W piątek 15 grudnia we wsi Baraszki w rej. wileńskim policjanci użyli broni służbowej, zastrzelili kobietę, którą wcześniej próbowali pacyfikować gazem i tzw. „elektroszokiem”. Jedni uważają, że policja nie musiała używać broni, tymczasem inni twierdzą, że postąpiono słusznie, ponieważ życie medyków i funkcjonariuszy było w niebezpieczeństwie.
— Znałam ją już wiele lat. Ta kobieta zawsze była dziwna, często zachowywała się nieadekwatnie. Mieszkańcy okolicy znali ją i starali się unikać kontaktów z nią. Była też agresywna, ale jeżeli nikt nic jej nie mówił. Wiedziałam, że ma problemy z psychiką, bo czasami było z nią gorzej. Dzisiaj ludzie różnie mówią. Mnie osobiście szkoda, to był chory człowiek. Dziwne, że policja nie dała rady z chorą psychicznie kobietą. Nie rozumiem, jak można było ją zastrzelić? — opowiada nam jedna z mieszkanek okolicy.
„To była kwestia czasu”
Kolejny nasz rozmówca powiedział, że kobietę widział kilka dni przed nieszczęściem. Mężczyzna mówi, że już było widać, że ma pogorszenie, ponieważ kłóciła się sama ze sobą. Wokół jakby nikogo nie widziała. Tymczasem inna mieszkanka miejscowości, która dobrze znała zabitą i nieraz była z nią w sytuacjach konfliktowych, mówi, że wcześniej czy później musiało to się tak skończyć.
— Ona była nie tylko chora psychicznie, ale też bardzo agresywna, a prognozowanie jej zachowania było niemożliwe. Szczerze mówiąc, nigdy nie było wiadomo, jak ona się zachowa. Policja i pogotowie przyjeżdżali do niej już wielokrotnie. To była kobieta bardzo silna fizycznie. Wielu ludzi bało się jej, bo co miała w rękach, tym rzucała. Koniec musiał być tragiczny albo ona kogoś zabiłaby czy pokaleczyła. Oczywiście, że szkoda, bo to był człowiek chory. Jednak, jedynie kto nie widział jej zachowania, jak miała te gorsze dni — ten może mówić, że policja mogła postąpić inaczej. W takim stanie ona bywała bardzo niebezpieczna — opowiada kobieta, która dobrze znała zastrzeloną.
Zaatakowała pracowników pogotowia i policji
Przypominamy, że 12 grudnia funkcjonariusze policji zostali wezwani do wsi Baraszki (lit. Baraškos) nieopodal Czarnego Boru w związku z agresywną kobietą, która zaatakowała pracowników pogotowia ratunkowego. Kobieta rozbiła łopatą samochód służbowy pogotowia i zaatakowała medyków. Gdy na miejsce przybyli funkcjonariusze, zostali przyjęci jeszcze bardziej agresywnie. Kobieta chwyciła nóż i zaatakowała ich. Według wstępnych doniesień funkcjonariusze użyli wszystkich specjalnych środków i technik, aby ją uspokoić i powstrzymać. Użyto gazu, czterokrotnie użyto paralizatora, jednak kobieta nie zareagowała nawet na prąd elektryczny. Funkcjonariusz, nie mając innego wyjścia, ponieważ życie jego i jego kolegi było zagrożone (kobieta biegła w jego kierunku z nożem), użył swojej broni służbowej. Według funkcjonariuszy, oddano pięć strzałów, z czego jeden był ostateczny. Kobieta zmarła na miejscu zdarzenia.
Z godnie z prawem użycie broni przez policjanta jest środkiem skrajnym i można go zastosować tylko wtedy, gdy istnieje realne zagrożenie zdrowia lub życia funkcjonariusza, a także innych osób w jego otoczeniu, gdy inne środki nie pomagają. Według wstępnych danych funkcjonariusz najpierw postrzelił kobietę w nogi, ta upadła. Nagle jednak znów wstała i dalej biegła w kierunku policjanta z nożem. W końcu postrzelono ją w rękę, kobieta również nie zareagowała. Funkcjonariusz podobno ponownie wycelował w ramię agresywnej kobiety, ale trafił w brzuch. Ostatni strzał był decydujący.
Czytaj więcej: Do psychiatry, psychologa czy psychoterapeuty?