Sabina Lachowicz nie marzy o roli Julii. Spełnia się za to jako Koziołek Matołek. – Lubię występować dla dzieci, choć czasem trzeba się trochę powygłupiać i pośmiać z siebie samej – mówi w wywiadzie dla „Kuriera Wileńskiego”.
Jak zaczęła się Pani przygoda z teatrem?
Do Polskiego Studia Teatralnego trafiłam w czasie studiów na polonistyce, dzięki mojej wykładowczyni, dr Henryce Sokołowskiej. Moją pierwszą rolą była rola kury w „Powtórce z Czerwonego Kapturka”. Miałam kogoś zastąpić, ale w zespole poczułam się bardzo dobrze i zostałam. Niedługo potem okazało się, że potrzebna jest nowa aktorka do roli Czerwonego Kapturka i pani Lila Kiejzik zaproponowała ją mnie. Tak teatr stawał się dla mnie powoli coraz ważniejszy.
Czerwony Kapturek nie był Pani ostatnią rolą w bajce. Teraz, w czasie pandemii, możemy oglądać kolejny spektakl z Pani udziałem, „Przygody Koziołka Matołka”. Czy role dla dzieci należą do Pani ulubionych?
Tak. Bardzo lubię grać dla dzieci. Trochę łączy się to z moim zawodem – jestem nauczycielką zerówki w Szkole w Leszczyniakach i może również dlatego łatwo jest mi nawiązywać kontakt z młodszą widownią. To dla mnie też sposób na odpoczynek. Mam 27 lat, a jako Koziołek Matołek sama mogę biegać, skakać i krzyczeć na scenie jak dziecko. W normalnym życiu to oczywiście niemożliwe. Dzieci są też bardzo wdzięczną widownią. Bardzo żywo reagują, śmieją się, przeżywają to, co dzieje się na scenie. Są po prostu bardzo autentyczne. Grałam również w spektaklach dla starszej widowni, jak „Próba kabaretu. Raz jeszcze Osiecka”, czy „Marszałek: Żołnierz z ducha”, teraz biorę udział w nagraniu dla TVP „Na wileńskiej ulicy”. To bardzo ciekawe doświadczenia, ale w moim życiu dzieci są niezastąpione. Nie ukrywam, że dorosła widownia jest dla mnie trudniejsza. Wolę występować dla dzieci, choć czasem trzeba się trochę powygłupiać i pośmiać z siebie samej.
Jak pani uczniowie reagują, kiedy widzą Panią na scenie?
To zawsze jest dla nich ogromne przeżycie. Bardzo się cieszą, że mogą oglądać bajkę, w której występuję, ale te przeżycia nie kończą się na scenie, zostają na dłużej. Czasem zdarza się, że trochę nie pozwalają mi wyjść z roli. Kiedyś jedno dziecko powiedziało mi na pożegnanie „Do widzenia, Koziołku”. O wiele bardziej przeżywały Czerwonego Kapturka – naprawdę, autentycznie martwiły się o mój los, bo przecież w bajce wilk mnie zjada… Zastanawiały się, czy wilk pogryzł panią Sabinkę, czy tylko połknął, bo jeśli od razu połknął, to jeszcze da się uratować… Tak, jak już mówiłam – dzieci angażują się bardzo w to, co oglądają na scenie. Kiedy słyszę o takich przeżyciach, naturalne jest, że chce się dla nich jeszcze bardziej starać.
W czasie pandemii spotkania na scenie są jednak niemożliwe. Jak wygląda Pani zaangażowanie teatralne w tym czasie?
Od początku staraliśmy się przenieść część naszej działalności do internetu, co oczywiście nie spełnia do końca oczekiwań. Występowałam w „Bajkach na dzień dobry” i „Środach literackich online”. W październiku, specjalnie na potrzeby czasu pandemii, nagraliśmy „Przygody Koziołka Matołka”, których odcinki można oglądać w każdą niedzielę o godz. 11.00, między innymi na stronie „Kuriera Wileńskiego”. Bardzo poważnie podeszliśmy do tego nagrania, mieliśmy próby z reżyserem, Sławomirem Gaudynem. Bardzo sobie cenię ten czas i jego uwagi. Musiałam się sporo nauczyć, również ze względu na pracę kamerą, mówić ciszej niż zwykle na scenie. To bardzo dobre doświadczenie, choć, oczywiście – granie dla dzieci bez dzieci na scenie jest znacznie trudniejsze. Teraz biorę udział w kolejnej, nowej przygodzie – nagrywaniu spektaklu „Na wileńskiej ulicy”. Nie jest to więc na pewno czas stracony, choć nie ukrywam, że spotkania z żywą widownią dają o wiele większą satysfakcję.
Czy doświadczenie zdobyte w teatrze wykorzystuje Pani w pracy w szkole?
Tak, co nie znaczy, że prowadzę kółko teatralne. Teatr bardzo ubogaca człowieka, uczy nowych sposobów działania. Kiedy pracuję z dziećmi nad jakimiś naszymi małymi przedstawieniami na potrzeby klasy, dzielę się tym, czego się nauczyłam. Nie każę więc im recytować wierszyków, ale zorganizować to tak, żeby mogły poczuć, że są w roli, na chwilę stać się liskiem, kotkiem czy innym bohaterem.
Czy ma Pani jakieś marzenia związane z teatrem?
Na pewno chciałabym, by dalej był on częścią mojego życia. Mam nadzieję, że przyjdą jeszcze nowe, ciekawe role. Chciałabym również brać udział w szkoleniach, warsztatach, uczyć się czegoś nowego. Nigdy nie marzyłam natomiast o byciu zawodową aktorką. To po prostu pasja, która ubogaca mnie i innych.
***
Polskie Studio Teatralne w Wilnie /Polski Teatr „Studio” obchodzi w tym roku jubileusz 60-lecia istnienia. Oczywiście, trudno jest świętować w czasie pandemii.
– Wykorzystaliśmy w tym roku każdą możliwość, by być z widownią. Przygotowaliśmy propozycję online, a gdy tylko warunki na to pozwalały – występowaliśmy na żywo. Nie będziemy organizować jubileuszu online. Zaczekamy, aż będziemy mogli się spotkać naprawdę – mówi kierowniczka i reżyser teatru, Lila Kiejzik.
W czasie, gdy niemożliwe jest spotkanie z aktorami na scenie – oddajemy im głos na łamach „Kuriera Wileńskiego”. W najbliższych numerach, w ramach jubileuszu „PST – 60 lat. Gramy dla was po polsku”, będziemy publikować rozmowy z aktorami Polskiego Teatru „Studio”.