Najlepszym ubraniem do tej pracy jest kombinezon „antycovidowy”. Niestety, nie ma go w aptekach. Mogą więc być szpitalne, ale nowe. Używanych szczerze nie polecam!
Działkę dobrego gospodarza można poznać z daleka — po bielonych drzewach. Nie dlatego, że jego sad, na którym już cofa się pokrywa śnieżna, lśni białymi pniami, ale dlatego, że widać troskę o zdrowie owocowych karmicieli.
Pod koniec zimy, przy słonecznej pogodzie, pnie drzew bardzo się nagrzewają i poprzez korę są pobudzane do życia. Ale niskie temperatury w nocy sprawiają, że drzewka ulegają przemarznięciu i wówczas powstają pęknięcia pni. W ten sposób osłabione drzewo może chorować i jest bardziej narażone na działanie szkodników. Bielenie drzew owocowych skutecznie eliminuje te zagrożenia – pnie pokryte wapnem są zabezpieczone i spokojnie czekają, aż temperatury się ustabilizują.
Czytaj więcej: Działkowicze znad Żejmiany walczą o swoje ogrody
Kiedy bielić?
Doświadczeni sadownicy twierdzą (wbrew panującemu powszechnie przekonaniu), że trzeba to robić kilkakrotnie w ciągu roku. Jeżeli jednak nie zrobiliście tego w styczniu-lutym, to teraz, w marcu, jest najwyższy czas, by się do tego zabrać. Właśnie teraz są największe wahania temperatur między dniem a nocą. Ważne jednak, aby wybrać odpowiedni dzień na bielenie drzew. Temperatura powinna być dodatnia, a pogoda sprzyjająca tej pracy — bez wiatru i deszczu!
Czym malować?
Tradycyjnie bieli się drzewka tzw. mlekiem wapiennym, czyli roztworem wapna palonego i wody (1 kg wapna na 5 l wody). W sprzedaży jest szeroki wybór specjalnych preparatów, m.in. takich, do których jest dodawana glina, która to zwiększa przyczepność roztworu do pnia drzewa. Ażeby jeszcze lepiej się preparat trzymał, można dodać trochę białej (a jakże!) farby emulsyjnej (5-10 proc. roztworu) do wapna. Wówczas roztwór będzie się łatwiej nakładał i dłużej trzymał.
Ubiór „na covida”!
Przyznam szczerze, że ze wszystkich prac w sadzie bielenia drzew najbardziej nie lubię. A to z banalnej przyczyny, że podczas sumiennego wykonywania tej czynności jest ryzyko, że żrący roztwór może upaprać człowieka od stóp do głów, a co najgorsze — po jego trafieniu na otwartą skórę (a nie daj Boże w oczy!) — będzie piekielnie palić. Jedyny ratunek to jak najszybciej zmyć te miejsca wodą.
Najlepszym zabezpieczeniem przed kontaktem żrącej substancji ze skórą byłby kombinezon „antycovidowy”. Niestety, nie ma go w aptekach.
A więc, domowy strój „na covida” przydatny w bieleniu drzewek: plastikowa czapeczka pod prysznic, okulary „budowlane”, gumowe rękawice, płaszcz foliowy i gumiaki. Uwaga, po całej tej „operacji” wszystko należy szybko i dokładnie umyć, bo wapno ma to do siebie, że schnie szybko i długo się usuwa.
Pędzlowanie lepsze od opryskiwacza
Najpopularniejsza jest tradycyjna metoda polegająca na nanoszeniu roztworu wapnia na pnie za pomocą szerokiego pędzla z miękkim włosiem. Ten sposób, mimo że dość czasochłonny, jest najbardziej ekonomiczny. Można jednak również zdecydować się na bielenie drzew opryskiwaczem — w ten sposób z pewnością sporo preparatu się zmarnuje, ale oszczędzi się dużo czasu, by wyjątkowo dokładnie pokryć korę. Od południowej strony — to właśnie tam pień nagrzewa się najbardziej!
Czytaj więcej: Wreszcie prace wiosenne!