Więcej

    Przez upadek do nawrócenia. Twórca nowenny pompejańskiej kanonizowany przez Kościół

    Pompeje zachwycają starożytnymi ruinami, architekturą, rzeźbami i malowidłami. Można podziwiać stamtąd malowniczy wulkan Wezuwiusz, ale mało kto kojarzy z tym miastem Bartolo Longo. A to dzięki niemu powstała nowenna i słynne sanktuarium, a miasto z pierwotnie biednej wsi stało się Nowymi Pompejami, z ważnym, rozsławionym po świecie ośrodkiem religijnym.

    Czytaj również...

    Bł. Bartolo (Bartłomieja) Longo podczas uroczystej mszy świętej, która została odprawiona 19 października na placu św. Piotra w Watykanie, wraz z sześcioma innymi błogosławionymi został przez papieża Leona XIV ogłoszony świętym i włączony w poczet świętych Kościoła katolickiego.

    Ostatnio podczas niedzielnego nabożeństwa w naszym wileńskim sanktuarium Miłosierdzia Bożego tę postać przybliżył wiernym ks. Waldemar Serwiński. Zaciekawił biografią tego wyjątkowego człowieka, który wszystko, co osiągnął, zawdzięczał różańcowi, idąc jednak wyboistą drogą – jako kapłan szatana, spirytysta, błądzący w piekielnych czeluściach. Ks. Waldemar w podsumowaniu powiedział, że droga bł. Bartolo Longo do świętości to materiał na ekscytujący thriller.

    Zachęcona i zaciekawiona postacią sięgnęłam po książkę autorstwa Marka Wosia „Bartolo Longo. Od kapłana szatana do apostoła różańca”.

    Czytaj więcej: 50-lecie Soboru Watykańskiego II, którego „sternikiem” był Duch Święty

    Droga ku zatraceniu

    Już na samym początku warto wspomnieć, że Bartolo wychowywał się w licznej i nieprzeciętnej rodzinie, w której przykładem świecił dziadek Angelo Longo. Dziadka szanowano, ale nie był to jeden z tych serdecznych dziaduniów, do którego lgną wnuki. Był on burmistrzem rodzinnego Latiano, który swoim domownikom okazywał urzędniczą surowość oraz władczość. Miał siedem córek i tylko jednego syna Bartolomeo, którego wykształcił na miejscowego lekarza i wyswatał ze stosowną panną, jednak małżeństwo nie trwało długo, gdyż małżonka zmarła bezpotomnie.

    Niedługo potem Bartolomeo ożenił się ponownie z 16-letnią, bardzo pobożną córką sędziego Antonią Luparelli, która wydała na świat ich pięcioro dzieci. Drugim z kolei był „nasz” Bartolo, który przyszedł na świat 10 lutego 1841 r. i był oczkiem w głowie rodziców, gdyż był chorowity. W trosce o jego zdrowie, ale także o edukację wysłali oni sześcioletniego Bertolucia (jak go pieszczotliwie nazywali) do zakonnej szkoły w mieście Francavilla Fontana, gdzie edukował się przez 11 lat, aż w 1857 r. otrzymał tytuł magistra i zaczął pracować jako nauczyciel w szkole podstawowej, kontynuując również naukę na uniwersytecie w pobliskim miasteczku, Brindisi. Jednak praca z dziećmi nie sprawiała mu żadnej przyjemności, a wszczepiona za młodu religijność wydawała mu się nieciekawa, dlatego też chciał zrezygnować z pracy, studiów i marzył, aby pożegnać małe nudne miasteczko i przenieść się do wielkiego Neapolu.

    Rodzina była zaniepokojona, tym bardziej że zaprzyjaźniony z nią wysoce postawiony pułkownik, który mieszkał w tym mieście, przestrzegał przed tym miastem, mówiąc: „Neapol to Neapol – tu diabeł tańczy swój diabelski taniec”. Pod presją rodziców Bartolo podjął więc naukę w prywatnym uniwersytecie w Lecce. Jednak los splatał im figla, gdyż wkrótce uniwersytet został rozwiązany i młody student, tak czy inaczej, znalazł się w Neapolu, aby dokończyć studia. Było to w 1863 r. Groźba pułkownika miała się spełnić. Bartola porwał diabelski taniec tego miejsca i czasu.

    Wolnomyślicielski Neapol

    Najpierw w wir życia wciągnęły go salonowe rauty, tańce i swawole, którym oddawała się ówczesna elita. Miasto urzekało – Neapol to również koncerty, teatry, wieczorki poetyckie i romanse, od których nie stronili neapolitańscy studenci. Jak się okazało, liczne rozrywki i salonowe życie jednak szły w parze z codzienna nauką. Ta interesowała przyszłego świętego, na co wpływ mieli profesorowie, wśród których nie brakowało jawnogrzeszników, apostatów i heretyków. Urzeczony ich wykładami Bartolo zaczął zdradzać objawy podobne ich chorobie duszy. Przejawiała się ona w nienawiści skierowanej przeciw wierze objawionej przez Jezusa Chrystusa, przeciw kapłanom, a nawet przeciw społecznym dziełom, nad którymi pieczę sprawował Kościół.

    Zasiane w duszy ziarno zwątpienia wykiełkowało i zaczęło się szybko krzewić. Bartolo wsłuchiwał się w płomienne przemówienia profesorów, w których Kościół jawił się jako wylęgarnia zła. Wyśmiewano sakramenty, papieży i kapłanów, szczególnie dominikanów. Zły przykład dawali niestety niektórzy duchowni – sam miał w sąsiedztwie takiego księdza, który, co prawda, odprawiał msze, ale nie przestrzegał celibatu i żądał daleko posuniętej demokratyzacji Kościoła, twierdząc, że jest niepotrzebny do zbawienia.

    Żyjąc w świecie pomieszanych pojęć, Bartolo sam włączył się w antykościelny ruch i stał się jednym z agitatorów antyklerykalizmu. Dał się przekonać poglądowi o irracjonalności wiary i zwątpił w istnienie Boga. A Jezusa nie postrzegał jako Boga, ale jako człowieka, dość niezwykłego i przez to zapamiętanego przez historię, ale tylko człowieka. Zło się panoszyło i wytoczyło wszystkie działa przeciwko poczciwemu w głębi serca Bartolo.

    Bazylika w Pompejach to najważniejsze sanktuarium różańcowe na świecie. Jej proboszczem zostaje każdy kolejny papież
    | Fot. Adobe Stock

    Sidła złego

    Połowa XIX w. to trudny czas dla kościoła i księstw włoskich. Nie dość, że Włochów nie oszczędzały polityczne rozgrywki, doszło do konfliktu z namiestnikiem Chrystusa. W 1870 r. Watykan został włączony do królestwa Włoch pod rządami króla Wiktora Emanuela II. Trwało to dziesiątki lat, dopiero w 1929 r. traktaty laterańskie zagwarantowały istnienie niezależnego państwa watykańskiego. Równocześnie z zaostrzeniem antykościelnych nastrojów na uniwersytetach zaczęły dominować poglądy zwane postępowymi. Dążono do wyrugowania z instytucji państwowych wszelkich oznak pobożności chrześcijańskiej.

    Ta atmosfera udzielała się studentom uniwersytetów i prostym ludziom. Chciano zniszczyć Kościół i wygnać papieża, kapłanom zabronić posług. Znakiem czasu było to, że wiele pierwszoplanowych postaci tego niesformalizowanego ruchu antykościelnego stało się wyznawcami nowej religii, która za sprawą masonerii zaczęła się rozpowszechniać po świecie. Religii, która miała swoje „święte” księgi, reguły, nabożeństwa i medium. Seanse spirytystyczne były tak rozpowszechnione w XIX-wiecznym Neapolu, że w niektórych domach przeprowadzano je każdego wieczora. Podczas nich wypytywano duchy z zaświatów o wielkie i małe sekrety niematerialnej rzeczywistości.

    W tych spirytystycznych audiencjach brał także udział Bartolo Longo. Jego interesowały jednak donośniejsze sprawy – bóstwa Jezusa i piekła. Mimo niewiary w Boga Bartolo wierzył w jakąś formę życia pozagrobowego, seanse spirytystyczne według niego dawały najlepszą okazję ku temu, aby samodzielnie zbadać tajemnice duchowe. Dusze zza grobu wydawały się wiarygodne.

    WIĘCEJ NIŻEJ | Reklama na podst. ust. użytkownika.; Dzięki reklamie czytasz nas za darmo

    Gdzie grzech, tam i łaska

    Bartolo został wciągnięty w sidła okultyzmu, jasnowidztwa, czarnych obrzędów, zostając wybrany kapłanem nowej religii. Jego pełne zaangażowanie wycieńczało ciało i duszę i w krótkim czasie sam wyglądał jak zjawa, był wychudzony długimi aktami ascezy. Życie przeciw Bogu prowadziło do depresji i paranoi, w nocy dręczyły go diabelskie wizje. Wszystko zmierzało do załamania nerwowego albo czegoś jeszcze gorszego.

    W owym czasie w tym zdegenerowanym mieście zła było też wielu apostołów Dobrej Nowiny, zajmujących się chorymi, biednymi, ludźmi pozostawionymi samym sobie. I oni słyszeli o pogrążonym w sekcie Longo. Bartolo miał szczęście zetknąć się z nimi w najbardziej dramatycznym momencie życia, a oni spokojnie i cierpliwie wlewali w jego serce spokój i przywracali wiarę.

    Diametralna zmiana nastąpiła jednak w momencie, gdy we śnie usłyszał smutny głos swojego zmarłego ojca. Ojciec błagał syna, aby powrócił do Boga. Sen ten był bardzo realistyczny. Przestraszony Bartolo udał się do Vincenza Pepego, profesora, którego darzył głębokim szacunkiem, i opowiedział mu o swojej wizji. Po długiej rozmowie prof. Pepe przekonał młodego studenta, aby opuścił sektę, i faktycznie tak się stało. Pod jego wpływem przeszedł na chrześcijaństwo, a następnie podjął studia prawnicze ukończone doktoratem.

    Drugim przełomem było spotkanie z dominikaninem o. Albertem Radente, który stał się jego spowiednikiem i przyjacielem. Zakonnik nie tylko go spowiadał, lecz także przyjął pod swoje skrzydła. Ojciec Radente uczył Bartolo podstaw teologii, modlił się za niego gorąco, aż w 1871 r. przyjął go do zakonu dominikanów (tercjarzy) i przepowiedział mu, że Bóg oczekuje od niego wielkich rzeczy. Pod wpływem tych słów złożył śluby czystości i z różańcem w dłoni zaangażował się w niesienie pomocy ubogim i chorym. Od tamtej pory nosił imię Brat Różaniec.

    Równocześnie zaczął odbywać pokutę. Odwiedzał swoich byłych znajomych z sekty i próbował ich nawracać. Mimo iż spotykał się z wyśmiewaniem i drwiną, nie zniechęcał się. W ich obecności, trzymając w dłoniach medalik Matki Bożej, wyrzekł się spirytyzmu.

    WIĘCEJ NIŻEJ | Reklama na podst. ust. użytkownika.; Dzięki reklamie czytasz nas za darmo

    Bartolo pomagał biednym i chorym. W Neapolu, na polecenie swojego duchowego kierownika, przyłączył się do osób prowadzących działalność charytatywną. Tam poznał nauczyciela matematyki i filozofii Ludovica z Casorii (ten przyszły święty poświęcił swoje życie wykupywaniu afrykańskich dzieci z niewoli). Bywał u Cateriny Volpicelli, założycielki Zgromadzenia Służebnic Najświętszego Serca, przyszłej świętej. W jej domu poznał swoją towarzyszkę życia i małżonkę, owdowiałą matkę pięciorga dzieci, hrabinę Mariannę de Fusco. Początkujący adwokat został administratorem dóbr hrabiny i prawnym opiekunem jej dzieci.

    Meble stanowiące wyposażenie apartamentu św. Bartolo Longo podczas jego pobytu w Pompejach
    | Fot. Adobe Stock

    Misja w Pompejach

    Pierwszy raz do Pompejów Longo udał się w sprawach majątkowych żony, hrabiny de Fusco. Podczas spaceru po okolicy wpadł w stan rezygnacji i przygnębienia. Pisał: „Pomimo pokuty wciąż gnębiła mnie myśl, że należę do szatana i nadal jestem jego niewolnikiem, a on oczekuje na mnie w piekle. Rozważając to, popadłem w rozpacz i byłem bliski samobójstwa. Wtedy usłyszałem w moim sercu echo słów ojca Alberta, powtarzającego za Maryją: »Ten, kto propaguje mój różaniec, będzie zbawiony«. Te słowa oświeciły moją duszę”. Bartolo rozejrzał się po mieście i w głowie zabłysła mu myśl: „Tu zbuduję kościół”.

    I tak się stało. Bartolo pozostał w Pompejach i oddał się budowie kościoła dla mieszkańców. Kościół, który w założeniu miał być niewielki, wyrósł na potężne sanktuarium Matki Bożej Różańcowej i stał się urodzajną glebą ewangelizacji. Oprócz tego założył czasopismo „Różaniec i Nowe Pompeje”, które do dziś się ukazuje. Napisał wiele nowenn, modlitewników, rozważań. Przede wszystkim jednak stworzył – przekazaną mu w objawieniu Matki Bożej – nowennę pompejańską i był pierwszą osobą, która doznała uzdrowienia po odprawieniu tego nabożeństwa. Dziś modlitwa ma miliony wiernych. Nowennę pompejańską odmawia się przez 54 dni, codziennie w jednej intencji.

    Pamiętajmy, że to dzięki jego inicjatywie w 1883 r. papież Leon XIII ustanowił październik miesiącem szczególnej modlitwy różańcowej.

    Bartolo Longo stał się prekursorem budownictwa socjalnego dla robotników i najuboższych. Zakładał ochronki, szkoły dla sierot i pozostawionym samym sobie dzieciom więźniów. Powołał Zgromadzenie Córek Różańca do prowadzenia sierocińców. Wokół bazyliki Matki Bożej Pompejańskiej rozbudował infrastrukturę miejską i naukową. Z małej wioski wyrosły Nowe Pompeje. Sam pracował z sierotami i dziećmi z tzw. trudnych rodzin, uczył ich modlitwy i rzemiosła. Mawiał: „Moim mistrzem w wychowaniu dzieci nie są sławni pedagodzy i ich szkoły, lecz sam Chrystus”.

    W 1894 r. bazylika w Pompejach została uznana za najważniejsze sanktuarium różańcowe na świecie. Odtąd jej proboszczem zostaje każdy kolejny papież.

    Bartolo Longo pracował w Pompejach do końca życia. Zmarł 5 października 1926 r. w wieku 85 lat, spędzając ostatnie godziny na modlitwie różańcowej. „Moim jedynym marzeniem jest zobaczyć Maryję, która mnie uratowała” – tak brzmiały ostatnie jego słowa.

    WIĘCEJ NIŻEJ | Reklama na podst. ust. użytkownika.; Dzięki reklamie czytasz nas za darmo

    26 października 1980 r. Jan Paweł II beatyfikował Bartolo Longo, nazywając go „wzorem dla współczesnych świeckich katolików”. Papież Leon XIV 19 października kanonizował Włocha.


    Artykuł opublikowany w wydaniu magazynowym dziennika „Kurier Wileński” Nr 44 (125) 01-07/11/2025

    Reklama na podst. ust. użytkownika.; Dzięki reklamie czytasz nas za darmo

    Afisze

    Więcej od autora

    Kiedy powiem sobie dość. Moda to nie przymus i nie trzeba być jej niewolnikiem

    Taka ubraniowa góra, nazwana górą wstydu, istnieje w rzeczywistości i znajduje się na pustyni w Chile. Każdego roku do portu tego kraju, Iquique, przypływają tony ubrań z Europy, Azji...

    Nobel – blaski i cienie prestiżowej nagrody

    Sam fundator słynnych nagród, szwedzki naukowiec Alfred Nobel, był postacią kontrowersyjną. Wynalazca dynamitu i innych materiałów wybuchowych nie cieszył się najlepszym wizerunkiem publicznym – jako konserwatysta był np. przeciwny...

    Igor Mitoraj – Polak o włoskim sercu

    „Eros Bendato”, o wymiarach 3,7 m długości i 2,25 m szerokości, zaintrygował mnie. Niby piękna twarz młodzieńca, ale jakoś spętana destrukcją, co poświadczyła jego polska nazwa – „Eros spętany”....