Więcej

    Sabina Lachowicz: Zdarza się, że dzieci nie pozwalają mi wyjść z roli

    Czytaj również...

    Polskie Studio Teatralne w Wilnie /Polski Teatr „Studio” obchodzi w tym roku jubileusz 60-lecia istnienia
    | Fot. Ewa Przychodzka/wilnoteka.lt

    Sabina Lachowicz nie marzy o roli Julii. Spełnia się za to jako Koziołek Matołek. – Lubię występować dla dzieci, choć czasem trzeba się trochę powygłupiać i pośmiać z siebie samej – mówi w wywiadzie dla „Kuriera Wileńskiego”.

    Jak zaczęła się Pani przygoda z teatrem?

    Do Polskiego Studia Teatralnego trafiłam w czasie studiów na polonistyce, dzięki mojej wykładowczyni, dr Henryce Sokołowskiej. Moją pierwszą rolą była rola kury w „Powtórce z Czerwonego Kapturka”. Miałam kogoś zastąpić, ale w zespole poczułam się bardzo dobrze i zostałam. Niedługo potem okazało się, że potrzebna jest nowa aktorka do roli Czerwonego Kapturka i pani Lila Kiejzik zaproponowała ją mnie. Tak teatr stawał się dla mnie powoli coraz ważniejszy.

    Czerwony Kapturek nie był Pani ostatnią rolą w bajce. Teraz, w czasie pandemii, możemy oglądać kolejny spektakl z Pani udziałem, „Przygody Koziołka Matołka”. Czy role dla dzieci należą do Pani ulubionych?

    Tak. Bardzo lubię grać dla dzieci. Trochę łączy się to z moim zawodem – jestem nauczycielką zerówki w Szkole w Leszczyniakach i może również dlatego łatwo jest mi nawiązywać kontakt z młodszą widownią. To dla mnie też sposób na odpoczynek. Mam 27 lat, a jako Koziołek Matołek sama mogę biegać, skakać i krzyczeć na scenie jak dziecko. W normalnym życiu to oczywiście niemożliwe. Dzieci są też bardzo wdzięczną widownią. Bardzo żywo reagują, śmieją się, przeżywają to, co dzieje się na scenie. Są po prostu bardzo autentyczne. Grałam również w spektaklach dla starszej widowni, jak „Próba kabaretu. Raz jeszcze Osiecka”, czy „Marszałek: Żołnierz z ducha”, teraz biorę udział w nagraniu dla TVP „Na wileńskiej ulicy”. To bardzo ciekawe doświadczenia, ale w moim życiu dzieci są niezastąpione. Nie ukrywam, że dorosła widownia jest dla mnie trudniejsza. Wolę występować dla dzieci, choć czasem trzeba się trochę powygłupiać i pośmiać z siebie samej.

    Jak pani uczniowie reagują, kiedy widzą Panią na scenie?

    To zawsze jest dla nich ogromne przeżycie. Bardzo się cieszą, że mogą oglądać bajkę, w której występuję, ale te przeżycia nie kończą się na scenie, zostają na dłużej. Czasem zdarza się, że trochę nie pozwalają mi wyjść z roli. Kiedyś jedno dziecko powiedziało mi na pożegnanie „Do widzenia, Koziołku”. O wiele bardziej przeżywały Czerwonego Kapturka – naprawdę, autentycznie martwiły się o mój los, bo przecież w bajce wilk mnie zjada… Zastanawiały się, czy wilk pogryzł panią Sabinkę, czy tylko połknął, bo jeśli od razu połknął, to jeszcze da się uratować… Tak, jak już mówiłam – dzieci angażują się bardzo w to, co oglądają na scenie. Kiedy słyszę o takich przeżyciach, naturalne jest, że chce się dla nich jeszcze bardziej starać.

    Dzieci bardzo przeżywały Czerwonego Kapturka, martwiły się o mój los, bo przecież w bajce wilk mnie zjada – mówi aktorka
    | Fot. Joanna Bożerodska/zw.lt

    W czasie pandemii spotkania na scenie są jednak niemożliwe. Jak wygląda Pani zaangażowanie teatralne w tym czasie?

    Od początku staraliśmy się przenieść część naszej działalności do internetu, co oczywiście nie spełnia do końca oczekiwań. Występowałam w „Bajkach na dzień dobry” i „Środach literackich online”. W październiku, specjalnie na potrzeby czasu pandemii, nagraliśmy „Przygody Koziołka Matołka”, których odcinki można oglądać w każdą niedzielę o godz. 11.00, między innymi na stronie „Kuriera Wileńskiego”. Bardzo poważnie podeszliśmy do tego nagrania, mieliśmy próby z reżyserem, Sławomirem Gaudynem. Bardzo sobie cenię ten czas i jego uwagi. Musiałam się sporo nauczyć, również ze względu na pracę kamerą, mówić ciszej niż zwykle na scenie. To bardzo dobre doświadczenie, choć, oczywiście – granie dla dzieci bez dzieci na scenie jest znacznie trudniejsze. Teraz biorę udział w kolejnej, nowej przygodzie – nagrywaniu spektaklu „Na wileńskiej ulicy”. Nie jest to więc na pewno czas stracony, choć nie ukrywam, że spotkania z żywą widownią dają o wiele większą satysfakcję.

    Mam 27 lat, a jako Koziołek Matołek sama mogę biegać, skakać i krzyczeć na scenie jak dziecko – mówi Sabina Lachowicz
    | Fot. Joanna Bożerodska/zw.lt

    Czy doświadczenie zdobyte w teatrze wykorzystuje Pani w pracy w szkole?

    Tak, co nie znaczy, że prowadzę kółko teatralne. Teatr bardzo ubogaca człowieka, uczy nowych sposobów działania. Kiedy pracuję z dziećmi nad jakimiś naszymi małymi przedstawieniami na potrzeby klasy, dzielę się tym, czego się nauczyłam. Nie każę więc im recytować wierszyków, ale zorganizować to tak, żeby mogły poczuć, że są w roli, na chwilę stać się liskiem, kotkiem czy innym bohaterem. 

    Czy ma Pani jakieś marzenia związane z teatrem?

    Na pewno chciałabym, by dalej był on częścią mojego życia. Mam nadzieję, że przyjdą jeszcze nowe, ciekawe role. Chciałabym również brać udział w szkoleniach, warsztatach, uczyć się czegoś nowego. Nigdy nie marzyłam natomiast o byciu zawodową aktorką. To po prostu pasja, która ubogaca mnie i innych.

    WIĘCEJ NIŻEJ | Reklama na podst. ust. użytkownika.; Dzięki reklamie czytasz nas za darmo

    ***

    Polskie Studio Teatralne w Wilnie /Polski Teatr „Studio” obchodzi w tym roku jubileusz 60-lecia istnienia. Oczywiście, trudno jest świętować w czasie pandemii.
    – Wykorzystaliśmy w tym roku każdą możliwość, by być z widownią. Przygotowaliśmy propozycję online, a gdy tylko warunki na to pozwalały – występowaliśmy na żywo. Nie będziemy organizować jubileuszu online. Zaczekamy, aż będziemy mogli się spotkać naprawdę – mówi kierowniczka i reżyser teatru, Lila Kiejzik.

    W czasie, gdy niemożliwe jest spotkanie z aktorami na scenie – oddajemy im głos na łamach „Kuriera Wileńskiego”. W najbliższych numerach, w ramach jubileuszu „PST – 60 lat. Gramy dla was po polsku”, będziemy publikować rozmowy z aktorami Polskiego Teatru „Studio”.


    Reklama na podst. ust. użytkownika.; Dzięki reklamie czytasz nas za darmo

    Afisze

    Więcej od autora

    Wileńskie groby nie ujawniają łatwo swoich tajemnic 

    Poszukiwania przywódcy wileńskich reformatów rozpoczęło Centrum Badania Ludobójstwa i Ruchu Oporu Mieszkańców Litwy (lit. Lietuvos gyventojų genocido ir rezistencijos tyrimo centras - LGGiRTC).  Inicjatywa wyszła od litewskich reformatów – Propozycja rozpoczęcia poszukiwań wyszła od środowiska litewskiego Kościoła reformowanego, dla którego niewątpliwie...

    Połączenie tradycji i współczesności. Noc Świętojańska w Rudominie

    Najkrótsza noc w roku jest hucznie obchodzona w Rudominie od wielu lat i stała się najważniejszym z wydarzeń organizowanych przez Centrum Kultury w Rudominie. W tym roku ponownie organizatorzy mówią o rekordowej widowni. Kolejny rekord w Rudominie i zaproszenie do...

    Film o sile pamięci przekazywanej z pokolenia na pokolenie

    Film powstawał w ubiegłym roku m.in. na Litwie. Realizatorzy odwiedzili okolice wsi Mamowo, Inklaryszki, Połuknie i oczywiście cmentarz na Rossie. W produkcję zaangażowali się również Polacy z Wileńszczyzny. O miejscach związanych z powstaniem styczniowym i jego bohaterami opowiadali: Irena...

    Zginęła cała wioska… Pamięć przywrócona [Z GALERIĄ]

    Ilona Lewandowska: Kim byli mieszkańcy Pirciupi w czasie wojny?  Rytas Narvydas: Zwykli, spokojni ludzie, zajmujący się rolnictwem, pszczelarstwem. Jeśli chodzi o skład narodowościowy, byli to przede wszystkim Litwini, choć wieś w okresie międzywojennym znajdowała się w granicach Polski. Dlaczego zginęli?...