Związek Ojczyzny-Litewscy Chrześcijańscy Demokraci będą mieli trzech europosłów. Do Parlamentu Europejskiego trafili Andrius Kubilius, Rasa Juknevičienė oraz Paulius Saudargas. „Mogę prognozować, że w ciągu najbliższych pięciu lat zajdą duże zmiany w całej polityce europejskiej. Naprawdę więcej uwagi będzie poświęconej bezpieczeństwu i obronie. Z całą pewnością więcej uwagi otrzyma Ukraina. Zresztą i teraz poświęcamy jej dużo miejsca” — oświadczył na konferencji prasowej Kubilius.
Aktywne Soleczniki i niska frekwencja
W tym roku frekwencja w eurowyborach była niska. Do urn przyszło trochę ponad 28 proc. wyborców. Przed pięcioma laty frekwencja wyniosła ponad 53 proc. Najbardziej aktywni byli wyborcy w rejonie solecznickim, gdzie zagłosowało 45,57 proc. wyborców. Najbardziej pasywni byli mieszkańcy rejonu wisagińskiego, gdzie do lokali wyborczych przyszło zaledwie 15,54 proc. wyborców. Politolog z Uniwersytetu Witolda Wielkiego Andrzej Pukszto sądzi, że frekwencja miała bezpośredni wpływ na wyniki.
— Zaskoczenia są, ale nieduże. Zwycięstwo konserwatystów było do przewidzenia. Wybory do Parlamentu Europejskiego zawsze odznaczają się niską frekwencją. W tym roku frekwencja była wyjątkowo niska. Niska frekwencja sprzyja partiom posiadającym tzw. żelazny elektorat — mówi „Kurierowi Wileńskiemu” Andrzej Pukszto.
Gražulis zaskoczył
Na drugim miejscu znaleźli się socjaldemokraci, którzy wywalczyli dwa mandaty. Tę partię na forum Parlamentu Europejskiego będą reprezentowali prezes ugrupowania Vilija Blinkevičiūtė oraz Vytenis Andriukaitis. Inne ugrupowania otrzymały po jednym europośle: AWPL-ZChR nadal będzie reprezentował Waldemar Tomaszewski. Litewski Związek Chłopów i Zielonych — Aurelijus Veryga, Partię Wolności Dainius Žalimas, Ruch Liberałów — Petras Auštrevičius, Związek Demokratów „W imię Litwy” — Virginijus Sinkevičius, a Petras Gražulis — Związek Narodu i Sprawiedliwości.
— Zaskoczeniem niewątpliwie było zwycięstwo Petrasa Gražulisa, który stracił mandat w Sejmie i jest znany ze swoich antysemickich i homofobicznych wypowiedzi. Sądzę, że dla wielu litewskich polityków zaskoczeniem było zwycięstwo AWPL-ZChR i Waldemara Tomaszewskiego. Wielu spisało go na straty. Okazało się jednak, że to było przedwczesne — zauważa w rozmowie z naszym dziennikiem Pukszto.
Komentarze polityków
Vilija Blinkevičiūtė na konferencji prasowej oświadczyła, że wynik ją zadowala. „Zebraliśmy ponad 17 proc. głosów. Wywalczyliśmy dwa miejsca. Tak, jak było w ubiegłych wyborach. Ten wynik, przy niskiej aktywności wyborczej nie mógł być inny” — podkreśliła polityk.
Z wyniku są zadowolone AWPL-ZChR oraz Partia Wolności. „AWPL-ZChR swoją uczciwą i pełną poświęcenia pracą udowodniła, że jednoczy absolutną większość Polaków, będąc ich reprezentacją na szczeblu europarlamentarnym, sejmowym i samorządowym. Skutecznie także broni praw wszystkich tradycyjnych mniejszości narodowych” — oświadczył w niedzielny wieczór Waldemar Tomaszewski.
„Wynik wyborów pokazuje, że Partia Wolności ma swego wyborcę, który przychodzi. Gdyby aktywność wyborcza była jeszcze większa, to wynik mógłby być jeszcze lepszy. To dodaje optymizmu przed wyborami sejmowymi” — skomentowała sytuację Aušrinė Armonaitė.
Zdaniem naszego rozmówcy wynik socjaldemokratów był ewidentnie nie taki, jakiego oczekiwała partia.
— W przypadku Dainiusa Žalimasa też można mówić o pewnej niespodziance. Jest to jednak niespodzianka średniej rangi. Wielu spodziewało się lepszego wyniku socjaldemokratów oraz „chłopów”. Z pewnością te ugrupowania nie są zwycięzcami, chociaż nie chcą tego przyznać i starają się unikać tego tematu — podkreśla Pukszto.
Czytaj więcej: Eurowybory na Litwie 2024. Niska frekwencja, najwyższa w rej. solecznickim
Co czeka kraj jesienią?
Politolog podkreśla, że wyniku do Europarlamentu nie da się przełożyć na wynik wyborów sejmowych w październiku.
— Oczywiście te wyniki są pewnym sygnałem. Jednak to są absolutnie różne wybory. Są absolutnie różne ordynacje wyborcze. O ile w przypadku list partyjnych częściowo wynik może się odtworzyć, to okręgi jednomandatowe żyją całkowicie własnym życiem — zaznacza rozmówca.
Socjaldemokraci przez ostatnie miesiące byli liderami rankingów partyjnych. Zdaniem Andrzeja Pukszto ta siła polityczna nadal jest popularna w społeczeństwie.
— Warto odnotować, że ta partia nie posiada fanatycznych zwolenników, którzy pomimo zmęczenia wyborczego (dwie tury wyborów prezydenckich — przyp. red.) przychodzą do lokali wyborczych i w deszcz, i śnieg. Z pewnością mają teraz sporą łamigłówkę, jak mają się zachować w wyborach do Sejmu. Z jednej strony nadal są popularni, a z drugiej mamy bardzo niepopularny rząd Ingridy Šimonytė. Więc to będzie działało na zasadzie wahadła, że wyborca będzie głosował na wszystkich prócz obecnej ekipy rządzącej. Sądzę, że tym razem ta zasada również zadziała, aczkolwiek socjaldemokraci nie powinni spocząć na laurach. Muszą dać swemu wyborcy wyraźny sygnał, kto poprowadzi listę. Ugrupowanie ma problemy. Po pierwsze, to usunięcie z procesu wyborczego z powodu wyroku sądowego mera Janowa Mindaugasa Sinkevičiusa. Po drugie, liderka partii Vilija Blinkevičiūtė ciągle się waha i raczej wszystko wskazuje na to, że nie poprowadzi listy partyjnej. Teraz partia jest bez głowy. Tułów powiedziałbym jest elegancki, ale głowy nie ma — tłumaczy swe stanowisko Pukszto.
Czytaj więcej: Politolodzy: socjaldemokraci szykują się do przejęcia władzy jesienią?