— Litwa i Polska pokazały Europie, że potrafią porozumieć się z sąsiadami, potrafią wznieść się ponad społecznymi animozjami i obciążeniami wynikającymi z historii. Oczywiście realizacja tych zobowiązań nie była może zawsze idealna, ale wydaje się, że jednak to był instrument, który pchnął Litwę i Polskę do Unii Europejskiej i NATO — mówi „Kurierowi Wileńskiemu” dr Andrzej Pukszto, politolog z Uniwersytetu Witolda Wielkiego w Kownie.
Napięte relacje w pierwszych latach po odzyskaniu niepodległości
„Układające się Strony kształtują swoje stosunki w duchu wzajemnego szacunku, zaufania, równouprawnienia i dobrosąsiedztwa, opierając się na prymacie prawa międzynarodowego, a szczególnie na zasadach poszanowania suwerenności, nienaruszalności granic, zakazu agresji zbrojnej, integralności terytorialnej, nieingerencji w sprawy wewnętrzne oraz przestrzegania praw człowieka i podstawowych swobód” — zapisano w pierwszym artykule traktatu.
Dokument, mówiący o zasadach przyjaznych relacji między sąsiednimi państwami, nie był pewnie tak znaczący, gdyby nie fakt, że relacje te były w XX w. bardzo trudne.
— Stosunki polsko-litewskie nie tylko w okresie międzywojennym, ale także w pierwszych latach po odzyskaniu niepodległości były bardzo napięte. Okres przed podpisaniem traktatu, a więc lata 1991-1994, zdominowały nierozwiązane sprawy historyczne oraz napięcie wokół Polaków na Litwie. Nie możemy zapominać, że jesienią 1991 r., kiedy Republika Litewska uzyskała międzynarodowe uznanie, zostały rozwiązane rady samorządowe rejonu wileńskiego i solecznickiego, ponieważ wcześniej opowiedziały się za pozostaniem Litwy w składzie Związku Sowieckiego. Oczywiście, rzutowało to nie tylko na wydarzenia w rejonach wileńskim i solecznickim, ale również na to, co się działo między Wilnem a Warszawą — wyjaśnia rozmówca „Kuriera Wileńskiego”.
Czytaj więcej: Litwa ma napięte relacje z sąsiadami
Znaczące kwestie historyczne
Jak podkreśla politolog, o ile dla Polaków zasadnicze znaczenie miały kwestie dotyczące polskiej mniejszości na Litwie, o tyle Litwini skupiali się na historii.
— Strona litewska w tamtym czasie również wysuwała swoje żądania. Litwini chcieli, by Polska oficjalnie potępiła zajęcie Wilna w okresie międzywojennym jako — jak to określano wówczas — okupację Wileńszczyzny, na co Polska oczywiście nie chciała się zgodzić. W końcu osiągnięto konsensus, który pozwolił zamknąć przeszłość i rozpocząć nowy rozdział w relacjach dwustronnych, które od 1994 r., może nie zawsze tak szybko jak byśmy chcieli, ale polepszają się. Niewątpliwie oba kraje miały w tym przypadku trudny start, a traktat umożliwił nowy początek — stwierdza politolog.
Jak doszło do tego, że Polska i Litwa tak szybko potrafiły przekroczyć dzielące ich różnice? Pukszto uważa, że w tym przypadku, zwłaszcza po litewskiej stronie, niemałe znaczenie miały kwestie personalne.
— Do władzy doszli wówczas postkomuniści, którzy w tym obszarze byli o wiele bardziej skłonni do rozmów niż litewska prawica. Na pewno bardzo ważną rolę odegrał tu Algirdas Brazauskas, który był przez pewien czas liderem socjaldemokratów, został też wybrany na prezydenta. Jako polityk patrzył bardzo pragmatycznie na relacje z Polską i był zdecydowanie bardziej przychylny w kwestii rozwiązywania spraw Polaków na Litwie — wyjaśnia Pukszto.
Kompromis, który zaprocentował
Politolog zauważa, że treść traktatu była wyrazem chęci do porozumienia widocznej po obu stronach granicy, a wydarzenie z 1994 r. zaprocentowało w następnych dziesięcioleciach.
— Był to niewątpliwie kompromis, nie zostały zapisane w traktacie wszystkie postulaty dotyczące Polaków na Litwie, natomiast strona litewska nie upierała się, by potępić tak zwaną „okupację Wileńszczyzny”, a dziś trzeba przyznać, coraz rzadziej się to określenie pojawia. Ten dokument miał jednak ogromne znaczenie nie tylko w polsko-litewskich relacjach, ale także w polityce zagranicznej obu krajów. Patrząc z perspektywy międzynarodowej polityki później ten dokument na pewno był pomocny w procesach integracji z strukturami europejskimi. Litwa i Polska pokazały Europie, że potrafią się dogadać z sąsiadami, potrafią wznieść się ponad społecznymi animozjami i obciążeniami wynikającymi z historii. Oczywiście realizacja tych zobowiązań nie była może zawsze idealna, ale wydaje się, że jednak to był instrument, który pchnął Litwę i Polskę do Unii Europejskiej i NATO — podsumował naukowiec Uniwersytetu Witolda Wielskiego w Kownie.
Czytaj więcej: Traktat polsko-litewski. Wyraz szacunku i kompromisu
Sprawa praw mniejszości wymaga monitoringu
A jednak przypominanie o traktacie budzi dziś także negatywne emocje, gdyż nadal odczuwalne są braki w realizacji wzajemnych zobowiązań. W traktacie pojawił się zapis o polskiej mniejszości na Litwie. „Osoby należące do mniejszości polskiej w Republice Litewskiej, czyli osoby posiadające obywatelstwo litewskie, które są polskiego pochodzenia albo przyznają się do narodowości, kultury lub tradycji polskiej oraz uznają język polski za swój język ojczysty, a także osoby należące do mniejszości litewskiej w Rzeczypospolitej Polskiej, czyli osoby posiadające obywatelstwo polskie, które są litewskiego pochodzenia albo przyznają się do narodowości, kultury lub tradycji litewskiej oraz uznają język litewski za swój język ojczysty, mają prawo indywidualnie lub wespół z innymi członkami swej grupy do swobodnego wyrażania, zachowania i rozwijania swej tożsamości narodowej, kulturowej, językowej i religijnej bez jakiejkolwiek dyskryminacji i przy zachowaniu pełnej równości wobec prawa” — czytamy m.in. w art. 13 umowy.
Według Andrzeja Pukszty, jest to jeden z obszarów, w których nad realizacją zobowiązań powinni czuwać nie tylko przedstawiciele władz państwowych.
— Ten traktat był i jest cały czas przywoływany. Oczywiście każdy dokument można naruszyć, można zaniedbać jego realizację. Ale w międzynarodowej polityce tak już jest, że nie wystarczy siedzieć na kanapie i czekać, co przyniesie nowy dzień. Monitorowanie realizacji traktatu, powracanie i przypominanie jego treści, jest na pewno ogromnym polem do popisu tak dla polityków, jak i organizacji społecznych. Nie jest tajemnicą, że obszarem, w którym najbardziej należy to robić, jest kwestia praw mniejszości narodowych. Powinniśmy o tym stale przypominać i stale powoływać się na wzajemne zobowiązania wynikające z tej i innych międzynarodowych umów — stwierdza politolog.