Po 2022 r. najbardziej spektakularne porażki Kremla to zmiana sytuacji na Kaukazie Południowym (Azerbejdżan vs. Armenia), a ostatnio Bliski Wschód: klęski Hamasu i Hezbollahu, upadek Baszszara al-Asada, osłabienie Iranu. Głównym beneficjentem osłabienia Rosji jest Turcja. Prezydent Recep Tayyip Erdoğan wygrał na Kaukazie, wygrywa w Syrii. Czy za chwilę czeka go starcie z Putinem w Libii?
Tureckie intrygi na Kaukazie
Relacje rosyjsko-tureckie nie są łatwe. Z historii: kilkanaście wojen, poczynając od XVII w. Turcja jest członkiem NATO – to kolejna komplikacja.
To Turcy zestrzelili rosyjski myśliwiec nad granicą z Syrią w 2015 r. Później zawarli układ z Rosją w Syrii, ale niewątpliwie Putin liczył i liczy się z Erdoğanem. Na tyle, że kilka lat temu, pod presją Ankary, Kreml zabronił Baszszarowi al-Asadowi dokończenia dzieła zniszczenia ostatniej enklawy rebeliantów. I to właśnie Idlib pod koniec listopada br. stało się kolebką zabójczej dla reżimu w Damaszku ofensywy.
Erdoğan ograł bezczelnie Putina i Teheran. Do kosza wyrzucił tzw. format astański, który regulował sytuację Syrii od lat. Korzystając z osłabienia Iranu i zaangażowania Rosji na Ukrainie, Ankara przejęła inicjatywę w Syrii. Efekt? Upadek reżimu Asadów i Turcja jako główny zewnętrzny rozgrywający.
Jak widać, Putin nie wyciągnął wniosków z tureckich intryg na Kaukazie, gdzie niedawno sojusznik Ankary Azerbejdżan rozgromił Armenię, nominalnego sojusznika Rosji, zajął Górski Karabach i zmusił do ewakuacji rosyjskich „mirotworców” (powoli za wieloletnie „zaangażowanie” i mieszanie w kaukaskim kotle dziękuje Rosjanom też sama Armenia).
Turecki spiritus movens
Jeszcze kilka lat temu prezydent Turcji Recep Tayyip Erdoğan chwalił się przyjaźnią swojej żony z żoną al-Asada, ale nie ukrywał, że uważa Syrię za utraconą część Imperium Osmańskiego i zamierza aktywnie wpływać na politykę tego kraju.
Władze tureckie od dawna inwestowały w rebeliantów syryjskich pieniądze i broń. Gdyby nie polityka Ankary, „państewko” zdominowane przez islamistów z HTS [Hajat Tahrir asz-Szam, sunnicka koalicja, która właśnie przejęła władzę w Syrii – przyp. red.] w Idlib nie przetrwałoby nawet roku. To Erdoğan osłaniał je przed zakusami Baszszara al-Asada, to Turcja wspierała je gospodarczo.
Szybka ofensywa rebeliantów w kierunku sąsiedniego Aleppo, która rozpoczęła się 27 listopada, była dla wielu zaskoczeniem. Ale nie dla Turcji, która przez ostatnie lata zapewniała wsparcie logistyczne Syryjskiej Armii Narodowej (SNA) i nie przeszkadzała przygotowaniom islamistów z HTS do uderzenia na al-Asada. O ile w pierwszych dniach ofensywy władze tureckie podkreślały swój brak zaangażowania i wyrażały przywiązanie do integralności terytorialnej Syrii, o tyle 6 grudnia, gdy rebelianci znajdowali się kilkadziesiąt kilometrów od Damaszku, Erdoğan zrzucił maskę: „Idlib, Hama, Homs i oczywiście ostatecznym celem jest Damaszek. Mamy nadzieję, że ten marsz opozycji będzie kontynuowany bez żadnych incydentów i problemów”.
Rebelianci w Idlib reorganizowali się i wzmacniali od 2020 r., gdy Turcja zablokowała ofensywę sił rządowych, negocjując z Moskwą i Teheranem (sojusznikami al-Asada) w ramach formatu astańskiego. Ale od roku zaczęto się szykować do operacji, która obali reżim w Damaszku, tuż po tym, jak wybuchła wojna Hamasu z Izraelem, i było widać, że Iran oraz jego „oś oporu” zostaną mocno zaangażowani w walkę z państwem żydowskim.
Ale chyba najwięksi optymiści w Idlib i Ankarze nie myśleli, że tak szybko otworzy się okno możliwości rozprawy z Baszszarem al-Asadem. To Turcja wspierała przygotowania do ataku i to Turcja dała zielone światło, po tym, jak syryjski dyktator odrzucił propozycję porozumienia z Ankarą, głównie ws. Kurdów, żądając jako warunku wstępnego wycofania wojsk tureckich z terytorium Syrii. I to mimo próśb Moskwy, która próbowała odgrywać rolę mediatora i obiecała zapewnić platformę do negocjacji między Asadem a Erdoğanem.
Erdoğan ograł Putina
Kiedy arabska wiosna ogarnęła Syrię w marcu 2011 r., Erdoğan początkowo przyjął ostrożną postawę i wezwał al-Asada do reform. Jednak obserwując arabskich dyktatorów tracących władzę jeden po drugim – Zajn al-Abidin ibn Ali w Tunezji, Hosni Mubarak w Egipcie, Muammar Kaddafi w Libii – turecki premier był przekonany, że dni al-Asada są policzone.
W miarę zaostrzania się kryzysu syryjskiego Erdoğan radykalnie zmienił swoją retorykę wobec Asada, nazywając go terrorystą. Jednak irańska i rosyjska interwencja w syryjskim konflikcie po stronie syryjskiego prezydenta zmusiła tureckiego przywódcę do modyfikacji planów.
Po rozpoczęciu rosyjskiej operacji wojskowej w Syrii we wrześniu 2015 r. Baszszarowi al-Asadowi udało się odzyskać kontrolę nad ponad 50 proc. terytorium Syrii w krótkim czasie. Ukoronowaniem zwycięskiego marszu armii al-Asada, wspieranego z powietrza przez Rosjan i na ziemi przez szyickie milicje sterowane przez Iran, było zajęcie drugiego co do wielkości miasta kraju, Aleppo w grudniu 2016 r. W 2017 r. w Syrii utworzono specjalne strefy deeskalacji w ramach procesu astańskiego z udziałem Rosji, Iranu i Turcji. Pod opieką Ankary pozostawał rebeliancki bastion w Idlib.
Jednym z głównych zmartwień Turcji było pojawienie się kurdyjskiej autonomii w północnej Syrii: na początku 2014 r. trzy regiony – Afrin, Kobane i Qamishli – ogłosiły suwerenność. W Ankarze uznano to za niebezpieczny precedens. Aby zlikwidować kurdyjskie siły zbrojne, uważane za przedłużenie terrorystycznej PKK (Partii Pracujących Kurdystanu, działającej w Turcji i w Syrii), Turcja kilka razy przeprowadziła zbrojne operacje na północnych krańcach Syrii, m.in. „Tarcza Eufratu” (2016–2017) i „Gałązka Oliwna” (2018).
Jednak to nie wystarczało Erdoğanowi. Pragnął on całkowitego pokonania kurdyjskich milicji, które zajęły cały północny wschód Syrii, współpracując z USA w walce z Państwem Islamskim. Skoro Baszszar al-Asad nie chciał współpracować…
Boją się losu Asada
Syria to pole kolejnej klęski Rosji – i znów z Turcją w tle. Dziś to Putin musi prosić Erdoğana, choćby w kwestii ewakuacji Rosjan z Syrii lub przynajmniej neutralnej postawy islamistów wobec Rosjan.
Kilka tysięcy Rosjan z Syrii właśnie się ewakuuje. Niekoniecznie do Rosji. Jest bowiem alternatywa: bazy w Libii. Rosja współpracuje z kontrolującym wschód kraju gen. Chalifą Haftarem od kilku lat. Teraz jeszcze mocniej będzie naciskać, żeby sformalizował sojusz i oficjalnie dał Rosji bazę morską w Tobruku, jak też kilka baz powietrznych w głębi kraju.
Problem w tym, że Haftar, idąc w ślady Asada (współpracowali…), ryzykuje podzielenie jego losu. Bo połowę Libii kontroluje rząd wspierany przez Turcję. Już parę lat temu pomoc Turków zatrzymała ofensywę Haftara (z udziałem wagnerowców) na rogatkach Trypolisu.
Po syryjskim sukcesie Erdoğan może teraz pójść za ciosem: korzystając z porażek Rosji, uruchomić ofensywę Rządu Jedności Narodowej na siły Haftara i powtórzyć w Libii scenariusz syryjski.
Czytaj więcej: Syria: Upadek reżimu Asada świadczy o słabości Rosji, Iranu i Hezbollahu
Artykuł opublikowany w wydaniu magazynowym „Kuriera Wileńskiego” Nr 48 (144) 21-27/12/2024