, w którym stoimy przed pełną szafą, patrzymy na ubrania i myślimy z przerażeniem: „Nie mam się w co ubrać”. I właśnie wtedy zaczyna się prawdziwy problem.

    WIĘCEJ NIŻEJ | Reklama na podst. ust. użytkownika.; Dzięki reklamie czytasz nas za darmo

    Czytaj więcej: „Patriotyczne” zakupy w Polsce

    „Nie mam się w co ubrać” – to zdanie używane przez kobiety do opisania frustracji związanej z brakiem odpowiednich ubrań na daną okazję, nawet jeśli szafy są pełne. Z czego to wynika?

    Stwierdzenie: „nie mam się w co ubrać”, ma zwykle dwie przyczyny. Pierwsza z nich wiąże się z brakiem spójności w garderobie i z brakiem przemyślenia tego, kim ja właściwie jestem. Zrozumienie siebie, tego, jakie mam cele, jak wygląda moje życie i jak spędzam większość czasu, to punkt wyjścia do budowania stylu. Tylko na tej podstawie można wybierać ubrania, które mają sens, które pasują do mojego rytmu dnia, moich wartości, mojej osobowości.

    Kobiety bardzo często kupują rzeczy z różnych estetyk, trochę klasyki, trochę boho, trochę sportu i w efekcie szafa staje się zbiorem przypadków. Nie znając swojego stylu, trudno o spójność, a przecież styl to zewnętrzny przejaw naszej indywidualności. Każda z nas jest mieszanką różnych stylów, w zależności od nastroju, okazji czy etapu życia. Ale gdy umiemy je ze sobą łączyć, wtedy pojawia się to przyjemne uczucie: „Tak, mam się w co ubrać”. Bo to, co noszę, zaczyna wreszcie mówić moim głosem. Podkreśla moją osobowość, wydobywa to, co we mnie wyjątkowe, i sprawia, że czuję się dobrze: spokojnie, kobieco, po prostu jestem sobą.

    Druga przyczyna tkwi w emocjach. To zdanie wypowiadamy najczęściej w stresie, przed jakimś ważnym wydarzeniem, gdy boimy się, że nie będziemy wyglądać tak, jakbyśmy chciały, że ktoś inny wypadnie lepiej. Ten moment, kiedy stoimy przed pełną szafą, z rękami załamanymi, to nie jest brak ubrań, to brak pewności siebie. Dlatego warto zawsze zacząć od podstaw: zrozumieć dress code danego wydarzenia i dobrać coś, co będzie odpowiednie, ale też zgodne z nami. To zawsze bezpieczny i elegancki wybór.

    WIĘCEJ NIŻEJ | Reklama na podst. ust. użytkownika.; Dzięki reklamie czytasz nas za darmo
    Świadome wybory modowe to nie tylko styl, to także troska o świat, który nas otacza
    | Fot. Adobe Stock

    Ty prezentujesz minimalizm w podejściu do mody, do ubioru. Jesteś zwolenniczką stylu slow life i slow fashion.

    Staram się jak najbardziej sprostać takiemu postrzeganiu mnie. Pojęcia slow life i slow fashion są mi bardzo bliskie już od wielu lat, odkąd dostrzegłam, że konsumpcjonizm, który stał się współczesną strategią życia, wcale nie przynosi oczekiwanych rezultatów. Zamiast spełnienia pojawiała się pustka, niezadowolenie i to poczucie, że „czegoś wciąż brakuje”.

    Uważam, że fast fashion jest odpowiedzią na ludzką potrzebę wypełnienia emocjonalnych braków. Żeby uwierzyć, że jeśli będziemy mieć to samo, co ktoś inny: piękny płaszcz, modną torebkę, markowe buty, to może wtedy też będziemy szczęśliwsze. Dlatego ten model zyskał taką popularność: dał ludziom iluzję, że szczęście można kupić.

    Slow fashion natomiast to coś zupełnie innego. To bardziej świadome podejście, to moment, w którym zaczynamy rozumieć siebie głębiej, dojrzewamy, uspokajamy się i wybieramy ubrania, które są odzwierciedleniem bardziej zrównoważonego podejścia do życia. Zaczynamy doceniać prostotę, jakość, trwałość. Ponadto dla mnie ważne jest, żeby każde ubranie, które mam, było takie, które lubię, a najlepiej, które kocham. Żebym czuła, że kiedy je zakładam, dzień od razu staje się przyjemniejszy, spokojniejszy, bardziej „mój”. Nie chcę rzeczy, które przypominają o gorszych emocjach lub o tym, że kupiłam je w chwili zwątpienia, z potrzeby wypełnienia pustki.

    Proszę mi wierzyć, ja również czasami kupuję coś pod wpływem chwili. Coś modnego, co po prostu mnie zachwyciło. Ale dziś wiem, że to wyjątek, nie reguła i taka mała przestrzeń, którą zostawiam sobie na spontaniczność. Bo też nie chodzi o to, żeby wszystko w życiu kontrolować, moda istnieje także po to, żeby się nią inspirować i bawić.

    Moda to nie przymus i nie trzeba być jej niewolnikiem. I nie każdemu pasuje to, co jest modne.

    Tak, to prawda. I dlatego stawiam na eleganckie podejście do mody i elegancję, która jest dla mnie czymś znacznie głębszym niż tylko sposób ubierania się. Bo elegancja to świadomość, że moda przemija, a styl pozostaje. W naszym dążeniu do bycia „modną” często kryje się pułapka, w której tracimy swoją indywidualność.

    WIĘCEJ NIŻEJ | Reklama na podst. ust. użytkownika.; Dzięki reklamie czytasz nas za darmo

    I zaczynamy przypominać siebie nawzajem.

    Dlatego tak ważne jest, by nie podążać ślepo za trendami, lecz budować swój styl w oparciu o własną estetykę. A każda z nas ma inną. Jedna czuje się najlepiej w klasyce i minimalizmie, druga w barokowym przepychu i ciekawej kolorystyce, a trzecia w romantycznych, zwiewnych formach, delikatnych tkaninach i kokardach. Warto więc znać siebie: swoją sylwetkę, kolory, które dodają blasku, proporcje, które podkreślają to, co w nas najpiękniejsze. Bo moda często wygląda cudownie i inspirująco, ale na modelkach. A w codziennym życiu często potrzebujemy czegoś bardziej praktycznego: komfortu, autentyczności i spójności.

    Prawdziwa przyjemność zaczyna się wtedy, gdy zaczynamy tworzyć coś własnego, gdy styl staje się zabawą, przestrzenią ekspresji. To umiejętność, która dojrzewa z czasem. Im częściej próbujemy, łączymy, eksperymentujemy, tym bardziej naturalny staje się nasz styl.

    Dlatego też stworzyłam autorski kurs „Garderoba z klasą”, na którym uczę kobiety, jak tworzyć garderobę opartą nie na modzie, lecz na swoim indywidualnym stylu, dostosowanym do sylwetki, kolorystyki i rytmu życia. Jak inspirować się modą, inwestować w rzeczy jakościowe, ponadczasowe i piękne w swojej prostocie bez nałogowego konsumpcjonizmu.

    Potrzeba kupowania jest głęboko zakorzeniona w naszej naturze. To echo dawnych czasów, kiedy gromadzenie zasobów oznaczało bezpieczeństwo i instynktowny sposób, by przetrwać
    | Fot. Adobe Stock

    Ubrania nas przytłaczają, ale to nic w porównaniu z tym, co robią ze środowiskiem.

    Dlatego dziś, bardziej niż kiedykolwiek wcześniej, powinniśmy podejść świadomie do konsumpcjonizmu i kupowania ubrań. To już nie jest tylko kwestia stylu czy estetyki, ale także odpowiedzialności. Potrzebujemy większej edukacji o stylu, o tym, jak poprzez ubiór wyrażać swoją osobowość. Bo kupowanie kompulsywne, choć chwilowo koi emocje, nie rozwiązuje problemów. Równowagę i radość życia warto odnajdywać w innych, prostszych rzeczach, takich, z których korzystali jeszcze nasi przodkowie: spacer, kontakt z naturą, zwykła rozmowa z drugim człowiekiem, nie przez ekran, ale twarzą w twarz. To są rzeczy, które naprawdę karmią naszą duszę.

    Warto też pamiętać, że każdego dnia zostawiamy po sobie ślad i często większy, niż nam się wydaje. Nie tylko w postaci gazów cieplarnianych, ale też plastiku i odpadów z ubrań, które nie rozkładają się przez dziesiątki, a nawet setki lat, zwłaszcza jeśli są one wykonane z syntetycznych materiałów, jak poliester albo z mieszanek włókien z jego dodatkiem. Uznaje się, że poliester rozkłada się od 20 do ponad 200 lat. I jeśli pomyślimy sobie, że w ciągu naszego życia posiadamy dziesiątki ubrań z poliestru – to ile jeszcze lat po nas one będą żyły i rozkładały się gdzieś na wysypiskach, w ziemi, w oceanie?

    Dlatego świadome wybory modowe to nie tylko styl, to także troska o świat, który nas otacza, dążenie do tego, aby żyć z większym szacunkiem i myśleniem o świecie, w którym będą żyły nasze przyszłe pokolenia. Zostawienie im czegoś naturalnego, czystego, niezanieczyszczonego.

    Prawdziwa przyjemność zaczyna się wtedy, gdy zaczynamy tworzyć coś własnego, gdy styl staje się zabawą, przestrzenią ekspresji
    | Fot. Adobe Stock

    Wróćmy do początku naszej rozmowy – co zrobić z nadmiarem odzieży? Na pewno nie wolno jej wyrzucać jak śmieci. To pewne.

    Szczególnie jeśli chodzi o ubrania, które są jeszcze w dobrym stanie i mogłyby być używane przez kogoś innego – nie wolno ich traktować jak śmieci. Dlatego właśnie tak bardzo podoba mi się w młodszym pokoleniu to, że mają o wiele bardziej świadome podejście do ubrań. Oni nie myślą już w ten sposób, że każda rzecz powinna być nowa. Coraz częściej sięgają po ubrania z drugiej ręki, po rzeczy vintage. I co ciekawe, mają w sobie coś w rodzaju zadowolenia, a nawet dumy z tego, że kupili coś używanego, że dali tej rzeczy nowe życie.

    Wracając do naszej garderoby pełnej ubrań, jeśli już zrobiłyśmy selekcję i wiemy, że pewnych ubrań nie nosimy, że nie służą nam i tylko zajmują miejsce, to warto zaproponować je komuś z rodziny, znajomemu. Warto upewnić się, że ta osoba naprawdę będzie z niej korzystać, polubi ją i będzie czuć się w niej dobrze, bo inaczej to nie ma sensu – tylko przeniesiemy ten sam problem w inne miejsce. Jeśli nie mamy komu oddać rzeczy, bardzo dobrym rozwiązaniem jest przekazanie ubrań do fundacji. W wielu miejscach stoją specjalne kontenery, do których można włożyć czyste, złożone ubrania. Później są one sortowane, sprzedawane, a uzyskane środki przeznaczane na cele charytatywne. To naprawdę dobre rozwiązanie.

    Można też spróbować sprzedać swoje ubrania, np. przez platformę Vinted, która zresztą zachęca do dawania rzeczom drugiego życia. To też sposób, żeby odzyskać trochę pieniędzy. Także ciekawym pomysłem, który coraz częściej pojawia się w biurach czy wspólnotach, są tzw. dni wymiany ubrań. Kiedy każdy przynosi coś, czego już nie nosi i zostawia z karteczką: „do oddania” albo „na wymianę”. To cudowny pomysł, aby raz na czas zrobić taką małą akcję, z której każdy może wynieść coś nowego, a jednocześnie ograniczyć ilość rzeczy, które trafiłyby na śmietnik.

    Bardzo ważne jest też, by po takim odświeżeniu garderoby nie wracać od razu do schematów. Bo jeśli oczyściłyśmy już swoją garderobę i oddałyśmy to, czego nie nosimy, to nie oznacza, że następnego dnia powinnyśmy iść na zakupy i wypełnić ją nowymi ubraniami. Wtedy cały wysiłek traci sens. Trzeba nauczyć się żyć z tą lekkością i przestrzenią i nie próbować jej od razu zapełnić, a także zacząć podchodzić do swojej garderoby bardziej świadomie, zatrzymać się na chwilę i zadać sobie pytanie: „Czy ja naprawdę tego potrzebuję?”. Żeby nasze decyzje nie były tylko impulsem, ale miały znaczenie i wynikały z szacunku do siebie, do świata, do naszego otoczenia i środowiska.

    Czytaj więcej: Zakupy internetowe wyzwaniem dla sklepów


    Wywiad opublikowany w wydaniu magazynowym dziennika „Kurier Wileński” Nr 42 (119) 18-24/10/2025

    Reklama na podst. ust. użytkownika.; Dzięki reklamie czytasz nas za darmo

    Afisze

    Więcej od autora

    Nobel – blaski i cienie prestiżowej nagrody

    Sam fundator słynnych nagród, szwedzki naukowiec Alfred Nobel, był postacią kontrowersyjną. Wynalazca dynamitu i innych materiałów wybuchowych nie cieszył się najlepszym wizerunkiem publicznym – jako konserwatysta był np. przeciwny...

    Igor Mitoraj – Polak o włoskim sercu

    „Eros Bendato”, o wymiarach 3,7 m długości i 2,25 m szerokości, zaintrygował mnie. Niby piękna twarz młodzieńca, ale jakoś spętana destrukcją, co poświadczyła jego polska nazwa – „Eros spętany”....

    Cichy bohater rodziny – ks. Jan Naumowicz

    I tak było do czasu, kiedy jakimś torem nasza rozmowa oddaliła się od współczesności i doszłyśmy do przodków, do stryja pani Ireny – Jana Naumowicza, heroicznego starszego brata ojca,...