Skala dezinformacji i natężenia propagandy nie miała precedensu w historii ludzkości. Wprowadzany przez Rosję szum informacyjny niestety bywa skuteczny — odbiorcy najczęściej wypalają się i odcinają albo popadają w defetyzm, a nierzadko też bezwiednie przechodzą na stronę wroga. Frustracja społeczna rośnie, polaryzacja się pogłębia. Co wobec informacyjnego tsunami może zrobić szary człowiek, jak Ty czy ja?
Trzy filary walki z propagandą
Wyróżnienie trzech filarów walki z propagandą to skrót myślowy — wszak narzędzi jest tyle, ilu jest badaczy i opinii. W przypadku Litwy takie uproszczenie jest jednak zasadne, bo choć kraj nasz jest przyzwyczajony do propagandy (no a jakże inaczej, jak każdy kraj uznawany przez Moskwę za część „rosyjskiej strefy wpływów”), to walki z propagandą wcale nie realizuje tak skutecznie, jak nakazuje nam położenie geopolityczne.
Postaram się w jak najkrótszy sposób opisać każdy ze wspomnianych filarów oraz wyjaśnić, dlaczego dwa pierwsze nie umywają się do trzeciego.
Pierwszy filar — fact-checking
Po przetłumaczeniu — sprawdzanie faktów. Weryfikowanie informacji przez instytucje do tego powołane, które na podstawie analizy i niesubiektywnych wytycznych (to ważne) ogłaszają werdykt, czy doniesienie medialne jest prawdziwe, czy też nie.
ALE — oczywistą oczywistością jest, że na obalenie głupoty trzeba zużytkować kilkakrotnie więcej energii, niż na jej stworzenie. I nie do każdego „sprostowanie” trafi. Fact-checking, choć jest zjawiskiem stosunkowo młodym, to jego popularność nabiera rozpędu. Czy jest skuteczne — niekoniecznie. Tłumaczę, dlaczego tak jest.
Oskarżę Cię, Czytelniku, czysto hipotetycznie, dla przykładu — publicznie nazwę Cię złodziejem i podam spektakularną, ale zmyśloną historię, jako dowód. Historyjka szybko się rozejdzie, część uzna Cię za złodzieja. Następnie poprosisz mnie — słusznie! — abym opublikował sprostowanie i przeprosił. Nie ma sprawy! Niemniej jednak sprostowanie to trafi do mniejszego grona osób niż pierwsza informacja, bo jest… nieciekawe. Nudne. Błe, nie ma skandalu. Ot i ta jedna cecha zdecyduje o tym, że w oczach wielu pozostaniesz złodziejem, mimo sprostowania!
W pewnym sensie zatem, fact-checking to bawienie się w ciuciubabkę i zabawa dla bogatych. Litwa nie jest bogata, co każe nam sformułować prosty argument — fact-checking nie może być dla Litwy głównym narzędziem zwalczania dezinformacji. Nie na nasz to portfel i nie na naszych sąsiadów.
Trzeba jednak zaznaczyć, że na Litwie fact-checking jako zjawisko występuje. Od 2019 r. portal Delfi dołączył do światowej sieci The International Fact-Checking Network, zrzeszającej światowych fact-checkerów z całego świata. Sama sieć istnieje zaledwie od 2015 r. — tak bardzo młode jest to zjawisko.
Czytaj więcej: Aleksandras Česnavičius: „Jesteśmy zadowoleni z polskojęzycznego Delfi”
Drugi filar walki z propagandą — odcięcie dezinformacyjnych kanałów
Nie piszę bynajmniej o kanałach telewizyjnych, ale o wszystkich „przekaźnikach” — prasie, telewizji, radiu, stronach internetowych, kanałach na YouTubie, o każdym źródle informacji. Odcięcie tych niegodnych zaufania, które w sposób konsekwentny podają dezinformację (niezależnie od tego, czy specjalnie, czy nieświadomie) — to jest właśnie drugi filar boju o rząd dusz.
Jest to metoda BARDZO kontrowersyjna, bo graniczy z cenzurą. Od cenzury różni ją to, że nie ma odgórnych założeń, jaki przekaz jest „poprawny”, są raczej wyznaczniki techniczne w sposobie „tworzenia” informacji. Podawanie informacji nieprawdziwych czy stosowanie przewrotnych środków wpływu na odbiorcę (na przykład chorobliwie nakręcając jego emocje) jest pierwszym kryterium służącym jej rozpoznaniu.
Mimo to, właśnie przez podobieństwo do cenzury, jest to sposób o ograniczonej skuteczności. Zresztą, mieszkańcy Litwy mogli się o tym przekonać jeszcze niedawno, gdy z eteru zdjęto rosyjskie kanały. Pojawiły się głosy niezrozumienia — „skoro walczymy z propagandą, to dlaczego padły również kanały rozrywkowe”?
I choć na nich również serwowana jest ogłupiająca propaganda oraz swawolna interpretacja rzeczywistości (jak chociażby przypadek Olgi Buzowej, która żaliła się, jak to na Litwie rosyjskojęzyczni nie są przyjmowani do szpitali), to część odbiorców poczuła, jakby coś im odbierano. I choć takie działanie bywa konieczne, to pełne wyjaśnienie opinii publicznej, dlaczego zdecydowano się na taki krok, nie jest łatwe. A często jest niemożliwe.
Trzeci filar walki z propagandą — edukacja medialna
„Twierdzą nam będzie każdy próg”, pisała Konopnicka. Miała świętą rację. Dlatego też trzeci filar, edukacja medialna, jest najskuteczniejszy — każdy jest fact-checkerem, każdy indywidualnie decyduje o kanałach informacji i sam rozpoznaje język wpływu. Można powiedzieć, że to taka hybryda pierwszego i drugiego filaru. Najważniejsze jednak, że taki odbiorca, wyedukowany medialnie, nie tylko „czuje”, kiedy jest manipulowany — on to wie i sprawnie potrafi wskazać, jak dokładnie próbuje się nim zakręcić.
Zwał jak zwał — edukacja informacyjna, alfabetyzacja komunikacyjna, kształcenie cyfrowe, przysposobienie medialne… I tej ostatniej nazwy będę się trzymał, bo brzmi dobrze i jasno, poza tym kojarzy się z „przysposobieniem obronnym”, a częściowo o to przecież chodzi.
Czym jest przysposobienie medialne?
Przysposobienie medialne to nic innego, jak program kształcenia, po którym „kadet” jest w stanie rozpoznać manipulację, potrafi rozłożyć propagandę na czynniki pierwsze, jest świadomym uczestnikiem ruchu informacyjnego. Czy uczy się po drodze manipulacji? Bardzo możliwe, tak jak ucząc się samoobrony uczymy się też ataku — dlatego przysposobienie medialne musi iść w parze z kształceniem etycznym. Ale kształcenie etyczne w szkołach już jest realizowane, nawet na lekcjach języków.
Jak lekcje przysposobienia medialnego wyglądają w praktyce i czy są potrzebne, nie trzeba daleko szukać. Finlandia jest nie za górami (technicznie jest za zatoką), a jest pierwszym i dotychczas jedynym krajem, który urzeczywistnił program edukacji medialnej jako przedmiotu obowiązkowego w szkołach. Kraj Suomów dobrze poznał grozę rosyjskiej propagandy oraz pożogi wojennej bijącej od najuczciwszego państwa świata, z którym sąsiaduje.
Czytaj więcej: Kremlowska propaganda uderza w swoich. „Kreml powtarza te same slogany”
Po co?
Dlaczego jest to tak ważne? Zacytuję Rosjankę z Jekaterynburga, która na pytanie o ludobójstwo w Buczy odpowiedziała, że to najpewniej nieprawda. Prowadzący zapytał, skąd czerpie informację. Odpowiedź nie zaskoczyła — z telewizji i YouTube’a. Dodała, że żadnych innych informacji, niż rządowe rosyjskie nie widziała.
Gdy pytający docisnął, odpowiedziała słowami, którymi puentowana jest niemal każda rozmowa o propagandzie — „wszystko to bardzo skomplikowane, zwykły człowiek nie jest w stanie w tym się połapać, moja opinia nie jest ważna”. A jak zwykły człowiek ma się połapać, gdy nikt go „łapać” nie nauczył?
Ale jednak ten zwykły człowiek umie liczyć, umie pisać, ten zwykły człowiek nauczył się języka i podstaw rozumowania. Czy naprawdę zatem niemożliwe byłoby nauczenie go… korzystania z mediów i informacji?
Czego brakuje Litwie?
Tylko woli politycznej. Specjalistów mamy, w razie braków w trybie ekspresowym można przeszkolić nauczycieli kształcenia obywatelskiego, historii (duża część z nich i tak pracuje na obu stanowiskach), a nawet języków i informatyki. Ba, na Litwie były już nawet próby prowadzenia przysposobienia medialnego i to w naszym małym polskim światku! Powstało nawet 12 prezentacji na ten temat w języku polskim (obok litewskiego, rosyjskiego i angielskiego) — które zebrała m. in. Danuta Szejnicka i Karolina Rusecka z Gimnazjum im. Jana Pawła II w Wilnie, a także dziennikarka Olga Dragiļeva i inne instytucje, w tym Media Lab, Baltic Centre for Media Excellence (pol. Bałtyckie Centrum dla Doskonałości Medialnej). Nazwy te niewiele mówią, ale piszę o tym, żeby pokazać, że temat nie jest całkiem kiełkujący. Prezentacje znajdziemy na stronie oświaty na Litwie, emokykla.lt (są tam też materiały pomocnicze dla pedagogów).
Czytaj więcej: Danuta Szejnicka: „Odnowiona podstawa programowa stawia na kompetencje”
To nie nasze — jeszcze
Zdecydowana większość odnosi się do rynku łotewskiego i polskiego (ewidentnie były tłumaczone), a napisane są językiem… nieuczniowskim, niejasnym i bardzo nieprecyzyjnym, na granicy błędu.
Trzeba pamiętać, że nie zostały przygotowane przez ośrodek rządowy, ale oddolnie, finansowane (jak zrozumiałem z opisu) grantowo. W każdej prezentacji powtarzają się te same pytania, np. czym są media, brak jest konsekwentnego przejścia z tematu do tematu, prezentacje nie są ze sobą spójne. Zabrakło też przykładów wdzięcznych, chociażby z historii, które pokazałyby, że twierdzenie „źli ludzie robili złe rzeczy” jest na starcie błędne. W temacie manipulacji mógłby paść też przykład piramid finansowych… ALE!
Przejrzawszy prezentacje widzę, że pierwsze kroki zostały zrobione i jest ogromny potencjał — teraz pozostało tylko je wdrożyć, zastosować w praktyce i przekuć na program szkolny, a nie zostawić jako materiały dla ambitniejszych nauczycieli. To nie może być kwestia pasji — to musi być sprawa pracy i rządowych wytycznych.
Jak taki program napisać? Litwa ma ludzi, którzy są w stanie go nakreślić. Jeśli nie, można inspirować się innym członkiem Unii Europejskiej, właśnie Finlandią. Jakie było moje rozczarowanie, gdy litewska minister oświaty w październiku 2021 r. wróciła z Helsinek, skąd przywiozła kosz nośnych haseł o najfajniejszych szkołach na świecie, o równości, o pozytywnej atmosferze, ale nic o przysposobieniu medialnym. To jakby pojechać do Paryża tylko po to, żeby zrobić sobie zdjęcie (wiem, tacy ludzie też są).
Uczyć dzieci, żeby chronić dorosłych?
Na rozpoczęcie edukacji medialnej lepszego czasu już nie będzie. Pamiętajmy, że od dzieci wielu nowości uczą się także dorośli. Od zwykłego pytania „jak było w szkole” może zacząć się bardzo wartościowa wymiana zdań i opinii. Pociechy chętnie popisując się wiedzą, której opiekunowie jeszcze nie mają (przepraszam rodziców i opiekunów za ten przytyk), będą swoistymi nosicielami bakcyla umiejętności. A za kilka lat nowe pokolenia będą ludźmi całkiem innej odporności na propagandę i fałsz.
Zresztą, można przewidzieć, że rykoszetem dostaną również manipulujące emocjami portale, które zarabiają na kliknięciach — świadomy czytelnik zwyczajnie będzie niestrawnym kąskiem, dojdzie do pewnego „oczyszczenia” rynku.
Zmniejszy się liczba tytułów typu „CZY POPULARNY AKTOR NIE ŻYJE?! RODZINA NIE ZOSTAWIA WĄTPLIWOŚCI!!!! ZOBACZ TERAZ” (a treść oczywiście całkiem inna) — coś, co wyjadacze litewskich mediów znają z autopsji, a i tak dają się nabrać. No bo skąd mają mieć wiedzę na ten temat?
Co ma edukacja do NATO?
Spotkałem się z argumentem, że „te wszystkie kontrpropagandy i szkolenia” nie są priorytetowe, bo przecież w przypadku napaści ze strony Rosji ochroni nas NATO. Tu pojawia się jeden szkopuł — Rosja w całej swojej nienawiści nie jest też całkiem bezmyślna.
Jeśli będzie chciała skutecznie rozbić sojusz, wpierw spróbuje „wychować” pożytecznych idiotów. Nie będę pokazywał palcami, ale takich już mamy. Czy NATO zareaguje, jeśli pozornie oddolnie powstawać zaczną prorosyjskie stowarzyszenia? Jak NATO będzie chroniło regiony, w których konkretni aktywiści „oddolnie”, po latach (niekoniecznie nawet dekadach) indoktrynacji, wykorzystując frustrację liberalną demokracją, zaczną ogłaszać „republiki ludowe” przy milczącej większości? To nie są scenariusze tak odległe — pamiętamy prowokacje w 2014 r., gdy ogłaszano Solecznicką Republikę Ludową, póki co tylko w internecie, w formie prowokacyjnego badania nastrojów. Wtedy ten skandal raczej przeszedł do kategorii anegdoty, choć niesmak pozostał.
Czy NATO będzie miało obowiązek (i prawo) reagować militarnie na nasze własne zaniedbania? I czy NATO będzie chciało pakować się w wojnę potencjalnie nuklearną dla tych, którzy znaleźli się w tarapatach z własnej głupoty?
Jaka droga czeka Litwę?
W Finlandii edukację medialną do szkół wniosły organizacje pozarządowe, nim ta stała się częścią programu państwowego. Czy Litwa może sobie pozwolić na dekady eksperymentowania? A nawet jeśli — czy na Litwie jest środowisko, które mogłoby wyjść z taką inicjatywą wbrew bierności centralnych ośrodków?
Czas zacząć rozmawiać bez półsłówek. Czas zacząć rozmawiać o mediach językiem bezpieczeństwa narodowego. Postawić kapitał wiedzy obok kapitału militarnego.
Czytaj więcej: Ryszard Stankiewicz: Polskie Media na Wschodzie mają wiele do omówienia
Projekt jest częściowo finansowany przez Departament Mniejszości Narodowych przy Rządzie RL