Ilona Lewandowska: Mieszkańcy Łotwy wybrali nowy parlament. Jak może Pan skomentować wyniki tych wyborów?
Tomasz Otocki: Warto chyba zacząć od stwierdzenia, że mieliśmy do czynienia z niską frekwencją, choć jednak wyższą niż cztery lata temu. Wynosiła ona 59 proc. Ten spadek frekwencji zauważalny jest również z wyborów na wybory, wcześniej aktywność wyborców była znacznie większa. Z jednej strony jest to powód do zmartwienia, z drugiej — paradoksalnie może świadczyć o tym, że mieszkańcy Łotwy mają się nieźle, bo wyborcy są najbardziej aktywni wtedy, gdy demokracja szwankuje i problemy są bardzo odczuwalne. Łotysze postawili na sprawdzone marki. Świadczy o tym najbardziej 26 miejsc (ze stu) dla Nowej Jedności premiera Krišjānisa Kariņša. To partia, która do tej pory rządziła Łotwą, już od ponad dekady, wielokrotnie wystawiała kandydatów na premierów. W kontekście europejskim jest to sojuszniczka Platformy Obywatelskiej w Polsce czy konserwatystów na Litwie w ramach Europejskiej Partii Ludowej. To ugrupowanie sprawdzone, demokratyczne, proeuropejskie, niepopulistyczne. Można by było więc powiedzieć, że Łotysze nie lubią eksperymentów, ale nie jest to do końca prawda, bo w sejmie pojawi się też sporo nowych partii. Przebiły się nowe ugrupowania, jak partia „Postępowi” czy „Dla stabilności”. Po 11 latach do Sejmu wraca także Ainārs Šlesers ze swoją nową partią „Łotwa na Pierwszym Miejscu”, który obiecuje Łotwie „Dubaj Północy”. Ta partia w czasie pandemii głosiła hasła antyszczepionkowe, występuje w obronie konserwatywnych wartości, ale jednocześnie jest oskarżana o związki z Kremlem, co sama partia odrzuca. Będą mieć 9 mandatów w Sejmie i na pewno możemy spodziewać się o wiele bardziej agresywnej opozycji, niż było to w poprzedniej kadencji.
Czytaj więcej: Litwa i Łotwa wspólnie widzą zagrożenie ze strony elektrowni atomowej w Ostrowcu. Łotwa nie chce białoruskiej energii
Największym zaskoczeniem tych wyborów jest chyba fakt, że w parlamencie po raz pierwszy swoich przedstawicieli nie będą mieli Rosjanie…
Tak, jeszcze przed wyborami w jednym z tekstów do Nowej Europy Wschodniej pisałem o tym, że sytuacja partii mniejszości rosyjskiej jest kryzysowa i wyobrażam sobie taki model, gdzie nie będzie przedstawicieli mniejszości rosyjskiej jako partii, co nie oznacza, że nie będzie w Parlamencie Rosjan, jako przedstawicieli innych ugrupowań. Bardzo dużym zaskoczeniem pozostaje fakt, że do parlamentu nie weszła Socjaldemokratyczna Partia „Zgoda”, która była najbardziej popularna wśród rosyjskiej mniejszości. Była to partia, która starała się łączyć Łotyszy i Rosjan pod hasłami socjaldemokratycznymi. Nie weszło do parlamentu również drugie, mniej popularne, ale za to bardziej prokremlowskie z ugrupowań, Rosyjski Związek Łotwy, którego przedstawiciele jeździli na Krym i do Syrii… Nie ma nigdzie badań na temat tego, jak głosowali Rosjanie, można jednak o ich preferencjach wnioskować na podstawie wyników w Łatgalii, czyli regionu, gdzie mniejszość rosyjska jest najliczniejsza. W tym roku „Zgoda” zajęła tam dopiero trzecie miejsce, otrzymała 11 proc. głosów, Rosyjski Związek Łotwy 7 proc., natomiast zwyciężyła tam populistyczna, nowa partia „Dla Stabilności”. Ta partia zasiądzie w Sejmie, otrzymała 11 mandatów. Być może więc to właśnie ona będzie w pewnym stopniu reprezentować głosy Rosjan. Założyli ją byli członkowie „Zgody”, mogą być więc pewne podobieństwa, ale tak naprawdę jeszcze nie wiemy, w jakim stylu będzie działać ta partia.
Co zadecydowało o tak słabym wyniku rosyjskich ugrupowań? Czy miała na to wpływ wojna w Ukrainie?
To bardzo trudne pytanie. Rzeczywiście, po kilku miesiącach wojny, można by się było spodziewać większej mobilizacji rosyjskojęzycznej ludności na Łowie. Stało się tymczasem odwrotnie. Jeszcze dwa tygodnie temu nie przypuszczałbym, że „Zgoda” wypadnie z parlamentu. Nie wiemy, jak głosowali Rosjanie, nie ma takich badań, myślę jednak, że ich duża część pozostała po prostu w domu. Rosjanie są całkowicie zbici z pantałyku. Nie chcą burzenia sowieckich pomników czy likwidacji oświaty w języku rosyjskim, ale nie wiedzą, co dalej. Poza tym wiedzą, że w przeszłości ich reprezentantom nie udało się nic osiągnąć w łotewskiej polityce. „Zgoda” nieraz wygrywała wybory, ale nigdy nie była partią rządzącą. Jest jeszcze jedna kwestia. Coraz słabsze wyniki partii mniejszości narodowych widzimy w całej Europie. Na Litwie w ostatnich wyborach parlamentarnych widać to na przykładzie AWPL-ZChR, podobna sytuacja była na Słowacji. Na Łotwie jest to o tyle szokujące, że mniejszość to 40 proc. mieszkańców. I to 40 proc. nie będzie miało swojej reprezentacji, chyba że ich interesy będzie reprezentować partia populistyczna, o której wspominałem. Wiele osób się z tego cieszy, ale ja uważam, że parlament łotewski bez Rosjan nie jest dobrym rozwiązaniem. Po prostu uważam, że w krajach, gdzie mniejszości stanowią znaczną grupę, niezależnie od tego, czy to Rosjanie, Polacy czy Węgrzy, powinny mieć one swoją reprezentację w parlamencie.
W nowej kadencji możemy spodziewać się zmian w polityce zagranicznej Łotwy?
Nie sądzę. Zacznijmy od tego, że nie spodziewałbym się zmiany na stanowisku ministra spraw zagranicznych. Już od 2011 r. jest nim Edgars Rinkēvičs, przedstawiciel ugrupowania, które wygrało wybory. To bardzo popularny polityk, który osiągnął bardzo dobry wynik, biorąc pod uwagę rankingowanie na liście wyborczej. Może nie być również zmiany na stanowisku premiera, choć oczywiście tu pozostaje kwestia dogadania się z nowymi partnerami z koalicji. Zmiana nastąpi natomiast prawdopodobnie w ministerstwie obrony. Dotychczasowy minister, Artis Pabriks, to przedstawiciel liberałów, którym do przekroczenia progu wyborczego zabrakło jedynie 250 głosów… Tu rzeczywiście widać, że każdy głos się liczy. Porażkę liberałów można tłumaczyć tym, że to oni byli odpowiedzialni za ministerstwo zdrowia w czasie pandemii, więc społeczeństwo w naturalny sposób obarczyło ich odpowiedzialnością za niepopularne decyzje. Poza tym, wydaje mi się, że część młodych wyborców mogło przejąć ugrupowanie „Postępowi”.
Czy wiadomo, jakie są preferencje polityczne mieszkających na Łotwie Polaków?
Polacy na Łotwie nie mają swojej partii, nie założyli jej po 1990 r., są zresztą zbyt małą grupą, by badać ich preferencje wyborcze. Mogą więc głosować różnie, od skrajnej lewicy po skrajną prawicę, jednak zwykle polska społeczność trzyma się bliżej centrum. Warto również zauważyć, że Polacy bywają obecni w łotewskiej polityce, bywali posłami z różnych ugrupowań, zdarzyło się nawet, że w jednej kadencji było ich 4. Od 2006 r. nie ma w Sejmie żadnego Polaka, osobą najbliższą polskiej mniejszości może być natomiast poseł z Rygi, politolog, Andris Sprūds, który osiągnął bardzo dobry wynik, wchodząc do sejmu jako reprezentant partii Postępowi. Jego żona jest Polką, on świetnie mówi po polsku, nieraz w Polsce wykłada i polskie sprawy są mu bliskie.
Czytaj więcej: Halina Smulko: „Bycie Polakiem na Łotwie jest powodem do dumy”