Więcej

    Dlaczego zawiodła polska demokracja parlamentarno-gabinetowa? (I)

    „Ten zawód związany był z przejęciem wadliwego ustroju. Polską konstytucję wzorowano na konstytucji francuskiej, w której istniała przewaga władzy ustawodawczej nad wykonawczą” — mówi prof. dr hab. Janusz Faryś, profesor emerytowany Uniwersytetu Szczecińskiego, z którym rozmawiamy o budowie państwa polskiego (1918-1924).

    Czytaj również...

    Leszek Wątróbski: W listopadzie 1918 r. nastał w Europie czas szczególny. Kończyła się okrutna Wielka Wojna…

    Prof. dr hab. Janusz Faryś: Dla Polaków i innych narodów, w tej części Europy, miał on jeszcze inny wymiar. Dokonał się jednocześnie „cud niepodległości”. Świadek tamtych zdarzeń, a jednocześnie pierwszy prezydent ministrów Jędrzej Moraczewski, tak o tym pisał: „Niepodobna oddać tego szału radości, jaki ludność polską w tym momencie ogarnął. Po 120 latach prysły kordony! Nie ma ich! Wolność! Niepodległość! Zjednoczenie! Własne państwo! Na zawsze. Kto tych krótkich dni nie przeżył, kto nie szalał z radości w tym czasie z całym narodem, ten nie dozna w swym życiu najwyższego szczęścia, najwyższej radości. Cztery pokolenia na tę chwilę czekały, piąte doczekało”.Takie były początki, naznaczone ogromnymi sukcesami, które odrodzone państwo zawdzięczało dobrym elitom z wybijającym się ponad przeciętność postaciami — Józefem Piłsudskim i Romanem Dmowskim. Przede wszystkim zaś patriotycznej postawie ogółu społeczeństwa.

    W ciągu pierwszych czterech miesięcy dokonano rzeczy wielkich. Dla przykładu, w euforii niepodległości powstało około 10 ośrodków władzy. Na koniec listopada były już tylko dwa — w postaci rządu lewicowego w Warszawie i prawicowego Komitetu Narodowego Polskiego w Paryżu. Dwaj wielcy Piłsudski i Dmowski zdawali sobie sprawę, że w istniejącej sytuacji wojny o granicę, konferencji pokojowej w Paryżu, która decydować miała o kształcie Europy, nie było miejsca na partyjne kłótnie, na zawziętą walkę między dwoma orientacjami. Wywarli oni presję na elity swoich ugrupowań i w połowie stycznia 1919 r. powołany został rząd na czele z Ignacym Janem Paderewskim, który zdobył powszechne uznanie w kraju i za granicą.

    W pełni demokratyczne wybory sejmowe z udziałem kobiet, co wówczas należało do rzadkości nawet w demokracjach zachodnich, stanowiły sprawdzian z zachowania ogółu społeczeństwa. Frekwencja zapewne przekroczyła 80 proc. W każdym razie nie było okręgu, w którym frekwencja byłaby niższa niż 60 proc., a były takie, w których przekraczała 90 proc. Do Sejmu weszło 10 ugrupowań politycznych. Żadne nie dysponowało większością. Centroprawica i centrolewica miały porównywalną siłę. Najważniejsze jednak decyzje początkowo zapadały jednomyślnie. Tak wybrano 20 lutego naczelnikiem państwa Józefa Piłsudskiego i uchwalono małą konstytucję oraz 6 marca Ustawę o powszechnym obowiązku wojskowym i wcieleniu w szeregi sześciu roczników mężczyzn (urodzonych w latach 1896-1901). Armia z powszechnego poboru osiągnęła latem 1920 r. milion żołnierzy.

    Jednomyślność jednak się zakończyła…

    Od marca 1919 r. jednomyślności w Sejmie już nie było i być nie mogło. Partie różniły się programami i zacietrzewieniem przywódców. Tak jest w każdym demokratycznym państwie. A jednak latem 1920 r., podczas czerwonego najazdu, politycy potrafili ponownie mówić jednym głosem. Potrafili powołać Rząd Obrony Narodowej z Wincentym Witosem na czele. Armia zaś, z ludowym rodowodem, obroniła niepodległość i wywalczyła sensowne granice na wschodzie.

    „Między Moskwą a Berlinem” — okładka jednej z wielu książek prof. Janusza Farysia

    Nastał jednak czas próby dla polskiej demokracji parlamentarnej. Taki też tytuł nosi nowa książka Pana Profesora.

    Książka jest już po recenzjach wydawniczych, czeka na prace redakcyjne i druk. Chciałem w niej odpowiedzieć na pytanie, dlaczego polska demokracja parlamentarno-gabinetowa zawiodła. Ten zawód związany był z przejęciem wadliwego ustroju. Polską konstytucję wzorowano na konstytucji francuskiej, w której istniała przewaga władzy ustawodawczej nad wykonawczą. Tak działo się nie tylko w Polsce, ale również w większości krajów europejskich. Fascynacja Francją była wówczas powszechna i chociaż przed I wojną światową istniała w świecie świadomość wadliwości jej ustroju, naznaczonego częstymi zmianami rządów, to przecież państwo funkcjonowało w miarę sprawnie, dzięki dobrej administracji. To ministrowie często się zmieniali. Urzędnicy byli niezmienialni.

    Ponadto Francja wygrała wojnę, zatem ukształtował się pogląd, że mimo swoich ułomności jej system jest właściwy, bo potrafi lepiej od systemów autorytarnych organizować wolę narodu w trudnych czasach. Ponadto w Polsce konstytucje tworzone były przeciw Piłsudskiemu. Jeżeli został naczelnikiem państwa i sądzono, że zostanie prezydentem, to przeciwnicy z prawej robili wszystko, aby pozbawić go realnej władzy.

    Dlaczego taki system nie mógł prawnie funkcjonować w Polsce i innych krajach Europy Środkowej i Wschodniej?

    Przykład Polski jest tutaj znamienny. Mała Konstytucje z roku 1919 i Konstytucja Marcowa z 1921 r. składały całą władzę w ręce Sejmu. Trójpodział władzy istniał jedynie w teorii. Prezydent i rząd, jako czynnik wykonawczy, także i sądownictwo, nie były w stanie zmienić decyzji Sejmu. Prezydent musiał podpisać każdą uchwaloną przez Sejm ustawę. Prawem veta nie został obdarzony.

    20 lutego 1919 r. naczelnikiem państwa wybrano Józefa Piłsudskiego
    | Fot. Narodowe Archiwum Cyfrowe

    I nie było czynnika, który mógłby to podważyć?

    Byłby, gdyby udało się utworzyć stabilną, spójną programowo koalicję większościową, co było rzeczą trudną do przeprowadzenia w Sejmie rozbitym na kilkanaście klubów. W końcowych latach funkcjonowania Sejmu Ustawodawczego kluby centrolewicy i centroprawicy liczyły po 216 posłów. Na dodatek różnice programowe i osobowościowe, zwłaszcza na lewicy, były tak duże, że rzadko udawało się mówić jednym głosem. Prawica była bardziej skonsolidowana, ale nie na tyle, aby mogła przejąć władzę. Rządziły zatem gabinety pozaparlamentarne, które z konieczności partie musiały akceptować. Były nawet dla nich w tym sensie korzystne, że podczas kampanii wyborczej wszystkie partie mogły występować z pozycji opozycyjnej i za wszelkie niepowodzenia składać odpowiedzialność na rządy, których nie firmowały.

    WIĘCEJ NIŻEJ | Reklama na podst. ust. użytkownika.; Dzięki reklamie czytasz nas za darmo

    Zmiany wymusić mogła jedynie nowa ordynacja wyborcza.

    Oczywiście. Ale nad nową ordynacją Sejm pracował długo i tym sposobem odwlekał wybory. Nie było możliwości odejścia od zasady proporcjonalności wyborów. Usiłowano jedynie, wprowadzając tzw. listę państwową, wzmocnić dodatkowymi mandatami większe partie czy koalicje partyjne o zasięgu ogólnopolskim. Jednak opozycja lewicy, mniejszych klubów oraz mniejszości narodowych ograniczyła możliwość istotnego wzmocnienia silnych ugrupowań.

    Czy wybory listopadowe 1922 r. zmieniły sytuację polityczną państwa polskiego?

    Trochę zmieniły. Trzy partie centroprawicy, inspirowane przez narodowych demokratów, poszły do wyborów blokiem o nazwie Chrześcijański Związek Jedności Narodowej i uzyskały przez to znaczne poparcie. Ostatecznie blok ten wprowadził do Sejmu 169 posłów. Bez poparcia tego bloku nie mogła powstać żadna koalicja większościowa. Sejm bowiem, z nową ordynacją wyborczą, liczył 444 posłów, a Senat 111 senatorów. Jedyną szansę powołania rządu większości parlamentarnej dawało porozumienie Chrześcijańskiej Jedności Narodowej z Polskim Stronnictwem Ludowym „Piast”, które miało 70 posłów. Centrolew koalicji większościowej nie mógł utworzyć. Wskazywała na to arytmetyka sejmowa, połączona z niechęcią do kooperacji z klubami mniejszości narodowych. Tymczasem z inicjatywy Żydów powstał Blok Mniejszości Narodowych, który wprowadził do Sejmu 84 posłów.

    Zgodnie z zasadami w ustroju demokracji parlamentarno-gabinetowej można było więc przystąpić do rozmów partyjnych nad budową koalicji większościowej.

    WIĘCEJ NIŻEJ | Reklama na podst. ust. użytkownika.; Dzięki reklamie czytasz nas za darmo

    Wybór marszałków Sejmu i Senatu wskazywał, że wspomniane partie zamierzały budować koalicje. Marszałkiem Sejmu został ludowiec Maciej Rataj, a marszałkiem Senatu powiązany z Narodową Demokracją — Wojciech Trąmpczyński (były marszałek Sejmu Ustawodawczego). Tutaj sprawa była prosta. Dwa stanowiska do obsadzenia i dwie grupy mogły wystawić swoich kandydatów.

    Co w rozmowach koalicyjnych przysparzało najwięcej problemów?

    Najtrudniejsza była kwestia reformy rolnej. Ludowcy w żaden sposób nie mogli odpuścić sprawy parcelacji majątków obszarniczych. Tymczasem prawicowy koalicjant był mocno związany z ziemiaństwem. Zgromadzenie Narodowe (połączony Sejm i Senat) musiało wybrać pierwszego prezydenta Rzeczypospolitej. Powszechnie sądzono, że centrolewica zgłosi kandydaturę dotychczasowego naczelnika państwa Józefa Piłsudskiego, który mógłby łatwo elekcję wygrać. Mógł bowiem liczyć na poparcie PSL „Piasta” i mniejszości narodowych. Tymczasem 4 grudnia Piłsudski zapowiedział, żeby jego kandydatury nie stawiano, bo prezydentury nie przyjmie. Wybory wyznaczone zostały na 9 grudnia. Liderzy partyjni mieli więc cztery dni na ostateczne ustalenie wspólnego kandydata. I się nie dogadali.

    Do wyborów stanęło więc pięciu kandydatów. Prawicy zabrakło instynktu politycznego, bodaj odebrało jej rozum. I zamiast postawić na Wincentego Witosa, cementować powstającą koalicję, wystawiła kandydaturę hrabiego Maurycego Zamoyskiego, zasłużonego i uczciwego działacza z jednym wszakże mankamentem. Był posiadaczem największego majątku ziemskiego w Polsce. Jak chłop, posiadający 5 czy nawet 10 ha gospodarstwo, mógł głosować na magnata, którego majątek przekraczał 180 tys. ha?

    Zamoyski zatem głosowanie przegrał. Prezydentem wybrany został Gabriel Narutowicz.

    Tak zaczął się narodowy dramat. Wolna demokratyczna prasa nieprawdopodobnie rozhuśtała nastroje społeczne. Na ulice stolicy wyszły tysięczne tłumy. Nikt nie podważał legalności wyboru. Czepiano się jedynie faktu, że większość posłów polskich głosowała na Zamoyskiego. O wyborze Narutowicza zadecydowało poparcie mniejszości narodowych. Zamiast cieszyć się, że mniejszości nie zbojkotowały wyborów i wykazały zmysł państwowy, pisano i krzyczano, że to ich prezydent — ich, czyli Żydów. Pisano też, że naród polski nie byłby godny miana narodu, gdyby w państwie polskim przestał być gospodarzem.

    Nim jednak Narutowicz został zaprzysiężony i objął urząd, został spostponowany, a tym samym został spostponowany majestat Rzeczypospolitej. Krótkie tytuły prasowe w stylu: „zapora” czy „zawada” jakby sugerowały zbrodnię. Bo jak inaczej usunąć legalnie wybranego najwyższego dostojnika państwowego? Znalazł się zbałamucony umysł artysty malarza Eligiusza Niewiadomskiego, który 16 grudnia 1922 r., podczas zwiedzania wystawy w warszawskiej Zachęcie zastrzelił Narutowicza.

    WIĘCEJ NIŻEJ | Reklama na podst. ust. użytkownika.; Dzięki reklamie czytasz nas za darmo

    Czytaj więcej: W stulecie niepodległości – pamięć o Narutowiczach

    Cdn. w następnym numerze „Kuriera Wileńskiego”

    Reklama na podst. ust. użytkownika.; Dzięki reklamie czytasz nas za darmo

    Afisze

    Więcej od autora

    85. rocznica pierwszej deportacji na Syberię

    Wśród deportowanych były głównie rodziny wojskowych, urzędników, pracowników służby leśnej i kolei ze wschodnich obszarów przedwojennej Polski. Co trzeci deportowany nie przeżył zesłania. Według danych NKWD podczas czterech deportacji łącznie zesłano około 320 tysięcy osób. Związek Sybiraków przyjmuje, że wywieziono...

    V zimowa edycja projektu „Szlakiem Narbutta” na Wileńszczyźnie

    Te dwa środowiska, dwa zespoły rekonstrukcyjne, wzajemnie się uzupełniały. Obie grupy, już w maju zeszłego roku, przy czwartej edycji tego projektu postanowiły, że tegoroczny przyjazd na Wileńszczyznę odbędzie się w styczniu, bo dwie ważne daty przypadały właśnie w tym...

    Krzyż „In Memoria Gloria Victis” dla s. Michaeli Rak i Krystyny Sławińskiej

    Klub Historyczny Rok1863.pl został powołany do życia w roku 2016, pierwotnie jako organizacja nieformalna, obecnie funkcjonuje jako Stowarzyszenie Zwykłe. Wokół swoich działań skupia osoby i organizacje, dla których historia Polski stanowi pasję i którzy poświęcają się dla krzewienia wiedzy...

    Polacy w kiszyniowskim kościele. Opowieści mołdawskiej Polonii

    Odpowiedź na to pytanie starałem się zdobyć w Kiszyniowie, w rozmowach przeprowadzonych z przedstawicielkami tamtejszej Polonii, gdzie zatrzymałem się na przełomie października i listopada 2024 r. Byłem wcześniej w kontakcie z panią architekt Katarzyną Jazgunowicz, która opiekuje się polskimi grobami...