Niektórzy twierdzą, że więzienie nikogo jeszcze nie poprawiło, że człowiek który popełnił przestępstwo i siedział w więzieniu, wcześniej czy później powróci do starego trybu życia i znowu znajdzie się w więzieniu. Być może. Jednak, jak znamy życie, nie ma reguł bez wyjątków. Często są to rzadkie wyjątki, ale jednak są.
Andriusa Jociusa, więźnia z Wileńskiego Domu Poprawczego przy ul. Rasų 8 spotkałam w Wileńskim Hospicjum im. Bł. Michała Sopoćko, gdy w gospodarczym budynku sortował i układał do prania brudną pościel.
Wysoki, w sile wieku mężczyzna robił to bardzo szybko i z wielkim zapałem i zaangażowaniem. Zdawać się mogło, że wykonuje jakąś bardzo ważną i ulubioną przez siebie pracę.
— Trafiłem do więzienia przed siedmiu laty i wszystko to przez alkohol. Wypiliśmy trochę za dużo z kolegą. Rozpoczęła się jakaś głupia sprzeczka. Słowo po słowie i nawet sami tego nie zauważyliśmy, jak zaczęliśmy się okładać pięściami. Może dlatego, że byłem sporo starszy i silniejszy, jeden z moich ręcznych ciosów okazał się dla kolegi śmiertelny. Zabiłem człowieka i dlatego znalazłem się w więzieniu. Nie próbowałem się wykręcać. Wina była oczywista, aczkolwiek nie zamierzona, więc uznałem swoją winę i pogodziłem się z wyrokiem (10 lat więzienia) — zwierza się szczerze Andrius.
Pochodzi z Możejek. Miał normalną pracę, rodzinę i czwórkę dzieci, gdy jeden głupi krok raptem odmienił jego życie. Ktoś z pewnością powie, że tragicznie odmienił. Z pewnością. Ale czasem trzeba się znaleźć w głębokim dołku, żeby potem z niego wyjść. Tak, wyjście często jest bardzo trudne i bolesne, trzeba bardzo chcieć i mieć dużo siły. Trzeba na spokojnie wszystko przemyśleć, uznać swoją winę, przyjąć karę i zastanowić się, czego właściwie się chce, czy właśnie w dołku chce się spędzić resztę swego życia.
— Zabiłem człowieka i chyba nigdy sobie nie wybaczę tego ciężkiego grzechu, ale wiem jedno, że chcę i powrócę do normalnego życia. Tu w więzieniu właśnie to zrozumiałem — mówi Andrius.
Ciężko żyć z takim kamieniem na sercu, ale na szczęście, warunki więzienne są całkiem dobre, kierownictwo surowe, ale sprawiedliwe w swoich decyzjach i bardzo po ludzku odnoszące się do ludzi, pomimo że są przestępcami. W więzieniu najtrudniej jest, gdy nie ma pracy. Do Andriusa los się uśmiechnął, bo zaproponowano mu praęe w hospicjum. Bez namysłu się zgodził, choć wiedział, że będzie tu musiał wykonywać zwykłą „czarną” robotę. Sprząta korytarze, myje podłogi, zbiera śmiecie, czyści ubikacje, rozwozi chorym jedzenie, czasem wychodzi z nimi na małe przechadzki i dużo z nimi rozmawia. Przyzwyczaił się i pokochał „swoich” chorych.
— Najtrudniej jest wtedy, gdy w dzień się z człowiekiem jeszcze rozmawiało, a rano już go nie ma — ze wzruszeniem mówi mój rozmówca.
Obciążony wielką winą, ale dziś bardzo skruszony i, o dziwo, z wielkim optymizmem patrzący w przyszłość. Od lat już nie zagląda do kieliszka, należy do klubu Anonimowych Alkoholików i ma tam dużo przyjaciół. Tam właśnie oczyszcza swoją duszę. W niedzielę czasem chodzi do kaplicy na Mszę św., niekiedy tak po prostu wpada, żeby po swojemu w ciszy z Bogiem porozmawiać, bo w Boga szczerze wierzy, ale przystąpić do sakramentów jeszcze nie jest gotowy. Ma nadzieję, że kiedyś na dobre pojedna się z Bogiem, ale na razie wciąż Go poszukuje, wciąż nie bardzo wie, jak do tego pojednania dojść.
Z pewnością niejeden cynik powie: „Co to może być dobrego z przestępcy, takiemu Bóg nie powinien w ogóle przebaczyć”.
Nie śpieszmy się z sądami. Wszak pamiętamy chyba, jak to Żydzi przyprowadzili do Jezusa cudzołożnicę mówiąc, że prawo nakazuje takich kamienować. A odpowiedź Chrystusa była prosta: „Kto sam jest bez grzechu, niech pierwszy rzuci kamieniem”. I nikt nie rzucił kamieniem, nikt jej nie potępił, nie potępił jej także Jezus, tylko powiedział: „Idź i więcej już nie grzesz”.
Andrius ma już swoje plany na przyszłość. Istnieje możliwość, że za dobre zachowanie się niedługo może wyjść z więzienia. Czekają go w domu rodzice, dzieci, czekają prawdziwi przyjaciele, którzy pomimo tego, co się stało, wierzą w niego. Wierzy w niego kierownictwo, personel hospicjum, chorzy. Jest tu przez wszystkich lubiany i szanowany, bo dużo dobrego robi i dużo serca daje spotykanym na swojej drodze ludziom. Ponoć niezbadane są wyroki Boże. Dla Andriusa praca w hospicjum była chyba tym najlepszym wyrokiem, wyrokiem, który odmienił jego spojrzenie na życie, świat.
— Odmienić się zawsze można, trzeba tylko bardzo chcieć — dodaje Andrius. I jeszcze poprosił potem o tę gazetę o nim, bo będzie chciał rodzicom i dzieciom pokazać.
Wiele osób wierzy w Andriusa, w jego odmianę, ufa mu, że nadejdzie chwila, kiedy Andrius powie: „Jeszcze się kiedyś rozsmucę/Jeszcze do Ciebie powrócę,
Chrystusie”.