Pani Krystyna jest osobą bardzo mobilną i swoim samochodem jadzie tam, gdzie jest aktualnie potrzebna, niezależnie czy są to np. Turgiele czy Dziewieniszki. Na zwiedzanie Puszczy Rudnickiej, w maju tego roku, umówiliśmy się z nią rok wcześniej (my tzn. członkowie Klubu Historycznego „Szlakiem Narbutta” ze Szczecina).
„Jestem przewodnikiem i pracuję etatowo w bibliotece w Rudnikach, ale nie jako krajoznawca” — opowiadała nam pani Krystyna. „Zajmuję się wieloma różnymi sprawami. Oprowadzam grupy turystów i odpowiadam na ich liczne pytania. I bardzo się ucieszyłam, kiedy usłyszałam, że chcecie do nas przyjechać. Niestety nie mogłam wam zaoferować w tym roku spaceru po puszczy i miejscach związanych z powstaniem styczniowym, które było największym i najdłuższym zrywem narodowościowo-wyzwoleńczym, w którym uczestniczyło kilka narodów: Polacy, Litwini, Białorusini. W ciągu 15 miesięcy działań wojennych na terytorium Litwy stoczonych zostało około trzech tysięcy bitew i potyczek. Nasza puszcza to ogromny masyw leśny, liczący 526 tys. ha, położony w rejonie solecznickim, najbardziej zalesionym regionie Litwy. W puszczy znajdują się m.in. wydmy kontynentalne, które tworzyły się sztucznie, kiedy był tu sowiecki poligon. Wojskowe samoloty zrzucały bomby, co doprowadziło do wytworzenie się bardzo dużych przestrzeni piaszczystych. I tak właśnie powstawały nasze dzisiejsze wydmy kontynentalne. W puszczy rosną też grzyby i żurawina, a w rzekach przepływających przez puszczę łowić można ryby. Na terenach puszczy powstaje obecnie poligon wojskowy i nasza puszcza już do nas nie należy. Wojskowi nam obiecali jednak, że będziemy mogli odwiedzać miejsca związane z walkami powstańców. Dostęp do nich ma też mieć polska ambasada i jej dyplomaci. Powstała nawet specjalne mapa z tymi miejscami. I wojskowi słowa dotrzymują. Pozwalają nam iść do puszczy kiedy nie ma tam ćwiczeń, których nie ma tylko przeważnie jeden dzień w miesiącu”.
Czytaj więcej: Pamięć przekazywana z pokolenia na pokolenie. „1863. Za wolność naszą i waszą”
W położonych w centrum puszczy Rudnikach miała też miejsce historia miłosna. Miejscowość ta stała się świadkiem przepięknej miłosnej historii, mającej szczęśliwe zakończenie. Król Zygmunt II August przybywając w Rudnikach na polowaniach spotykał się ze swoją kochanką Barbarą Radziwiłłówną. Miłość spowodowała, że Barbara została drugą małżonką króla Zygmunta II Augusta. Do Puszczy Rudnickiej na wyprawy piesze i polowania udawał się również przyszły noblista Czesław Miłosz. Mimo, że akcja jego powieści „Doliny Issy” toczyła się w innym zupełnie miejscu, to opisy przyrody w tej powieści pochodziły z wypraw do Puszczy Rudnickiej. A dolina Mereczanki to właśnie Dolina Issy.
Czytaj więcej: Kajakiem urokliwą Mereczanką. Spływ tą trasą coraz bardziej popularny
Nasze zwiedzanie puszczy zaczęliśmy od tzw. „Cmentarzyka Powstańczego” położonego na jej obrzeżach, które są częścią niegdyś bardzo dużego kompleksu leśnego w klinie kolei Wilno — Grodno i Wilno — Lida. To było wcześniej ponad 6 tys. ha i przez minione wieki i lata było ciągle uszczuplane. Tak dzieje się i dzisiaj.
„Jesteśmy teraz na cmentarzyku koło Starych Marcel nazywanym w okolicznych wioskach „Cmentarzykiem Powstańców” — opowiadała nasza przewodniczka. „Cmentarzyk ten znajduje się 5 km w linii prostej od potyczki oddziału Jana Sendka (Sędka)* z Moskalami. Kiedy wybuchło powstanie, przez wiele miesięcy żadnych funkcji nie przyjmował, ale był bardzo użyteczny w doprowadzaniu oddziałów powstańczych do wyznaczonych miejsc. Znał bowiem bardzo dobrze tereny Puszczy Rudnickiej. I dopiero w kwietniu (1863) zaczął formować swój oddział powstańczy. Był bardzo dobrym strategiem i dokładnie planował przebieg kolejnych bitew. W Rudnikach stacjonowali wówczas Moskale. Sendek skontaktował się z partiami powstańczymi, które stacjonowały w puszczy. Wziął je następnie pod swoje skrzydła i dopiero wtedy zaplanował bitwę. A działo się to w pierwszy dzień Zielonych Świątek 1863 roku. Bitwa odbyła się już po świątecznym nabożeństwie… Powstańcy planowali udział w modlitwach świątecznych w rudnickim kościele. Tymczasem z puszczy wyłonił się nieduży oddział powstańczy. A trzeba koniecznie pamiętać, iż przez puszczę prowadziła grobla przez bagna. I tam właśnie, w te bagna, powstańcy planowali wciągnąć Moskali. I tak się właśnie stało. Reszty dokończyli kosynierzy, otaczając oddział Moskali, którzy mogli zginąć w tej walce lub się poddać. Wybrali jednak walkę, w której zginął ich dowódca oraz prawie wszyscy żołnierze. Powstańcy natomiast w ciągu godziny ulotnili się i nie pozostawili po sobie żadnego śladu. Znali bowiem puszczę i potrafili zapaść się przysłowiowo pod ziemie. Obecnie w okolicznych wioskach mieszkają ich potomkowie. Według posiadanych informacji powstańcy z grupy Jana Sendka, którzy zginęli, pogrzebani zostali na cmentarzyku w Starych Marcelach. Właśnie dlatego miejsce ich pochówku nazywane jest powszechnie „Cmentarzykiem Powstańców”. I w roku 1921 stanął tu staraniem nadleśnictwa symboliczny krzyż. Informował o tym napis na tablicy: »Bezimiennemu bojownikowi wolności… tu spoczywa nieznany z nazwiska oficer powstańców, śmiertelnie raniony w bitwie w pierwszy dzień Zielonych Świątek 1863 roku pod wodzą Sendka. Staraniem nadleśnictwa Rudnickiego w 1921 roku 14 sierpnia wzniesiony był ten krzyż. Przechodniu wdzięcznym sercem wspomnij tych, którzy ofiarą krwi i życia wolność ci wywalczyli«.
Krzyż ten przez lata ulegał powolnemu zniszczeniu. Trzeba go było odnowić, a nawet zmienić. Dokonał tego miejscowy rzeźbiarz Edward Kukianiec, który zaprojektował nowy krzyż.
Krzyż upamiętniający bitwę stoczoną przez oddział Sendka, stanął też w Rudnikach – w roku 1975, jeszcze za władzy radzieckiej. Aby go wznieść, trzeba było użyć trochę sprytu, bo ta retoryka nie była wtedy promowana. I wykorzystano niewiedzę radzieckich władz samorządowych. Jego autorzy przyszli z projektem pomniczka, a władze samorządowe zapytały się: a kim byli ci powstańcy? Walczący o wolność — odpowiedzieli pytani. I w takich warunkach go postawiono. Pomniczek przez lata niszczał. Chcieliśmy go odnowić, ale nam długo nie pozwalano. Znajdował się bowiem na liście dziedzictwa narodowego. Został jednak odnowiony (po cichu niestety, ale władze samorządowe przymknęły oczy i udawały, że nic nie widzą). I teraz odbywa się tu rajd konny Ułanów Wileńskich poświęcony pamięci powstańców styczniowych. My wszyscy tutejsi, jesteśmy świadomi tych historycznych wydarzeń. Szczególnie jednak musimy dbać o naszą młodzież, aby i ona o tym nigdy na zapomniała. Chodzimy wiec wspólnie, zawsze w rocznicę wybuchu powstania oraz w rocznicę bitwy sendkowskiej i składamy tam kwiaty i zapalamy znicze”.
Byliśmy też na cmentarzu w Rudnikach, przy znaku pamięci katyńskiej. I tam właśnie, jego historię, opowiedziała nam pani Krystyna.
„Katyń mylono często z białoruską wioską Chatyń – w obwodzie mińskim, spaloną przez Niemców (22 marca 1943), mordując prawie 160 jej mieszkańców. Masakra ta stała się symbolem zbrodni popełnionych przez niemieckich okupantów na Białorusi. Byłam w Chatyniu trzykrotnie. Myślałam, że ludzie mówiąc po cichu o Katyniu, nie znają tematu. Tak też rozumiałam wypowiedź mojej matki o Katyniu. Nie chciałam jej wtedy słuchać, a ona miała łzy w oczach, bo to były czasy władzy radzieckiej. Nie nalegała jednak, aby mi to wytłumaczyć. Myślała pewnie, że ta wiedza może mi tylko zaszkodzić. A o swojej odpowiedzialności za zbrodnię katyńską władze ZSRR zaprzeczały przez 50 lat. Dopiero 13 kwietnia 1990 roku oficjalnie przyznały, że była to »jedna z ciężkich zbrodni stalinizmu«. Wiele kwestii związanych z tą zbrodnią nie zostało jak dotąd wyjaśnionych. Prawdę o Katyniu poznałam dopiero po ukończeniu technikum łączności i komunikacji, na praktykach na wagonach pocztowych, które jeździły po Kraju Rad. I w drodze do Murmańska, jadąc przez Ostaszków, gdzie mieliśmy wymianę przewożonych przesyłek, poznałam starszego człowieka, któremu przywoziłam litewski chleb. I kiedy miałam wolną chwilę to zawsze chętnie sobie z nim rozmawiałam. On nie wiedział, że jestem Polką. Ostaszków był wówczas naprawdę piękną miejscowością — kurortem nad jeziorem i portem śródlądowym, w którym rozwinął się m.in. przemysł kosmiczny. I wtedy, ten starszy pan, powiedział mi, że miasto stoi na kościach Polaków. I zaczął mi opowiadać. To właśnie wtedy dowiedziałam się, że obóz NKWD nr 45 w Ostaszkowie utworzony został w czasie II wojny światowej dla internowanych żołnierzy Armii Krajowej, na miejscu obozu, gdzie przetrzymywano polskich jeńców wojennych po kampanii wrześniowej. I że pierwszy transport przyszedł do obozu z Białegostoku w listopadzie 1944 r., dwa następne przed końcem roku. W obozie znalazło się około 3 tys. ludzi, w tym 300 kobiet. I że NKWD-ści strzelali do ludzi stojących nad wykopanymi wcześniej rowami, sypali na to warstwę piasku i ponownie rozstrzeliwali. Jęki zabijanych słyszano tam dzień i noc, ale nikt nie mógł im pomóc. To spotkanie i to opowiadanie bardzo mnie zmieniło. Byłam w wielkim szoku i całą trasę do Murmańska płakałam. Wówczas to wróciła pamięć o rozmowie z moją matką o Chatyniu i Katyniu. I po powrocie z Murmańska przeprosiłam ją, że jej wtedy nie słuchałam i nie wierzyłam. Mama pojechała do Katynia, kiedy już było można, za Gorbaczowa i przywiozła garść ziemi. I na pobliskim tartaku w Wieczoryszkach, położonych ok. 10 km na zachód od Jaszun ufundowali dębowy krzyż i wybrali miejsce, aby złożyć pod tym krzyżem ziemię przywiezioną z Katynia. Był to jeden z pierwszych znaków zbrodni katyńskiej na Wileńszczyźnie. Mnie na odsłonięciu tego krzyża nie było. Ale później przejęłam inicjatywę. Niszczejący krzyż odnowił nasz kuzyn i uzyskał pozwolenie od mojej mamy, aby zmienić go na marmurową płytę. I tak w Rudnikach na cmentarzu jest dziś znak pamięci o Katyniu. Bardzo zresztą prosty, czarny kamień…”
Czytaj więcej: 84. rocznica Zbrodni Katyńskiej
Z panią Krystyną Sławińską umówiliśmy się także na przyszły rok, na kolejną majową edycję szczecińskiego projektu pn. „Szlakiem Narbutta”.
*Sendek Jan (Sędek) — syn pułkownika napoleońskiego, podsyłał grupy do oddziałów Narbutta i Wysłoucha. W lipcu (1863) zgromadził swój oddział złożony z ok. 200 głównie z włościan i czeladzi. Działał w wileńskim, augustowskim i grodzieńskim. Trafiony kulą otrzymał 22 pchnięcia bagnetami nim skonał.