„Okazywanie serca, dobrej woli, ukochanie tego pięknego kawałka ziemi i Litwinów, i Polaków kiedyś zaowocuje porządnymi, normalnymi stosunkami” — tak mówił 24 lata temu inicjator akcji, ks. Jaworski. Dziś, jak z nim rozmawiamy, potwierdza: „pokazaliśmy, że można dbać o zabytki bez rewizjonizmu”. W zbliżającą się Uroczystość Wszystkich Świętych przypomnijmy dorobek tej historycznej 18-letniej akcji.
Początki „Poznaniaków – Rossie”
Początki akcji „Poznaniacy – Rossie” sięgają roku 2000, kiedy to grupa mieszkańców Poznania, na czele z ks. Edmundem Jaworskim, postanowiła pomóc w ratowaniu zabytkowej nekropolii na wileńskiej Rossie. Cmentarz Rossa to jedna z najstarszych i najważniejszych nekropolii na Litwie.
Czytaj więcej o początkach akcji: Motocyklami z Poznania na wileńską Rossę
Spoczywają tu zasłużeni dla polskiej i litewskiej historii, m.in. Joachim Lelewel, żołnierze, działacze społeczni, artyści, przedstawiciele wileńskiej inteligencji, a od 2019 r. także dowódcy powstania styczniowego, bohaterowie Białorusi, Litwy i Polski. Kaplica, w której spoczywają, jest dziś zresztą jednym z punktów pielgrzymek Białorusinów walczących o wolną ojczyznę.
Niestety, pomimo swojego statusu, nekropolia przez dekady nie otrzymywała wystarczającego wsparcia finansowego, by przetrwać próbę czasu. Wynikało to czasem z trudnej sytuacji gospodarczej, a czasem z braku woli politycznej. Przez lata wiele nagrobków popadło w ruinę, a zniszczenia potęgowały także działania wandali.
To właśnie wtedy, na przełomie tysiącleci, zrodził się spontaniczny zryw mieszkańców Poznania, którzy nie chcieli pozwolić, aby ich historyczna spuścizna przepadła. Komitet „Poznaniacy — Rossie” postawił sobie za cel ratowanie polskich zabytków na Rossie i zaczął organizować publiczne zbiórki pieniędzy na poznańskich cmentarzach.
Inicjatywa ruszyła z impetem 1 listopada 2000 r., podczas kwesty na tamtejszych nekropoliach, kiedy to udało się zebrać 18 tys. złotych. Uwzględniając inflację, dziś byłaby to równowartość ok. 42 tys. złotych, czyli 9,5 tys. euro.
To jednak był ledwie początek.
Zaczęło się od listu…
W liście skierowanym do redakcji „Kuriera Wileńskiego” przedstawiciele komitetu pisali: „W imieniu Komitetu »Poznaniacy – Rossie« powołanego w celu publicznej zbiórki środków przeznaczonych na rekonstrukcję nagrobków na cmentarzu na Rossie w Wilnie uprzejmie informujemy, iż prowadząc kwestę w dniu 1 listopada 2000 na dwóch poznańskich cmentarzach uzbieraliśmy kwotę 18 tys. złotych”.
„Kurier Wileński” jako polski dziennik na Litwie od początku chętnie zaangażował się w akcję, oferując patronat medialny i wsparcie organizacyjne.
Z pomocą gazety zorganizowano plebiscyt wśród czytelników, którzy mogli głosować na pomnik lub kaplicę, która powinna zostać odrestaurowana jako pierwsza. W ten sposób czytelnicy wybrali kaplicę rodziny Mączyńskich, neorenesansowy grobowiec z 1864 r., znajdujący się przy głównej alei na Rossie. Prace nad jego odnową ruszyły już w kwietniu 2001 r., kiedy komitet ogłosił uproszczony konkurs na wykonawcę prac restauracyjnych.
Pierwsze sukcesy
Wybrana do prac firma budowlana UAB Alrasta szybko przekonała się, jak wymagająca będzie renowacja. Kaplica Mączyńskich była w opłakanym stanie: zrujnowane ściany, dziurawy dach, wilgoć, która przez lata niszczyła elementy konstrukcyjne.
Na początku trzeba było uprzątnąć wnętrze kaplicy i usunąć pozostałości starych trumien oraz kości, które leżały w nieładzie jeszcze od czasów sowieckich dewastacji. Pierwsze prace obejmowały także odbudowę dwóch ścian, które były tak zniszczone, że wymagały niemal całkowitej rekonstrukcji.
Budowa była trudna także ze względu na położenie kaplicy na stromym wzgórzu, gdzie niemożliwy był dojazd ciężkiego sprzętu. Robotnicy musieli ręcznie przenosić cegły, cement i inne materiały budowlane, co dodatkowo wydłużało czas i podnosiło koszty renowacji.
Jednak już w czerwcu 2001 dziennikarka Helena Gładkowska pisała: „Jest to bardzo dobry znak, gdyż właśnie ich pojawienie się oznacza nowe życie dla tego zabytku upamiętniającego pamięć Michała Mączyńskiego i Karoliny, zamordowanej przez bolszewików w Dyneburgu”.
Miesiąc później w gazecie ukazał się kolejny artykuł, opisujący szczegóły prowadzonych prac. Dzięki fachowej renowacji kaplica odzyskała dawny blask — wymieniono dach, uzupełniono braki w tynku, a także zabezpieczono obiekt przed dalszym niszczeniem. Renowacja zakończyła się sukcesem, a kaplica rodziny Mączyńskich stała się pierwszym symbolem działań „Poznaniaków – Rossie”.
Kolejne etapy renowacji
Po zakończeniu prac przy kaplicy Mączyńskich Komitet „Poznaniacy – Rossie” nie zwolnił tempa. Już w 2002 r. dzięki kolejnym zbiórkom zebrano fundusze na renowację kaplicy rodziny Malinowskich. Był to kolejny grobowiec o ogromnej wartości historycznej i kulturowej. W kaplicy tej spoczywali m.in. Jan Malinowski, plenipotent Radziwiłłów z Nieświeża, oraz Bolesław Malinowski, inżynier i budowniczy mostów na Wileńszczyźnie, właściciel kilku majątków ziemskich w okolicach Wilna.
Czytaj więcej: Szczątki Radziwiłłów spoczną w Dubinkach
Podobnie jak w przypadku kaplicy Mączyńskich, renowacja kaplicy Malinowskich była skomplikowana i wymagała dużych nakładów pracy. Dziennikarze „Kuriera Wileńskiego” relacjonowali: „Kaplica jest strasznie zdewastowana […] dwie ściany trzeba budować od nowa. Budowa jest trudna z tego względu, że dojazd tu jest niemożliwy, gdyż znajduje się ona na stromym wzgórzu. Dlatego też cegły trzeba nosić ręcznie i to spory kawałek.” Do redakcji „Kuriera” napisał wtedy potomek pochowanych w kaplicy Malinowskich, Leszek Jan Malinowski.
„Proszę przyjąć bardzo serdeczne podziękowania za artykuł »Poznaniacy odnowią kaplicę Malinowskich«. Sprawił mi wielką radość, gdyż stwarza nadzieję, że moje — dotąd bezskuteczne — wieloletnie starania zostaną pozytywnie załatwione…” — czytaliśmy wtedy w liście.
Niemal dekadę wcześniej pan Malinowski pisał do Miejskiej Inspekcji Dziedzictwa Kulturalnego. Wyjaśniał, że wśród pochowanych w grobowcu-kaplicy są ludzie zasłużeni dla miasta, jego pradziadek Jan Malinowski, plenipotent Radziwiłłów z Nieświeża i inni wybitni mieszkańcy. Jednak kaplica niszczała i dopiero z akcją „Poznaniacy – Rossie” została uratowana.
Zbieranie stało się tradycją
Kwesty na rzecz Rossy szybko stały się tradycją w Poznaniu, przyciągając mieszkańców różnych środowisk: polityków, artystów, dziennikarzy, a nawet sportowców. Coroczne zbiórki organizowane w Uroczystość Wszystkich Świętych dawały możliwość, by każdy mieszkaniec Poznania, wrzucając symboliczny grosz, mógł dołożyć swoją cegiełkę do ratowania zabytków wileńskiej nekropolii.
Z biegiem lat rosła także świadomość społeczna — dzięki akcjom „Poznaniacy – Rossie” wielu mieszkańców miasta zaczęło postrzegać Wilno jako miejsce ważne nie tylko historycznie, ale i emocjonalnie bliskie sercu Wielkopolan.
Przewodnią rolę w tym przedsięwzięciu odegrał ks. Edmund Jaworski, współzałożyciel Komitetu „Poznaniacy – Rossie”, który regularnie odwiedzał Wilno i monitorował postęp prac. W wywiadach dla „Kuriera Wileńskiego” mówił, że Rossa ma dla niego niepowtarzalny urok i przyciąga jak magnes. „Rossa woła o pomoc. […] niepotrzebne są jej wielkie inwestycje, lecz małe, drobne uczynki równie biednych ludzi, którzy potrafią zrozumieć drugiego w potrzebie i potrafią sobie nawzajem pomagać”. Podkreślał, że Rossa i jej ratowanie to symbol pojednania i zrozumienia obu, jeśli nie więcej, narodów.
Ks. Jaworski w jednym z wywiadów wspominał: „Może uda mi się przełamać poznańską oszczędność i wpłynąć na to, że podczas następnych Wszystkich Świętych poznaniacy znów przypomną sobie o Rossie”. Był przekonany, że akcja będzie kontynuowana. Nie mylił się — a ofiarność mieszkańców Poznania pozwoli uratować jeszcze wiele nagrobków i kaplic.
Trudno policzyć, ile udało się zebrać łącznie, ale najostrożniejszy szacunek mówi o kwocie pół miliona, nie uwzględniając kursów wielu lat. Jednak efekty tego zrywu możemy podziwiać do dzisiaj.
Zresztą nie tylko my, gdyż wiele kaplic stało się stałymi elementami szlaków turystycznych i dziś już niewielu pamięta, dzięki komu zachowały się ważne dla naszej tożsamości obiekty.
Ratowanie było wyzwaniem
Pomimo wielkiego zaangażowania ze strony polskiej społeczności w Poznaniu, ratowanie Rossy nie było zadaniem łatwym. Wyzwania logistyczne, brak stałych środków na renowacje oraz zniszczenia powodowane przez wandali i warunki atmosferyczne sprawiały, że każdy projekt był ogromnym przedsięwzięciem.
Z kolei, ks. Jaworski nie tracił ducha: „Okazywanie serca, dobrej woli, ukochanie tego pięknego kawałka ziemi i Litwinów, i Polaków kiedyś zaowocuje porządnymi, normalnymi stosunkami”.
W jego słowach pobrzmiewało przekonanie, że akcja „Poznaniacy – Rossie” ma znaczenie nie tylko materialne, ale także symboliczne — jest gestem pojednania i wspólnej troski o dziedzictwo, które przez lata łączyło narody Polski i Litwy.
Wśród odnowionych zabytków znajdują się m.in. kaplice rodziny Mączyńskich, Malinowskich, grobowiec Edwarda Lewald-Jezierskiego, Gimbuttów, ojców bonifratrów, Strumiłłów, Antoniego Marcinkowskiego, rodziny Hermanowiczów, Burzyńskich, Rudnickich i Strzemińskich, Bartoszewiczów; uporządkowano także kwatery Kondratowiczów i wielu innych.
Ks. Eda Jaworski: „Nie rozpamiętuję, co zrobiłem”
Dziś, gdy rozmawiamy z ks. Edmundem Jaworskim — nazywanym przez współpracowników ks. Edą — przyznaje on, że wszystko podsumować jest nie sposób. „Gdybyśmy oszacowali, mieliśmy udział w około 20 kaplicach. Mam jedną wadę — nie rozpamiętuję tego, co zrobiłem. Zrobiłem i jedziemy dalej. Dumny jestem z bardzo skromnego obiektu, kaplicy grobowej Malinowskich, która była już śmietnikiem; odbudowaliśmy ją, uszanowując te szczątki. Dumny jestem, że uratowaliśmy przed katastrofą budowlaną grobowiec Gimbuttów” — nadmienia.
Co to za katastrofa budowlana miała grozić grobowcowi? Wynikająca z błędnej oceny materiału poprzednich wykonawców.
„To był czas, gdy wszyscy zachwycali się betonem. Gdybyśmy się za to nie zabrali, nawet nie wiedzielibyśmy, w jak katastrofalnym stanie jest ta kaplica, zanim nie zaczęliśmy” — wspomina.
„Bez »Kuriera Wileńskiego« to by się nie udało. Redakcja była trzonem tej akcji. Nie było dzięki „Kurierowi” bariery językowej, prezes załatwiał dokumentacje na Litwie, czytelnicy typowali kaplice do odnowienia” — wyjaśnia ks. Eda. Na łamach gazety rozpisywane były też konkursy na wykonawców.
Ks. Jaworski podkreśla, że akcja udowodniła, że dbanie o wspólną pamięć wcale nie musi być częścią rozpamiętywania granic.
„Myślę, że działalność naszego komitetu w jakiś sposób pokazała, że dbanie o pamiątki kultury polskiej nie musi iść w parze z rewizjonizmem. Tak jak Litwini mają mały kompleks Polski, tak Polacy, a szczególnie Wielkopolanie, mają kompleks niemiecki. Na przykład dwa najważniejsze uniwersytety dla naszej kultury – Lwów i Wilno – są obecnie poza granicami. Zawsze się śmieję, że Cmentarz Zasłużonych Wielkopolan to właściwie cmentarz zasłużonych Kresowian dla Wielkopolski” — żartuje i lekko podaje trudne tematy ks. Eda. I faktycznie, w rozmowie nie ma ani krzty wyrzutów czy złości, po prostu świadomość rzeczywistości.
Na koniec dzieli się przesłaniem:
„To przesłanie nie jest narodowe. To przesłanie jest ogólnoludzkie. Był taki genialny teolog, pisarz jednocześnie, Fiodor Dostojewski, który kiedyś napisał taką myśl: »Daj wolnemu człowiekowi wolność, a ją zwiąże i przyniesie z powrotem. Głupie serce nie ma pożytku nawet ze swojej wolności«. Obecnie patrzę z trwogą na otaczający świat, bo ludzie uparli się, żeby oddać swoją wolność w imię jakichś wymyślonych zagrożeń albo w imię nowego ładu — zielony, czerwony, w kratkę. Nie tędy droga” — dzieli się duchowny.
Czytaj więcej: Kolejny pomnik na Rossie ocalony przed zniszczeniem
Rossa wciąż pod opieką
Dziś w dalszym ciągu Rossą opiekuje się Społeczny Komitet Opieki nad Starą Rossą (SKOnSR). Powstawał w latach 90., w bardzo niełatwych okolicznościach. Widzimy działaczy na każdym święcie polskości na Litwie i nie tylko. Ciągle prowadzą aktywne nagłaśnianie pilnych spraw, niejednokrotnie skutecznie interweniowali w celu zabezpieczenia zabytków ważnych dla obu narodów. Prezes honorowa Alicja Klimaszewska oraz obecny prezes Dariusz Żybort wielokrotnie byli zasłużenie nagradzani za swoje wielkie zaangażowanie. Akcje poznaniaków i „skonsrowców” wspólnie zachowały nam narodowy monument.
Czytaj więcej: Dariusz Żybort: Rossa to nie rezerwat przyrody