O spełnionych marzeniach, o pracy jako nauczycielka muzyki i o tym, dlaczego przyjęła nazwisko męża i będzie z niego korzystała w karierze artystycznej, opowiada „Kurierowi Wileńskiemu” znana na Wileńszczyźnie piosenkarka Bożena Sokolińska-Krasiłowa.
*Jak zaczęła się Pani przygoda ze śpiewaniem?
Śpiew towarzyszy mi w zasadzie od dziecka, zawsze lubiłam śpiewać. Chyba zanim zaczęłam mówić, już śpiewałam. W przedszkolu nauczycielka muzyki zauważyła mój głos i zdolności muzyczne. Zawsze proponowała mi śpiewanie solówek. Pewnego razu poczułam bardzo intensywnie, że muzyka jest mi szczególnie bliska, podoba mi się i że swoje życie chcę poświęcić właśnie jej. Kocham śpiewać. Ciągle śpiewam. Moje życie to śpiew.
*Czy w związku z tym zdołała Pani spełnić swoje marzenia?
Moje marzenia powoli się spełniają. W ubiegłym roku dałam swój pierwszy koncert solowy przed dużą publicznością, okazał się bardzo udany. Nagrałam też płytę, taką tylko dla siebie. Są na niej zamieszczone piosenki napisane wyłącznie dla mnie. Nie chcę o wszystkich marzeniach mówić głośno. Zachowuję je w sercu.
*Jakie ma Pani plany związane z dalszą karierą? Co chciałaby osiągnąć w najbliższym czasie?
Chcę się rozwijać zawodowo, poszerzać horyzonty, zdobywać nowe, cenne doświadczenie. Na scenie śpiewam w kilku językach – po polsku, rosyjsku, litewsku, niemiecku i w jidysz. Zamierzam dużo śpiewać. Niech cały świat się dowie, kto to jest Bożena Sokolińska (śmiech).
CZYTAJ WIĘCEJ: Lubię się zaszyć w Wilnie
*Czy oprócz śpiewania jest coś, co zajmuje Pani czas?
Nie mam większego hobby niż śpiewanie. Uczęszczam także do żydowskiego zespołu Fajerlech. Choć bardzo lubię też przyrodę. Po hucznych imprezach czy koncertach lubię wyjechać zaszyć się gdzieś i cieszyć się jej pięknem.
*Jak układa się współpraca z Katarzyną Zvonkuvienė?
Kasia przede wszystkim jest moją najlepszą przyjaciółką. Jestem z niej bardzo dumna! Dzielimy się wszystkimi emocjami, przeżyciami. Popijamy kefirek i rozmawiamy o wszystkim (śmiech).
*30 sierpnia wzięła Pani ślub. Kim jest Pani wybranek?
Mój ukochany to Jakow Krasiłow. Jest pochodzenia żydowskiego. Kocham go bardzo. Pomaga mi we wszystkim. Zawsze czuję jego wsparcie.
*Dlaczego postanowiła Pani przyjąć nazwisko męża?
Gdy przychodzi moment, że trzeba coś w życiu zmienić, to warto zmienić wszystko. On jest moim mężem, ja jestem jego żoną, a tradycyjnie żona przyjmuje nazwisko męża. Tak właśnie uczyniłam.
*W karierze artystycznej będzie Pani używała swojego panieńskiego nazwiska czy nazwiska męża?
Będę także korzystała z nazwiska męża. Śpiewam w różnych językach i myślę, że ci, którzy znają Bożenę Sokolińską, poznają mnie również jako Krasiłową. Nigdy nie dzielę ludzi ze względu na narodowość.
*Jest Pani nie tylko piosenkarką, uczy też Pani muzyki w Gimnazjum im. Szymona Konarskiego. W Gimnazjum im. Jana Pawła II kieruje zespołem „Ad Astra”, którego założycielką była Katarzyna Zvonkuvienė. Jak wygląda praca w szkole?
Obecnie pracuję jako nauczycielka muzyki w dwóch szkołach. Na razie godzę to wszystko. W Gimnazjum im. Jana Pawła II muzykę wykładam nastolatkom. Muszę przyznać, że z nimi jest trudniej niż z młodszymi uczniami w Gimnazjum im. Szymona Konarskiego. Chodzi przede wszystkim o to, że dzisiejsza młodzież jest bardzo zabiegana. Po lekcjach uczniowie mają kolejne zajęcia i bardzo trudno jest umówić się na spotkanie, by przeprowadzić próby. Ale dajemy sobie radę.
*Ma Pani 12-letnią córkę Gabrielę.
Tak, i jesteśmy przyjaciółkami. Zawsze pytam ją o zdanie. Ona doradza mi, a ja jej.
*3 października w sali koncertowej Compensa po raz pierwszy na żywo wystąpi gwiazda muzyki disco polo Zenon Martyniuk z zespołem Akcent. Z nim wystąpi także Pani. Jak się Pani czuje przed tym wydarzeniem?
To wielki zaszczyt, że będę mogła zaśpiewać na jednej scenie z gwiazdą polskiej estrady Zenonem Martyniukiem. Jest mi niezmiernie miło. Przy okazji chciałabym zaprosić wszystkich na ten koncert.
Fot. Marian Paluszkiewicz, archiwum
Artykuł opublikowany w wydaniu magazynowym “Kuriera Wileńskiego” nr 37(179); 21-27/09/2019