Więcej

    100-letnie urodziny Józefy Seifuliny, wieloletniej położnej Szpitala Położniczego w Wilnie

    Na historię krajów składają się wspaniałe, wielkie, heroiczne czyny. Ale nie tylko. Na te historie składa się również codzienny wysiłek zwykłych ludzi, ludzi z marzeniami, energią i pasją, którzy swoim życiem i pracą czynią wielkie i ważne rzeczy. Do takich osób należy pani Józefa, która całe swoje życie wykonywała jeden z najszlachetniejszych zawodów — położnej.

    Czytaj również...

    I tu będzie historia o uroczej stulatce Józefie Seifulinie, do której udałyśmy się z wizytą z jej młodszą koleżanką z pracy, również położną, Bożeną Kaczanowską. Dla niej pani Józefa to ktoś wyjątkowy. Ktoś, kto wprowadzał w tajniki zawodu, pokazywał ważne wartości dla człowieka i pracownika: fachowość, wrażliwość, odpowiedzialność, cierpliwość, pomoc, traktowanie kobiety z szacunkiem. Tego wszystkiego uczyła się ona pod okiem doświadczonej położnej, kiedy jako młoda dziewczyna podjęła pracę w szpitalu położniczym. Pani Bożenie bardzo zależy, aby ten jubileusz nie przeszedł bez echa.

    Czytaj więcej: Wileńska położna Bożena Kaczanowska: „To samodzielny zawód”

    Tajników zawodu położnej Bożena Kaczanowska uczyła się właśnie u pani Józefy
    | Fot. archiwum Józefy Seifuliny

    Elegancka jubilatka

    100 lat życia to piękny wiek i tylko nielicznym dane jest doczekać tak zacnego jubileuszu.

    Pani Józefa mieszka sama w bloku na drugim piętrze, nie ma rodziny, z którą żyłaby na co dzień. Jej jedyny syn Leszek zmarł w wieku 40 lat. Opiekują się nią (a właściwie doglądają) sąsiedzi Litwini — bardzo sympatyczna pani z pierwszego piętra i życzliwy sąsiad. Raz w tygodniu przychodzi osoba z pomocy społecznej, która pomaga w czynnościach domowych, jak sprzątanie, pranie, higiena osobista i inne.

    I to o dziwo jakoś funkcjonuje. W dużej mierze dzięki pani Józefie, która, jak na swoje 100 lat, jest w niewiarygodnie dobrej formie.

    Nas przyjęła bardzo elegancko: na stoliczku były ciasteczka, kryształowe kielichy, szampan bezalkoholowy i … ostatni numer „Kuriera Wileńskiego”, bo pani Józefa jest jego wierną prenumeratorką i czytelniczką.

    Czekała na nas uśmiechnięta i radosna. Szczególnie miła była dla niej wizyta jej „pupilki” Bożeny, która ją odwiedza, na ile tylko czas pozwala. I my obie czułyśmy się wzruszone — i tym przyjęciem, i tym, jaką jeszcze pamięcią dysponuje dostojna jubilatka i jakie ma poczucie humoru.

    Życie w Poniewieżu

    Pani Józefa Seifulina urodziła się 3 lutego 1923 r. w Poniewieżu, w rodzinie o polskich korzeniach. Tam też w 1934 r. ukończyła szkołę powszechną, prywatne polskie gimnazjum, później uczęszczała do szkoły Felczerów (Panevėžio Felčerių Mokykla), którą ukończyła w pierwszej promocji w 1949 r., a następnie zdecydowała się na trzyletnią Szkołę Położnych. Po zdobyciu zawodu podjęła pracę w Szpitalu Położniczym w rejonie Szyłokarczmy (Šilutė), doczekawszy się tytułu starszej akuszerki. Jak powiedziała, było to jej marzenie, aby odbierać porody i wydawać na świat nowe życie.

    Dziadkowie i rodzice pani Józefy pochodzili z rejonu Poniewieża.

    — Mama (z d. Wirszyłówna) pracowała u słynnej rodziny Komarów we wsi Rogówek (Raguvėlė). Tam był piękny pałac, jeden z największych na Litwie, aż do 1940 r. należał do tej ziemiańskiej rodziny i ja często tam bywałam. Z tego, co pamiętam, Komarowie byli fundatorami gimnazjum polskiego, do którego uczęszczałam — wspomina pani Józefa.

    W Poniewieżu też poznała swojego męża, którym był przystojny oficer rosyjski. Pani Józefa była nim oczarowana i mocno w nim rozkochana. Pobrali się i wkrótce urodził się ich syn. Niestety, szczęście nie trwało zbyt długo. Mąż postawił sprawę jasno: albo żona jedzie z nim do Rosji, albo się rozstają. Pani Józefa do Rosji nie chciała jechać, nawet dla tak ważnej w istocie sprawy, jaką było utrzymanie rodziny. Została sama jako młoda mama z dzieckiem. Gdy chłopiec wchodził w lata szkolne, podjęła decyzję o wyjeździe do Wilna, jak mówi, głównie dla syna, aby mógł uczyć się w polskich szkołach.

    W 1956 r. Józefa Seifulina zaczęła pracę w Szpitalu Położniczym na ul. Tyzenhauzų 18 A (dawniej ul. Kovo 8) w Wilnie
    | Fot. archiwum Józefy Seifuliny

    Przeprowadzka do Wilna

    W 1956 r. zaczęła pracę w Szpitalu Położniczym na ul. Tyzenhauzų 18 A (dawniej ul. Kovo 8) w Wilnie. Tam pracowała do 1990 r. Przez całe swoje życie w zawodzie przepracowała 50 lat.

    — Pierwszy widok szpitala w Wilnie bardzo mnie zaskoczył. Ten poprzedni szpital, w którym pracowałam w rejonie Szyłokarczmy, był wielki, przestronny, wygodny, piękny architektonicznie, gdyż to była solidna niemiecka budowla, sale pacjentów też były duże, dobrze wyposażone. Ten wileński szpital to wyglądał wtedy przy nim jak jakiś barak, ale z biegiem lat szpital się rozbudowywał i uświetniał — wspomina jubilatka.

    WIĘCEJ NIŻEJ | Reklama na podst. ust. użytkownika.; Dzięki reklamie czytasz nas za darmo

    Pionierka przyjmowania porodów w wodzie

    I ona sama bardzo cieszyła się z pracy w Wilnie, często jeździła do Polski na międzynarodowe konferencje, służące rozwojowi w zawodzie i poszerzaniu wiedzy.

    — Zapisała się w historii szpitala jako pierwsza położna przeprowadzająca porody w wodzie, to dzięki niej pojawiła się łazienka z wanną do porodów w szpitalu — mówi położna Bożena Kaczanowska. — Pani Józefa miała niesamowity dar w dłoniach. Jej delikatne ręce dokonywały cudów, to była taka mistyka rąk. Zawsze mawiała nam, młodszym położnym, że poród musi odbyć się jak najdelikatniej. Potrafiła też bez żadnych badań zadecydować, że dany poród musi być dokonany cesarskim cięciem. Nigdy się nie myliła — podkreśla pani Bożena.

    Jej praca była całym jej życiem. Narodziny nowego człowieka to niezwykły cud. Usłyszeć pierwszy na tym świecie krzyk dziecka, usłyszeć bicie serca — to jest wzruszenie i radość, którego nie da się opisać — jak przez całe życie podkreślała pani Józefa.

    „Najstarszy bocian Litwy”

    Nigdy nie żałowała podjętej decyzji, aby być położną, chociaż to bardzo ciężka praca. Gdy odchodziła ze szpitala na emeryturę, została nazwana „seniausias Lietuvos gandras”. Przez cały okres pracy w wileńskim szpitalu przyjęła 18 tys. porodów. W jej karierze był taki dzień, że przyjęła 27 porodów, co odnotowano w książce wydanej na 50-lecie Szpitala Położniczego w Wilnie.

    Ciepłe wspomnienia koleżanek

    Jej koleżanki z pracy będące już też na emeryturze bardzo ciepło mówią o pani Józefie Seifulinie. Dr Elana Garšvienė pracowała z nią od 1975 r. i wspomina jubilatkę jako wielkiej klasy profesjonalistkę.

    WIĘCEJ NIŻEJ | Reklama na podst. ust. użytkownika.; Dzięki reklamie czytasz nas za darmo

    „To była moja pierwsza praktyczna nauczycielka, kiedy trafiłam do szpitala jako 25-letnia akuszerka. Miała niespożyte siły, wspierała nas na dyżurach nocnych, przynosząc kawę, jeśli któraś padała ze zmęczenia, prosiła, aby odpocząć i sama doglądała młode matki. Była bardzo czuła i nigdy nie podnosiła głosu ani na nas, ani na rodzące pacjentki. Mój ojciec, który był dyrektorem naszego szpitala od 1953 r., również ją bardzo wysoko cenił. Jestem jej bardzo wdzięczna osobiście, bo to ona przyjmowała na świat moje dzieci. I jeszcze mam taki prywatny związek z panią Józefą, bo u niej na grillu, na Antokolu, poznałam mojego męża.

    Jak jeszcze ją zapamiętałam? Była też niezwykle ładną kobietą, dbającą o siebie. Zawsze ładna fryzurka, włosy ufarbowane. Pamiętam, jak mieszkała wtedy jeszcze na Antokolu, że jej codzienną rutyną była kąpiel w Wilii. Kąpała się do pierwszych mrozów. Była zahartowana. Dużo spacerowała. Była bardzo energiczna. Tak ją zapamiętałam” — wspominała Elana Garšvienė.

    Również Irena Kiriłowa, dziś też emerytka, zapamiętała panią Józefę jako wspaniałą starszą koleżankę po fachu. Znała ją też prywatnie, bo brat pani Ireny uczył się razem z synem pani Józefy w jednej klasie szkoły początkowej we wsi Świątniki koło Niemenczyna. Tam też mieszkał u jej kuzynki w pierwszych latach, kiedy przyjechała jako samotna matka do Wilna. Często wówczas pani Józefa przyjeżdżała w odwiedziny do syna. Później zabrała go do Wilna, gdzie uczęszczał do słynnej „Piątki” na Antokolu.

    „Pani Józefa była naprawdę dzielną kobietą. Bardzo dbającą o siebie. Pamiętam, że już od marca była opalona, bo spędzała wiele godzin na spacerach. Ją ciekawiło wszystko, interesowała się kulturą, historią, polityką. Jeszcze niedawno z nią rozmawiałam i pamiętała mnie doskonale” — wspominała Irena Kiriłowa.

    Czytaj więcej: Poród — w szpitalu czy w domu?

    Radość życia w wieku 100 lat

    Jubilatka jest ciągle w dobrej kondycji i nawet potrafi czytać bez używania okularów. Dużo wie i pamięta wiele, jak na swoje 100 lat. Najbardziej zachwyca bijąca od pani Józefy niesamowita energia, połączona z pokorą i pogodą ducha, co wynika z głębokiego zawierzenia Bogu — jak sama wyznała. Radość bijąca z oczu, gesty pełne serdeczności oraz olbrzymia kultura osobista dostojnej jubilatki mogą być dla nas przykładem. Bez wątpienia stanowią dobry przepis na cieszenie się radością życia w wieku 100 lat.

    Dużo zdrowia i spokoju, szacownej Jubilatce!

    Reklama na podst. ust. użytkownika.; Dzięki reklamie czytasz nas za darmo

    Afisze

    Więcej od autora

    Zdrowie kryje się w jelitach: jak dbać o centrum naszej odporności?

    Jaki jest związek między układem immunologicznym, a pracą tego odcinka układu pokarmowego? Układ pokarmowy odpowiada nie tylko za pobieranie, trawienie i wchłanianie pokarmów. Znajdują się w nim (zwłaszcza w jelicie grubym) drobnoustroje, które tworzą tzw. mikroflorę jelitową. To właśnie mikroflora...

    W jaki sposób teatr odpowiada na niepokoje współczesności? VII edycja Festiwalu „MonoWschód”

    — Czasy są coraz trudniejsze i niepewne, niepokoimy się o przyszłość nie tylko swoją i naszych narodów, ale wręcz całej planety. W jaki sposób na nasze niepokoje odpowiada współczesny teatr? Co dzisiaj jest prawdą? Czy jest jeszcze jakiś system...

    Oskar Schindler. Niemiec, który ratował Żydów

    Steven Spielberg tę myśl nosił w sobie wiele lat. Kiedy w latach 80. do jego rąk trafiła książka australijskiego pisarza Thomasa Keneally’ego, „Schindler’s Ark”, dogłębnie go poruszyła. Od tej pory wiedział, że musi przenieść na ekran historię niemieckiego przedsiębiorcy...

    „Dobre tylko, co prawdziwe”: VII edycja Festiwalu „MonoWschód” 

    „Czasy są coraz trudniejsze i niepewne, niepokoimy się o przyszłość nie tylko swoją i naszych narodów, ale wręcz całej planety. W jaki sposób na nasze niepokoje odpowiada współczesny teatr? Co dzisiaj jest prawdą? Czy jest jeszcze jakiś system wartości,...