Więcej

    Od „Czerwonego” do „Wileńskiego”

    Dla wielu rodaków z Polski, korzeniami sięgającymi ziemi wileńskiej i nie tylko, „Kurier Wileński” przez lata stanowił naturalny pomost pomiędzy historią a dniem dzisiejszym.

    Czytaj również...

    Studiowaliśmy na Katolickim Uniwersytecie Lubelskim historię, była połowa lat 80. Wśród naszych zainteresowań sowieckim Wschodem byli też Polacy zamieszkujący dawne Kresy, a wówczas obywatele propagandowo nazywanego Kraju Rad. 

    Chyba Józef Adamski, późniejszy twórca Fundacji im. Tadeusza Goniewicza, podpowiedział nam, że powinniśmy czytać „Czerwony Sztandar”, żeby śledzić na bieżąco, co dzieje się wśród Polaków na Litwie, a szerzej w całym Związku Sowieckim. Początkowo oburzyliśmy się. Jak to, my, zdeklarowani antykomuniści, po uszy zaangażowani w różne działania podziemne, w tym kolportowanie na dużą skalę wydawnictw niezależnych, mamy czytać „propagandowego szmatławca”?! Nazwa dziennika skutecznie odstraszała. Do tego ten wydawca – Komitet Centralny Komunistycznej Partii Litwy. 

    Jednak kiedy wzięliśmy pierwszy, trzeci, dziesiąty numer pisma do ręki, przekonaliśmy się, że faktycznie, mimo zewnętrznej otoczki, w „Czerwonym Sztandarze” można znaleźć sporo interesujących nas rzeczy. Z czasem, jako Koło Historyków KUL, zaczęliśmy prenumerować pismo. Kosztowało to wówczas grosze, więc zbytnio nie obciążało to kieszeni niezbyt zamożnych studentów. Zresztą roczniki wcześniejszych wydań pisma można było bez trudu odnaleźć w Bibliotece KUL. 

    Słuszna zmiana tytułu

    Śmieszyły nas pisane po polsku słowa: „Wilnius”, „Kaunas”, „wilniuski”, „salczininkajski”, „trakajski”, ale szybko zrozumieliśmy, że to nie pomysł miejscowych Polaków, a narzucone odgórnie zasady pisowni, żeby broń Boże nie używać polskich nazw miejscowości. Zaczęliśmy odkrywać ciekawe teksty takich autorów, jak: Jerzy Surwiło, Krystyna Adamowicz, Jan Sienkiewicz, Henryk Mażul, Alwida Bajor, Józef Szostakowski, Julitta Tryk, Romuald Mieczkowski i wielu innych. Ciekawe były zwłaszcza listy do redakcji, z których można było wyczytać sporo szczegółów dotyczących tamtejszego życia Polaków. Z czasem, zwłaszcza od 1987 r., wśród tych listów można było odnaleźć korespondencje ze Lwowa, bukowińskich Czerniowców, Kijowa, Grodna, Mińska, niekiedy z Moskwy lub dalekiej Syberii. 

    Czytaj więcej: Krystyna Adamowicz: „Z polskością nigdy się nie rozstałam”

    Kiedy po 1988 r. przy Ośrodku Dokumentacji Studiów Społecznych w Warszawie powstał kwartalnik „Pobratymcy”, wspólnie z Wojciechem Zajączkowskim, kolegą z roku i Koła Historyków KUL, tam właśnie podjęliśmy pierwszą pracę zawodową. W kwartalniku zamieszczaliśmy tłumaczenia z ponad stu tytułów prasy ukazującej się w ZSRS, gdzie w tym czasie można było odnaleźć wiele śmiałych tekstów, niekiedy na poziomie artykułów z drugiego obiegu wydawniczego w Polsce. W ZSRS od kilku lat obowiązywała pieriestrojka i przede wszystkim głasnost. 

    Wśród prenumerowanej prasy był oczywiście „Czerwony Sztandar”, obok innych oryginalnych tytułów, takich jak: „Komsomolska Prawda”, „Trud” czy bardziej strawne „Izwiestija” czy „Argumenty i Fakty”. W tym okresie nawiązałem bezpośredni kontakt z takimi ludźmi jak Leopold Kałakajło z Czerniowców na ukraińskiej Bukowinie czy Aleksander Siemionow z Lidy. Podawali oni swoje adresy, jak wielu innych ludzi, w korespondencji do „Czerwonego Sztandaru”, z prośbą o przysyłanie im polskiej prasy, polskich książek etc. Z czasem, istniał wtedy jeszcze ZSRS, w czasie pierwszych podróży na Litwę poznałem większość redaktorów wileńskiego dziennika. 

    9 lutego 1990 r. pismo zmieniło nazwę na „Kurier Wileński”, świadomie nawiązując do tradycji ukazującego się w okresie międzywojennym pisma redagowanego przez Kazimierza Okulicza. Dla mnie, dobrze znającego prasę Wilna z lat II Rzeczypospolitej, był to wybór jak najbardziej logiczny. „Kurier Wileński” bowiem miał opinię pisma demokratycznego, odróżniającego się od endeckiego „Dziennika Wileńskiego” czy konserwatywnego „Słowa”. Zmiana nazwy nie była zaskoczeniem, w tamtym okresie wszystkie gazety litewskie zmieniały swoje tytuły, chcąc uciec od komunistycznej spuścizny, ale to Polacy pierwsi wykonali ten ruch. 

    W czasie moich pierwszych wizyt w Wilnie bywałem w redakcji mieszczącej się w wielkim Domu Prasy. W czasie dramatycznych wydarzeń ze stycznia 1991 r. wszystkie niepokorne redakcje zostały wyrzucone z tego budynku. W geście solidarności dziennikarskiej redakcje te opublikowały wspólne wydanie gazety, także w języku polskim i rosyjskim. 

    Ukryte perełki

    Nastały czasy niepodległej Litwy. W ciągu krótkiego czasu ze środowiska dziennikarskiego jeszcze niedawnego „Czerwonego Sztandaru” wyrosły nowe tytuły prasowe miejscowych Polaków: „Znad Wilii”, „Magazyn Wileński”, „Nasza Gazeta”. Część redaktorów zaangażowała się w tworzenie polskiego radia czy programów w języku polskim dla litewskiej telewizji. 

    Kiedy na początku lat 90. poznałem Aleksandra Srebrakowskiego, jak i całe niezwykle ciekawe i dynamiczne środowisko wrocławskie zainteresowane i badające dawne Kresy, jednym z naszych ulubionych tematów był „Czerwony Sztandar”. To od Olka, późniejszego doktora nauk historycznych, dowiedziałem się mnóstwa szczegółów z przeszłości pisma. O mało chwalebnych poprzedniczkach: „Prawdzie Wileńskiej” i „Czerwonej Gwieździe”. O redaktorach naczelnych dziennika, Stanisławie Jakutisie, Leonidzie Romanowiczu. O niezwykle ważnej roli społecznej pisma, gdzie wokół redakcji i jej inicjatyw gromadzili się fotograficy amatorzy, początkujący korespondenci i, z czasem, coraz lepsi literaci. 

    Z ogromną ciekawością czytałem po latach „Kolumnę Literacką” tego pisma, gdzie można było odnaleźć różne poetyckie perełki. Plonem zresztą tych skarbów słowa była pierwsza antologia poezji poetów Wileńszczyzny zatytułowana „Sponad Wilii cichych fal” wydana w 1985 r., który to zbiorowy tomik przechowuję z pieczołowitością do dziś. Z dawniejszych lat Olek Srebrakowski zwracał uwagę na istnienie takich rubryk jak „Trybuna Nauczycielska”, gdzie w czasie, gdy brakowało podręczników, publikowano materiały pomocnicze do nauki języka polskiego i literatury, oraz „Szata Myśli Naszych”, gdzie z kolei zajmowano się problemami poprawności językowej tutejszych mieszkańców.

    Publikacje z pasją

    Z okresu przełomu lat 1988–1992 pamiętam wiele ciekawych dyskusji redakcyjnych ukazujących się na łamach pisma. Polemik z Sąjudisem, a zwłaszcza z Towarzystwem „Vilnija”, niechcących rozumieć polskich oczekiwań od niepodległego państwa litewskiego czy wręcz wrogo ustosunkowanych do polskiej mniejszości narodowej w tym kraju. Cieszyły kolejne inicjatywy rodaków znad Niemna i Wilii. Rosnące jak grzyby po deszczu polskie grupy przedszkolne, walka o przetrwanie w dobrej kondycji polskiego szkolnictwa, tworzące się oddziały Związku Polaków na Litwie w kolejnych miejscowościach, rozwijający się ruch zespołów śpiewaczych i tanecznych. 

    WIĘCEJ NIŻEJ | Reklama na podst. ust. użytkownika.; Dzięki reklamie czytasz nas za darmo

    Walka o polską kulturę, o jakość kolejnych premier teatralnych, o publikację nowych tomików poetyckich tutejszych autorów. Można wyliczać. Czytało się te publikacje z pasją, bo wiele z nich było napisanych z pasją. Z ciekawością można było obserwować, jak z urzędowego pisma, piszącego zgodnie z linią partii i państwa, dziennik staje obywatelskim głosem, niebojącym się stawiać spraw trudnych i dyskusyjnych na swoim forum. 

    W 70-lecie pisma warto podkreślić, co jest jego niewątpliwą zasługą. To przetrwanie polskiego słowa, z latami coraz mocniejsze prezentowanie polskiej opinii publicznej na Litwie. To stworzenie środowiska, które odegrało priorytetowe znaczenie w podtrzymaniu polskości w okresie powojennym, a w czasach przełomu wykreowało naturalnych liderów, którzy stali się prezesami organizacji, posłami, działaczami społecznymi i kultury w najlepszym tego słowa znaczeniu. Dla wielu rodaków z Polski, korzeniami sięgającymi ziemi wileńskiej i nie tylko, pismo przez lata stanowiło naturalny pomost pomiędzy historią i dniem dzisiejszym. 

    Czytaj więcej: Co „Kurier” zrobił i co robić będzie. Rozmowa z wydawcą Zygmuntem Klonowskim


    Adam Hlebowicz

    Artykuł opublikowany w wydaniu magazynowym „Kuriera Wileńskiego” Nr 26 (76) 01-07/07/2023

    Reklama na podst. ust. użytkownika.; Dzięki reklamie czytasz nas za darmo

    Afisze

    Więcej od autora

    Ściąga dla litewskiego wyborcy. Wybory prezydenta RL i referendum 12 maja 2024 r.

    Drodzy wyborcy, W tym artykule dla wyborców mniejszości etnicznych przekazujemy Wam najważniejsze informacje na temat wyborów prezydenckich i referendum w sprawie zachowania obywatelstwa, które odbędą się 12 maja 2024 roku. Mamy nadzieję, że zachęci to Państwa do aktywnego i obywatelskiego...

    Zaproszenie na wydarzenia literackie

    Zapraszamy na spotkanie z Bartoszem Połońskim w nieformalnej atmosferze, z udziałem tłumaczki Eweliny Bondar oraz Juozasa Žitkauskasa, kierownika wydawnictwa „Slinktys”. Dla gości wystąpi Rob B Colton, który zaprezentuje polską muzykę indie. Uczestnicy będą mieli również okazję zakupić książkę w...

    Pozdrowienie marszałek Senatu RP z okazji Dnia Polonii i Polaków za Granicą

    „Szanowni Państwo!  2 maja, z inicjatywy Senatu, obchodzimy Dzień Polonii i Polaków za Granicą. Z tej okazji kieruję najszczersze życzenia do wszystkich rodaków na całym świecie. Wasza lojalność, determinacja i oddanie polskiej tradycji, kulturze stanowią fundament naszej wspólnej, narodowej tożsamości....

    4 maja — Parada Polskości w Wilnie

    ZPL zaprasza 4 maja do przybycia przed południem na Plac Niepodległości przy litewskim parlamencie, skąd o godz. 12:00 świąteczna parada ruszy ulicami Wilna do Ostrej Bramy, gdzie o godz. 13:30 zostanie odprawiona Msza św. Organizatorzy informują, że w tym roku...