Po każdej zbiorowej egzekucji na „bazie” w Ponarach pozostawały stosy należących do ofiar ubrań, butów, nakryć głowy, obrączek, pierścionków, sygnetów, naszyjników, banknotów, a nawet złotych monet i złotych zębów. Stawało się to łupem morderców. Większość rzeczy ładowano na samochody i wywożono do Wilna, do siedziby Ypatingasis būrys.
Były kwatermistrz tego oddziału Alfonsas Kuzavinis zeznawał na tę okoliczność przed organami ścigania LSRR w roku 1969:
„Z opowiadań członków oddziału wiem, że rozstrzeliwali wszyscy członkowie oddziału bez żadnego wyjątku. Bardzo często przywozili z miejsca rozstrzeliwań dużo odzieży należącej do rozstrzelanych i składowano ją w osobnym pokoju. Potem członkowie oddziału brali sobie tę odzież. Ile kto chciał, mógł brać. Było to niejako wynagrodzenie za likwidowanie ludzi. Oprócz tego członkowie oddziału często otrzymywali wódkę i najczęściej pili ją po powrocie z rozstrzeliwań w Ponarach”.
Rzeczy po zamordowanych było jednakże tak dużo, że członkowie Oddziału Specjalnego nie byli w stanie spożytkować ich w całości.
Uczestniczący w procesie Miakisza, Butkuna i Borkowskiego w charakterze świadka Roman Korab-Żebryk relacjonował przed sądem: „Do Sonderkommando przyjmowano tylko ochotników. Ubrania ofiar gromadzono i sprzedawano w Wilnie w kilku punktach dla litewskich urzędników”.
Literacki opis funkcjonowania takich sklepów-magazynów nakreślił Sergiusz Piasecki w powieści „Dla honoru organizacji”.
Przełożony Józefa, głównego bohatera powieści, chciał mu dopomóc w przezwyciężeniu nadzwyczaj trudnej sytuacji materialnej:
„Zaraz panu coś przekażę – wyszedł drzwiami prowadzącymi do łazienki. Wrócił niebawem i położył na biurku litewski formularz. Jest to – powiedział »order« na gotowe ubranie, palto albo na kupon materiału. Mam kilka takich blankietów, ale dwa chcę zachować w swym archiwum jako dokumenty. Ten panu dam. Na podstawie tego »orderu« może pan kupić cokolwiek wartościowego w sklepie gotowych ubrań przy ulicy Wielkiej albo w sklepie materiałów tekstylnych przy Niemieckiej. Zarobi pan na tym chyba kilkadziesiąt razy więcej w stosunku do ceny urzędowej(…). Przy ulicy Wielkiej Litwini urządzili duży skład męskich ubrań. Latem 1941 roku złożono tam rzeczy, które pozostały po ucieczce bolszewików. Później dodali do nich dużo odzieży zabranej ze sklepów żydowskich. Ale sprzedawano wszystko na podstawie »orderów« prawie wyłącznie Litwinom”.
Sporo rzeczy pozostałych po zamordowanych ofiarach członkowie Sonderkommando przywłaszczali sobie we własnym zakresie już na miejscu w Ponarach. Sprzedawali je później na targu. Mieszkający w czasie okupacji niemieckiej w Ponarach przedwojenny dziennikarz wileński Kazimierz Sakowicz prowadził potajemnie dziennik z opisami tragicznych wydarzeń.
Pod datą 21 listopada 1941 zanotował: „Z bazy wyszedł szaulis z karabinem i na drodze (był to dzień rynkowy, piątek) zaczął sprzedawać przyniesione damskie ubrania: kilka płaszczy, sukien, śniegowce. Ostatnią parę płaszczy – granatowy i brązowy sprzedał za 120 (sto dwadzieścia) rubli i »na dodatek« dał jeszcze parę śniegowców. Gdy jeden z chłopów (Wacław Tankun ze Starego Międzyrzecza) spytał, czy jeszcze będzie sprzedawał, szaulis powiedział: niech »poczekają«, a »wybierze« Żydówkę jak raz na miarę. W. Tankun z żoną przerazili się i gdy szaulis odszedł, szybko odjechali. Szaulis zjawił się z ubraniem, był zły, że tych »chamów« nie ma, bo »trudził się« wybierając Żydówkę z czwartej kolejki, która wzrostem była »podchodziaszcza« dla wieśniaczki”.
Za zrabowane ubrania członkowie Ypantingasis būrys zaspokajali niekiedy najbardziej przyziemne potrzeby. W tym celu nawiązali bliskie stosunki towarzyskie i handlowe z mieszkającym bardzo blisko „bazy” dróżnikiem kolejowym Jankowskim, który znał dobrze język litewski.
W trakcie warszawskiego procesu Józef Miakisz zeznawał: „Do Jankowskiego chodziłem się umyć i napić wody. Byłem u niego cztery razy. Tylko raz dałem te rzeczy po rozstrzelanych, to jest marynarki, palta damskie i inne rzeczy. Za powyższe otrzymałem kolację w jego mieszkaniu”.
Motyw zdobywania przez członków Oddziału Specjalnego żywności pojawiał się zresztą częstej. Zeznawał na ten temat m. in. dawny mieszkaniec Ponar, najbliższy sąsiad dróżnika Jankowskiego, Czesław Okuniewicz:
„Wymienieni przeze mnie z nazwisk Litwini przychodzili do mojego domu i do domu Jankowskiego. Litwini ci opuszczali posterunki wartownicze, żeby rabować z żywności rolników wiozących artykuły do miasta. Po egzekucjach pod moim domem często myli ręce. Na butach często mieli krew”.
Co do zasady Józef Miakisz sprzedawał zrabowane rzeczy na bazarach. Często korzystał z pośrednictwa kuzyna Krzysztofa Wincunasa: „Otrzymywałem wynagrodzenie około 200-250 marek niemieckich miesięcznie. Nie wystarczało mi to na życie, tym bardziej że moja żona nie pracowała. Aby poprawić ten stan rzeczy, zacząłem handlować rzeczami po zastrzelonych Żydach w Ponarach. Te rzeczy po Żydach dawałem Wincunasowi, który często mnie odwiedzał. Wincunas te rzeczy po Żydach sprzedawał na miejscowym bazarze lub na okolicznych wsiach i w zamian za nie dostarczał mi słoninę”.
Kosztem swoich ofiar bogacił się również Władysław Butkun. Litwinka Stanisława Lapčienė pochodziła z Nowik, rodzinnej wioski Butkuna. Przyjaźniła się tam z jego siostrą. W czasie okupacji niemieckiej obydwie, a także druga siostra Butkuna, zamieszkały w Wilnie. Lapčienė wraz z Butkunówną często odwiedzały Władysława Butkuna w mieszkaniu, które zajmował razem z dwoma innymi członkami Ypatingasis būrys — Klukasem oraz Vielevisem. Mieszkanie wynajmowali od starszej wiekiem Litwinki, którą nazywali „gospodynią”.
W roku 1972 Lapčienė zeznawała przed organami ścigania LSRR: „U Butkunasa, Klukasa i Vielewvisa widoczne były różne złote rzeczy jak zegarki, pierścionki lub obrączki. Także można było zobaczyć odzież damską(…). Vielevis powiedział, że nic nie znaczy uciąć palec trupowi, jeśli jest na nim złoty pierścionek lub obrączka(…). Siostry Butkuna zaczęły się dobrze ubierać, chociaż poprzednio żyły biednie. U Weroniki znalazł się na szyi złoty łańcuszek, chociaż poprzednio go nie miała(…). Pamiętam, że w mieszkaniu Butkunasa, Klukasa i Vielevisa widziałam leżący na parapecie okiennym instrument medyczny do wyrywania zębów”.
Najobszerniejszą relację na temat bogacenia się kosztem zamordowanych w Ponarach ofiar złożył w trakcie procesu w Warszawie trzeci z oskarżonych Jan Borkowski: „Pamiętam, że z Ponar po rozstrzelanych wziąłem dla siebie 3 garnitury, 4 jesionki, jedno męskie futro koloru szarego, zamszową kurtkę koloru brązowego, dwa kożuszki dziecinne, buty długie z cholewami i kilka par obuwia damskiego i męskiego. Oprócz tego przeszukując rzeczy rozstrzelanych, przywłaszczyłem sobie kilkanaście tysięcy rubli (czerwieńce) w banknotach, zegarek marki »Longin«. Z tych rzeczy dałem teściowi garnitur i płaszcz oraz jesionkę. Kożuszki dałem siostrom mojej żony jak również i buciki. Żonie dałem futro damskie (źrebaki), pantofle oraz część zabranych przeze mnie rubli. Sam nosiłem zegarek »Longin«, buty z cholewami, ubrania i futro męskie”.
Jesienią 1943, gdy Armia Czerwona osiągnęła rubieże Białorusi, okupanci niemieccy zaczęli zacierać ślady masowych kaźni w Ponarach. Szczególnie intensywne działania podjęli w grudniu 1943 oraz w styczniu 1944. Wydobywano z dołów zwłoki pomordowanych i palono je. Zamieszkały w Ponarach od roku 1934 Bolesław Żebryk relacjonował na procesie Miakisza, Butkuna i Borkowskiego:
„Od jesieni 1943 rozpoczęto palenie zwłok. Pracowało przy tym 82 ludzi, z czego 60 jeńców radzieckich, 21 Żydów i jeden Polak o nazwisku Iwaszkiewicz. Przebywali na stałe w okrągłym dole, a u góry była budka strażnicza i silne światło z baraku. W dole ci ludzie mieli kuchnię. Gotowały posiłki dwie Żydówki. Oni zrobili podobno podkop, ale podczas ucieczki zostali zauważeni i prawie wszyscy zabici”.
Wśród kilku ocalałych znalazł się ponownie wspominany wcześniej Abram Blazer, który w listopadzie 1943 po raz drugi trafił do Ponar, tym razem do ekipy palaczy zwłok.
Nie wszystkie ślady potwornych zbrodni dało się usunąć. Okupanci niemieccy i kolaboranci litewscy, a od później jesieni także esesmani łotewscy, na terenie „bazy” w Ponarach nadal rozstrzeliwali ludzie, chociaż nie na taką masową skalę jak w latach poprzednich.
W tym czasie niemal wszystkich Żydów już zgładzono i ofiarami stali się głównie Polacy, Rosjanie, Białorusini i Litwini.
W sierpniu 1944, a zatem niezwłocznie po zajęciu Wilna, powołano Nadzwyczajną Komisję Państwową ZSRR do zbadania zbrodni w Ponarach. Protokół oględzin sporządzony przez członków tej komisji zawierał opis 8 dołów ze zwłokami pomordowanych ludzi.
Zgodnie z jego treścią, pierwszy dół zawierał 9 000 ciał ludzkich, z tego 37 Litwinów i 500 księży i zakonników. W drugim dole znaleziono około 10 tysięcy ciał żołnierzy sowieckich wziętych do niewoli w roku 1941. W trzecim dole około 12 tysięcy ciał Żydów rozstrzelanych w latach 1941-1942. W czwartym dole zwłoki około 3 500 mężczyzn i kobiet inwalidów. Piąty dół był wypełniony ciałami 2 400 Żydów oraz wziętych do niewoli żołnierzy Armii Czerwonej z kadry dowódczej. W szóstym dole odkryto około 3 500 trupów w stanie daleko posuniętego rozkładu. W pozostałych dwóch dołach były szczątki ciał ludzkich spalonych na stosach. Od tego czasu rozpoczęto niezbyt intensywnie prowadzone poszukiwania morderców. Według opracowania sporządzonego w listopadzie 1971 przez Starszego Radcę Sprawiedliwości LSRR J. Bakučenisa, ustalono na tamtą chwilę nazwiska 50 niemieckich funkcjonariuszy SD odpowiedzialnych za mordy w Ponarach, 6 członków Ypatingasis būrys zamieszkałych na Litwie i jednego na Białorusi, imienny wykaz byłych członków tego oddziału mieszkających za granicą, tj. dwóch w Australii, dwóch w Wenezueli, jednego w USA oraz jednego w Wielkiej Brytanii. Ponadto podano imienny wykaz dalszych 21 członków Ypatingasis būrys, których miejsca pobytu nie ustalono.
Do czasu opracowania tego raportu sądy LSRR skazały na karę śmierci czterech sprawców mordów, a ośmiu innych na kary długoletniego pozbawienia wolności. Raport nie obejmował trzech sprawców skazanych przez Sąd Wojewódzki w Warszawie, tzn. Miakisza, Butkuna i Borkowskiego.
Odcinek ostatni