Wincuk Bałbantuszczyk z Pustaszyszek — postać, którą stworzył i w którą wciela się od lat Dominik Kuziniewicz, z pewnością można zaliczyć do postaci kultowych. Sam Kuziniewicz znany jest nie tylko na Litwie, ale również w Polsce, gdzie występuje na licznych imprezach tematyką związanych z byłymi Kresami. Przez wiele lat był prowadzącym na Festiwalu Kultury Kresowej w Mrągowie. Towarzyszy też występom wileńskich zespołów, jak Kapela Wileńska lub Zespołowi Pieśni i Tańca „Zgoda”.
„Robiłem i nadal robię dla polskości”
Gawędziarz i konferansjer do tegorocznej nominacji podchodzi ze spokojem. Nie sądzi, że zostanie tegorocznym laureatem.
— Byłem już nominowany na „Polaka Roku”, dlatego odnoszę się do tego bardzo spokojnie. Sądzę też, że nie zostanę tym razem wybrany, ponieważ jest takie zacne towarzystwo. 10 osób, więc dajcie święty spokój, gdzie ich przeskoczysz? Tym bardziej, że teraz jestem trochę odsunięty na boczny tor. Nie mam ani w radiu państwowym swojej audycji, ani w Radiu „Znad Wilii”. Obecnie praktycznie nigdzie nie usłyszysz Wincuka. Nie wiem też, kto mnie i dlaczego zgłosił. Osobiście dla mnie to nie jest zbytnio aktualne. Natomiast, jak robiłem dla polskości, to nadal robię. Chociaż niektórzy mi zarzucają, że zniekształcam mowę polską. Teraz jest tak, ile ludzi, tyle zdań — przekonuje Dominik Kuziniewicz w rozmowie z „Kurierem Wileńskim”.
Czytaj więcej: Dominik Kuziniewicz: Uśmiechniętemu zawsze lżej w życiu kołdybać się
Początki w teatrze
Działalność artystyczną rozpoczął w zespole Polskiego Teatru w Wilnie. Natomiast postać Wincuka pojawiła się, gdy zaproponowano mu czytanie gawędy urodzonego pod Święcianami Stanisława Bielikowicza, który stworzył postać Wincuka Dyrwana. Bielikowicz, który na co dzień pracował jako nauczyciel, przez wiele lat był związany z Rozgłośnią Polskiego Radia w Olsztynie, gdzie czytał swoje gawędy. Kuziniewicz podkreśla, że jego gawędy są mówione gwarą stylizowaną, ponieważ Wileńszczyzna nie posiada jednego dialektu.
— Mając 14 lat, w roku 1970 r., byłem w zespole Polskiego Teatru w Wilnie Ireny Rymowicz, gdzie grałem chyba przez 17 lat. Właśnie od tego liczę swój początek działalności artystycznej. Grałem tam główne role. Na przykład w przedstawieniu „Zagłoba swatem”. Byłem młody, była dobra pamięć. Bo w teatrze trzeba mieć dobrą pamięć. Natomiast Wincuk rozpoczął się w 1983 r., więc w jego przypadku w tym roku mija jubileusz 40 lat. Ale tak, to już jestem ponad 50 lat na scenie. Chciałem w 2020 r. zrobić 50 lat na scenie Dominika Kuziniewicza, ale przeszkodził covid. Jak się to wszystko zakończyło, to nie ma, jak robić 50-lecia, bo już są 52 czy 53 lata na scenie. Teraz, jeśli organizować jakiś jubileusz, to muszą być „dwie piątki”, czyli 55 lat działalności scenicznej. Muszę więc dwa lata poczekać. Z drugiej strony, to wszystko zajmuje dużo czasu. Trzeba znaleźć salę, znaleźć sponsora, a już nie mam takiego zdrowia, aby dolecieć wszędzie. Wszystko jest zatem bardzo niepewne, co i jak ma być — mówi gawędziarz, który na swym koncie ma też kilka tytułów książkowych: „Kochanieńkie, popatrzajcie sami”, „Wszystkiego po troszeczku”, „Żeby gembulka była uśmiechnięta”.
Nadal aktywny
Dominik Kuziniewicz jest nadal aktywnym artystą. W trakcie roku ma kilka imprez cyklicznych.
— Nie mam jakichś specjalnych planów w najbliższym czasie. Chyba najbliższe to będą Kaziuki. Będzie też ileś koncertów w Polsce. Zazwyczaj bywa pięć, sześć miast, czyli osiem, dziewięć koncertów. Z grubsza bywam w Polsce przez dwa tygodnie. Raczej w Polsce w Kaziukach nie uczestniczę. Najwyżej prowadzę Kaziuki w Niemenczynie. Jeszcze bywają w Domu Kultury Polskiej zapusty, które są robione z wielką pompą. Tam zawsze bywa potrzebna też Ciotka Franukowa, czyli Anna Adamowicz. To razem właśnie prowadzimy wieczór. Po Kaziukach natomiast latem zaczynają się dożynki. W tym roku było u mnie sporo dożynek — chyba 12-13, które organizował Związek Polaków na Litwie dla swoich lokalnych kół. Teraz w rejonie wileńskim centralne dożynki są tylko jedne, ale też zmieniono lokalizację. Już nie odbywają się przy dworku w Pikieliszkach. Uporządkowali dworek, zasiali trawę, więc nie ma, co deptać — żartuje nasz rozmówca.
„Mięso i krew”
Urodzony w 1956 r. Kuziniewicz zalicza siebie do radiowców, bo z radiem był związany przez 35 lat. Przyznaje, że kiedy musiał czytać gawędy codziennie, to do ich napisania musiał poświęcić dwie, trzy godziny.
— Musisz zrobić szkielet, dodać mięsa, puścić krew. Tylko wówczas będzie żywa ta gawęda – zaznacza rozmówca.
Generalnie w jego repertuarze obecnie brakuje nowych gawęd.
— Na dany moment nie piszę, bo nie ma potrzeby. Do szuflady nie będę pisał. Nie martwię się jednak z tego powodu, bo zawsze może być gorzej — dodaje Dominik Kuziniewicz.
Czytaj więcej: 28. spotkanie w ramach Festiwalu Kultury Kresowej w Mrągowie