Jolanta Mačiulienė, prezeska Stowarzyszenia Salonów Fryzjerskich i Kosmetycznych, w rozmowie z „Kurierem Wileńskim” mówi, że meble fryzjerskie są ostatnio coraz częściej wyprzedawane. A to znaczy, że rośnie liczba bankructw salonów fryzjerskich. Trudna sytuacja jest spowodowana zarówno sytuacją gospodarczą, jak i rosnącymi kosztami utrzymania oraz podejściem rządu do małych firm.
Czytaj więcej: Fryzjernie i niektóre sklepy otwarte od następnego tygodnia
„Jest źle, będzie gorzej”
— Wzrost liczby ogłoszeń dotyczących sprzedaży mebli fryzjerskich, a także salonów kosmetycznych rozpoczął się tuż po pandemii. Ogólnie rzecz biorąc, nie jest to nic nowego, ale ostatnio sytuacja się pogorszyła, a liczba salonów wystawionych na sprzedaż bardzo wzrosła. Nie z każdym rokiem, ale z każdym miesiącem rośnie liczba bankructw, ludzie sprzedają firmy, które budowali przez lata — mówi Mačiulienė.
Sytuacja gospodarcza i rosnące koszty utrzymania, a także podejście rządu do małych firm przyczyniają się do pogarszającej się sytuacji salonów fryzjerskich. Jolanta Mačiulienė zaznacza, że jeżeli nic się nie zmieni, to w przyszłości bankructw będzie tylko więcej.
— Nie chcę być złym prorokiem, ale moim zdaniem w przyszłości będzie tylko gorzej. Nie wierzę, że sytuacja gospodarcza się polepszy i władza coś zrobi dobrego w naszym kierunku, bo to wszystko tylko obietnice. Póki co widzę tylko pogorszenie. My, zwykli ludzie, staramy się ze wszystkich sił, żeby przetrwać. Ale ciągle zarzuca się nam, że coś ukrywamy, że nie płacimy podatków. Salony piękności po prostu upadają — ubolewa nasza rozmówczyni.
Nieopłacalny zawód
Jolanta Mačiulienė zaznaczyła, że już teraz brakuje na rynku pracy młodych fryzjerek, ponieważ dziś wszyscy wiedzą, że ten zawód jest po prostu nieopłacalny, z niego nie da się przeżyć.
— Wielu młodych ludzi idzie uczyć się zawodu fryzjera, kosmetyczki manikiurzystki, ale mało kto pozostaje w tym zawodzie. Tak naprawdę, to starsze pokolenie jeszcze jakoś stara się utrzymać, przecierpieć. Młodzież nie chce czekać, chce tu i teraz zarobić. Dlatego, gdy młodzi ludzie przychodzą pracować i widzą, że nie da się z tego utrzymać, po prostu rezygnują. Szukają innej pracy, próbują siebie w innych zawodach. Tak naprawdę dzisiaj bardzo trudno jest znaleźć młodego fryzjera, który pójdzie pracować do zwykłego salonu — zaznacza rozmówczyni.
Fryzjerka Grażyna, która w salonie w Nowym Mieście pracuje od 5 lat, w rozmowie z „Kurierem Wileńskim” mówi, że sytuacja jest tragiczna i ona osobiście planuje zwrócić się do Urzędu Pracy, żeby się przekwalifikować.
— Wielu uważa, że my tutaj zarabiamy ogromne pieniądze, że nasze usługi są bardzo drogie. Ja pracuję w tej branży już 10 lat, tak źle jeszcze nigdy nie było. Podatki są ogromne, wynajem miejsca w tym salonie — jedynie w roku bieżącym — zdrożał o 10 proc., kosmetyki zdrożały, usługi pralni także. Natomiast liczba klientów od czasu pandemii bardzo się zmniejszyła. Ceny usług wzrosły nieznacznie, u mnie o kilka euro. Niektórzy nawet rezygnują z usług, jeżeli ceny wzrastają o 2-3 euro. Po prostu ludzie nie mają pieniędzy. Z tego nie da się przeżyć, więc po nowym roku również planuję zmiany — dzieli się z nami swoimi planami Grażyna.
Czytaj więcej: Usługi fryzjera stają się luksusem