Więcej

    Wilno – miasto, które powinno łączyć. To jego wielowiekowa tradycja

    Wiele było opracowań dotyczących historii Wilna, ale brakowało takiej wciągającej powieści historycznej. Tego dokonała Kristina Sabaliauskaitė, wydając czterotomową sagę „Silva rerum”, która w Polsce jest nazywana wielką sagą wileńską. Jeśli więc chcemy udać się w podróż do barokowego Wilna, poczuć atmosferę miasta, poznać osobowości tamtej epoki, można to zrobić, sięgając po tę fascynującą, pełną obrazów i wydarzeń epoki powieść Kristiny Sabaliauskaitė, z którą mamy przyjemność rozmawiać o fascynacji historią i sztuką, o książkach i innych ważnych projektach.

    Czytaj również...

    Poeta Tomas Venclova pisał: „Wilno jest miastem niesamowicie przyciągającym, wręcz magicznym, a poza tym chaotycznym i dziwacznym – jego aurę najlepiej oddaje słowo bizarre (…). To samo odnosi się do jego zagmatwanej wielonarodowej historii”. I jest takie powiedzenie: „Kto wpadnie tu choćby na jeden dzień, zostaje wilnianinem na zawsze”. Dlaczego tak jest? Na pewno urzekają magiczne wręcz piękno tego miasta i jego zagmatwane dzieje.

    Na przestrzeni wieków miasto przeżywało lata świetności, ale też bywało na skraju całkowitego zniszczenia. To tutaj przez wieki mieszały się narodowości, religie, tradycje i języki. To tu mieszały się sprawy Polaków, Litwinów, Żydów, Białorusinów czy Tatarów. Przez wieki w tym mieście skrzyła się polskość. Wystarczy wspomnieć, że to tu powstawały największe dzieła Mickiewicza, Słowackiego, tu tworzyli Gałczyński, Iłłakowiczówna, Miłosz… Ślad Kraszewskiego w Wilnie to poematy z dziejów Litwy opatrzone wspólnym tytułem „Anafielas”.

    Czytaj więcej: Wilno stało się kolebką polskiego romantyzmu

    Brenda Mazur: Jako wilnianka z urodzenia może Pani czuć sentyment, a nawet miłość do swojego miasta. Ale w przypadku Pani, historyka sztuki, to chyba jest coś więcej? Co skłoniło Panią do napisania tak obszernej powieści opartej w znaczącej mierze na faktach, gdzie można było poznać żyjących w tych czasach ludzi, udać się w konkretne miejsca i ulice, wileńskie zakamarki? Skąd czerpała Pani informacje, z jakich źródeł korzystała?

    Kristina Sabaliauskaitė: Pomysł powstał jeszcze w 2001 r. podczas studiów doktoranckich i pracy w archiwach. Potem ten pomysł dojrzewał prawie dekadę, aż skrystalizował się w tetralogię – cztery pokolenia, cztery elementy, cztery okresy baroku, cztery złote zegary. Jest to utwór łączący naukę i sztukę, ściśle oparty na źródłach historycznych, większość bohaterów to postaci historyczne, ale opisując nawet postaci stworzone przeze mnie, korzystałam z charakterów czy losów odnalezionych w źródłach. Warsztat i instrumentariusz naukowca, rzeczywiście więc, bardzo się przydał – dokładnie wiedziałam, czego i gdzie szukać, jak pracować z bibliografią. Potem na bazie zebranych materiałów zaczynał się proces twórczy, czysta literatura.

    Książki „Silva rerum” zdobyły międzynarodowe uznanie. Pisane w języku litewskim, przetłumaczone zostały na wiele języków, w tym oczywiście na polski. Pierwszy tom miał premierę w 2008 r., jednak chyba nie od razu był entuzjastycznie przyjęty przez krytyków literackich na Litwie…

    Ależ przeciwnie – pierwszy tom był entuzjastycznie przyjęty przez krytykę, mówiono, że „powieść jest tak dobrze napisana, że… nigdy nie zostanie bestselerem”. A wydawnictwo dostało list grożący mandatem za używanie polonizmów i archaizmów od Państwowej Inspekcji Językowej. Na szczęście i krytyka, i czytelnicy mieli inne zdanie, było bardzo dużo pozytywnego odzewu. Podkreślano to jako zaletę stylistyczną powieści. Przy następnych tomach już nie było zastrzeżeń, liczba czytelników nadal rosła. Moje książki zaczęto tłumaczyć na wiele języków i zyskiwały coraz więcej podziwu w całej Europie. Wtedy pojawiło się dużo zawiści w ojczyźnie, zwłaszcza po ostatniej powieści „Cesarzowa Piotrowa”, która to pobiła wszystkie rekordy czytelnicze na Litwie – sprzedano aż 200 tys. egzemplarzy, a miejscowy ośrodek literacki zaczął agresywnie moją twórczość bagatelizować, wręcz ignorować. Paradoksalnie „Cesarzowa Piotrowa”, która obecnie jest najbardziej poczytną litewską powieścią w Europie (dodruki we wszystkich krajach, gdzie była wydana), zdobyła świetne recenzje od krytyków najważniejszych gazet i czasopism typu „Le Monde” czy „Le Figaro”, tytuły „książki roku” w sąsiednich krajach, w ojczyźnie była oskarżona o „rusofobię” i mnóstwo wad, w ogóle pomijana w wyborach i nominacjach, a całość nawet dzisiaj nie doczekała się żadnej recenzji. Jednak nie mogę się skarżyć – wolę, żeby było tak, jak jest, nie wybrałabym innego wariantu – dytyrambów w litewskim ośrodku literackim na rzecz ciszy czy sceptycyzmu międzynarodowego [śmiech].

    Wróćmy do powieści „Silva rerum”, myślę, że kontrowersje wzbudzić też mogła epoka, bo w masowej świadomości miała takie negatywne konotacje. Epoka, o której nie uczyło się w sowieckich szkołach, mówiło się, że to 300 lat upadku i że to czasy, w których spolonizowana litewska szlachta „przepijała” państwo. 

    Tak. Próby skłócenia Litwinów i Polaków w kulturze mają bardzo dawną historię, która zaczyna się tuż po powstaniu styczniowym, kiedy to oba narody ostatni raz zjednoczyły się do wspólnej walki o wolność. I wtedy carska Rosja zaczęła kreować tożsamość historyczną, rozdzielając historię obojga narodów, mówiąc, że unia lubelska jest nieważna i przekonując, że tożsamość litewska powinna opierać się na swojej tożsamości narodowej. To działo się również za czasów sowieckich.

    Ten mit czy raczej karykatura całej epoki, niszczenia wspólnej kultury Obojga Narodów, był kontynuowany przez pokolenia w podręcznikach. Ale bardzo się cieszę, że przez ostatnie lata wiele się zmieniło i nadal zmienia. Teraz tylko pojedyncze osoby powtarzają te sowieckie bzdury, ale większość ludzi już ma większą wiedzę o tej epoce. Niestety, poza wyjątkiem byłych i obecnych prezesów Państwowej Inspekcji Językowej, którzy, czy z niewiedzy, czy innych, bardziej złowrogich powodów, nadal powtarzają sowieckie, bardzo antypolskie i nam wszystkim szkodliwe kłamstwa. Na przykład o „polonizacji wileńskiego uniwersytetu na początku XIX w.”. Któż mógłby wtedy „polonizować” uniwersytet, który nigdy w swojej historii nie miał wykładów w języku litewskim, tylko po łacinie i po polsku? Filomaci i filareci?! [Śmiech].

    O polonizacji uniwersytetu – taka niewątpliwie miała miejsce – możemy mówić tylko w okresie międzywojennym, gdy rzeczywiście próbowano nieco wytrzeć pamięć, że to jednak była uczelnia Wielkiego Księstwa Litewskiego, a nie Korony Polskiej. Prawda może czasami być nieprzyjemna i dla Polaków, i dla Litwinów, ale na nas, Litwinach, narodzie tytularnym państwa, spoczywa odpowiedzialność dbania o prawdę. Uważam więc za skandaliczne, że obecny prezes Państwowej Inspekcji Językowej Audrius Valotka naszych polskojęzycznych obywateli Litwy porównuje do Donbasu. Doprowadza sytuację aż do sądu, aby zabronić pisać nazwy miejscowości na tabliczkach na Wileńszczyźnie obok litewskiego języka państwowego – też po polsku, do czego mniejszość ma prawo, i według ustaw Unii Europejskiej, i według tradycji historycznej. To wstyd i dlatego nie milczę, powodując swymi wypowiedziami, że mam trochę wrogów pośród niektórych nacjonalistów. Jednak większość wybitnych litewskich intelektualistów, pisarzy, filozofów, lingwistów, ba, nawet Ministerstwo Kultury rozumie, że taka ideologia nie ma nic wspólnego z rzeczywistością, i jej nie sprzyja. Ta potrzeba kreowania „wrogów języka”, żeby było z czym „walczyć” i tak usprawiedliwić własną egzystencję fachową, niestety, ma powody bardzo banalne – trzymanie się własnej pracy na etacie.

    Czytaj więcej: Valotka i demokracja

    Czterotomowa „wielka saga wileńska” to prawdziwa podróż do XVII w. Wilna. Czuje się tę średnioszlachecką atmosferę: z kolorami tkanin, blaskiem klejnotów, smakiem aromatycznych potraw, nadmiernego luksusu, ale też widokiem i zapachem biedy i nędzy. Wojny, zarazy, głodu i śmiertelnej trwogi. Ma Pani niesamowitą łatwość przenoszenia czytelnika w inne czasy. Księgi mieszczą całe życie szlacheckiej rodziny Narwojszów z Miłkont. Daty narodzin i śmierci, wspomnienia, kościelne mowy przeplatają się z przepisami na nalewki, żartobliwymi historyjkami i psikusami (np. w wykonaniu studentów jezuickiej uczelni), ale i straszliwymi kataklizmami, opisami wojennych wyczynów… Istny las rzeczy, silva rerum. A Wilno? Jest jak Feniks, ciągle odradza się z popiołów. Czy bohaterowie wywodzą się z rodzin polskich?

    WIĘCEJ NIŻEJ | Reklama na podst. ust. użytkownika.; Dzięki reklamie czytasz nas za darmo

    Narwojsz to nie jest polskie nazwisko! Tak samo, jak: Norwid, Radziwiłł, Surwiłło, Strumiłło, Sapieha, Sanguszko i wielu innych Litwinów, którzy przez stulecia wkorzenili się w świadomość polską jako nieodłączna część kultury Obojga Narodów. Narwojszowie z Miłkont – to prastara żmudzka rodzina, która dostała swoje majątki i nobilitację jeszcze od Witolda Wielkiego. Swego litewskiego pochodzenia nie wyrzekał się i bohater cz. IV „Silva rerum”, Franciszek Narwojsz, który mówił też po litewsku. Jednak przez stulecia mówili i listy pisali po polsku, ponieważ to był język komunikacji. Lecz nie – tożsamości. Tożsamość nie była określana poprzez język i jest na to wiele przykładów, chociażby powiedzenie Janusza Radziwiłła: „Litwinem urodziłem się, Litwinem i umrze” – a powiedział to przecież po polsku. Dzisiaj brzmi to skomplikowanie, ale wtedy ludzie bardzo wyraźnie odczuwali swoją litewskość obywatelską i przynależność do Wielkiego Księstwa Litewskiego, które to miało zupełnie odrębne wojsko, hetmana, kanclerza i rozbudowany zespół urzędów, podział administracyjny. Byłoby więc nie do pomyślenia, że ktoś ze szlachty dawnej Litwy, z województwa żmudzkiego, trockiego czy wileńskiego, np. chorąży trocki, pisarz żmudzki czy krajczy litewski, uważał siebie za Polaka – czyli „koroniarza” albo Sarmatę… Byli polskojęzycznymi Litwinami, którzy dumnie wywodzili się z dawnych Rzymian – właśnie dlatego, żeby tożsamościowo podkreślić swoją inność od Polaków.

    Na rynku księgarskim „Silva rerum” jest również w formie audiobooka pod tytułem „Wielka saga wileńska”, z podkładem głosowym aktorów: Jovity Jankelaitytė i Dariusa Gumauskasa, a muzykę napisał kompozytor Gediminas Gelgotas (na zdjęciu z prawej)
    | Fot. Gabrielius Jauniškis

    Z Gediminasem Gelgotasem stworzyliście artystyczną parę. Powstał audiobook, ale też napisaliście wspólnie utwór pt. „Sarabanda wileńska” na 700-lecie Wilna w 2023 r. Pani napisała tekst, a Gediminas dał oprawę muzyczną. A wszystko po to, aby pięknie wybrzmiała ta różnorodność temperamentów litewskiej stolicy. Jak w ogóle wpadliście na siebie?

    Zupełnie przypadkiem, ale i zupełnie jak ze stron „Silva rerum” cz. II, ponieważ pierwsze spotkanie i znajomość miała miejsce „pod kawką” – czyli w kościele św. Kazimierza, w dzień św. Krystyny, podczas wileńskiego Festiwalu św. Krzysztofa. Występ Gediminasa wywarł na mnie wielkie wrażenie, z kolei on przyznał się, że jest moim fanem. Ja właśnie szukałam utworów współczesnej muzyki klasycznej dla swego audiobooka, a on miał zamówienie od filharmonii na utwór jubileuszowy na 700-lecie Wilna i potrzebował słów dla chóru. Gdy poprosiłam go o wypożyczenie jego utworów do audiobooka, powiedział, że tylko pod warunkiem, że napiszę mu słowa do jubileuszowego utworu. Nie miałam wyjścia! [Śmiech]. Tak powstała fascynująca (przynajmniej dla mnie) kolaboracja i „Sarabanda wileńska”.

    Gediminas nie dał „oprawy muzycznej” – przeciwnie, wyraźnie zdawałam sobie sprawę, że mój tekst jest tylko akompaniamentem, tylko oprawą do jego muzyki, a oboje rozumieliśmy, że musimy odtworzyć swoje Wilno – wielonarodowe, dramatyczne, a jednak miasto-Feniksa, miasto-zagadkę, miasto-żywioł. Nasza wizja i rozumienie bardzo odbiegały od tych oficjalnych, głównie tworzonych przez przybyszów, a więc szukających litewskich, etnicznie wiejskich atrybutów w tym mieście, które jest niepowtarzalnym amalgamem wielu narodów, ich czułości artystycznej, ich niełatwej historii. Niektórych krytyków odtrąciło nawet to, że w utworze brzmią polskie i żydowskie wersje nazwy miasta – Wilno i Vilne – ale prawda Wilna jest taka, że to miasto przemawia w wielu językach i dla wielu narodów. Dzisiaj też nie możemy pominąć ani wieloletniego wpływu na miasto Francuskiego Centrum Kultury i w Wilnie osiadłych Francuzów, ani duńskich czy belgijskich inwestycji, które odnawiają całe dzielnice Starówki. Wilno jest miastem, które żywi się różnymi kulturami, i tak jest od wieków. Jest to miasto wolności, miasto poliglota, gdzie wszystko powinno mieć miejsce – i kaziuk, i polonez, i menora. Jest to miasto demokratyczne, piękne i silne, które ma potęgę żyć ze swoją niełatwą prawdą, dlatego następne wykonanie „Sarabandy wileńskiej” będzie miało miejsce właśnie w „urodziny” Wilna, 25 stycznia, w przestrzeni bardzo demokratycznej, a jednocześnie niecierpiącej jakiegokolwiek fałszu – w sali rockowej „Kablys”.

    Wilno jest wielowarstwowe, a klasyczna muzyka współczesna nie powinna być grana wyłącznie w konwencjonalnych miejscach, musi coś opowiadać o naszej teraźniejszości. Może zaczniemy tradycję wykonania „Sarabandy wileńskiej” co roku w innym dla Wilna, w różny sposób charakterystycznym miejscu, kto wie?

    WIĘCEJ NIŻEJ | Reklama na podst. ust. użytkownika.; Dzięki reklamie czytasz nas za darmo
    | Fot. Dmitrijus Matvejevas

    Na Litwie „Silva rerum” uważana jest za przełomowe wydarzenie litewskiej literatury, której tylko pierwsza część doczekała się aż 21 dodruków, a cała tetralogia – setek tysięcy egzemplarzy i jeszcze więcej czytelników. Bardzo entuzjastycznie została przyjęta również w Polsce, gdzie ciągle jest wznawiana i stała się longsellerem z gronem wiernych czytelników. Polskie wydanie tetralogii uroczyście zamknięto podczas gali w Pałacu na Wyspie w Łazienkach Królewskich w Warszawie, przy dźwiękach Stradivariusa w wykonaniu wybitnego polskiego skrzypka Janusza Wawrowskiego.


    Kristina Sabaliauskaitė (ur. 1974) – litewska pisarka i historyczka sztuki. W 2008 r. zadebiutowała powieścią historyczną „Silva rerum”, opisującą życie w rodzinie szlacheckiej w latach 1659–1667, w okresie potopu szwedzkiego. Książka stała się bestsellerem i została ogłoszona „wydarzeniem literackim” na Litwie. Rozrosła się do tetralogii pod tym samym tytułem.

    W 2016 r. Kristina Sabaliauskaitė została finalistką Nagrody Literackiej Europy Środkowej „Angelus”. W 2017 r. autorka została nagrodzona medalem Orderu „Za Zasługi dla Litwy”, a w 2021 r. została pierwszą kobietą laureatką Nagrody Obojga Narodów, wręczanej przez Sejmy Rzeczypospolitej Polskiej i Republiki Litewskiej. 18 stycznia 2023 r. Rada Miasta Wilna przyznała jej tytuł Honorowego Obywatela Wilna.


    Wywiad opublikowany w wydaniu magazynowym „Kuriera Wileńskiego” Nr 02 (05) 13-19/01/2024

    Reklama na podst. ust. użytkownika.; Dzięki reklamie czytasz nas za darmo

    Afisze

    Więcej od autora

    Stary Sącz, miasto Sądeckiej Pani – węgierskiej księżniczki, która została świętą

    Już patrząc z daleka na miasto skryte w zieleni pól i łąk, wiedziałam, że czeka mnie niezwykła przygoda, którą zapowiadały wieże świątyń i mury obronne wokół ogrodu klasztornego, urocze kamieniczki, brukowane uliczki, no i wszechobecne ślady św. Kingi, Sądeckiej...

    Nowa Huta – jak powstawała duma PRL-u

    W czerwcu 1949 r. rozpoczęła się budowa Nowej Huty, najbardziej reprezentatywnego dzieła socrealizmu w Polsce. Miasto powstało nieopodal starego Krakowa i mimo tej bliskości przez lata dzieliła je „przepaść”. Dziś Nowa Huta jest dzielnicą Krakowa i odzyskuje utraconą pozycję. Powstało...

    Czy Wilno pokocha pisarkę, która to miasto ukochała?

    Brenda Mazur: Pani książki same przez siebie mówią o tym, że Wilno i Wileńszczyzna zauroczyły Panią. Jak to się zaczęło? Ewa Sobieniewska: Sama pochodzę z małego polskiego miasteczka w województwie świętokrzyskim, ale w moim rodzinnym domu pełno było Wilna i...

    Każdy dzień na wagę złota: o tych, którym śpieszno na świat, czyli o wcześniakach

    Pod wpływem tego radosnego, ale i zarazem dramatycznego wydarzenia, uświadomiłam sobie, jak ważny jest każdy dzień bycia „dłużej w brzuchu mamy”, jak istotne jest każde 100 gramów wagi noworodka, gdyż to właśnie do samego końca całego procesu ciąży kształtuje...