Przed świętami Bożego Narodzenia austriackie miasta zamieniają się w krainę przepięknych światełek, drewnianych chatek, cudownej muzyki i lokalnych, świątecznych przysmaków. Słychać gwar rozbawionych ludzi, a w powietrzu unosi się zapach korzennie przyprawionego wina. Dzieciaki szaleją w lunaparkach na bajkowych karuzelach, przepięknych lodowiskach i innych atrakcjach.
Historia pierwszych jarmarków bożonarodzeniowych sięga w Austrii końca XIII w. Typowy Weihnachtsmarkt odbywa się na ulicach i placach starszych części miast. Znajdują się na nich stragany oferujące ozdoby świąteczne, lokalne specjały kulinarne czy wyroby rękodzielnicze. Wszystkiemu towarzyszą różnego rodzaju występy artystyczne, jak jasełka, koncerty charytatywne czy prezentacje szopek bożonarodzeniowych. Spacerując pomiędzy nimi i podziwiając, wyostrza się apetyt na wspaniałe świętowanie.
Trójkątny rynek
„Niech inni toczą wojny, a ty, szczęśliwa Austrio, zawieraj małżeństwa”. Słynna maksyma Habsburgów, która pozwoliła im zasiąść na wielu europejskich tronach, przełożyła się i na to, że ich rodzinna Austria uniknęła wielu wojen i idących w ślad za nimi zniszczeń. Austriackie miasta i miasteczka zachowały najczęściej swój historyczny układ i klimat, co szczególnie w okresie bożonarodzeniowym przydaje im świątecznej atmosfery.
Jednym z takich miast jest stolica Styrii – Graz, przeszło ćwierćmilionowe, drugie co do wielkości miasto w Austrii. Często omijany przez turystów pędzących na południe, do Słowenii czy Włoch. My w początkach grudnia, trochę na przekór, postanowiliśmy go odwiedzić, by przekonać się, jak wiele kryje atrakcji.
Stare Miasto w Grazu w całości wpisane jest na Listę światowego dziedzictwa UNESCO. Już sam ten fakt nie pozwala przejść obok niego obojętnie. Jego serce bije na Rynku Głównym, czyli Hauptplatzu, co ciekawe, mającym trójkątny kształt. Jedną ze ścian tego trójkąta wyznacza neoklasycystyczny budynek ratusza, przykryty kopułą, ozdobiony rzeźbami i kolumnami. Tak bardzo habsburski, że chyba bardziej się nie da. Przed nim, na środku placu, stoi fontanna z pomnikiem arcyksięcia Jana Habsburga otoczonego przez kobiece postaci symbolizujące rzeki przepływające przez historyczną Styrię.
O tej porze roku, szczególnie wieczorem, w blasku różnokolorowych światełek miejsce wygląda niezwykle atrakcyjnie. W cieniu ustawionej obok pomnika olbrzymiej choinki, na płycie rynku rozstawione są budki z tradycyjnym jedzeniem i różnymi świątecznymi atrakcjami. Nie brakuje ich zresztą w całej starej części Grazu, można je spotkać praktycznie na każdym placyku. Wszystkie licznie gromadzą ludzi przyjemnie spędzających czas, w tym dzieci ciągnące swoich rodziców na rozświetlone karuzele.
Cztery piętra broni
Można nie być zwolennikiem militariów, ale będąc w Grazu, zbrojownię Landeszeughaus zobaczyć trzeba koniecznie. Miejscem jest absolutnie niezwykłym. Znajduje się w pięciopiętrowym budynku, rzut beretem od Hauptplatzu. Na czterech z tych pięter przechowywane są: miecze, broń drzewcowa, hełmy, pistolety, tarcze i przede wszystkim zbroje.
Zbrojownia powstała w latach 40. XVII w. Graz był wówczas ważnym miastem obronnym, a Styria – w której nie brakowało rud żelaza do produkcji stali – obszarem ciągłych walk z imperium osmańskim i z węgierskimi rebeliantami. Sto lat później sytuacja się jednak zmieniła i w roku 1749 cesarzowa Maria Teresa postanowiła zbrojownię zamknąć. Z powodów sentymentalnych pozostawiono jednak dawną broń, a zbrojownia stała się muzeum, które dla publiczności pierwszy raz otwarto w 1882 r. W czasie II wojny światowej zbiory musiały zostać przeniesione do kilku okolicznych zamków z uwagi na ewakuację muzeum, jednak już w 1946 r. udało się je przywrócić do dawnego miejsca i ponownie otworzyć Landeszeughaus dla zwiedzających.
Obecnie Landeszeughaus jest największą zbrojownią na świecie i liczy ponad 32 tys. eksponatów, w większości zachowanych w oryginalnym stanie. Zbroje, zarówno te dla koni, jak i dla mężczyzn, znajdują się w oryginalnych wnętrzach, na lśniących wystawach w wypolerowanych galeriach, ukazujących zarówno ekspansywną wielkość, jak i militarystyczną potęgę kultury Styrii. Pewną niedogodność dla zwiedzających może stanowić jedynie to, że dozwolony jest wstęp wyłącznie w grupach z przewodnikiem.
60 stopni w górę
Nad stolicą Styrii góruje Wzgórze Zamkowe. Dostać można się na nie na trzy sposoby. Najmniej atrakcyjny to wjazd windą. Najtrudniejszy to podejście piesze. 260 schodów, tyleż stromych, co malowniczych, szybko przemawia do wyobraźni i odpowiada na pytanie, jak to się stało, że zamku na szczycie nigdy nie zdobyto. Najatrakcyjniejszym wydaje się wjazd na górę stuletnią kolejką linowo-terenową Schlossbergbahn, która wjeżdża po zboczu pod kątem nachylenia 60 stopni! Dla porównania kolejka w Zakopanem na Gubałówkę pokonuje nachylenie 23 stopni.
Na szczycie piękne widoki i wspaniałe tereny spacerowe, tyle że… brak zamku. Nikt go nigdy nie zdobył, ale Napoleon potrafił zniszczyć szantażem. Gdy w 1809 r. zajął Wiedeń, zagroził, że albo twierdza w Grazu zostanie wysadzona, albo zniszczona będzie austriacka stolica. Zamek zniknął z panoramy miasta, na wzgórzu ostały się tylko resztki kazamatów i dwie wieże, dzwonnica i zegarowa. Ta druga jest symbolem Grazu, widocznym praktycznie z każdego miejsca. Jej cechą charakterystyczną i ciekawostką jest to, że dłuższa wskazówka jej zegara to ta godzinowa, a krótsza – minutowa. Wyjaśnienie zagadki jest proste. Wcześniej zegar miał tylko jedną wskazówkę, pokazująca godzinę. Musiała być odpowiednio długa, by było ją widać zewsząd. W tej sytuacji dorobiona wskazówka minutowa musiała siłą rzeczy być krótsza.
Krowie wymiona
Graz to jednak nie tylko ciekawa historia, lecz także inspirująca nowoczesność. 20 lat temu miasto dzierżyło zaszczytny tytuł Europejskiej Stolicy Kultury. Przy tej okazji wzbogaciło się o dwa ciekawe obiekty. Pierwszym jest lekko surrealistyczna siedziba Kunsthaus, czyli domu sztuki, w którym prezentowane są dzieła powstałe po roku 1960, wśród których doszukać się można prac artystów polskich. Budynek ma bryłę obłego kształtu, pokrytą pleksi. Projektanci, Peter Cook i Colin Fournier, nazwali go „przyjaznym kosmitą”, ale w zasadzie każdy w jego kształcie doszukuje się czegoś innego. Popularnym określeniem jest „łódź podwodna”, ale bodaj najpopularniejszym – „krowie wymiona”. We wnętrzu prócz zwiedzenia ekspozycji warto odwiedzić sklepik, a także kawiarnię serwująca znakomitą kawę z obowiązkowym w Austrii torcikiem Sachera.
Drugim obiektem, który zyskał Graz jako Europejska Stolica Kultury, jest wyspa na przepływającej przez miasto rzece Murze. I to nie taka zwyczajna, tylko pływająca. Jej poziom podnosi się lub opada w zależności od poziomu wody. Z obiema brzegami połączona jest kładkami dla pieszych i rowerzystów. Jej projektant Vito Acconci określił ją mianem miski, która zmienia się w kopułę, która zmienia się w miskę. Miska jest amfiteatrem, w kopule zaś kryje się kawiarnia.
Zanim opuścimy Graz, warto się jeszcze posilić. Najlepiej jakimś lokalnym, styryjskim daniem. Z tych słynie restauracja Der Steirer, bazująca na składnikach od miejscowych dostawców. Sprawdziliśmy. I faktycznie, na renomę solidnie zapracowała.
Wiedeńskie rozmowy
Droga z Grazu w kierunku Polski prowadzi przez Wiedeń. Nie możemy rzecz jasna nie odwiedzić stolicy, zwłaszcza przygotowującej się do świąt. Wiedeński jarmark bożonarodzeniowy ma historię długą i bogatą. Można natrafić na informacje, że po raz pierwszy odbył się już w roku 1296 r., ale nie ma na to jednoznacznych dowodów. Na pewno pierwszy udokumentowany jarmark bożonarodzeniowy odbył się w Wiedniu w 1764 r. na placu Freyung w centrum. Od tego czasu jarmark stał się ważną częścią kultury miasta, przyciągając gości z całego świata.
Tak naprawdę już od połowy listopada najpiękniejsze wiedeńskie place zamieniają się w czarujące jarmarki bożonarodzeniowe. W powietrzu unosi się zapach świątecznych wypieków, gorącego ponczu i prażonych migdałów. Stare miasto i ulice handlowe są udekorowane świątecznymi lampkami, nadającymi miastu świąteczny nastrój.
W stolicy Austrii, podobnie jak w Grazu, trudno mówić o jednym jarmarku, odbywają się one równocześnie w wielu miejscach.
– W tym roku takich miejsc jest dziesięć – mówi Katarzyna Wala, miłośniczka jarmarków bożonarodzeniowych, które odwiedza na całym świecie. – Charakter wiedeńskich kiermaszów trochę się zmienił, są inne niż były jeszcze przed pandemią. Brakuje mi muzyki Straussa, która zawsze rozbrzmiewała. Niestety, dziś wkroczyła komercja, mniej prawdziwego rękodzieła, lokalnych produktów, coraz więcej chińszczyzny. No i mnóstwo ludzi, młodzieży, także z Polski. Zorganizowane wyjazdy na jarmark to już cały przemysł turystyczny, ludzie przemieszczają się z jednego kiermaszu na drugi, jakby zaliczali kolejne punkty szlaku. Ale bez wątpienia wiedeński jarmark jest jednym z najwspanialszych na świecie, do niedawna nie miałabym wątpliwości, że w ogóle najwspanialszym. Najprzyjemniej jest przy stoiskach z grzanym winem, gdzie gromadzą się i turyści i miejscowi. Spotykają się, rozmawiają, ma to swój wyjątkowy klimat.
Bożonarodzeniowe wioski
Wioska bożonarodzeniowa przy Stephansplatz poświęcona jest głównie refleksji i tradycji. Wokół najważniejszej w Wiedniu słynnej katedry św. Szczepana ok. 40 stoisk oferuje rozmaite austriackie produkty. Na placu Ratuszowym odwiedzjących wita ustawiona na wejściu kilkumetrowa brama w kształcie łuku ze świeczkami. Na ślizgawce Wiener Eistraum na Christkindlmarkt łyżwiarze mogą pokonywać okrążenia w romantycznie oświetlonym parku Ratuszowym. Dla dzieci przygotowano wysoką na 12 m piętrową karuzelę, zaś w parku, bożonarodzeniowy plac z karuzelami, diabelskim młynem i ślizgawką.
– Szczególną atrakcją dla zakochanych jest drzewo ozdobione serduszkami i olbrzymie serce, które krąży nad głowami na linie, bo tegoroczny jarmark odbywa się pod hasłem miłości – dodaje Katarzyna Wala.
Kilka kroków dalej leży wioska świąteczna na placu Marii Teresy, pomiędzy Muzeum Historii Sztuki a Muzeum Historii Naturalnej, gdzie ponad 70 stoisk oferuje tradycyjne wyroby rękodzielnicze i oryginalne pomysły na prezenty. Także romantyczna Wioska Świąteczna na terenie kampusu Uniwersytetu Wiedeńskiego jest popularnym miejscem spotkań w okresie przedświątecznym, szczególnie dla studentów. Wioska na terenie kampusu jest także popularna wśród rodzin ze względu na dziecięcą ciuchcię oraz nostalgiczną karuzelę.
Kulturalno-bożonarodzeniowy jarmark pod zamkiem Schönbrunn, który po Bożym Narodzeniu zamienia się w jarmark noworoczny, zachwyca z kolei imperialnym tłem. Wioska bożonarodzeniowa pod Pałacem Belwederskim ujmuje natomiast swoim barokowym stylem. Jedyny w swoim rodzaju park pałacowy zmienia się w imponujący jarmark bożonarodzeniowy. Słowem, mimo pewnych utyskiwań, nawet najbardziej wymagający koneser świątecznych jarmarków musi znaleźć w Wiedniu coś dla siebie odpowiedniego.
Czytaj więcej: Borsuk po wiedeńsku
Artykuł opublikowany w wydaniu magazynowym „Kuriera Wileńskiego” Nr 50 (145) 16-22/12/2023