Odpowiedzialności za bestialską wojnę z Ukrainą nie ponosi jednoosobowo Władimir Putin. To nie jest wojna Putina, to wojna Rosjan. Na decyzje gospodarza Kremla wpływ mieli i mają jego bliscy współpracownicy.
Jako że w ostatnich latach dostęp do ucha prezydenta Federacji Rosyjskiej zmonopolizowali tzw. siłowicy, trudno się dziwić inwazji na Ukrainę. Gorzej dla Władimira Putina (69 lat), że wybrał takich doradców i dowódców, którzy nie tylko nie przeciwstawią się jego poglądom i pomysłom, ale nawet będą go w tym utwierdzać.
Odcięcie prezydenta od zewnętrznych opinii
Jeszcze kilka lat temu w otoczeniu Putina ścierały się poglądy i interesy kilku wpływowych grup. Oczywiście, zawsze najwięcej do powiedzenia mieli siłowicy. Jednak prezydent zbudował swój system rządów w taki sposób, by równoważyć różne frakcje i być najwyższym arbitrem w ich sporach.
Stąd jeszcze parę lat temu coś do powiedzenia miał nawet były minister finansów Aleksiej Kudrin, publicznie krytykujący wzrost wydatków na zbrojenia. Często na Kremlu gościli też tzw. putinowscy oligarchowie. Pojawiła się też nowa grupa – technokratów. To urzędnicy, którzy kariery zawdzięczają Putinowi. Ich przedstawicielem jest premier Michaił Miszustin. Wydaje się, że o wojnie przesądził właśnie sojusz technokratów z siłowikami, czemu sprzyjały pandemia koronawirusa i odizolowanie się Putina od świata.
Przez ostatnie dwa lata Putin mocno oderwał się od rzeczywistości, został skazany na raporty szefów służb specjalnych. Jednocześnie generałowie utwierdzali go w przekonaniu o potędze armii. W efekcie, rozpoczynając wojnę, Putin popełnił ogromny błąd w dwóch zasadniczych kwestiach: (1) oceny Ukrainy i jej możliwości obrony, jak też reakcji Zachodu, (2) oceny własnego potencjału militarnego. Za pierwsze odpowiadają szefowie służb specjalnych, za drugie – dowództwo armii.
Dlaczego wprowadzali Putina w błąd? Bo wiedzieli, co chce usłyszeć. To, co on sam od dawna myśli. Skoro latem ub.r. w słynnym artykule podważył sens państwowości ukraińskiej i istnienie narodu ukraińskiego jako takiego, to i dostawał raporty potwierdzające jego przekonania. Skoro od dawna pogardliwie wypowiadał się o zgniłym Zachodzie i upadku demokracji liberalnej oraz wolnego rynku, to wywiad utwierdzał go w przekonaniu, że „zramolały” Joe Biden nie kiwnie palcem, gdy rosyjskie hordy pomaszerują na zachód.
Czytaj więcej: Zełenski z najwyższym litewskim odznaczeniem. Nausėda wyróżnił ukraińskiego odpowiednika
Czekiści
Niewątpliwie jednym z najbardziej zaufanych towarzyszy Putina jest sekretarz Rady Bezpieczeństwa Federacji Rosyjskiej Nikołaj Patruszew (70 lat). Jego kariera jest ściśle związana z karierą Putina. To Patruszew został dyrektorem FSB, gdy Putin dostał stanowisko premiera. Ten weteran KGB jest wspólnikiem obecnego prezydenta w wielu krwawych zbrodniach i spiskach, poczynając od serii zamachów bombowych na bloki mieszkalne w Rosji, co posłużyło za pretekst do inwazji na Czeczenię. Patruszew spina działalność wszystkich służb specjalnych.
Najważniejszą z nich pozostaje Federalna Służba Bezpieczeństwa, na czele której w 2008 r. Patruszewa zastąpił Aleksandr Bortnikow (70 lat). FSB to ważny filar reżimu, nieformalnie też podlegają jej wszystkie inne służby specjalne, jak choćby wywiad SWR.
Choć dyrektor Służby Wywiadu Zagranicznego z kręgu Łubianki nie pochodzi. Wcześniej doświadczony polityk i urzędnik, Siergiej Naryszkin (67 lat) dziś nie tylko zapewnia Putinowi informacje ze świata, lecz także odgrywa ważną rolę w „polityce historycznej” Kremla. To on miał niemały wpływ na obecne poglądy Putina, w których coraz większą rolę odgrywają odniesienia do historii i specyficzna interpretacja przeszłości nie tylko Rosji, lecz także innych państw i narodów.
Do wąskiego grona mającego dostęp do ucha prezydenta niejako z automatu należą szefowie jego ochrony. Gen. Dmitrij Koczniew (58 lat) od 2016 r. stoi na czele Federalnej Służby Ochrony, instytucji potężnej, zajmującej się nie tylko ochroną urzędników i ważnych obiektów, ale mającej też inne narzędzia (choćby analizy czy wywiad radioelektroniczny) czyniące ją pełnoprawną służbą specjalną. FSO to kuźnia kadr najwierniejszych pretorian Putina. Jej byli oficerowie zajmują dziś stanowiska szefa Gwardii Narodowej, wicedyrektora FSB czy gubernatorów Tuły i Jarosławia.
Zastępcą szefa FSO jest gen. Aleksiej Rubieżnoj (57 lat), od 2016 r. kierujący Służbą Bezpieczeństwa Prezydenta, najbardziej elitarną formacją aparatu bezpieczeństwa. Putin wymaga od SBP absolutnej lojalności i skuteczności, wszak to oni odpowiadają bezpośrednio za jego bezpieczeństwo. Rubieżnoj to nie tylko weteran specnazu Alfa, ale i były adiutant Putina, więc ten warunek spełnia.
Czytaj więcej: Ukraina broni się na wszystkich frontach. Trzeci dzień rosyjskiej inwazji, świat przygotowuje kolejne sankcje
Wojskowi
Twarz tej wojny, Siergiej Szojgu (66 lat). Skoro Putin spędza z nim wolny czas w syberyjskiej tajdze i górach Ałtaju, to znaczy, że uważnie słucha swego ministra obrony. Jak widać, rady te nieszczególnie sprawdziły się na Ukrainie. Przebieg kampanii obnażył słabe punkty armii rosyjskiej. Których być nie powinno, gdyby wierzyć w to, co generałowie mówili opinii publicznej, a zapewne i Putinowi.
Jednak okazało się, że Szojgu nie tylko nie zmodernizował odpowiednio armii, lecz nawet wstrzymał i cofnął wiele reform inicjowanych przez swojego poprzednika Anatolija Sierdiukowa. Jak się kieruje resortem obrony przez 10 lat (!), to trudno odpowiedzialności uniknąć. W zapomnienie mogą pójść – wspólne z szefem sztabu generalnego Walerijem Gierasimowem (66 lat), który objął stanowisko również w 2012 r. – sukcesy, jak: aneksja Krymu, pokonanie Ukraińców w Donbasie czy uratowanie (wspólnie z Iranem) reżimu Baszara al-Asada w Syrii.
Okazuje się, że wojna hybrydowa, której to rosyjskiej doktryny ojcem jest właśnie Gierasimow, to zupełnie co innego niż regularna wojna z dużym europejskim państwem. Za przygotowanie wywiadowcze całej operacji odpowiadał adm. Igor Kostiukow (61 lat), który od 2018 r. stoi na czele Głównego Zarządu Sztabu Generalnego Sił Zbrojnych, czyli GU (wciąż też w mediach używa się starej, bardziej rozpoznawalnej nazwy GRU). Czyżby te oczy i uszy rosyjskiej armii na Ukrainie zawiodły?
W działaniach wojennych już na dużą skalę biorą udział oddziały Gwardii Narodowej, nazywanej też Rosgwardią. To dawne specjalne jednostki policyjne oraz przede wszystkim dawne wojska wewnętrzne MSW. Na ich czele od początku powołania nowej formacji (2016) stoi gen. Wiktor Zołotow (68 lat). Większość kariery spędził w ochronie. Kiedyś był „gorylem” Borysa Jelcyna, za czasów Putin szybko awansował, osiągając stanowisko szefa Federalnej Służby Ochrony (FSO). Potem objął funkcję dowódcy Rosgwardii, potężnego narzędzia pomyślanego przede wszystkim jako zabezpieczenie przed jakąś kolorową rewolucją w Rosji. Jak widać jednak, oddziały te – choćby kadyrowcy – są też wykorzystywane w działaniach zewnętrznych.
Antoni Rybczyński
Artykuł opublikowany w wydaniu magazynowym „Kuriera Wileńskiego” nr 10(30) 12-18/03/2022