Skandalem zakończyła się zaoczna dyskusja dwóch ekspertów wojskowych o potrzebie obrony Wilna w razie ewentualnej agresji zewnętrznej.
Władimir Orłow z Kowna, który uważa, że Wilno jest miastem o mniejszym znaczeniu strategicznym niż Kowno czy Olita, dlatego jego obrona w razie ewentualnej agresji nie ma większego sensu, w odpowiedzi od Aleksandrasa Matonisa usłyszał nie tylko kontrargument eksperta, ale też insynuacje, że oponent może być na usługach kremlowskiej propagandy. Co więcej, Matonis porównał Orłowa udzielającego się w klubie rekonstrukcji historycznej do jednego z przywódców prorosyjskich separatystów Igora Strełkowa (Girkina).
„Niezaprzeczalnym jest to, że w Rosji jej służby specjalne trzymają rękę na tych klubach rekonstrukcji historycznej. Obecnie bardzo znana osoba Igor Girkin (pseudonim Strełkow), były lider donieckich separatystów, który teraz uciekł z pola walki, na Ukrainie swoje wpływy zdobywał i umacniał również, rekonstruując historię carskiej Rosji. Nie rzucając tu nikomu oskarżeń czy podejrzeń, wydaje się, że każdy powinien jednak wiedzieć, że każdy, kto aktywniej współpracując z Rosją, jest związany z odtwarzaniem kultury pewnego okresu historii, chcąc nie chcąc trafia pod działania rosyjskiej tzw. miękkiej siły” – Matonis powiedział w niedzielnym wywiadzie dla programu Nemiry Pumprickaitė „Savaitė” w telewizji LTV.
Ekspert doszedł do „logicznego wniosku”, że nawoływanie do niebronienia Wilna jest zachowaniem wrogim wobec państwa. Podążając za „logiką” swego rozmówcy, Nemira Pumprickaitė zbudowała swój logiczny ciąg, że odtwarzanie historycznych wydarzeń z okresu I wojny światowej i paradowanie w mundurach carskiej Rosji w obecnym kontekście geopolitycznym jest co najmniej nie na miejscu.
— O ile wiem, prowadząca i gość programu „Savaitė” są zawodowymi dziennikarzami, dlatego dziwi mnie, że podejmując się publicznego omawiania strony trzeciej, to nawet nie zapytali o stanowisko tej strony – powiedział „Kurierowi” Władimir Orłow, który jest członkiem klubu rekonstrukcji historycznej „Załoga kowieńskiej twierdzy” oraz dyrektorem spółki pożytku publicznego „Karo paveldo centras”, która zarządza m. in. muzeum VII Fortu Kowieńskiej Twierdzy.
Nasz rozmówca oburzony jest, że dziennikarze próbują upolityczniać zarówno działalność klubów rekonstrukcji historycznej, jak też teoretyczną dyskusję o obronności.
— Zapytany przez dziennikarza, wypowiedziałem swoje zdanie na temat strategii obronnej w przypadku wojny. Pan Matonis wypowiedział swoje i na tym można byłoby dyskusję zakończyć. Oburzającym jednak jest próba upolitycznienia tej dyskusji i wykorzystania jej do siania jakiejś paniki, szukania wrogów – mówi nasz rozmówca.
Zwraca też uwagę na niewłaściwe, jego zdaniem, porównanie działalności klubów rekonstrukcji historycznych na Litwie z podobnymi organizacjami w Rosji.
— Jeśli w Rosji te kluby znajdują się faktycznie pod wpływem władz i są wykorzystywane w tzw. celu szerzenia patriotyzmu, to u nas członkowie tych klubów są przede wszystkim aktorami, którzy na potrzebę odtwarzanej roli wkładają odpowiedni mundur. To sztuka, w tym nie ma żadnej polityki – zaznacza Orłow.
Przyznaje, że z braku czasu już od trzech lat nie udziela się w klubie „Załogi kowieńskiej twierdzy”, a jego mundur szeregowego z okresu carskiej Rosji, której wojska stacjonowały w okresie I wojny światowej w Kowieńskiej Twierdzy wisi w gablocie muzealnej muzeum VII Fortu. Absurdalnym nazywa też insynuacje, że każdy, kto założy historyczny mundur wojskowy, jest narażony na wpływy rosyjskich służb specjalnych, czy też staje się podatnym materiałem na „zielonego ludzika”.
Jak podkreślił, osoby, które fascynują się odtwarzaniem historii, na ogół dobrze znają tę historię i potrafią wyciągnąć z niej odpowiednie wnioski.
— Dlatego porównywanie ich do Strełkowa, który z politycznych pobudek zaczął strzelać do ludzi, jest co najmniej nie na miejscu w dyskusji o potrzebie obrony Wilna w razie wojny – zauważa Orłow.
W tej dyskusji nasz rozmówca uważa, że Wilno jest strategicznym miastem, leżącym w strategicznie bardzo złym miejscu w kontekście geopolitycznym. W jego natomiast przekonaniu, obrona Wilna wiązałaby się z ogromnym zagrożeniem dla ludności cywilnej. Ale jak mówi, o praktycznym aspekcie strategii obronnej najwięcej mają do powiedzenia wojskowi.
— Na szczęście, oni o tym nie mówią i mam nadzieję, że jak najmniej osób wie o wojskowych planach obrony stolicy, jak też całego kraju w przypadku ewentualnego zagrożenia – mówi Władimir Orłow.
Tymczasem wczoraj, 13 października, wojskowi wydaje się, zechcieli uchylić rąbka swojej tajemnicy obronnej, bo wnieśli do Sejmu projekt Ustawy o Utworzeniu Specjalnych Oddziałów Szybkiego Reagowania na zagrożenia w okresie pokoju.
Jak zaznacza się w oświadczeniu Ministerstwa Ochrony Kraju, nowa regulacja umożliwi wojskowym skutecznie reagować na zagrożenie tzw. niewypowiedzianej wojny, jaką Rosja prowadziła przeciwko Ukrainie na Krymie. Ustawa przewiduje, uformowanie oddziałów szybkiego reagowania do zwalczania tzw. „zielonych ludzików”. Oddziały te, utworzone na bazie obecnych sił zbrojnych, w razie zagrożenia będą mogły podjąć działania wojenne na określonym terytorium kraju na mocy dekretu prezydenckiego.
Siły szybkiego reagowania mają liczyć około 2,5 tys. Żołnierzy.