Apolinary Klonowski: Pułk Kalinowskiego zapowiada, że wyzwoli Białoruś.
Alaksandr Adamkowicz: To bardzo realny scenariusz, że ci chłopcy i te dziewczyny wyzwolą Białoruś. Mamy w towarzystwie obrazy przez nich namalowane, portrety żołnierzy. Mamy też niektóre ich pamiątki – na przykład kamuflaż, w którym jeden z pierwszych kalinouszczyków zginął (żołnierz Pułku Kalinowskiego, który walczył na Ukrainie z rosyjskim okupantem – przyp. red.).
Czytaj część pierwszą: Wolna Białoruś niejedną ma twarz. „Pojednanie jeża z nosorożcem” (cz. 1)
Myśleliście o wystawie, aby pokazać ludziom te pamiątki, te kontakty z pułkiem?
Gdy galerie słyszą, że to Pułk Kalinowskiego, to nie odpowiadają, milczą.
Spotkał się pan z kimkolwiek z nowych mediów białoruskich?
Współpracujemy najwięcej z Biełsatem i Radiem Racja (nadają z Białegostoku – przyp. red.). Są też miejscowe programy w litewskiej telewizji. Media białoruskie (np. „Nasza Niwa”) otrzymują od nas informacje, ale nie ma wielkiego zainteresowania, ignorują nas, przyczyny nie znamy.
Z tego co wiadomo, prawosławni Białorusini czynią starania, aby odłączyć się od Moskiewskiego Patriarchatu. Na jakim etapie jest ten projekt?
Patriarcha Konstantynopola Bartłomiej I był tutaj w Wilnie, wydał pozwolenia, mamy dwóch prawosławnych kapłanów podlegających Patriarchatowi Konstantynopola. Mieliśmy mszę na prawosławną Wielkanoc i przyszło ok. 150 osób, a więc proces ruszył i się rozwija.
Czytaj więcej: Patriarcha Konstantynopola wsparł litewskich duchownych prawosławnych, którzy sprzeciwili się wojnie i skrytykowali moskiewską Cerkiew
Siedziba autokefalicznego kościoła może być w Wilnie?
Póki co, trudno powiedzieć. Te struktury się tworzą. Prędzej będzie to nie autokefalia, a autonomia, bo do autokefalii musi być biskup, a takiego póki co nie ma.
Niedawno w „Kurierze” pisaliśmy o łacince w białoruskiej „Naszej Niwie” i nie tylko. Jak przewodniczący Towarzystwa Białoruskiej Kultury patrzy na łacinkę?
Sparafrazuję słowa jednego europejskiego filozofa: „Europa kończy się tam, gdzie kończy się łacinka”.
Czyli to ocena pozytywna?
Nie inaczej. Jednak to nie jest sprawa prosta. Historia białoruskiej łacinki ma kilka wieków, nie jeden czy dwa. I z XX w., czy z okresu Kalinowskiego, czy z jeszcze wcześniejszego czasu, czy nawet gdy szło odrodzenie białoruskie i równolegle z cyrylicą drukowano łacinką. Ma ona głębokie korzenie – i pełne prawo do funkcjonowania.
Ale widzę też inną kwestię w sprawie cyrylicy. Pismo cyryliczne na Białorusi ma ponad tysiącletnią historię. Przyszli dwaj apostołowie wschodu, Cyryl i Metody, stworzyli dla Słowian alfabet cyryliczny. Pierwsze latopisy białoruskie, w tym latopis połocki, pisane były cyrylicą. Nasz wybitny drukarz, Franciszek Skaryna, drukował czcionką cyryliczną. Metryki litewskie prowadzone były również cyrylicą.
Moskwa ukradła to pismo. Czemuśmy zatem powinni im to pismo oddawać? Korzystają, stosują jako narzędzie polityczne, a my siedzimy i milczymy. Dlatego uważam, że należy korzystać z obu.
Równolegle?
Tak. Nie odchodzić ani od jednego pisma, ani od drugiego. Oba alfabety to nasz skarb historyczny. No a że Moskale ukradli alfabet… To białoruscy drukarze przyjechali do Moskwy i opracowali dla nich alfabet, nie na odwrót.
Młodzież białoruska niejednokrotnie przechodzi na łacinkę w ramach buntu przeciwko kremlowskiej polityce…
To nie jest do końca poprawne, chociaż zrozumiałe. Ale wtedy odrzucamy część białoruskiej historii. Chociaż historia narodu białoruskiego wciąż się tworzy.
I państwa białoruskiego – mówią, że wolnej Białorusi możemy jeszcze nie zobaczyć nawet w tej dekadzie.
Wszystko, co ma początek, ma też koniec. Reżim Łukaszenki dochodzi do końca. I historycznie, i politycznie, a nawet gospodarczo wyczerpał swoje zasoby. Sam też Łukaszenka nie wie do końca, co robić, miota się po kątach. Już szybko zobaczymy wolną Białoruś. Jeszcze w tym dziesięcioleciu.
Reżim Putina również nie jest wieczny. Jest taki żart, ale kontekst pan zrozumie – „jest nie tylko Brześć nad Bugiem, ale i Bóg nad Brześciem”. I nad nimi również jest Bóg i wszystko może się potoczyć w niespodziewanych kierunkach bardzo szybko.
Czytaj więcej: Na Ukrainie jest dziś rozgrywany także problem Naddniestrza
Gdy rozmawiał pan z „Kurierem Wileńskim” (artykuł „Gimnazjum Białoruskie w Wilnie: Alma Mater białoruskiej elity” w 2-3 br., nr 14 (19225)), mówił, że Wilno jak i białoruskie gimnazjum tutaj są kuźnią elit. Czy widać jakieś elity na horyzoncie, czy czas autorytetów skończył się?
Nie powiedziałbym, że jakikolwiek czas się skończył. Możliwe, że tych autorytetów nie ma aż tyle – jak w każdej kulturze, są okresy szczególnie obfite, u Białorusinów to były lata 20. i 30. minionego stulecia. Teraz sam fakt, że wspomniane gimnazjum istnieje, a do tego to, że chętnych jest więcej niż szkoła może przyjąć, jest sytuacją bezprecedensową. Białorusini wracają do swoich korzeni, ciekawość do kultury wzrasta, dlatego sądzę, że nie trzeba się martwić. Przyjdzie czas i postawi wszystko na swoje miejsca. Jak pisał Janka Kupała, „Białorusin był i żyć będzie”.
Gratuluję sukcesów gimnazjum jak i towarzystwa.
Był czas, gdy nie było ani szkoły, ani telewizji. Nie było niczego. A przeżyliśmy i znów wzrastamy. Dlatego nie martwię się.
Ostatnimi czasy w Sejmie mówiono o sankcjach wobec Rosjan i Białorusinów. Co pan myśli na ten temat? (rozmawialiśmy dzień przed głosowaniem, gdy jeszcze nie wiedzieliśmy, czy sejm przełamie weto prezydenta ws. obostrzeń wobec Rosjan i Białorusinów, dziś wiemy, że sejm weto przełamał — przyp.red.)
Żeby skłócić dwa narody, wystarczy moment, podnieść ręce i, na przykład, przegłosować. Żeby narody pogodzić, trzeba dziesięcioleci. Przed jakimkolwiek głosowaniem czy działaniem trzeba rozeznać się w sytuacji. Litwini, Białorusini i inne narody żyją w jednym państwie od ponad 800 lat. Tak samo nie wolno zapomnieć, że w latach 20. ubiegłego wieku był białoruski batalion, który bronił niezależności Litwy, 52 Białorusinów było nagrodzonych Orderem Vytisa (Pogoni), najwyższym odznaczeniem Litwy. Z kolei 10 Białorusinów otrzymało nagrodę za obronę Sejmu Litwy 13 stycznia 1991 r.
Dlatego właśnie nie można zapominać, że białoruska krew przelewana była za tę ziemię.
A co z agentami Łukaszenki?
Agenci dawno tu już przyjechali i spokojnie żyją, pod przykrywką dyplomatyczną, biznesową, a także wśród uchodźców. Martwić się tym należało wcześniej. Teraz na to za późno. Proponowane obostrzenia byłyby krzywdą dla zwykłych Białorusinów z Białorusi, ale także – jakkolwiek paradoksalnie to brzmi – dla Litwinów z Białorusi. Według tego prawa nie mogą nawet do swojej ojczyzny przyjechać.
Powtórzę się – aby skłócić narody, wystarczy czasem podnieść ręce i przegłosować albo z politycznej mównicy coś negatywnego o innym narodzie powiedzieć, oskarżyć. Aby narody pojednać, to sam pan wie, ile wody w rzece upływa, nim rany się zabliźnią.
W czasie przygotowywania do druku, otrzymaliśmy zaproszenie na greckokatolicką mszę świętą na 1 maja w kościele św. Trójcy. Co istotne, choć msze greckokatolickie w języku białoruskim odbywały się od 1990 r., to były zjawiskiem raczej zanikającym. Teraz widzimy wzrost ich popularności, a do wspólnoty dołączył ksiądz Jauhien z Mińska.