Przewodniczący Sejmu Restytucyjnego Litwy, obecnie europoseł Vytautas Landsbergis, wypomina Polakom zabójstwo na mieszkańcach wsi Drawcze dokonane przez miejscowego Polaka Leonarda Zawistonowicza.
15 lutego 1998 roku 58-letni Leonard Zawistonowicz zastrzelił ośmiu mieszkańców wsi, którzy byli Litwinami. Wtedy biegli ustalili, że sprawca, który również zginął, był niepoczytalny, toteż zdaniem prokuratorów sprawa nie miała podtekstu politycznego, czy narodowościowego. Tym niemniej, poszczególni przedstawiciele litewskiego społeczeństwa byli (i — jak się okazuje — nadal są) przekonani, że morderstwa dokonano właśnie na tle narodowościowym, ponieważ doszło do niego w przeddzień 80. rocznicy ogłoszenia niepodległości Litwy. Dziś europoseł Vytautas Landsbergis budzi te upiory przeszłości i sugeruje, że motywem zbrodni była nienawiść zabójcy Polaka do Litwinów, za którą stały organizacje polskiej mniejszości na Litwie, weterani Armii Krajowej oraz „lojalne i nielojalne Litwie grupy”. W swoim komentarzu dla dziennika „Lietuvos žinios” europoseł ubolewa, że niepotrzebnie wtedy zaniechano debaty publicznej na temat zabójstwa w Drawczach, o czym, zdaniem Landsbergisa, należałoby wtedy rozmawiać właśnie z organizacjami Polaków na Litwie oraz weteranami Armii Krajowej.
„Również na Litwie mieliśmy przypadek, kiedy szalony Polak wystrzelał litewską wioseczkę Drawcze. Na koniec i sam dostał w głowę kolbą swojej strzelby. Nie było sądów — bezpłatnych reklam nienawiści, ale nie widzieliśmy też, jak w Norwegii, powszechnego narodowego współczucia dla niewinnych ofiar. Może wydawało się (mnie również), że po śmierci zabójcy w szpitalu nie potrzeba dalszego zaostrzenia sytuacji; trudno byłoby skontrolować. Ale musieliśmy znaleźć sposoby, żeby szczerze porozmawiać z polskimi organizacjami na Litwie, z weteranami Armii Krajowej, z grupami lojalnymi i nielojalnymi wobec Litwy. Przecież wtedy, w niepoczytalnej świadomości jednej osoby niezupełnie przypadkowo akumulował się zwyczajny, prymitywny faszyzm — szowinizm antylitewski. Przedtem, w ciągu kilku lat w Litwie Wschodniej (na Wileńszczyźnie — przyp. red.) powtarzały się przypadki szarpania trójkoloru — bezczeszczenie flagi państwowej w dzielnicach, słowne i wizualne demonstrowanie rewanżystowskich haseł „tu jest Polska”, „Polska powróci” oraz podobne stanowiska. Gazetki do dziś czasami napiszą o „Wilnie anektowanym przez Litwę”. Ten zaściankowy nacjonalizm i szowinizm (jak w Sejnach — „Litwę do gazu!”) miał i nadal ma swoich apostołów, ale nadal unikamy otwartej o tym dyskusji” — czytamy w komentarzu europosła Vytautasa Landsbergisa. Między tymi słowami patriarcha litewskich konserwatystów zabrał głos w dyskusji nie tylko o wydarzeniach w Norwegii, ale też w kontekście odradzającego się neofaszyzmu na Litwie, o czym alarmują tutejsze, w tym polskie, media. Europarlamentarzysta odniósł się mianowicie do skandalicznego obozu młodych nacjonalistów zorganizowanego niedawno w Dziewieniszkach, w rejonie solecznickim zamieszkałym w większości przez litewskich Polaków. Jak już pisaliśmy, uczestnikom obozu zabroniono rozmawiać w językach słowiańskich i germańskich, a tym, którzy naruszyliby ten zakaz, „organizatorzy obiecali szarym mydłem wyszorować gębę”. Europoseł skarcił poniekąd „nieostrożne” wypowiedzi i zachowanie się organizatorów. Ale też stanął w ich obronie przekonując, że „szorowanie gęby” i to dobrowolne i nie szarym, a „może nawet pachnącym mydłem” groziło tylko temu, kto używałby obcojęzycznych wulgaryzmów. Zaś w sprawie zakazu językowego patriarcha konserwatystów pouczył młodych nacjonalistów, że niepotrzebnie wymieniali zakazane języki, bo wystarczyłoby tylko ustalić, w jakich językach obozowicze mieliby prawo rozmawiać.
Tymczasem o rozniecanie szowinizmu i podżeganie do nielojalności wobec Litwy europoseł oskarża Polaków, między innymi z mistycznej organizacji „Kresy”, która „otwarcie podburza przeciwko „obcego” języka państwowego.
„A teraz inna organizacja, »Polska Macierz Szkolna«, być może również podkarmiana z Polski, ogłasza opór wobec Ustawy o Oświacie, nawołuje do wyrzucania przez okno litewskich podręczników. Może będzie prowokowała konflikty jak za czasów bandytów »Jedinstwa« (prosowieckiej organizacji działającej w okresie samostanowienia się litewskiej niepodległości — przyp. red.), żeby móc jeszcze głośniej wołać o pomoc państwa zagraniczne i doić ich fundusze” — czytamy w komentarzu Vytautasa Landsbergisa. Autor więc nawołuje „braci Litwinów”, żeby unikali prowokacji i zachowywali spokój.
„Litewskość musi być mądra, bracia. Odpowiedzialna i przyjazna wobec wszystkich, również wobec nieco innych, a nawet wobec błądzących. Wrogość jest zgubna, więc pozostawmy ją głupim” — poucza europoseł.
I z tym się należy zgodzić jak najbardziej…