Więcej

    Rosjanie przynieśli dziki strach

    6000 km w ciągu tygodnia – to droga, jaką pokonał reporter „Kuriera Wileńskiego” wraz z przedstawicielami Centrum Analizy Ryzyk Regionalnych, pozarządowej organizacji ukraińskiej, żeby poznać z bliska sytuację w miejscowościach przyfrontowych ogarniętej wojną Ukrainy. Czytelnikom przedstawiamy szósty tekst z cyklu, relacjonujący wizytę w wyzwolonym spod rosyjskiej okupacji Chersoniu. Odwiedziliśmy katownie, w których rosyjscy okupanci przetrzymywali mieszkańców miasta.

    Czytaj również...

    Chersoń leży na prawym brzegu Dniepru, w bardzo malowniczych okolicznościach przyrody. Wiosna – byliśmy tam w drugiej połowie marca – wygląda w tym południowym mieście osobliwie: trawa zielenieje, a drzewa wciąż jeszcze pozostają bezlistne.

    Właśnie ta obfita, acz nienachalna zieleń i rześkie powietrze sprawiają wrażenie, że jest to idealne miasto na wiosenny wyjazd czy pieszy rajd, by oddać się niezobowiązującemu spacerowaniu. Zdawałoby się, iż sprzyja temu także dobre skomunikowanie miasta, posiadającego port morski i rzeczny, a także międzynarodowe lotnisko. I dopiero odgłosy wystrzałów rosyjskiej artylerii z drugiego brzegu przypominają o tym, dlaczego to niemożliwe.

    Wojna zmieniła tę rzeczywistość nie do poznania.

    „Wyzwolenie” i wyzwolenie


    Rosyjska okupacja Chersonia trwała od 5 marca do 11 listopada 2022 r. Towarzyszyła jej także intensywna kolonizacja – przybysze, przeważnie z dalekowschodnich obwodów rosyjskich, otrzymywali mieszkania odebrane lokalnym mieszkańcom. Kultura rosyjska jest fascynująca w tym względzie, jak bardzo potrafi nazywać rzeczy nie po imieniu. „Zrabowane” czy „odebrane” brzmi niedobrze, ale „odciśnięte” (ros. otżate) – to już lepiej, nie zawiera w sobie przykrej dla złodzieja sugestii, że zrobił coś niemoralnego.

    Już w pierwszych dniach okupacji siły najeźdźców „wyczyściły” wszystkie sklepy z alkoholem, tytoniem i telefonami komórkowymi. Zaraz później „ewakuowano” cały tabor transportu miejskiego i karetek pogotowia. Z 300 posiadanych przez Chersoń karetek zostały cztery. Mieszkańcy nierzadko umierali w swoich mieszkaniach, nie mogąc otrzymać elementarnej pomocy medycznej; zresztą nawet te karetki, które były, priorytetowo traktowały ludzi „przy władzy”, a nie miejscowych cywilów. Brakowało też medykamentów w aptekach oraz żywności.

    Mieszkańcy kategorycznie zaprzeczają temu, co pokazywała rosyjska propaganda o „pomocy humanitarnej”, jaką rzekomo dostarczano. – Spektakl, nic więcej. Mieszkańcom w niczym nie pomagali, tylko robili te swoje filmiki. Pamiętam, jak widziałam nagranie o „tłumach” chersończyków, jakie niby świętowały 9 maja. A sama widziałam, że nikt tam nie szedł na te ich spędy. Filmowali tak, żeby kilka osób wyglądało jak tłum. A i tych kilku to nie byli miejscowi, tylko którzy z okupantami przyjechali – opowiada „Kurierowi Wileńskiemu” Nadieżda, mieszkanka Chersonia, która przeżyła rosyjską okupację.

    Nie wszyscy mieli takie szczęście – doczekać wyzwolenia miasta przez siły ukraińskie.

    Szacuje się, że przez rosyjskie katownie przeszło do 2 tys. mieszkańców Chersonia. Wielu próbuje zapomnieć, co ich spotkało.

    Katownie


    Już w pierwszych dniach okupacji powstały ośrodki, w których okupacyjne siły „pracowały” z lokalną ludnością. Katownie. W samym Chersoniu działało ich kilka, w ciągu okupacji zmieniały one przynależność organizacyjną, różniły się też warunkami.

    Pierwsza katownia, którą odwiedziliśmy, została urządzona w tymczasowym areszcie policyjnym na przedmieściach miasta. W celach, normalnie trzyosobowych, rosyjscy kaci przetrzymywali od sześciu do nawet 20 osób. W pomieszczeniu powierzchni 15 mkw. były trzy zawieszane na ścianach prycze, umywalka i toaleta, oddzielona od reszty pomieszczenia metrowej wysokości parawanem.

    Brak prywatności i ciasnota były jednak najmniejszymi zmartwieniami więzionych, poddawanych regularnym torturom. Ich ślady noszą ściany pomieszczeń. Więźniowie zmuszani byli do uczenia się hymnu rosyjskiego, haseł pochwalających prowodyrów tej imperialnej wojny ze strony państwa rosyjskiego – i te hasła musieli pod nadzorem strażników wypisać na ścianach. Obecne na ścianach smugi po pałkach i bryzgi krwi są świadectwem tego, co ich spotykało w razie sprzeciwu. Na „przesłuchania” byli zabierani do osobnych pomieszczeń, rzadko kto wracał z nich o własnych siłach.

    Był też specjalny pokój, „pluszowy” – przed okupacją służył on do zamykania w nim osób, które były nietrzeźwe lub nieadekwatne, żeby nie mogły zrobić krzywdy sobie i otoczeniu, w związku z czym była to cela jednoosobowa. Okupanci zaś zmienili jego przeznaczenie i wrzucali doń tych więźniów, którzy już nie byli w stanie funkcjonować o własnych siłach i byli nieprzytomni – taka umieralnia, w której jedyną „pomocą medyczną” było okazjonalne chluśnięcie wiadrem wody. Tuż za murem aresztu są domy mieszkalne, okna i balkony bloków z widokiem na otoczony trzymetrowym murem dziedziniec.

    Mieszkańcy słyszeli niejedno w ciągu ośmiu miesięcy rosyjskiej okupacji.

    Druga z odwiedzonych przez nas rosyjskich katowni została urządzona „prowizorycznie”. Okupanci wykorzystali nieużytkowaną piwnicę znajdującego się w centrum miasta komisariatu policji. Tu nie ma toalet ani umywalek, cele nie mają okien ani prycz – tylko rzucone na podłogę płyty wiórowe, wiadro i jednorazowe maseczki, które dano więźniom do używania zamiast papieru toaletowego. W celach szerokich na 1,5–2 metry i długich na pięć również trzymano po kilkanaście kobiet i mężczyzn. Okupanci zabawili się w aranżację pomieszczeń – na ścianach widnieją napisy po rosyjsku: „KGB”, „nie kłam” oraz „ojczysta twoja, złowroga orda”.

    WIĘCEJ NIŻEJ | Reklama na podst. ust. użytkownika.; Dzięki reklamie czytasz nas za darmo

    Czytaj więcej: Historyk: „Zwycięstwo Ukrainy przybliży rekompensatę Rosji dla Polski”

    Wielka rosyjska kultura


    – W moim domu ukrywała się koleżanka, której męża zabrali rosyjscy okupanci. Kiedy go wypuścili, był po prostu żywym trupem, przez tydzień go stawiałyśmy na nogi. Strasznie się baliśmy wszyscy, to po prostu dziki strach – opowiada nam Nadieżda.

    Szacuje się, że przez rosyjskie katownie przeszło 1000–2000 mieszkańców Chersonia.

    W okolicznych wioskach rosyjski terror wyglądał inaczej – tam siły okupantów torturowały, gwałciły i grabiły ludzi po prostu w ich domach, puszczając je potem z dymem. Zwłaszcza zajadli w tym byli „separatyści”, którzy polowali na miejscowych policjantów i urzędników, którzy nie poszli na kolaborację.

    W Chersoniu zazwyczaj zabierano ludzi z ich mieszkań nocą i wieziono do katowni. Powody były różne, podobnie jak czas przetrzymywania. – Chłopaka z sąsiedztwa złapali w dzień, bo wpadł im w oko jego samochód. Posiadali informacje, że jest jeszcze drugi taki w rodzinie, więc trzymali tego chłopca, aż ojciec nie przywiózł im i drugiego auta, tak przez trzy dni – opowiada „Kurierowi Wileńskiemu” Władimir.

    WIĘCEJ NIŻEJ | Reklama na podst. ust. użytkownika.; Dzięki reklamie czytasz nas za darmo

    – Jedną z grup, które wzięto na cel, byli emerytowani pracownicy systemu spraw wewnętrznych: policjanci, strażnicy graniczni. Okupanci chcieli ich przeciągnąć na swoją stronę, bo potrzebowali mieć tutaj w strukturach ludzi, którzy znają miasto i mają zaufanie mieszkańców – opowiada nam Denis, przedstawiciel lokalnej administracji wojskowej.

    Sposobów „przekonywania” było dużo – wśród nich najczęściej wymienia się bicie, rażenie prądem, polewanie wodą zakrytej ręcznikiem twarzy. Ale też sadzanie na odwróconym taborecie, duszenie przy użyciu maski gazowej i wpuszczanego do niej dymu, przywiązywanie do rur, głodzenie, karcer.

    Jak podkreślają nasi rozmówcy, dla okupantów nie istnieje pojęcie praw człowieka czy godności ludzkiej, a jedynym ograniczeniem była ich wyobraźnia i dostępne środki. Jedną z metod łamania ducha było strzelanie do ukraińskich książek.

    Na „przesłuchania” chersończycy byli zabierani do osobnych pomieszczeń, rzadko kto wracał z nich o własnych siłach.

    Obrona mniejszości po rosyjsku


    Różnych więźniów przywoziły do katowni i torturowały różne struktury rosyjskiego najeźdźcy: FSB, wagnerowcy, kadyrowcy, wojsko i „separy”, czyli przedstawiciele wyimaginowanych donieckiej i ługańskiej republik ludowych. Trudno w tym momencie wyróżnić, którzy z nich byli gorsi czy jakie mieli zadania do osiągnięcia w katowniach – to próbują wyjaśnić śledczy prowadzący sprawy łamania praw człowieka przez rosyjskich agresorów i dokumentujący ich zbrodnie.

    Nie wszystkie ofiary udało się jeszcze przesłuchać; część nie żyje, część została przymusowo deportowana przez okupantów na teren państwa rosyjskiego, inna część wyjechała. Wielu próbuje zapomnieć, co ich spotkało w rosyjskich kazamatach. Mieszkańcy jednak dzielą się z dziennikarzami swoimi spostrzeżeniami.

    O patrolach rosyjskich opowiada nam Nadieżda: – Rosyjscy żołnierze latem patrolowali w takich kapeluszach panamkach, rękawy zakasane, automaty powieszone na szyi, czerpali z wspaniałego chersońskiego lata… Jak obok nich przechodziłam, patrzyli na mnie z wyższością, nie ustępowali drogi. Jak obchodziłam bokiem, to zaraz któryś mnie zaczepiał lekko lufą automatu. Mówiłam sobie: przede wszystkim nie okazać im strachu…

    Na tle rabujących sklepy z alkoholem Rosjan mieszkańcy wyróżniają czeczeńskich kadyrowców, którzy mieli z szacunkiem odnosić się do osób starszych i nie zaczepiali kobiet. Nie wszyscy mogli jednak liczyć na ich kurtuazję – ze szczególną nienawiścią odnosili się do miejscowych Tatarów i przedstawicieli innych mniejszości, należących do ludów turkijskich. Jeśli któryś z nich trafiał w ręce kadyrowców, nikt go więcej już nie widział.

    WIĘCEJ NIŻEJ | Reklama na podst. ust. użytkownika.; Dzięki reklamie czytasz nas za darmo

    Czytaj więcej: Donbas walczy


    Artykuł opublikowany w wydaniu magazynowym „Kuriera Wileńskiego” Nr 22(64) 03-09/06/2023

    Reklama na podst. ust. użytkownika.; Dzięki reklamie czytasz nas za darmo

    Afisze

    Więcej od autora

    Przegrane zwycięstwa ducha

    Osiemdziesiąt lat temu kwiat Wileńszczyzny zmobilizował się w powstaniu, by wygonić z naszej ziemi niemieckich nazistów. Pod względem wojskowym operacja „Ostra Brama” zakończyła się sukcesem – wyzwoleniem Wilna spod niemieckiej okupacji. Pod względem politycznym była to porażka, gdyż zaraz...

    Na głowie

    Ostatnio na jednym z portali rozrywkowo-informacyjnych można było trafić na nagłówek o tym, jak para znanych osób „urządziła dla syna magiczny chrzest”, zaś chrzestnymi zostali znani ludzie. Już nagłówek jest dość zaskakujący, a więcej zaskoczeń czeka w samym tekście....

    Jaka polityka informacyjna?

    Ogłoszono właśnie, że rosyjskie instytucje zablokowały dostęp do wielu europejskich portali internetowych. Spośród litewskich wymienia się 15min, lrytas ir lrt, ale na liście nie ma innego giganta — delfi. Czy to dlatego, że delfi pozyskuje granty na rusyfikowanie w...

    Co z prawem do prywatności

    Od 1 lipca 2024 r. zaczyna obowiązywać nowy tryb rejestracji turystów. Każdy usługodawca świadczący usługi noclegowe będzie musiał w ciągu 24 godzin wprowadzić dane swoich gości do centralnej bazy krajowego systemu informatycznego turystyki. Do systemu dostęp będą miały nie...