Na początku grudnia ubiegłego roku w sejmie został zaprzysiężony rząd Ingridy Šimonytė. Początek pracy nowego gabinetu ministrów praktycznie zbiegł się w czasie z powtórnym lockdownem.
Premier oświadczyła, że te 100 dni funkcjonowania rządu były najcięższym okresem w jej życiu. Nie patrząc na trudności, konserwatyści pozostają najbardziej popularną siłą polityczną w kraju.
Znany litewski historyk i politolog Antanas Kulakauskas sądzi, że obecnie cała praca rządzących u jest skierowana na walkę z koronawirusem. Cechą szczególną nowego rządu jest to, że tworzą go ludzie, którzy wychowali się już w niepodległej Litwie.
– Ten rząd ma jedną cechę szczególną. Bo na życie polityczne nie mogę patrzeć bez perspektywy historycznej. Ten rząd jest pierwszym prawdziwie postsowieckim rządem na Litwie. Większość ministrów ukształtowało się za niepodległej Litwy. Być może istnieje antysowietyzm, ale ten antysowietyzm nie jest oparty na własnych doświadczeniach, ale jest po prostu znany ze słyszenia. Ich obraz Związku Sowieckiego jest podobny do mego stosunku do wojny. Urodziłem się prawie 10 lat po wojnie. Słyszałem opowieści wojenne starszych osób, ale dla mnie to już była historia – podkreślił w rozmowie z naszym dziennikiem naukowiec.
Drugą cechą szczególną rządu, zdaniem historyka i politologa, jest brak dostatecznego doświadczenia politycznego większości ministrów, co ma wpływ na konkretne decyzje polityczne rządu.
– Ten rząd jest w takim „politycznym wieku nastoletnim”. Ich poglądy były kształtowane nie poprzez własne doświadczenie, tylko zostały zaczerpnięte z książek. Na zasadzie, że ktoś na Zachodzie powiedział, że coś jest dobre. Czyli to automatycznie oznacza, że jest dobre. Jednak społeczeństwa w Brukseli i na Litwie są różne. To widać na przykładzie konwencji stambulskiej. Rząd chce ją ratyfikować, ale jego argumenty są słabe. Nie trafiają do społeczeństwa. Sądzę, że gdyby rząd miał większe doświadczenie polityczne, to argumenty byłyby bardziej mocne – zaznaczył Kulakauskas.
Czytaj więcej: Rząd proponuje lepsze refundacje dla żołnierzy
Krytyka zawsze zasadna
Szefowa rządu jest zadowolona z pracy swego gabinetu ministrów. „Na razie jestem zadowolona z pracy wszystkich swoich ministrów, bo gdyby było inaczej, to byłyby podejmowane inne decyzje. Czymś oczywistym jest, że praca naprawdę jest ciężka. To jest ta praca, gdzie zadań jest mnóstwo i jednocześnie mamy do czynienia z wieloma procesami. Najcięższe jest to, że w tym samym czasie musimy dopasować się do procesu i ten proces tworzyć” – powiedziała Šimonytė w wywiadzie dla LRT.
Działania obecnego rządu są stale krytykowane przez opozycję. Były premier Saulius Skvernelis zarzucił, że decyzje rządu są „chaotyczne i niezrozumiałe”. „Rząd działa prawie od 100 dni. Jeśli spojrzymy, jak mu powodzi się z prawodawstwem, jak zostało zaprezentowane na wiosennej sesji – to jest tragedia” – mówił ekspremier.
Odnosząc się do słów Skvernelisa, Šimonytė oświadczyła, że krytyka generalnie jest czymś pozytywnym i każdy ma prawo opiniować pracę rządu. „Generalnie z zasady zawsze widzę podstawę do krytyki. Odnośnie wzniosłych etykietek, to już jest sprawa gustu” – zripostowała w rozmowie z publicznym nadawcą, dodając, że „rząd pracuje tylko 100 dni i chyba większości wydaje się, że w ciągu 100 dni można uczynić cuda”.
Spór z prezydentem
W trakcie pierwszych miesięcy pracy nowa koalicja rządząca poświęciła czas nie tylko na walkę z pandemią, ale również rozpętała spór z ośrodkiem prezydenckim o to, kto ma reprezentować Litwę w Radzie Europejskiej. Dotychczas na forum przywódców unijnych nasz kraj był reprezentowany przez prezydenta. Obecna większość sejmowa twierdzi, że państwo wygrałoby, gdyby było reprezentowane przez szefa rządu. „Sądzę, że lepszym przedstawicielem Litwy byłby premier. Bo wyniki byłyby bardziej efektywne. I to niezależnie od nazwiska premiera” – mówiła Šimonytė na początku marca dla portalu 15min.lt. Poza tym premier nie wyklucza takiej sytuacji, że reprezentować Litwę w Radzie Europejskiej mógłby na przemian prezydent i premier, jak było za kadencji Valdasa Adamkusa. Pomysł rotacyjnego reprezentowania popiera też przewodnicząca Sejmu Viktorija Čmilytė-Nielsen.
Ośrodek prezydencki w tej kwestii nie zgadza się z koalicją. „To nie jest kwestia, którą Sejm powinien rozpatrywać w pierwszej kolejności. Obecny system już ukształtował się i działa. Nie wiadomo, dlaczego trzeba go zmieniać. Jedna partia próbuje bardzo aktywnie tę kwestię poruszać. Gdyby to trafiło pod obrady Sejmu, to chyba zmiana musiałaby zostać przegłosowana większością Sejmu. Poza tym doszłyby chyba aspekty konstytucyjne. Nie jestem pewna, czy teraz jest czas, aby nad tym zastanawiać się” – wyjaśniła pogląd prezydenta jego doradczyni Asta Skaisgirytė.
Antanas Kulakauskas sądzi, że poprzez spór konserwatyści chcą umocnić swoje pozycje.
– Być może w naszym systemie politycznym faktycznie lepiej by było, gdyby kraj reprezentował premier. Jednak historycznie złożyło się inaczej. To wiąże się również ze słabością obecnego prezydenta, który nie ma oparcia w żadnej partii politycznej. Z jednej strony jest bardziej narodowcem niż konserwatyści, z drugiej – próbuje grać w takim systemie liberalno-demokratycznym. Trzeba pamiętać, że poprzednia prezydent była nieformalną liderką konserwatystów. I nawet poprzednia koalicja ze Związkiem Chłopów na czele nie próbowała kwestionować jej prawa do reprezentowania Litwy – wyjaśnia politolog i historyk.
Czytaj więcej: Rządowy ekspert: Na rozmowę o Wielkanocy za wcześnie, zależy od mutacji wirusa
Mocne notowania konserwatystów
Nie patrząc na krytykę i kryzys spowodowany pandemią, notowania premier oraz konserwatystów, czyli wiodącej siły politycznej w koalicji, pozostają wysokie. Z badań opinii publicznej przeprowadzonych przez agencję „Spinter tyrimai” na zlecenie portalu delfi.lt, wynika, że najpopularniejszą partią pozostają konserwatyści. Konserwatystów popierało w lutym 17,8 proc. wyborców. Opozycyjny Związek Chłopów i Zielonych cieszy się popularnością na poziomie 12,7 proc. mieszkańców. Z sondażu wynika, że próg wyborczy mogą przekroczyć jeszcze tylko dwa ugrupowania. Ruch Liberałów popiera 9 proc. respondentów, natomiast Partię Wolności – 4,5 proc. Pozostałe ugrupowania, w tym również Partia Pracy i socjaldemokraci, znalazły się pod progiem wyborczym.
Zdaniem ankietowanych Ingrida Šimonytė nadal cieszy się największym zaufaniem społecznym. 29,7 proc. badanych odpowiedziało, że jest najbardziej odpowiednią osobą w fotelu premiera. W przypadku Sauliusa Skvernelisa popiera go 11,2 proc. Na trzecim miejscu znalazła się europoseł z ramienia socjaldemokratów Vilija Blinkevičiūtė, którą wspiera 4,7 proc. respondentów.
Ocena pracy rządu również na razie jest pozytywna. 44 proc. ankietowanych odpowiedziało, że ocenia pracę rządu „pozytywnie” lub „raczej pozytywnie”. „Negatywnie” lub „raczej negatywnie” wypowiada się o działalności rządu 42 proc. badanych.