Gdy słyszy się kombinację słów „dziadek do orzechów”, natychmiast nasuwają się skojarzenia ze wzruszającą baśnią E.T.A. Hoffmanna, z niezrównaną muzyką baletową Piotra Czajkowskiego i z Bożym Narodzeniem. Drewniany dziadek jest jednak znacznie starszy niż bajka o nim.
Drewniany zgniatacz orzechów, najczęściej występujący w formie żołnierzyka, dzięki popularności wydanej w Berlinie w 1816 r. opowieści „Dziadek do orzechów i Król Myszy” jest dziś jednym z najbardziej rozpoznawalnych symboli świąt Bożego Narodzenia. Jednak zanim jeszcze Hoffmann uczynił drewnianego nussknackera bohaterem swojego utworu, w niemieckich domach był on już traktowany jako swoisty amulet, mający chronić domowników przed nieszczęściami. Skąd więc pojawiła się taka sympatia do zwykłego narzędzia, którego głównym przeznaczeniem jest łupanie owoców w skorupce?
Historia urządzenia: fakty i legendy
Najstarszymi dziadkami były po prostu dwa kamienie. Najdawniejsze znane metalowe przyrządy pochodzą z III–IV w. p.Chr. Z kolei pierwszy drewniany dziadek do orzechów powstał w Niemczech w XV w. Narodził się podobno w Rudawach w Saksonii, w okolicach miasteczek Grünhainichen i Seiffen, nieopodal granicy z Czechami. Miejscowości te zamieszkiwała przede wszystkim biedna ludność górnicza, a w pewnym okresie stały się one też ośrodkiem wytwarzania skromnych zabawek dla dzieci. Długie zimowe wieczory mieszkańcy lubili spędzać, wykonując z drewna zabawne figurki zwierząt, bajkowych bohaterów czy lokalnych urzędników, których niekiedy przedstawiano w sposób karykaturalny.
Jedna z legend głosi, że pewien wesoły i zaradny rzemieślnik, zmęczony tłuczeniem orzechów, postanowił przekazać tę funkcję jednej ze swoich drewnianych „karykaturek” – żeby nie tylko śmieszyła mieszkańców, ale przynosiła też praktyczną korzyść. W tym celu zaczął wzbogacać figurki w mechanizm dźwigowy. I tak zaczęły powstawać dziadki do orzechów w postaci królów, rozbójników, górników, rycerzy, żołnierzy i innych postaci.
W końcu XVII w. dziadki trafiły na świąteczny jarmark w Lipsku, gdzie zyskały ogromną popularność. Niemal każdy rzemieślnik chciał wykonać własnego „potwora na orzechy”. Z biegiem czasu tłuczyki dzięki ludzkiej pomysłowości zaczęły przybierać zdumiewająco różnorodne formy. Kryły w sobie wyrafinowaną mechanikę, a z zewnątrz zachwycały wymyślnymi, niekiedy ekstrawaganckimi kształtami.
Pierwszą masową produkcję dziadków do orzechów przy użyciu tokarki uruchomił w 1872 r. Wilhelm Fuchner. Wkrótce urządzenia zyskały też popularność w sąsiadujących z Niemcami krajach, m.in. w Polsce i Czechach. W okresie II wojny światowej zawędrowały aż za ocean, do Stanów Zjednoczonych – amerykańscy żołnierze wysyłali je w prezencie do swoich rodzin jako symbol siły, ochrony oraz obietnicę swojego powrotu do domu. W XX w. lalki-orzechołomy stały się nieodłącznym świątecznym rekwizytem domowym w Europie i USA. W Niemczech do dziś jest to jeden z najczęściej wręczanych prezentów z okazji Bożego Narodzenia.
Z drewna, z metalu, małe i duże
Dlaczego dziadek do orzechów jest „dziadkiem” – nie do końca wiadomo. W większości języków to urządzenie nazywa się zgniatacz do orzechów: niem. nussknacker, franc. casse-noisette, ang. nutcracker, czes. louskáček, ros. szczełkunczik. W Polsce nazwa „dziadek do orzechów” pojawiła się podobno w XVIII w. i miała się odnosić nie do funkcji urządzenia, ale do jego wyglądu. W „Słowniku języka polskiego” Samuela Bogumiła Lindego występuje hasło „dziadek”, a „dziadek do orzechów” pojawia się w „Encyklopedii powszechnej” Samuela Orgelbranda.
Najczęściej używanymi materiałami do wyrobu orzechołomów były i pozostają klon, bukszpan, lipa, buk i brzoza – są to najtwardsze gatunki drewna, nadające się do produkcji „najsilniejszych” dziadków, potrafiących „rozgryźć” nawet najbardziej problematyczne łupiny. Co prawda dziś drewniany dziadek do orzechów pełni funkcję raczej dekoracyjną niż praktyczną, gdyż orzechy są łupane przede wszystkim młotkiem, dziadkiem metalowym bądź zwyczajnie otwierane za pomocą noża.
Na niemieckich jarmarkach czy w pracowniach rękodzielniczych do dziś można znaleźć dziadki wykonane ręcznie, składające się nawet z 60 detali. Takie dzieła sztuki rzemieślniczej mogą kosztować do kilkuset euro. Jednak mimo że dziadek do orzechów narodził się w Niemczech, światowy rynek zdominowały dziadki chińskiej produkcji – takie za 10–15 euro można nabyć także w litewskich centrach handlowych.
Standardowa wysokość dziadka to 35–50 cm, jednak można znaleźć okazy bardzo różnej wielkości. Na przykład w muzeum dziadków do orzechów w niemieckim Neuhausen znajduje się największy na świecie dziadek, mierzący aż 5,87 m – został wpisany do Księgi rekordów Guinnessa. Na powierzchni ok. 400 mkw. w muzeum „zamieszkało” ponad 3 tys. dziadków z 30 krajów świata – każdy jest wyjątkowy i występuje tylko w pojedynczym egzemplarzu. Najmniejszy spośród eksponatów ma zaledwie 4,9 mm.
CZYTAJ WIĘCEJ: Jak na świerku wyrosły jabłka i „usiedli” kosmonauci…
Dziadek do orzechów w kulturze
Niewielką ekspozycję dziadków do orzechów można obejrzeć również w Wilnie – w czerwonym foyer Litewskiego Narodowego Teatru Opery i Baletu. To prywatna kolekcja dziadków, składająca się z kilkudziesięciu egzemplarzy zbieranych w ciągu kilku dekad. Właściciel kolekcji chciał pozostać anonimowy. Ekspozycja będzie czynna do połowy stycznia 2020 r. – w tym czasie, do 11 stycznia, w teatrze będzie można oglądać „Dziadka do orzechów” Piotra Czajkowskiego z choreografią Krzysztofa Pastora.
Drewniane narzędzie do łupania owoców w skorupce stało się tematem licznych opracowań literackich, muzycznych i filmowych. Ojcem literackiego dziadka do orzechów jest Ernst Theodor Amadeus Hoffmann. Stworzył on fantastyczną historię o przygodach małej Klary w świecie, w którym w wigilijną noc ożywają zabawki. Dla czytelników francuskojęzycznych utwór ten zaadaptował i przetłumaczył Aleksander Dumas ojciec. Właśnie francuska adaptacja posłużyła jako inspiracja dla słynnego rosyjskiego kompozytora do stworzenia baletu „Dziadek do orzechów”. Premiera dzieła odbyła się w grudniu 1892 r. w Teatrze Maryjskim w Petersburgu.
Ciekawe, że sam Czajkowski nie był zadowolony z efektów swojej pracy nad tym baletem i nigdy nie twierdził, że „Dziadek o orzechów” jest jednym z jego lepszych dzieł. Po petersburskiej premierze pisał w listach, że muzyka w „Dziadku” brzmi znacznie słabiej niż w „Śpiącej królewnie”, balecie, który powstał dwa lata wcześniej. Sam kompozytor nie był skłonny uwierzyć, że jego „niezbyt udana” kompozycja zostanie kiedyś zaliczona do kanonu najpiękniejszych utworów muzyki klasycznej.
Fot. Adobe stock, PIXABAY
Artykuł opublikowany w wydaniu magazynowym “Kuriera Wileńskiego” nr 50(243) 21/12/ 2019-03/01/2020