Świąteczna Polska fascynuje i zachwyca, jestem szczęśliwa, że moje dzieci są w bezpiecznym i że znaleźliśmy schronienie w tak urokliwym miejscu. Ale to nie znaczy, że jestem spokojna. Myślami wciąż jestem na Ukrainie – mówi Julia Zabłocka, mama trójki dzieci, pochodząca z Winnicy.
Dzień, który zmienił wszystko
24 lutego 2022 r. Rosja rozpoczęła pełnowymiarową inwazję na Ukrainę. – Odgłosy wybuchów obudziły mnie o piątej rano. Zadzwoniła do mnie siostra, pierwsze, co usłyszałam to: „wojna, zabieraj dzieci, wyjeżdżamy” – wspomina Julia.
– Na początku wydawało się, że nas to nie dosięgnie, ale szybko przekonaliśmy się, że wojna jest bardzo blisko. Byliśmy w szoku po ataku na skład amunicji w miejscowości Kalinówka w obwodzie winnickim (to 27 km od nas), widzieliśmy kłęby gęstego dymu… Dzieci płakały i bały się. Nigdy się nie spodziewałam, że coś takiego się może wydarzyć. Wydawało mi się to niemożliwe. Jednak spełniły się najczarniejsze scenariusze – opowiada.
Nie widziała innego wyjścia, jak tylko zabrać dzieci – córkę Alę (11 lat) i synów Lwa (8 lat) i Sawę (5 lat) – i jechać do Polski.
– Nigdy nie myślałam, że opuszczę Ukrainę, chciałam zostać w ukochanej Winnicy, w swoim domu, ale wojna zmusiła nas uciekać – tłumaczy swoją decyzję Julia. Opowiada o strasznych kolejkach na stacjach benzynowych, przy bankomatach… Podróż nie była łatwa. Dotarcie w bezpieczne miejsce zajęło im trzy dni. – Droga do Polski była długa i trudna, lecz po przekroczeniu granicy poczułyśmy ulgę. Znaleźliśmy schronienie pod Krakowem – mówi mama trójki dzieci.
Czytaj więcej: Uciekający przed wojną Ukraińcy otrzymują pomoc w Polsce i na Litwie
Powszechna życzliwość na polskiej ziemi
Pierwsze dni w Polsce były ogromnym zaskoczeniem. Co najbardziej dziwiło uciekających przed wojną? – To, jak wszyscy są dla nas pomocni. Gdy tylko przekroczyłyśmy granicę, zobaczyłyśmy tłum wolontariuszy, którzy podawali nam jedzenie, gorącą herbatę, słodycze, nawet zabawki dla dzieci… A jeszcze był ciepły uśmiech, który dał mnie siły. To była dla nas wszystkich ogromna pomoc. Nie mam słów, aby wyrazić swoją wdzięczność za to, co zobaczyłam. Bardzo, bardzo dziękuję – wspomina Julia i podziwia, jak ofiarni są Polacy w czasach tragedii na Ukrainie. – Polska jest prawdziwie bratnim krajem, który nasz ból potraktował jak własny – dodaje.
Z pomocą dobrych ludzi znaleźli ładne mieszkanie pod Krakowem. – Pani Anna i pan Waldemar pomogli nam we wszystkim… Nie wiem, czy kiedykolwiek będę w stanie odwdzięczyć się za tę pomoc. To niesamowite, czego doświadczyłyśmy. Pamiętam, jak tylko przyjechałyśmy i weszłyśmy do pięknego pokoju, na stole na nas czekała kartka z napisami w języku ukraińskim: „Jesteśmy z Wami. Sława Ukrainie!”. To sprawiło mnóstwo radości, byłyśmy bardzo wzruszone – opowiada.
Potem były kolejne gesty pokazujące, że są tu mile widziani. – Byłam bardzo pozytywnie zaskoczona, kiedy na ulicach Krakowa odbywały się liczne demonstracje wspierające Ukrainę. Ja i moje dzieci też protestowałyśmy przeciwko wojnie przed rosyjskim konsulatem w Krakowie – opowiada.
Kolejne święta koniecznie w domu
Julia uciekała z Ukrainy, przede wszystkim myśląc o dzieciach. Teraz to, że są bezpieczne, daje jej bardzo dużo radości.
– Moje dzieci… Budzę się rano i uświadamiam sobie, że moje dzieci są bezpieczne. Teraz to jest dla mnie najważniejsze – podkreśla Julia. Mówi, że chętnie chodzą do polskiej szkoły, świetnie sobie radzą z nauką i nowym otoczeniem. – Szkoła jest super! Wszystko się podoba, klasa, świetlica, pomocni nauczyciele, wspaniali koledzy, którzy zawsze wspierają – opowiada córka Julii, Ala. – Nam było łatwiej przyzwyczaić się do życia w Polsce, mamy polskie pochodzenie, dzieci uczyły się języka polskiego w Szkole Sobotnio-Niedzielnej im. Grocholskich w Winnicy. Chciałam, żeby się uczyły, chociaż nigdy nie myślałam, że znajomość polskiego może okazać się tak bardzo przydatna, w tak tragicznych okolicznościach… – mówi Julia.
Teraz przygotowują się do pierwszych w życiu świąt poza domem. – Grudzień w Polsce to czas, pełen cudów, moje dzieci są tak zachwycone! Kraków zamienia się w bajkę, gdy zbliżają się święta Bożego Narodzenia, ale to jest jedno z najbardziej rodzinnych świąt, a my niestety spędzamy ich daleko od domu, od najbliższych… Ale jestem szczęśliwa, że znalazłyśmy w Polsce bezpieczną przystań i tak mocno doświadczyliśmy wsparcia, życzliwości oraz gościnności, która jest jedną z najpiękniejszych tradycji polskiej ziemi. Marzę, żeby święta Bożego Narodzenia były spokojne, niech wszyscy bliscy będą zdrowi, szczęśliwi i będzie możliwość razem podzielić się opłatkiem. Niech skończy się ta okropna wojna i przyjdzie zwycięstwo i pokój, żebyśmy mogli się spotkać w Winnicy i zacząć normalny, prosty dzień, bez troski o najbliższych, tylko z nadzieją na spokojną przyszłość dla Ukrainy – mówi Julia.
Pozostaje jeszcze strach o tych, którzy musieli pozostać na Ukrainie i nadzieja, że kolejne święta spędzą już razem, we własnym domu.
Czytaj więcej: Od początku wojny w Ukrainie na Litwie zatrudniło się 21 tys. Ukraińców
Wiktoria Bednarska, korespondencja z Winnicy
Artykuł opublikowany w wydaniu magazynowym „Kuriera Wileńskiego” Nr 51(149)24/12/2022-06/12/2023