Wilno, Wilna, Vilnius. Miasto nad Wilią. Gród Giedymina. Miasto Mickiewicza, Słowackiego, Miłosza, Konwickiego i wielu innych. Jerozolima Północy. Miasto poetów. Jakże wiele określeń na jedno miasto, jedno miejsce…
Niemal każde z tych określeń oddaje jakąś cząstkę wileńskiej tożsamości, jakiś jej rys charakterystyczny, który jest jedyny i niepowtarzalny dla tego miejsca właśnie, dla ukochanej stolicy Litwy. Odmieniamy je przez wszystkie możliwe przypadki, chcemy nadać im znaczenie, które będzie źródłem identyfikacji i dumy.
Czy Wilno, jako miasto po prostu, ma szansę stać się symbolem uniwersalnym, niezależnym od partykularyzmów językowych, narodowych czy etnicznych? Czy są jakieś uniwersalia wileńskie, których uczy nas to miasto? Czego uczy nas już chociażby sama różnorodność nazw ukochanego miejsca? I czego możemy nauczyć się, czerpiąc z historii i teraźniejszości Wilna?
Prof. Maria Mendel z Uniwersytetu Gdańskiego zaproponowała, by we współczesnej pedagogice próbować myśleć w kategoriach „pedagogiki miejsca”, by starać się zrozumieć przestrzeń, w której żyjemy, a wraz z nią odebrać (nieustannie odbierać) od niej określoną naukę. Miejsca, w których żyjemy, nie są przecież obojętne i pozbawione znaczenia. Są ważne, uczą nas, kształtują, często nieświadomie wchodzimy z nimi w interakcję. To, skąd jesteśmy, w szczególny sposób czyni nas też tymi, kim jesteśmy. Uczy nas określonej wrażliwości i postępowania.
Czego zatem uczy nas Wilno? Jaka jest „pedagogika Wilna”? Skoro kochamy nasze miasto, to bądźmy też jego uważnymi uczniami. Zidentyfikujmy główne tematy lekcji, których jesteśmy w nim uczestnikami, i starajmy się zrozumieć ukrytą w nich mądrość. Opowiem o tym, czego uczy mnie Wilno: o miłosierdziu, wielokulturowości i miłości do polskości.
Czytaj więcej: Stanisława Kociełowicz: O walkach o Wilno nie mogę zapomnieć
Lekcja nr 1. Wilno i miłosierdzie
Przede wszystkim Wilno uczy miłosierdzia. Ostra Brama, sanktuarium Jezusa Miłosiernego, wileńskie Hospicjum im. bł. ks. Michała Sopoćki, Dom św. Siostry Faustyny na Antokolu i wiele innych, mniej znanych miejsc, także na Wileńszczyźnie (by wspomnieć chociażby o Czarnym Borze, gdzie w czasie II wojny światowej ukrywał się bł. ks. Michał Sopoćko, korzystając z pomocy zgromadzenia sióstr urszulanek).
Czy na co dzień uświadamiamy sobie, jak bardzo wybrane jest to miasto, w którym powstał pierwszy wizerunek Miłosiernego według objawień św. Faustyny? W którym doświadczała ona łask ze spowiedzi i duchowego kierownictwa bł. ks. Sopoćki. W którym od wieków obdarza tak wielu swoimi łaskami Matka Miłosierdzia.
Jednakże same miejsca święte, same najpiękniejsze tradycje nie wystarczą. I tego w przedziwny sposób także uczy Wilno. Gdzie i w jaki sposób? Nieopodal Ostrej Bramy i Rossy znajduje się najbliższe memu sercu miejsce w Wilnie (a nawet mój „wileński dom”) – Hospicjum im. bł. ks. Michała Sopoćki. Działalność wileńskiego hospicjum to żywa „ikona Miłosierdzia”, to lekcja miłości i służby drugiemu w praktyce, to ukazanie chrześcijańskiej kultury życia, która jest możliwa i o którą warto zabiegać.
W książce poświęconej hospicjum pt. „Domy nadziei i miłosierdzia” (red. Jan Wiktor Sienkiewicz, Warszawa-Toruń-Wilno 2020) Andrzej Witko podkreśla: „W objawieniu z października 1936 r. Jezus określił obraz jako znak przypominający ludziom żądanie czynienia miłosierdzia. Oddawanie czci Bożemu Miłosierdziu poprzez jego obraz bez równoczesnego spełniania dzieł miłosierdzia miałoby więcej wspólnego z kultem bałwochwalczym niż z prawdziwym chrześcijaństwem. Jezus czterokrotnie w swoich objawieniach dołączył kategoryczne żądanie praktykowania miłosierdzia”.
W kontekście tych słów można śmiało stwierdzić, że Wilno nie tylko jest miejscem idei, ale i praktyki, jest konkretne. Służba miłosierdziu to nie tylko zaufanie, ale to też zaangażowanie. To najważniejsza lekcja dla mnie z Wilna.
Lekcja nr 2. Wielokulturowość, transgresje i pogranicze
Drugą lekcją Wilna jest piękno wielokulturowości, a nawet międzykulturowości. Każdy prawdziwy wilnianin włada co najmniej trzema językami (czy się mylę?). A jeśli nawet zna tylko swój język ojczysty, to przecież na co dzień styka się z litewskim, polskim, rosyjskim, może nawet białoruskim, a niekiedy dostrzega niezrozumiałe napisy w jidysz.
Sporo lat temu podczas spotkania w Gdańsku Tomas Venclova powiedział mi, że jego zdaniem wielokulturowość to zadanie moralne. Wówczas nieco zadziwiły mnie te słowa. Jako badacz wielokulturowości skupiałem się na zobowiązaniach prawnych, aktach międzynarodowej ochrony praw człowieka, normach konstytucyjnych i prawa Unii Europejskiej. Jednakże, po głębszym zastanowieniu, zdaje się, że to właśnie powinność moralna poszanowania kultury innego, drugiego, to klucz do zrozumienia i do zagwarantowania wielokulturowości.
Tak naprawdę chodzi o uszanowanie drugiego człowieka, jego tożsamości, która przecież jest częścią jego przyrodzonej niezbywalnej godności osobowej. Wilno pokazuje, że najważniejsze są ludzkie serca i przyjęcie drugiego człowieka bez względu na jego narodowość, wyznanie, pochodzenie narodowe czy etniczne, bez względu na język, którym się posługuje. Na zwykłym codziennym poziomie wielość kultur nie powoduje konfliktów dopóty nie zmąci tego spokoju na przykład… polityka. Może dlatego jednak prawo jest ważne; takie prawo, które nie jest zakładnikiem politycznych sojuszy, tylko, które służy człowiekowi.
W tym miejscu niestety trzeba wspomnieć o tym, czego pominąć nie można, to jest o prawach. Polacy na Litwie wciąż nie mają ustawowo zagwarantowanych praw językowych, w tym prawa do oficjalnego brzmienia imienia i nazwiska w języku mniejszości, czy dwujęzycznych oznaczeń nazw miejscowości czy ulic. To bolesna część lekcji związanej z wileńską wielokulturowością. Dekoracyjne tabliczki są pięknym symbolem, postawa ludzkich serc i wzajemna ludzka życzliwość jest ważna, dlaczego jednak nie można też uczynić prawa po prostu bardziej ludzkim i otwartym na wielokulturowość? Dla czyjego dobra ten problem wciąż nie jest rozwiązany? A i czy my, Polacy, potrafimy szanować samych siebie w tym zakresie i dbać o swoje sprawy?
Dbajmy nie tylko o zwyczaje, polityczne relacje, czy wzajemną życzliwości, ale też dbajmy o podstawowe prawa człowieka, które winny być niezależne od politycznych uwarunkowań czy nastrojów. O ile piękniejsza byłaby lekcja wileńskiej wielokulturowości, gdyby Polak z Wilna mógł pokazać w paszporcie swoje imię i nazwisko w języku polskim? Nie przeciwko komukolwiek, lecz z poszanowaniem spuścizny wielokulturowej Litwy i godności każdego człowieka. Marzę o tym, by lekcja wileńskiej wielokulturowości któregoś dnia znalazła też odzwierciedlenie w zagwarantowaniu praw językowych mniejszości.
Czytaj więcej: Festiwal muzyczny „Wilno — otwarta sala muzyczna”: ponad 50 koncertów
Lekcja nr 3. Miłość do polskości i ojczyzny
Wreszcie trzecia lekcja, której udziela mi Wilno nieustannie, ilekroć w nim jestem – to miłość do polskości. Spójrzmy, że łatwo kochać Polskę i być Polakiem w Polsce, na ulicach Gdańska, Warszawy czy Krakowa. To jest nawet niezauważalne. Trudniej, gdy znajomość języka polskiego to dodatkowe godziny nauki w domowym zaciszu czy na dodatkowych lekcjach, gdy jest to sprawa dobrowolnego wysiłku, podjętego ponad zwyczajne obowiązki.
A jednak Polacy w Wilnie i na Wileńszczyźnie nie tylko trwają przy polskości, ale ustawicznie o nią dbają i ją rozwijają. Polska prasa, działalność kulturalna, naukowa, społeczna – nie wystarczyłoby całego magazynowego wydania „Kuriera Wileńskiego”, by chociażby tylko z nazwy wymienić wszystkie inicjatywy. Trzeba też dodać, że polskość, a zarazem miłość do Litwy i Polski, uzupełniają się w sposób absolutnie wyjątkowy. Gdy jestem wśród moich rodaków na Wileńszczyźnie, to jestem wśród swoich, to jestem u siebie. I sądzę, że to nie tylko sprawa wileńskich korzeni, ale przede wszystkim więź silnych relacji współczesnych i możliwemu dzięki temu zrozumienia siebie nawzajem.
Ucz się i ty
Wilno zatem uczy mnie wciąż tych trzech spraw: miłosierdzia, wielokulturowości i miłości do polskości. Tych lekcji na pewno jest więcej. Jest jeszcze lekcja „poetycka”, „litewska”, „architektoniczna”. Każdy z nas mógłby na pewno wymienić jakąś jedną ważną cechę, jakąś ideę, które identyfikuje ze stolicą Litwy.
Swoiste nauki odbieramy tak naprawdę każdego dnia, spacerując po Starówce, przemierzając zaułki bliższych i dalszych dzielnic, spotykając się z ludźmi i studiując meandry historii, także tej trudnej i nieludzkiej.
A czego ciebie uczy Wilno i Wileńszczyzna? Czy kiedyś się nad tym zastanawiałeś? Jakie znaczenie dla tego, jakim jesteś człowiekiem ma to, że pochodzisz z miasta nad Wilią? Ucz się i ty!
Artykuł opublikowany w wydaniu magazynowym „Kuriera Wileńskiego” nr 30(85) 24-30/07/2021