Anna Pieszko: Co dla Pana oznacza nominacja w konkursie „Polak Roku”?
Adam Błaszkiewicz: Kiedy zostaje się zauważonym, zawsze jest przyjemnie. Zastanawiam się tylko, czy muszę być w tej nominacji, bo niczym nie wyróżniłem się w tym roku.
Tymczasem, jak podaje ogólnolitewski ranking „Reitingai”, uczniowie Gimnazjum im. św. Jana Pawła II w tym roku zapewnili szkole miejsce wśród 40 najlepszych szkół na Litwie z 7 przedmiotów. Również w tegorocznym rankingu „Macierzy Szkolnej” gimnazjum po raz kolejny zdobyło tytuł najlepszej szkoły wśród szkół stołecznych z polskim językiem nauczania…
Ja osobiście żadnych rekordów nie biję. Wyniki gimnazjum są w miarę stabilne już szereg lat. Możemy się tym cieszyć. Jak patrzę wstecz, w te lata, które minęły, to czasami miałem lepsze osiągnięcia. Jak na przykład wybudowanie szkoły w 1994 r. To był faktycznie sukces. Ten rok był raczej spokojny.
Czytaj więcej: „Najlepsza szkoła — najlepszy nauczyciel”: Bardzo ważny jest język polski
Minęło już 30 lat, od kiedy na czele Fundacji Pomocy Budowy Szkoły Polskiej w Wilnie podjął się Pan praktycznie od zera budowy szkoły polskiej w Wilnie…
Szkoła była budowana niezupełnie od zera. Budowa była już zapoczątkowana, stały już kikuty ścian. A ponieważ był to okres odzyskiwania niepodległości, to praktycznie była wtedy blokada gospodarcza i nic się nie budowało w 1992 r., kiedy ta Fundacja powstała. Trochę się porwaliśmy z motyką na Słońce, ale się udało po dwóch latach zmagań dokończyć budowę. Wtedy to faktycznie był sukces i mój osobisty, i społeczności polskiej.
Dziś ta szkoła, która w 1993 r. otrzymała za patrona Jana Pawła II, wydała już 27 promocji uczniów. Z których momentów dzisiaj jako dyrektor jest Pan najbardziej dumny?
Jestem najbardziej dumny z tych nauczycieli, z którymi pracuję, że udaje nam się stworzyć takie warunki, że kolejne promocje, wychodzące z tego gimnazjum, mają dobry start życiowy i osiągają sukcesy w swoim życiu. Może podstawy tych sukcesów zakładane były w gimnazjum. Do tego właśnie celu jest powołana szkoła, ale jak ma się stabilne rezultaty, to można być dumnym z tych rezultatów i z tych ludzi, z którymi się je osiąga.
Jako dyrektor muszę stwierdzić, że jestem dumny z tej młodzieży, która do nas przychodzi i wspólnie buduje etos polskiego gimnazjum. W każdej promocji mamy bardzo dobrych uczniów, którzy w dużej mierze się przyczyniają do tego, że o szkole jest głośno.
Wspólne działania, wspólna troska dają wyniki. Nie trzeba zapominać również o rodzicach, którzy rozumieją potrzebę kształcenia, przyczyniają się do tego kształcenia. Nie jest tajemnicą, że w niektórych przypadkach, jak mamy trudności z dzieckiem, to źródła tych trudności trzeba najczęściej poszukać w rodzinie.
Szkoła polska na Litwie jest, Pana zdaniem, dobrą szkołą?
Uważam, że szkoła polska na Litwie jest dobrą szkołą. Przykładem swego gimnazjum ciągle to mówimy, że jest dobrą szkołą. Jeśli popatrzymy na litewskie rankingi i rezultaty egzaminów państwowych, to jesteśmy w ścisłej czołówce.
Czytaj więcej: Adam Błaszkiewicz: „Bycie Polakiem na Litwie to wyzwanie niełatwe, ale do zrealizowania”
Przykładem tego chociażby tegoroczny imponujący wynik z informatyki – Gimnazjum im. św. Jana Pawła II plasuje się na 5. miejscu tuż za gimnazjami, które mają ten luksus, że prowadzą dobór najlepszych uczniów. Osiąga też co roku stabilnie dobre wyniki z matematyki, pozycjonując się wysoko w corocznych litewskich rankingach…
Podobnie z historią — jeżeli my, jako szkoła mniejszości narodowych, jesteśmy z tego przedmiotu na dziesiątym miejscu, znaczy to, że można osiągać bardzo dobre wyniki. My jesteśmy tą szkołą, która nie prowadzi selekcji uczniów To pokazuje, że szkoła polska na Litwie może być dobrą szkołą.
W czym tkwi przyczyna sukcesu Gimnazjum im. św. Jana Pawła II?
Jak jest współpraca nauczycieli, uczniów i rodziców, wtedy jest rezultat. W naszym gimnazjum mamy ciało pedagogiczne, które uformowało się 30 lat temu. Byli to ci, którzy przyczynili się do tworzenia polskich klas. Dotychczas jest w naszym gimnazjum więcej idei niż materializmu. Może to rzutuje na rezultaty. Uważam, że kiedy jest wizja, idea i jest dążenie do jak najlepszego urzeczywistnienia tej idei, to wtedy te wyniki przychodzą.
Czy szkoła dzisiaj da się lubić?
Myślę, że dla większości nauczycieli, którzy pracują w szkole, jest ona często sensem ich życia.
Studiował Pan matematykę na Uniwersytecie Wileńskim. Dlaczego wybrał Pan nauczanie w szkole?
To był świadomy wybór. Od razu po studiach poszedłem do szkoły. Karierę zaczynałem w Kolonii Wileńskiej, w niedużej szkole. Tak jakoś się składało, że widziałem siebie w szkole, widziałem siebie w pracy z dziećmi. To może być dziwne, ale tak jest.
Myślę, że to nie jest dziwne. Ogólnie mam wrażenie, że stanowczo za mało jest mężczyzn w szkole.
Szkoła i w ogóle oświata są sfeminizowane. Dla równowagi w szkole musiałoby być więcej mężczyzn, takich z prawdziwego zdarzenia. Rzeczywiście ich brakuje i może to jest jedna z przyczyn trudności w systemie oświaty, kiedy kobiety muszą wyręczać praktycznie na całym froncie. Przypuszczam, że wielu mężczyzn ma powołanie do tej pracy, ale żyjemy w społeczeństwie, w którym żyją przekonania patriarchalne, że mężczyzna musi zarabiać na rodzinę. Jeżeli powiemy, że idzie się do szkoły, żeby zarobić, to jest to teza błędna.
Czy system oświaty idzie noga w nogę z czasem?
Myślę, że szkoła zmienia się mocno, ponieważ zmienia się społeczeństwo i otoczenie. Ale ciągle jest zamknięte koło, bo pokolenie, które już odchodzi, kształci pokolenie, które ma żyć w przyszłości. Tego nikt nie zmieni, tak zawsze będzie. Natomiast dla całego systemu oświaty życzyć trzeba, żeby przynajmniej jedna z reform, których przeżywaliśmy bardzo wiele, była dokończona i rozliczona.
Która reforma, Pana zdaniem, musiałaby zostać dokończona?
Każda. Teraz w szkołach na Litwie zmieniamy podstawy programowe, ale mam obawy, że zaraz się okaże, że programy zostały napisane tak, że się trochę przeholowało. Pomocy naukowych nie ma i zaraz będziemy się wycofywali z tego, co zostało wymyślone. Uważam, że jak coś zostało wymyślone, to trzeba przewidzieć, jakie będą końcowe rezultaty. Jeżeli nie dają się one przewidzieć lub są nie do przyjęcia, to wystarczy po prostu nie zaczynać reformy.
Z jakimi wyzwaniami musi mierzyć się dyrektor współczesnej szkoły?
Największym wyzwaniem jest zanik motywacji u młodzieży, by sięgać po wiedzę. Bez pracy, wytężonej pracy, ciężkiej i codziennej, nie ma co się spodziewać rezultatów. Bo przyjście do najlepszego nawet gimnazjum nie zakłada jeszcze, że będziesz mądry. Potrzeba osobistego wysiłku, by osiągnąć jakiś rezultat.
Wyzwaniem jest też zapewnienie kadry pedagogicznej. Ten problem narasta i ze statystyk wynika, że ma być tylko gorzej.
Łączy Pan swoje obowiązki zawodowe również z pracą społeczną. Od 1995 r. jest Pan instruktorem Związku Harcerstwa Polskiego na Litwie, przez wiele lat będąc jego przewodniczącym. Ponadto jest Pan członkiem Społecznego Komitetu Opieki nad Starą Rossą. Jak udaje się zachować równowagę pomiędzy pracą zawodową i społeczną a życiem prywatnym?
Nadal wspieram Związek Harcerstwa Polskiego na Litwie, uważam, że jest to bardzo sensowna organizacja i bardzo pomaga w wychowaniu młodzieży. Jakoś tak się składa, że wszystkie te działalności uzupełniają jedna drugą. Życie prywatne też w jakimś sensie dopełnia moją całą działalność i odwrotnie. Być może czasami tylko trochę brakuje czasu.
Co przynosi Panu satysfakcję w pracy dyrektora?
To, że codziennie przychodzę do szkoły i widzę uśmiechnięte twarze. Nawet nauczyciele czasami się uśmiechają. To mnie bardzo cieszy, podnosi na duchu i motywuje do pracy.