Od „CzSz” do „KW”
Odwiedzający redakcję zapoznali się z historią jedynego polskiego dziennika poza Polską wraz z jego początkami. Poznając historię „Czerwonego Sztandaru” i później „Kuriera Wileńskiego” zapoznali się z wieloma momentami z historii polskiej społeczności na Litwie oraz relacji polsko-litewskich: sprawa rafinerii w Możejkach, odkłamywanie wizerunku Armii Krajowej w dyskursie publicznym oraz niedopuszczenia do przejęcia społeczności Polaków na Litwie przez nieprzychylne siły w latach 90.
Nie tylko mieli możliwość własnymi rękoma dotknąć gazety, która wyszła świeżo ze składarki. Mogli niektóre z tych gazet — jako numery jutrzejsze, nie dzisiejsze czy wczorajsze! — zabrać ze sobą. Przy okazji porozmawialiśmy o znaczeniu papierowego wydania i o tym, jak umiejętnie korzystając można nim dużo spraw załatwić, szczególnie w dobie szumu informacyjnego.
Tradycja to jedno, prym wiodą innowacje
Jednak nie samą tradycją człowiek żyje i rozmawialiśmy także o innowacjach — o programowaniu języka i typografii, pierwszej fotografii cyfrowej w 2003 r., o nowoczesnych technologiach, bez których nowoczesna redakcja „Kuriera Wileńskiego” nie miałaby możliwości wydawania dziennika i magazynu, jak to ma miejsce obecnie.
Rozmawialiśmy także o trwającym obecnie Plebiscycie Czytelników „Kuriera Wileńskiego” — „Polak Roku 2024”. Niestety, ze względu na brak czasu, nie zdążyliśmy zapoznać się z laureatami poprzednich edycji, jednak lepszy jest niedosyt niż przesyt.
Jakiej narodowości był Adam Mickiewicz?
Nie zabrakło także pytań dotyczących samej społeczności Polaków na Litwie i historii. Padały pytania o narodowość Adama Mickiewicza, rozmawiano o spektrum tożsamości rodzeństwa Bacewiczów i rozpatrywano różne sposoby pojmowania polskości na Litwie, Białorusi i Ukrainie. Niestety czas naglił i spotkanie musiało przebiegać w dość szybkim tempie.
Goście wymienili się swoimi spostrzeżeniami i nie pozostali dłużni, przedłożyli redakcji zaproszenie m.in. do Olsztyna.
Spotkanie odbyło się w czarującej atmosferze (jako prowadzący wycieczkę mam nadzieję, że ten opis nie jest daleki od prawdy). Choć nie zmieściliśmy się w obiecaną godzinę, to po uśmiechach sądząc, odwiedzający wyszli raczej z pozytywnymi wrażeniami.
Dziękujemy za zdjęcia i pozytywne odezwy oraz pozostawione upominki. Zatem — do zobaczenia!
Czytaj więcej: Od „Czerwonego” do „Wileńskiego”