Po włączeniu Litwy do ZSRS Michał Römer pozostał na stanowisku wykładowcy prawa konstytucyjnego na Uniwersytecie Wileńskim. Nadal niemal co dnia pisał swoje „Dzienniki”, zachowując wszakże minimalne wymogi autocenzury na wypadek, gdyby zapiski wpadły niespodziewanie w niepowołane ręce. Jest to widoczne w porównaniu z późniejszymi zapiskami poczynionymi w czasie okupacji niemieckiej.
O głosowaniu do Sejmu Ludowego Litwy
15 lipca 1940 r.: „Głosowanie do Sejmu Ludowego zakończone (…). W Krewnach, gdzie myśmy głosowali, głosowanie miało miejsce w lokalu szkoły (…). Przy wejściu wydawano każdemu głosującemu kopertę i pasek papieru z wydrukowanymi nazwiskami kandydatów (…), osobnego pokoiku, w którym głosujący mógłby sam dokonać czynności włożenia kartek do koperty, nie było. Trzeba to było robić na oczach obecnych, co wykraczało nieco przeciwko tajności wyborów. Głosujący siedział na ławie i dokonywał swojej czynności, zresztą mógł to robić, stojąc, mógł odwrócić się tyłem do środka izby, żeby się nieco izolować, ale zupełnej izolacji w osobnym pokoju nie było (…). Incydentów przy głosowaniu w Krewnach nie było. Był tylko incydent podobno na zewnątrz. Jak opowiadali ci, co głosowali wieczorem, młode Moskaluki (Moskali – starowierów w okolicach Krewien i jeziora Sarty jest dużo), licznie zgromadzeni w Krewnach, zechcieli dla demonstrowania swoich uczuć rewolucyjnych sowieckich, niechętnych państwowości litewskiej, obracać chorągwie o barwach narodowych litewskich w ten sposób, aby czerwona część trójkolorowego sztandaru litewskiego była przynajmniej u góry, ponad zieloną i żółtą (…). Bo też starowiery są u nas najczynniejszym i najradykalniejszym elementem fermentu politycznego. Właściwie oni i Żydzi. Tylko że Żydzi biją zwłaszcza na moment rewolucyjny społecznie, podczas gdy starowiery uderzają raczej w ton narodowy rosyjski. Dla nich Sowiety są przede wszystkim i nade wszystko Rosją. Chcą oni Rosji i basta, a nie chcą Litwy”.
CZYTAJ WIĘCEJ: Świadectwo Michała Römera cz. II
O sowieckiej polityce historycznej
27 sierpnia 1940 r.: „W gazetach ogłoszone są poprawki do statutu uniwersyteckiego. Przede wszystkim zmieniona jest nazwa uniwersytetu w Kownie. Z nazwy wyrzucone jest imię Witolda Wielkiego. Odtąd uniwersytet ten, jak Wileński, będzie nazywał się Uniwersytetem Kowieńskim (Kauno Universitetas). Notabene, imię Witolda Wielkiego wykreślone też zostało z nazwy muzeum w Kownie, które odtąd będzie się nazywało Kowieńskim Muzeum Kultury (…). Komuniści, którzy są bardzo mądrzy, zdają sobie doskonale sprawę z wagi symbolów i legend i posługują się wciąż tym samym, nadając nie tylko instytucjom albo ulicom, ale całym miastom imiona swych wielkich ludzi, jak Stalin lub Lenin. Cały szereg kołchozów, sowchozów, wielkich zakładów przemysłu, ulic, miast nazywany lub przezwany został imionami wodzów komunizmu, bohaterów lub dat albo epizodów rewolucji (…). Dlaczego by nie miała Litwa sięgać do swych narodowych imion historycznych, które z odległości wieków nie mają odium dla żadnej części ludności krajowej i są symbolami pewnych wielkości w przeszłości! (…). Witold Wielki, Kiejstut, Giedymin są postaciami i imionami epoki, której walki współczesne były obce, toteż imiona te niczego w społeczności nie obrażają, są dobrem powszechnym narodu czy kraju (…). I same Sowiety nie inaczej traktują wielkich ludzi przeszłości Rosji, nie tylko poetów i literatów, jak Puszkin i inni, ale także carów takich, jak Piotr Wielki, albo książąt jak Aleksander Newski”.
O stosunku do Polaków i kultury polskiej w Wilnie
4 września 1940 r.: „Rządy sowiecko-komunistyczne nie zmieniły nastawienia narodowego litewskiego w Wilnie. Zmieniły się tylko formy, ustała brutalna nagonka na Polaków, szykany wszystkiego co polskie, burdy i napaści pod znakiem narodowym. Ale w wymaganiu języka litewskiego, w jego pierwszeństwie, w udzielaniu mu wszędzie stanowiska dominującego jako językowi państwowemu i krajowemu – nic się zasadniczo nie zmieniło (…). Całe szkolnictwo średnie (gimnazja państwowe) stopniowo, od I klasy w tym roku, staje się litewskie, zaś żadnych szkół prywatnych już nie ma, bo wszystkie zostały upaństwowione. Za dawnych czasów była jeszcze perspektywa szkół prywatnych z nauką w języku mniejszości. Na razie więc język wykładowy polski pozostanie w gimnazjach wileńskich w tych klasach, które kontynuują naukę z roku przeszłego, ale z roku na rok będą się posuwały od dołu klasy, które już będą litewskie (…). I w ogóle, jak słychać (opowiadali mi o tym Žilenas i Wielecki), komuniści litewscy są nastawieni bardzo narodowo i zdecydowani nie dopuścić do szerzenia akcji polonizacyjnej w Wilnie, na którą zaczęli liczyć Polacy i którą próbowali już wszczynać komuniści polscy (…). Komunistom litewskim ułatwia tę akcję to, że komunistów Polaków jest w ogóle na ogół mało”.
O wileńskich obchodach rocznicy rewolucji październikowej
8 listopada 1940 r.: „Dziś drugi dzień świąt poświęconych rewolucji październikowej z roku 1917 w Rosji. Dziś jest już tylko iluminacja w mieście i urzędy są zamknięte. Centrum święta – to było wczoraj rano od godziny 9.00 do 14.00. Wszystkie szkoły, organizacje, instytucje, związki zawodowe, wojsko – miały swoje zbiórki w z góry określonych punktach miasta, skąd maszerowały w pochodach na plac Łukiski, gdzie się odbywała parada z defiladą przed trybuną honorową, zajętą przez generalicję sowiecką i przedstawicieli władz Litwy sowieckiej. Pochody szły z transparentami, plakatami, portretami Lenina i Stalina, gwiazdą i emblemą sierpa i młota (…). Pochód był olbrzymi, inscenizacja wielka. Ale, o ile o młodzież chodzi, gorąco entuzjazmowali się tylko Żydzi, których młodzież wypełnia prawie wyłącznie szeregi Komsomołu (Komjaunimas), podczas gdy młodzież litewska i polska jest usposobiona opozycyjnie, hołdująca nie komunizmowi, lecz nacjonalizmowi (…). Witryny sklepów żarzą się od czerwieni, w której toną portrety wodzów rewolucji”.
12 listopada 1940 r.: „Jak słychać, czynniki komunistyczne (…) nie bardzo są rade z zachowania się organizacji defilujących, zwłaszcza szkół litewskich i polskich, które kroczyły przed trybuną w milczeniu. Zarzucają, że za mało wznoszono okrzyków na cześć Stalina i wodzów rewolucji, że za mało ujawniało się entuzjazmu (…). Nauczyciele zaś po szkołach, przynajmniej co gorliwsi, wymawiają to młodzieży. Gdzieniegdzie dochodziło nawet do gorących dyskusji między nauczycielami a uczniami na lekcjach”.
CZYTAJ WIĘCEJ: Michał Römer, patriota litewski i polski
O akcji repatriacyjnej do Niemiec
27 stycznia 1941 r.: „Od kilku dni bawi w Litwie komisja repatriacyjna niemiecka (…). Już w sobotę ukazały się w Wilnie na ścianach rozlepione plakaty wzywające obywateli niemieckich i Niemców do rejestracji repatriacyjnej. Plakaty są w trzech językach – niemieckim, rosyjskim i litewskim. W języku niemieckim – alfabetem gotyckim. Przed plakatem zbierają się duże gromadki ciekawych i czytają tekst uważnie. Dla eksziemian i ludzi ze świata kontrrewolucji tendencja do wydostania się poza nawias świata komunistycznego jest wielka: dużo jest takich, którzy usiłują odświeżyć w pamięci krople krwi niemieckiej przez antenatów swoich lub swoich żon i mężów. Niejeden taki, który przed rokiem namiętnie potępiał Niemców i gorzał patriotyzmem, na przykład polskim, dziś chętnie by się podszył pod farbę krwi niemieckiej (…). Ale są jednak i tacy, którzy, gdyby nawet mogli pewną niemieckość swoją odgrzebać, nie poszliby na to w żadnych warunkach. Tym bardziej że Niemcy tych repatriantów osiedlają przeważnie na ziemiach, z których wyrzucili Polaków po zagarnięciu zachodnich dzielnic polskich”.
Opracował
Krzysztof Jeremi Sidorkiewicz
Artykuł opublikowany w wydaniu magazynowym “Kuriera Wileńskiego” nr 42(204) 26/10-01/11/ 2019