W meczach z Meksykiem i Arabią Saudyjską Polacy zdobyli cztery punkty i by być pewnym wyjścia z grupy musieli przynajmniej zremisować z Argentyną. W innym wypadku ich ostatnią deską ratunku był korzystny wynik w spotkaniu Meksyku z Arabią Saudyjską.
„Przed meczem nie mamy założenia, by grać tylko na własnej połowie, ale w meczu może być różnie. Argentynę stać na zdominowanie nas” — mówił na przedmeczowej konferencji prasowej Czesław Michniewicz, a jego słowa w tym względzie okazały się prorocze. Biało-Czerwoni zostali zdominowani przez Argentynczyków, ale do przerwy ich napór udało im się jeszcze zatrzymać, nawet mimo tego, że Albicelestes mieli rzut karny. Strzał Leo Messiego kapitalnie odbił jednak Wojciech Szczęsny, broniąc już drugą jedenastkę w tym turnieju. Powtórzył tym samym osiągnięcie Jana Tomaszewskiego, który na pamiętnym mundialu w RFN w 1974 r. także obronił dwa rzuty karne.
Zaraz po przerwie Alexis Mac Allister dał jednak prowadzenie Argentynie, a w 67 min podwyższył je Julian Alvarez. Polacy nie byli w stanie w żaden sposób odpowiedzieć, a że Meksyk także prowadził 2:0 byli od niego lepsi już tylko dzięki klasyfikacji fair play i otrzymaniu w turnieju dwóch żółtych kartek mniej. „Dostawaliśmy sygnały z ławki, by nie złapać kartki i nie stracić trzeciego gola” — mówił po meczu Piotr Zieliński.
W doliczonym czasie gry Nicolás Tagliafico z lewej strony pola karnego podciął futbolówkę nad interweniującym Szczęsnym, ale zdołał wybić ją z bramki Jakub Kiwior.
Gdy sędzia skończył mecz, na drugim stadionie wciąż grali. Polacy obserwowali tę końcówkę na ekranie telefonu na murawie boiska. Gdy Arabia strzeliła gola na 1:2 wybuchnęli radością, podobnie jak polscy dziennikarze na trybunach. Gdyby jednak Meksyk strzelił trzeciego gola, to on by awansował. Nie zrobił tego jednak i Polacy po raz pierwszy od 36 lat przeszli do fazy pucharowej mundialu.
W 1/8 finału czekała na Biało-Czerwonych broniąca tytułu sprzed czterech lat Francja. Przed tym spotkaniem Michniewicz zapowiedział, że jego zespół zamierza zmienić dotychczasową taktykę. „To będzie zupełnie inny mecz. Meczom grupowym towarzyszą zupełnie inne emocje. Obraliśmy taką strategię na wyjście z grupy. Ci, co nie grali w defensywie, już siedzą w domu i mecze będą oglądać w telewizji. To dla nas żaden zarzut. Teraz chcemy zagrać zupełnie inaczej” — mówił na konferencji dzień przed konfrontacją.
Polacy faktycznie zaprezentowali przeciw mistrzom świata futbol odważniejszy. Podjęli rękawicę i kilkukrotnie udało im się zagrozić bramce Hugo Llorisa. W 38. min, jeszcze przy stanie 0:0, po świetniej akcji Bartosza Bereszyńskiego i jego zagraniu z lewej strony, w zamieszaniu przed francuską bramką do piłki dopadł Piotr Zieliński, ale jego uderzenie z dwunastu metrów kapitalnie obronił Hugo Lloris, a dobitkę Jakuba Kamińskiego sprzed linii bramkowej wybił Raphael Varane. I gdy wydawało się, że pierwsza połowa skończy się bezbramkowo Olivier Giroud uciekł Jakubowi Kiwiorowi i strzałem przy słupku pokonał Szczęsnego.
W drugiej połowie, mimo starań Polaków, Francuzi zdobyli jeszcze dwa gole, a Biało-Czerwonym na osłodę zostało honorowe trafienie w ostatniej minucie z rzutu karnego, który Robert Lewandowski musiał wykonywać dwa razy. Za pierwszym jego strzał obronił Lloris, ale francuscy obrońcy zbyt wcześnie wbiegli w pole karne i Lewy dostał szansę rehabilitacji, której nie zmarnował.
Czytaj więcej: Piłkarski karnawał na pustyni
Specjalnie dla „Kuriera Wileńkiego”
Jarosław Tomczyk, Doha