Z powodów niezależnych od organizatorów wydarzenie zostało przesunięte w czasie, z maja na sierpień. Gościem festiwalu była amerykańska aktorka polskiego pochodzenia, Beata Poźniak-Daniels, której mama pochodzi z Wilna.
Tradycyjnie „Maj nad Wilią” rozpoczął się od wspólnego zdjęcia przy pomniku Adama Mickiewicza w Wilnie. Następnie uczestnicy przenieśli się do pobliskiego Muzeum Adama Mickiewicza. Tutaj odbyła się prezentacja gości festiwalu oraz spotkanie z białoruską poetką Marią Martysewicz, która przełożyła poemat polskiego wieszcza, „Grażynę”, na język białoruski. Poemat powstał przed 200 laty w Wilnie.
— Dla mnie to już jest wzruszeniem, że zabrzmią te strofy po białorusku. To związane jest z komplikacjami naszych losów. Mickiewicz urodził się na terenie obecnej Białorusi, pisząc po polsku i opiewając Litwę, która wówczas miała inny wymiar. To zasługuje na taką uwagę. Z tego przesłania wynika pewien konkret. Chciałbym, aby ludzie tworzyli pewną wspólnotę, nawiązywali znajomości. Tak, aby nas, wilnian, zapraszano na różne festiwale — dzieli się refleksjami z „Kurierem Wileńskim” poeta Romuald Mieczkowski, który jest również głównym organizatorem wileńskiej imprezy poetyckiej.
Czytaj więcej: W Wilnie trwa Festiwal Poezji „Maj nad Wilią” [GALERIA]
Spotkanie w „Mackiewiczówce”
Tegoroczny festiwal poezji odbywał się w Roku Romantyzmu Polskiego, jak również w Roku Józefa Mackiewicza, pisarza i publicysty bezpośrednio związanego z Wilnem. Mackiewicz urodził się 1 kwietnia 1902 r. w Petersburgu. W 1907 r. wraz z rodziną przeniósł się do Wilna. Tutaj ukończył gimnazjum oraz rozpoczął pracę dziennikarską w „Słowie”, które założył jego brat Stanisław Cat-Mackiewicz. W czasie II wojny światowej przebywał cały czas w Wilnie. W 1943 r. był jednym z pierwszych świadków odkopanych masowych grobów polskich oficerów w Katyniu. Jeszcze z czasów sprzed wojny był nieprzejednanym wrogiem sowieckiej Rosji. Wraz z natarciem Armii Czerwonej przeniósł się na Zachód. Zmarł w Monachium.
Jego postaci została poświęcona poniedziałkowa dyskusja w Czarnym Borze w tak zwanej „Mackiewiczówce”, czyli domu, gdzie Józef Mackiewicz mieszkał wraz z żoną podczas wojny. Dyskusję poprowadzili historyk Barbara Jundo-Kaliszewska oraz prawnik, dyrektor artystyczny festiwalu „Wilno w Gdańsku” Tomasz Snarski.
Zdaniem Mieczkowskiego twórczość Mackiewicza, w kontekście toczącej się inwazji Rosji w Ukrainie, jest bardzo aktualna.
— Staraliśmy się działać na przetrwanie, aby nie wypaść z kalendarza, dlatego te „Maje” były przesuwane. Z jednej strony mnie to niepokoiło, z drugiej cieszyło. Bo napierano na mnie, aby to zrobić lub że są chętni i komuś w tej niszowej sytuacji to jest potrzebne. Normalnie to jest odskocznia od naszej codzienności. Dlatego w tym kontekście dramatycznym i sąsiedzkim poezja jest chwilą na zatrzymanie się, na pogadanie o pewnych sprawach. Oczywiście, możemy do tego dodać pewną otoczkę, na przykład Józefa Mackiewicza, i stworzyć dyskusję: „Po co jest poezja?”, czyli o poezji w drodze do pokoju. Mimo wszystkich problemów, które są, to życie trwa. Z jednej strony trzeba się cieszyć z tego, co jest, a z drugiej celem poezji, literatury lub sztuki jest szukanie drogi do dobra, do wartości wiecznych. Jest też pewną opozycją wobec konsumpcji, która nas ogarnia — komentuje Romuald Mieczkowski.
Czytaj więcej: Wileńszczyzna Józefa Mackiewicza
Plany na przyszłość
W rozmowie z naszym dziennikiem poeta przywołał cytat z Juliusza Słowackiego: „Nie czas żałować róż, kiedy płoną lasy”. Zdaniem Mieczkowskiego „zapomnienie o różach odbiera nam pewną siłę przetrwania i symbolu”.
— Oczywiście podczas wojny są inne wyzwania. Tymczasem poeci mają obowiązek pisać wiersze. Nam chodzi o poezję jako kategorię sztuki, która sprzyja poszukiwaniu dobra. Odwołując się do kwestii Józefa Mackiewicza, że „tylko prawda jest ciekawa”, trzeba jednak pamiętać, że ile ludzi na świecie, tyle jest prawd. W przeciwstawieniu się innemu zbiorowemu myśleniu, to poezja odgrywa swoją rolę — dodając trochę otuchy, przypominając trochę o codzienności. Na przykład, słuchasz radia i jest komunikat z frontu, a tutaj jest wiersz, w którym jest jakiś nastrój i można przystanąć, pomyśleć i tym samym nabrać siły i oddechu — mówi organizator „Maja nad Wilią”.
Romuald Mieczkowski podzielił się planami na przyszłość.
– Chciałbym dotrwać do 30. „Maja nad Wilią”, który odbędzie się w przyszłym roku. To będzie rok 700-lecia Wilna. W ciągu tych 30 lat wyrosło nam nowe pokolenie twórców. Najlepiej by było, aby przejęło sztafetę. Tak się pocieszam, że ten „Maj” stał się pewną marką, bo na tegoroczny festiwal przyjechało kilku fanów na własny rachunek, jak na przykład wspaniały człowiek, lekarz z Genewy, Stanisław Zawodnik — podkreśla wileński poeta.
Hollywood z wileńskimi korzeniami
Jednym z gości festiwalu była polska aktorka pracująca w Hollywood, Beata Poźniak-Daniels, której mama urodziła się w Wilnie. Rodzina mamy mieszkała przy ulicy Kalwaryjskiej. Romuald Mieczkowski powiedział „Kurierowi Wileńskiemu”, że aktorka od dawna chciała odwiedzić rodzinne miasto swej matki. Sama aktorka urodziła się w Gdańsku w roku 1960. Studia aktorskie ukończyła w Warszawie. W Polsce odbył się jej debiut sceniczny, kinowy i telewizyjny. W 1985 r. wyjechała do USA. W Ameryce zagrała m.in. w filmie Olivera Stone’a „JFK.”, który był nominowany do Oscara. W Stanach Zjednoczonych nie tylko grała, ale również udzielała się społecznie. Była prekursorką uchwalenia ustawy wprowadzającej uznanie w Stanach Zjednoczonych Dnia Kobiet jako oficjalnego święta.