Informacja sprzed roku, że Rosja z kilku stron zaatakowała Ukrainę, wywołała powszechny szok. Po 12 miesiącach świat zaczyna przyzwyczajać się do wojny. Przyzwyczajają się do niej też sami Ukraińcy.
Czytaj więcej: Wojna na Ukrainie, prognozy. „Aktywna faza nie potrwa wiecznie”
Normalność/nienormalność
— Człowiek — niestety albo stety — jest takim stworzeniem, które jest w stanie przyzwyczaić się do każdej, nawet najbardziej ekstremalnej sytuacji. Niemniej jednak nie można tego uznać za normalność. Nawet podczas alarmów powietrznych można dziś obserwować większe rozluźnienie. Nie wszyscy od razu udają się do jakichś ukryć, nie szukają miejsc, gdzie są co najmniej dwie ściany i brak okien. To może rzucać się w oczy. Rzucać się w oczy może też atmosfera we Lwowie. Bo jeżeli nie będziemy zwracać uwagi na zabezpieczone dzieła sztuki, czyli wszelkiego rodzaju obiekty architektoniczne, to można byłoby nie zauważyć, że trwa wojna. Chodzą ludzie, kawiarnie są otwarte, atmosfera jest nadal przyjazna i miła. Lwów jest relatywnie bezpiecznym miejscem, pomimo tych 6 lub 7 ostrzałów, które były w ciągu ostatniego roku. Z rozmów z ludźmi z południa lub wschodu kraju, gdzie nadal trwają intensywne walki, wynika, że nawet tam się przyzwyczajają do tej rzeczywistości. Trzeba jednak zawsze podkreślać, że to nie jest normalność — mówi „Kurierowi Wileńskiemu” Artur Żak, dziennikarz „Kuriera Galicyjskiego” oraz Radia „Lwów”.
Siedem dni w redakcji
W nocy z 23 na 24 lutego 2022 r. lwowski dziennikarz pracował do trzeciej nad ranem, ponieważ podejrzewał, że Rosja może rozpocząć agresję. Nie doczekawszy się żadnych ruchów i żadnych działań Rosjan przy granicy, poszedł spać. Kilka godzin później obudziła go żona z informacją, że rozpoczęła się inwazja.
— Wzięliśmy rzeczy i pojechaliśmy z małżonką do redakcji. Przez następne siedem dni praktycznie z niej nie wychodziliśmy — wspomina Żak.
Dodaje, że jeszcze przed rozpoczęciem się pełnowymiarowej agresji wypracowali z żoną odpowiedni algorytm, jak mają zachować się w przypadku wojny.
— Co robimy? Gdzie się spotykamy? Jak utrzymujemy łączność? Mieliśmy też przyszykowane rzeczy, które musimy zabrać ze sobą, czyli przysłowiową „alarmową walizkę”. Przy pierwszych ostrzałach, mimo że wiedziałem, co mam robić, to człowiek dębieje. Trzeba było na chwilę usiąść i zastanowić się, jak zastosować wszystko, co znałem i żeby to było skuteczne w praktyce — wspomina dziennikarz.
Polskie organizacje w Ukrainie po rozpoczęciu wojny nie zaprzestały swojej działalności.
— W przypadku Lwowa i ziemi lwowskiej nie znam chyba żadnej organizacji, która całkowicie zaprzestałaby swojej działalności. Media działają, tak jak działały. Część ludzi oczywiście wyjechała, ale to jest absolutna mniejszość, jeśli chodzi o Lwów. Każda organizacja w dużej mierze przekształciła własną działalność. W pierwszych tygodniach wojny, my dziennikarze, oprócz pracy dziennikarskiej zajmowaliśmy się pracą humanitarną. Na zasadzie koordynowania tych, którzy jadą na wschód, i tych, którzy ze wschodu chcą wyjechać. Redakcja „Kuriera Galicyjskiego” w pewnym momencie zamieniła się w rodzaj hotelu, dla ludzi którzy musieli na chwilę się zatrzymać przed dalszą podróżą — opowiada Artur Żak.
Czytaj więcej: Artur Żak: „Wyjątkowo ważna wizyta dla lwowskich Polaków”
Pomoc i teatr
Dziennikarz informuje, że dziennikarze również dostarczali pomoc humanitarną lwowskim Polakom, którzy bardzo często są osobami w starszym wieku. Pomocy często potrzebowali jeszcze przed rosyjską inwazją, więc schemat jej dostarczania został opracowany wcześniej. Po dostosowaniu wcześniej opracowanych schematów do zmieniającej się rzeczywistości pomoc zaczęła docierać również do wojska ukraińskiego i innych podmiotów.
— Poza tym Polski Teatr Ludowy we Lwowie działa. Chyba przed dwoma tygodniami była premiera sztuki na podstawie poezji Wisławy Szymborskiej. To był monodramat Jadwigi Pechaty — dodaje Polak ze Lwowa.
Monodram lwowskiej aktorki mogli zobaczyć też ubiegłej jesieni mieszkańcy Wilna na Wileńskich Spotkaniach Sceny Polskiej, które organizuje Polskie Studio Teatralne w Wilnie „Teatr Studio”. Edward Kiejzik z PST poinformował nasz dziennik, że nadal podtrzymują kontakt z polskimi teatrami w Ukrainie.
— Mieliśmy i mamy nadal kontakt z kierownikiem Polskiego Teatru im. Józefa Ignacego Kraszewskiego w Żytomierzu Mikołajem Worfołomiejewem. W Żytomierzu była i nadal jest inna sytuacja niż we Lwowie, bo Żytomierz od pierwszych dni wojny był bombardowany. Niestety nie mamy kontaktu na żywo. Jest w wieku poborowym, dlatego jako aktor i reżyser, nie może wyjechać z kraju. W czasie tego roku miał dwie operacje. Kiedy był w szpitalu na operacji, to w budynek trafił pocisk. Zawalił się dach, który go przygniótł. Teraz jednak jest w miarę normalnie — opowiada wileński aktor i reżyser teatralny.
Konkurs i studniówka
Zdaniem Kiejzika sytuacja we Lwowie jest inna.
— Pomimo wojny współpraca z Polskim Teatrem Ludowym we Lwowie nadal się rozwija. Być może nie tak intensywnie, jak kiedyś. Aktor lwowskiego teatru Wiktor Lafarowicz zagrał w naszym spektaklu telewizji „Dom na Granicy” wg Sławomira Mrożka. Jestem wdzięczny ministrowi kultury Ukrainy Ołeksandrowi Tkaczence, który bardzo operatywnie wydał zezwolenie Lafarowiczowi na wyjazd z kraju. Dzięki temu Lafarowicz mógł wyjechać na filmowanie na Litwę i szczęśliwie powrócić do kraju. Poza tym sam teatr brał udział w Wileńskich Spotkaniach Sceny Polskiej. Był to monodram na podstawie twórczości Wisławy Szymborskiej w wykonaniu Jadwigi Pechaty — relacjonuje nasz rozmówca.
Dodaje, że na Litwie współpracowali z teatrem z Charkowa „Wachtery”. Siostra jednego z aktorów charkowskiego teatru Ksenya Borodina zagrała rolę w przedstawieniu Polskiego Studia Teatralnego „Król Maciuś I”. Aktywne są też polskie szkoły we Lwowie.
— Życie kulturalne nadal trwa. Odbył się konkurs recytatorski „Maria Konopnicka — dzieciom i młodzieży” w szkole z polskim językiem nauczania nr 24 im. Marii Konopnickiej. W Liceum nr 10 im. św. Marii Magdaleny, czyli w drugiej szkole z polskim językiem nauczania, odbyła się nawet studniówka — mówi Artur Żak.
Czytaj więcej: Treść deklaracji Nausėdy, Dudy oraz Zełenskiego podpisanej we Lwowie podczas II Szczytu Trójkąta Lubelskiego