Na pozostanie w Wilnie zdecydowała się w bardzo świadomym celu. Chciała, żeby ktoś w tym mieście za 30 czy 50 lat mówił jeszcze po polsku…
Na jej oczach dawne, wielokulturowe Wilno przestawało istnieć. Najpierw zagłada wileńskich Żydów, którzy od wieków byli częścią historii miasta, potem wyjazd tysięcy Polaków, na zawsze zmieniły jego charakter. Miasto stawało się coraz bardziej sowieckie, i – choć boleśnie to przyznać – coraz bardziej sowieccy stawali się też tutejsi Polacy.
Czytaj więcej: Msza św. w intencji Janiny Strużanowskiej
Testament Strużanowskiej
Umierała w czasach, gdy niewielu rodziców decydowało się na zapisanie dziecka do polskiej klasy. Czas narodowego odrodzenia miał dopiero nastąpić, wówczas doświadczano raczej szczytu rusyfikacji, co szczególnie widać było na przykładzie szkolnictwa.
Liczba uczniów klas polskich w 1988 r. osiągnęła najniższy poziom w historii – uczyło się w nich 9995 osób, czyli prawie trzy razy mniej niż przed 35 laty. Liczba maturzystów w porównaniu z 1975 r. zmniejszyła się z 756 do 476 osób. Uczniowie szkół polskich stanowili jedynie 2 proc. uczniów Republiki Litewskiej, gdy ją przywracano, podczas gdy 7 proc. ludności deklarowało polską narodowość.
Nie było wątpliwości, że aby następne pokolenia mówiły po polsku, konieczny był ogromny wysiłek.
„Dzieci, wchodźcie na drogę życie otoczone miłością, szczęściem. Niech dzień każdy będzie dla was zawsze krokiem naprzód, krokiem ku dobru i słońcu. Niech przynosi wam nowe zwycięstwo. Pokonujecie trudności jakiekolwiek, by one były, w nauce czy w was samych, waszych charakterach. Pamiętajcie: nie ma w waszym życiu rzeczy błahych. Każda literka, każde słowo to jeden krok naprzód ku wiedzy. Nie lekceważcie swych codziennych zajęć, postawy życiowej, gdyż liczy się tylko uczciwa, sumienna praca” – napisała w swoim testamencie, kierowanym do młodzieży działającej we współtworzonym przez nią przez prawie ćwierć wielu teatrze.
„Liczy się tylko uczciwa, sumienna praca” – mogło być bez wątpienia jej życiowym mottem. Doskonale pasowało również do jej rodziców. Nie pochodziła z bogatej rodziny, jej rodzice nie odziedziczyli po przodkach majątku. Zamiast tego dostali staranne wykształcenie. Ignacy Kunigiel pracował jako zarządca gorzelni w Czerwonym Dworze, później rozpoczął pracę jako intendent Szpitala św. Jakuba w Wilnie, a następnie – pracownik wileńskiego magistratu. Do Wilna przeprowadzili się w 1914 r., aby ich córka mogła się uczyć.
Dom w Wilnie
Janka rozpoczęła naukę w szkole prowadzonej przez siostry nazaretanki, zanim jeszcze rozpoczęła ona oficjalną działalność jako gimnazjum. Szkoła mogła się poszczycić znakomitą kadrą pedagogiczną, wysokim poziomem nauczania, jednak niemal cały czas gimnazjalny Janiny Kunigielówny przypadł na czasy wojny.
W 1924 r. rozpoczęła studia na Wydziale Lekarskim Uniwersytetu Stefana Batorego. Studia zakończyła z absolutorium w 1930 r. i przed uzyskaniem dyplomu wyszła za mąż za zawodowego oficera Edmunda Mieczysława Strużanowskiego, który wówczas miał już za sobą 16 lat służby w wojsku, był żołnierzem Legionów Polskich, uczestnikiem wojny polsko-bolszewickiej i III powstania śląskiego, a w tym okresie służył jako oficer Korpusu Ochrony Pogranicza.
Życie żony oficera nie było wcale łatwe, zwłaszcza że Strużanowscy doświadczali nieustannych trudności finansowych. Wychowywała więc dwoje maleńkich dzieci, zajmowała się domem, uczestniczyła w balach i uroczystościach, podczas których nikt nie mógł dostrzec ani zmęczenia, ani zdenerwowania, ani trudności finansowych, z którymi borykała się młoda rodzina.
Tuż przed wojną, w Warszawie, gdzie mieszkała ze względu na pracę męża, udało się zdobyć wreszcie dyplom. Sytuacja zaczęła się poprawiać, razem z mężem budowali dom w Wilnie. Edmund za dwa lata miał przejść na emeryturę. Mieli zamieszkać w Wilnie, rozpocząć nową pracę i wreszcie życie bez przeprowadzek i ciągłych zmian obowiązków.
Na ratunek Żydom
Wszystko zmieniła wojna. Niewykończony dom najpierw stał się przystanią dla uchodźców z zachodniej Polski, potem dla ukrywających się Polaków i Żydów. Właśnie historia pomocy zagrożonym Żydom należy do najlepiej udokumentowanych okresów w życiu Janiny. Przekazał ją bardzo precyzyjnie Tadeusz Lara, kuzyn Janiny, który zamieszkał u niej po ucieczce z obozu dla internowanych na Litwie polskich żołnierzy:
„Jesienią 1941 r. przeprowadziłem w domu instalację sanitarną, wykorzystując wzmocnione zabezpieczenie wykopu do ułożenia rur kominkowych na kryty korytarz do schronu ukrytego pod ziemią o wymiarach 250 na 300 cm, wybudowanego 8 m od fundamentów domu z zapasowym, tajnym wejściem w ubikacji znajdującej się w krzakach 25 m od domu według niżej podanego planu”.
Nową budowę wkrótce zauważyły także dzieci Janiny, 10-letnia Hania i młodszy o półtora roku Jurek.
– Zobaczyłam, że w naszym ogrodzie kopią wielki dół. Zapytałam po co. Mama odpowiedziała, że to będzie nowa lodownia, bo stara jest za daleko, a teraz będzie niebezpiecznie. Na początku mówiła, że im mniej będę wiedziała, tym lepiej dla mnie, ale niedługo wszystko mi wyjaśniła. Pewnego dnia posadziła nas z bratem przy stole. Powiedziała, że w naszym domu będą teraz mieszkali Żydzi, a my musimy ich ukryć. „Wiecie, co się teraz dzieje. Musimy im pomóc. To jest obowiązek każdego uczciwego człowieka”. Miałam wtedy 10 lat, a mój brat był półtora roku młodszy. Potem jeszcze nieraz brała nas na taką poważną rozmowę – wspomina Hanna Strużanowska-Balsienė.
Kolejnymi ukrywanymi przez Janinę Strużanowską osobami były 15-letnia Helena Gefen i jej 3-letnia siostra, które – podobnie jak rodzina Widuczańskich – pozostały przez całą okupację. Jeden z pokoi na parterze przez pół roku (do czasu znalezienia mu przez mecenasa Czesława Dapkusa innego lokum) zajmował także doktor Szadowski z żoną i dwojgiem dorastających dzieci.
Powojenna rozłąka
Wszyscy, którzy ukrywali się u Strużanowskiej, przeżyli wojnę. Trzeba przyznać, że jest to wyjątkowo szczęśliwe zakończenie historii, jaka rozegrała się w mieście, gdzie zamordowano ok. 95 proc. Żydów.
23 września 1943 r. wileńskie getto przestało istnieć. Jego mieszkańcy zginęli w nazistowskich obozach zagłady, a tych najsłabszych i chorych zamordowano blisko domu – w Ponarach. 500–700 ocalonych zbiegów walczyło w oddziałach partyzanckich, a blisko 3 tys. Niemcy pozostawili jeszcze do pracy w fabryce „Kailio”. Oni zostali rozstrzelani tuż przed wejściem Sowietów, z całej grupy przeżyło najwyżej 120–150 Żydów.
Po wybuchu wojny Strużanowska straciła kontakt z mężem, próbowała zdobyć informacje o jego losach, wyruszyła nawet sama na tereny zajęte przez Niemców, by go odnaleźć, ale nie przyniosło to rezultatu. W czasie wojny obronnej 1939 r. Edmund był oficerem inspekcyjnym w Dowództwie Obrony Przeciwlotniczej Lublina, gdzie został ciężko ranny, następnie został internowany na Węgrzech. Po wojnie wrócił do Polski. Z uwagi na przeszłość niepodległościową był narażony na represje. Spotkali się dopiero po 17 latach.
O polskość Wileńszczyzny
Po wojnie Janina kategorycznie odrzuciła możliwość wyjazdu do Polski, choć wiązało się to z koniecznością dalszej rozłąki z mężem, który ze względu na swoją wojskową przeszłość nie mógł zamieszkać w Wilnie, nie narażając bezpieczeństwa rodziny. Była przekonana, że wyjazd przedstawicieli inteligencji będzie końcem polskiej kultury i języka na Wileńszczyźnie, dlatego powinna pozostać. Pracowała nadal jako lekarz – najpierw w ambulatorium na Antokolu, a następnie w przychodni ginekologicznej i w Domu Dziecka nr 12.
W 1947 r. rozpoczęła pracę w Instytucie Przeciwgruźliczym. 16 marca 1953 r. została aresztowana przez MGB razem z Tadeuszem Larą, który wówczas pod fałszywym nazwiskiem ukrywał się u niej w domu. Przez 10 dni była przetrzymywana w areszcie na ul. Ofiarnej w Wilnie. Po wyjściu została zwolniona z pracy w Instytucie Przeciwgruźliczym. Zatrudniono ją ponownie w 1954 r. na innym stanowisku – jako kierowniczkę laboratorium przychodni.
Gdy pracowała w Instytucie Przeciwgruźliczym, rozpoczęła działalność artystyczną. Wśród chorych, którzy spędzali na leczeniu bardzo dużo czasu, nie brakowało aktorów, muzyków i poetów. Strużanowska postanowiła wykorzystać ten potencjał i zaczęła organizować wieczory poetycko-muzyczne.
Dostrzegała niebezpieczeństwo rusyfikacji pozostałych na Wileńszczyźnie Polaków, którzy po przesiedleniach z lat 1956–1957 stracili niemal zupełnie oparcie w polskiej inteligencji. Aby podnieść poziom języka polskiego wśród młodzieży Wilna, w 1960 r. wraz z nauczycielką języka polskiego Janiną Pieniążkową oraz pracownikiem Archiwum Miasta Wilna dr. Jerzym Ordą założyła Polski Zespół Dramatyczny przy Klubie Pracowników Łączności i została jego kierownikiem artystycznym.
Nigdy nie udawała, że zna się na teatrze. Nie próbowała być reżyserką, specjalistką w dziedzinie sztuki. Jej rola polegała na tworzeniu zespołu, potrafiła wykreować niepowtarzalny, rodzinny klimat, zmobilizować do pracy młodych ludzi i wreszcie – pracować ponad siły, by zarobić na honorarium prawdziwego reżysera. Chciała, by jej amatorski teatr mógł pracować z najlepszymi, jak Kazimiera Kymantaitė, pierwsza na Litwie kobieta zajmująca się profesjonalnie reżyserią, czy Vladas Sipaitis – reżyser z Kowna, który jako represjonowany przez władze sowieckie nie mógł pracować oficjalnie w teatrze.
Uhonorowanie
W 1965 r. nawiązała współpracę z Adamem Hanuszkiewiczem, który przyjechał do Wilna ze spektaklem Teatru Powszechnego z Warszawy. Dzięki jego wsparciu prowadzony przez nią zespół otrzymał kostiumy sceniczne oraz profesjonalną pomoc – do Wilna na miesiąc przyjechała oddelegowana przez Hanuszkiewicza Janina Pollak-Wagner, aktorka Teatru Powszechnego, która zajęła się reżyserią spektaklu „Szczęście Frania” Włodzimierza Perzyńskiego.
I tak jakoś toczyło się życie. Od 1971 r. ograniczała pracę zawodową. Najpierw zrezygnowała z kierowania laboratorium, a w 1975 r. przeszła na emeryturę. Nadal zajmowała się Polskim Zespołem Dramatycznym, a jej dom pozostał miejscem, gdzie spotykała się polska inteligencja z Wilna, a także artyści przyjeżdżający z Polski.
Janina Strużanowska zmarła w Wilnie 26 stycznia 1984 r., została pochowana na cmentarzu parafii św. św. Piotra i Pawła w Wilnie. Za życia została uhonorowana jedynie Odznaką Honorową „Zasłużony dla Kultury Polskiej”.
W 2016 r. prezydent Litwy Dalia Grybauskaitė odznaczyła ją pośmiertnie Krzyżem za Ratowanie Ginących – litewskim odznaczeniem przyznawanym osobom, które ratują inne życie, narażając swoje, za udzielanie pomocy Żydom w czasie Holokaustu.
40 lat po jej śmierci można niewątpliwie mówić o skuteczności wysiłków, jakie podejmowała za życia. Założony przez nią teatr działa nadal jako Polski Teatr „Studio” w Wilnie i – co na pewno byłoby powodem do radości dla Strużanowskiej – w 2023 r. zyskał tytuł teatru zawodowego. Polski język w Winie nie tylko jest słyszany, nie tylko działają polskie szkoły – ale doczekaliśmy czasów, gdy z polskości na Litwie można żyć, o czym świadczy cała masa inicjatyw kulturalnych, medialnych czy polsko-litewska współpraca gospodarcza.
Czytaj więcej: Janina Strużanowska uhonorowana Krzyżem za Ratowanie Ginących
Artykuł opublikowany w wydaniu magazynowym „Kuriera Wileńskiego” Nr 04 (11) 27/01-02/02/2024