Więcej

    Równanie w dół

    Setki, ba, tysiące lat ludzkość rozwijała kulturę pisma. Od rysunków pozostawionych na ścianach skalnych jaskiń, przez hieroglify, pismo węzełkowe, aż po najwspanialsze dzieła literatury pięknej. Wygląda na to, że wszystko po to, by na naszych oczach, w tempie jednostajnie przyspieszonym, pędzić na powrót ku kulturze obrazkowej.

    Na obrazkach oparte są wszelkie media społecznościowe. Żadne treści dłuższe niż kilka zdań nie mają w nich szans przebicia. Nikt ich nie przeczyta. Aktualnym hitem są rolki, kilkusekundowe filmiki. Zasada jest prosta, im głupsze, tym większe generują zasięgi. A zasięgi są najważniejsze, ważniejsze niż wszystko, ze zdrowym rozsądkiem włącznie.

    Na zasięgach oparte są popularne portale internetowe. Jeśli z zasięgami się nie liczą, to wcześniej czy później znikają. Podczas rozmowy z szefem działu sportowego jednego z największych polskich serwisów internetowych z przerażeniem słuchałem jego wywodów o tym, ile informacji jego dział musi każdego dnia wyprodukować (nawet choćby nic się nie wydarzyło) i ile unikalnych w nie kliknięć odnotować. Oczywiście każdy z newsów musi mieć tytuł, na który złapie się potencjalny czytelnik. Informacja nie może być zaawizowana wprost, bo nikt w nią nie kliknie. Nie może też być zbyt mądra. O wiele popularniejsza jest ta, jaką minę zrobiła żona Roberta Lewandowskiego, gdy ten strzelał lub nie strzelał kolejnego gola, niż rzeczowa relacja ze spotkania, które rozgrywał. Tę ostatnią przeczyta niewielu.

    Liczą się tylko zasięgi, bo to na ich podstawie sprzedają się reklamy, które są podstawą funkcjonowania – tych bezpłatnych przecież – portali. Tak naprawdę ich zadaniem nie jest informowanie, jest nim sprzedaż reklam, a informacje są tylko narzędziem do tego służącym. Skoro portal jest bezpłatny, to i zawarte w nim wiadomości najczęściej nic nie są warte. Można napisać każdą bzdurę, nie rażą w nich nawet błędy ortograficzne, byle tylko się klikało. Poszukiwanie sensownych treści coraz bardziej przypomina łowienie w szambie, jak określił to inny z moich znajomych. Jakakolwiek treść, jeśli już jest, musi być na końcu, by czytający, dochodząc do niej, zobaczył jak największą ilość reklam. Można by to wszystko jakoś przeboleć, tyle że portale właściwie wyparły prasę. Dzienniki już nie są potrzebne, tygodniki i miesięczniki ledwie zipią. Wartość edukacyjna słowa pisanego przestała mieć znaczenie. Nie ciągniemy już w górę do najlepszych. Równamy w dół. Byle się klikało.

    Czytaj więcej: Wilia, krokodyle i morze Marmara — pułapki konkursu „Mistrz ortografii”


    Komentarz opublikowany w wydaniu magazynowym „Kuriera Wileńskiego” Nr 08 (25) 02-08/03/2024