Ostatnio zapewne wszystkich, kto o niej słyszał, pozytywnie zaskoczyła nowa akcja, którą zainicjował Społeczny Komitet Opieki nad Starą Rossą, którego wieloletnim i stałym prezesem jest właśnie Pani. Mam na myśli „Podaruj światełko Rossie”. Jak się zrodził ten pomysł?
Podsunęło go samo życie. Będąc w roku ubiegłym podczas Dnia Zmarłych (2 listopada) na Rossie, zobaczyłam tę nekropolię ciemną — bez świateł, zniczy. Zresztą nawet jeżeli chodzi o Dzień Wszystkich Świętych, nie wszystkie groby też są oświetlone, z najprostszej racji, gdyż prawie 90 proc. jest starych, opuszczonych i „ożywają” światłem zniczy tylko na jeden dzień — 1 listopada. Dlatego postanowiliśmy w tym roku Rossę oświetlić na dłużej. I całą. Zwracamy się w tym celu do wilnian i gości miasta, by podarowali znicze dla Rossy. W ciągu całego miesiąca przynosić je mogą do Domu Polskiego, do księgarni „Elephas”, harcerze będą je zbierać w szkołach, aby na Dzień Zmarłych cała Rossa zabłysła ich światłem.
Zaczęliśmy rozmowę od akcji, ale przecież w tym roku obchodzicie już jubileusz. Może więc cofniemy się wstecz, do okresu narodzin Komitetu.
Przed 20 laty Komitetu nie było. A pomysłodawcą jego powstania był niezapomniany Jerzy Waldorff, który w Warszawie na Powązkach prowadził coroczne kwesty na rzecz odnowy tamtego cmentarza. Był to niezwykły człowiek, ogromny wielbiciel Wilna. A przecież z naszym miastem nie miał żadnych powiązań rodzinnych. Ale w mieście nad Wilią był po prostu rozkochany. Znał Rossę chyba jak mało kto, znał jej problemy.
Spotkaliśmy się w Wilnie, na występach Opery Warszawskiej. To z jego ust padła propozycja, by poprzez kwestę pomóc Rossie. Zaprosił nas do Warszawy.
Nas? To znaczy?
Mieliśmy już taki nieformalny komitet: Halina Jotkiałło, Jerzy Surwiło, Jan Sienkiewicz, Olgierd Korzeniecki i ja. Pierwszy raz zaczęliśmy na Powązkach kwestować na rzecz odnowy Rossy. Z tej pierwszej ekipy po dziś dzień „jedzie” tylko trójka: ja, Jotkiałło i Surwiło. W tym roku będziemy kwestować już dwudziesty raz.
Jak finansowo kalkulują się takie kwesty?
Zbieramy rokrocznie (średnio) po 18 tysięcy złotych, a za te lata zebraliśmy 400 tysięcy złotych, za które udało się odnowić około 30 pomników. W zależności od stanu odnawiamy rokrocznie 1-2 pomniki.
Używa Pani słowa „odnawiamy”. Konkretnie — kto to robi?
Ponad 15 lat współpracują z nami restauratorzy z Polski. A zaczęło się wszystko od pomocy Tadeusza Rutkowskiego, historyka sztuki, oraz Adama Romana, profesora rzeźby, którzy sami wytypowali na Rossie pierwsze pomniki do odnowy, a dalej to już nasz Komitet (bo takie określenie dla naszej grupy po uzgodnieniu z Jerzym Waldorffem obraliśmy) zaczął typować sam. A pomagać odnawiać zaczęli studenci Akademii Sztuk Pięknych, w której prof. Roman pracował. Tak do Wilna przyjechała restauratorka Jolanta Gasparska, która w ciągu pięciu lat ze swymi studentami tu, na Rossie, pracowała. Przyjechali też Piotr Zambrzycki i Zenon Sadecki, absolwenci tejże Akademii wydziału konserwacji rzeźby kamiennej, którzy z nami są już 15 lat. To znaczy przyjeżdżają do Wilna czasami kosztem własnego urlopu i w ciągu 2-3 tygodni tu pracują.
Rezultatem tego są odnowione pomniki…
Pierwszy był grobowiec rodziny Gieców (m. in. Giec był pierwszym prezydentem Wilna). Polscy konserwatorzy odnowili także pomnik nagrobny Hryniewickiego, Kiewlicza, kwaterę rodziny Pietraszkiewiczów, Bułharowskich, ks. Józefa Radziwończyka, rodziny Ratuld-Ratyńskich, na którym postać Matki Boskiej była bez głowy, a postać Chrystusa na grobie Jana Zimodro — bez rąk. Odnowiono też pomnik Józefa Jankowskiego. Wszystkie wymienione nagrobki ludzi bardzo zasłużonych dla Wilna były w bardzo opłakanym stanie.
Wymienione przez Panią przykłady świadczą o sojuszu ofiarności warszawian, którzy rokrocznie podczas kwest na Powązkach nie zapominają o wileńskiej Rossie, oraz o konkretnej pomocy specjalistów — restauratorów, którzy nie żałują sił, czasu, by pomóc okaleczonej przez czas i wandali starej wileńskiej nekropolii.
Wspomniała Pani o rokrocznej kweście na Powązkach. To trzeba widzieć! Bo niemożliwie przekazać wzruszeń, jakich doznajemy kwestując… Ludzie przynoszą nie tylko pieniądze, ale też kanapki, herbatę, zapraszają do swych domów. Tu chcielibyśmy przypomnieć rodziny Rentowskich, Śmiałowskich i in. Najbardziej cieszy, że zainteresowanie nie mija, że obecnie przychodzą dzieci tych, kto składał pierwsze ofiary. Mamy pewną starszą panię, która rokrocznie przychodzi, nie zważając, że czasami źle się czuje, składa bardzo skromne sumy ze swej emerytury i mówi: „Dopóki żyję nie mogę tego nie robić. Czuję potrzebę serca”.
Przy okazji za pośrednictwem „Kuriera” chcielibyśmy podziękować wszystkim ludziom hojnego serca. Osobne podziękowanie składamy na ręce Marcina Święcickiego dla Społecznego Komitetu Opieki nad Starymi Powązkami i dla pań z Biura Komitetu za kontynuowanie akcji „Warszawskie Powązki — wileńskiej Rossie”, której inicjatorem był śp. Jerzy Waldorff. Podziękowania także składamy dla Miłośników Wilna i Grodna (prezes Lesław Skinder), którzy od wielu lat pomagają kwestować na Powązkach.
Mówimy o pomocy warszawiaków, ale przecież tu na miejscu, w Wilnie, macie wielką pomoc ze strony Związku Harcerstwa Polskiego.
O tak, zawdzięczając inicjatywie ówczesnego prezesa Związku Harcerzy Polskich na Litwie Adama Błaszkiewicza i działaczki harcerskiej Zyty Kołoszewskiej w 2004 roku po raz pierwszy w Wilnie odbyła się kwesta na rzecz Rossy. Akcję tę kontynuuje obecny przewodniczący Związku Harcerstwa Polskiego na Litwie Michał Kleczkowski.
Z pieniędzy zebranych przez harcerzy poddano konserwacji pomnik nagrobny ks. Franciszka Stankiewicza, ks. Antoniego Czerniawskiego, rodziny Trończyńskich, lotnika Czesława Kiernowicza, Konstantego Sypajło, pomnik Aniołka śpiącego, Krysi Siewiczówny.
Część tych pieniędzy wykorzystano na prace remontowo- budowlane, na uporządkowanie terenu wokół pomników, np. Józefa Jankowskiego, Ratuld-Ratyńskich, na uporządkowanie grobów żołnierskich w kwaterze wojskowej.
Czy możemy mówić konkretnie o sumie zebranej przez harcerzy?
Jak najbardziej. W tym roku harcerze przekazali Społecznemu Komitetowi Opieki nad Starą Rossą 1660,34 litów, 3989,60 złotych, 4 dolary, 34,73 euro, 110 rubli rosyjskich, 1 łat. Takie kwesty harcerze przeprowadzają latem, bo wtedy więcej osób odwiedza cmentarz.
Zapewne należy też wspomnieć o jednym źródle wsparcia Rossy — sprzedaż cegiełek.
Mówiąc o cegiełkach znów wspomnijmy o harcerzach, bo to oni podsunęli nam pomysł, by razem z Klubem Przewodników Wileńskich je rozprowadzać. Przez pierwsze dwa lata Klub Przewodników Wileńskich nam pomagał, za co oczywiście jesteśmy wdzięczni. Szczególnie chcemy podziękować takim przewodnikom, jak Henryk Juchniewicz, Jolanta i Andrzej Kostygin, Alina Obolewicz. Klub rozpowszechnił około 3 tysięcy cegiełek.
Obecnie te cegiełki można nabyć w ZPL, jak też stamtąd mogą je wziąć przewodnicy. Prowadzona jest szczegółowa ich ewidencja.
Czyli, pomocników, przyjaciół Rossa ma sporo?
I tak, i nie. Bo pomocy przy takich potrzebach nigdy nie jest za dużo. Na przykład w tym roku, obchodzonym jako Rok Słowackiego. Ministerstwo Kultury Polski przysłało swych konserwatorów, którzy odnowili grób Euzebiusza Słowackiego i ojczyma poety, Augusta Becu. To bardzo dobrze, ale chciałoby się nie okazyjnej pomocy, a stałej. Dlatego bardzo się cieszymy, że ostatnio starą wileńską nekropolią bardzo poważnie się zajął wydział Konsularny Ambasady Rzeczypospolitej, na czele ze Stanisławem Kargulem.
A skoro są ludzie o hojnych, otwartych sercach, mamy nadzieję, że pomoc Rossie będzie stale kontynuowana. Może nadejdzie czas, że i na szczeblu miejscowym, państwowym znajdzie się poparcie dla tak ważnego pomnika historii i kultury, jakim jest wileńska Rossa.
Rozmawiała Helena Gładkowska