Więcej

    Moi polscy przodkowie pochodzili z Królestwa Polskiego – wspomina najstarsza Polka z Kiszyniowa

    Na spotkanie z panią Katarzyną Sobolewską-Maksymenko zaprowadzono mnie zaraz po spotkaniu z Polakami w kiszyniowskiej katedrze pw. Opatrzności Bożej, o którym pisaliśmy w magazynie „Kuriera Wileńskiego” z 1 lutego br. Poniżej publikujemy spisane podczas tej rozmowy wyjątkowe wspomnienie.

    Czytaj również...

    Moi przodkowie pochodzili z Królestwa Polskiego, guberni kieleckiej, i mieszkali pod Częstochową. W Kiszyniowie znaleźli się pod koniec XIX w. Przyjechali tu z Kamieńca Podolskiego. Ja urodziłam się w roku 1929.

    Ojciec był wyznania prawosławnego, ale zgodził się na ślub w Kościele katolickim. Ślubu dzielił im proboszcz parafii kiszyniowskiej ks. kanonik Walenty Hartman. On także udzielił mi sakramentu chrztu świętego.

    Fotografia rodzinna pani Katarzyny
    | Fot. archiwum rodzinne

    Szkoła polska w przedwojennej Rumunii

    W mojej pamięci zostały wspomnienia z okresu szkolnego. I tak, jesienią 1936 r. rozpoczęłam naukę w czteroletniej szkole polskiej [ten fakt zweryfikowaliśmy w publikacji „Wspomnienia rodzinne. Część III”, będącej relacją Polaków mieszkających w Mołdawii, wyd. Bielce 2013, pod red. Heleny Usowej i Tatiany Zalewskiej – przyp. L.W.].

    Kiszyniów i cała Besarabia zostały po I wojnie światowej przyłączone do Rumunii. Lata nauki w polskiej szkole zostawiły niezapomniane wspomnienia na całe życie. Naszymi nauczycielkami były wspaniałe osoby: Florentyna Jadwiga Biskup, żona dyrektora naszej szkoły, oraz nauczycielka języka rumuńskiego, ale niestety, nie pamiętam, jak się nazywała. Ona nauczyła nas rumuńskiego na tyle dobrze, że nie mieliśmy żadnych problemów z tym językiem w rumuńskim gimnazjum, do którego poszłam po ukończeniu polskiej szkoły.

    Wracając jeszcze do polskiej szkoły, to warto dodać, że dużą uwagę zwracano w niej na działalność artystyczną. Zajmował się nią osobiście dyrektor szkoły Roman Biskup.

    Pamiętam, że w naszej szkole była duża i piękna sala, wyłożona parkietem, ozdobiona rzeźbami, z prawdziwą salą, kurtyną i garderobą. Oprócz tradycyjnego spektaklu na Boże Narodzenie były tam wystawiane przedstawienia na rozpoczęcie i zakończenie roku szkolnego. Z niecierpliwością oczekiwałam zawsze dnia, kiedy przydzielano role. Następnie wykuwałam ją na pamięć i nie opuszczałam żadnej próby.

    Nasze mamy także aktywnie uczestniczyły w przygotowaniach do występów. Szyły nam kostiumy, które zostawały potem w szkole. A latem, w czasie wakacji, często bawiliśmy się na boisku szkolnym, na którym wieczorem rozpalaliśmy ognisko, przy którym tańczyliśmy. Każdej też niedzieli zbieraliśmy się na nim i ustawiwszy się parami, szliśmy parami, w towarzystwie naszych nauczycieli, do kościoła. Tam mieliśmy wyznaczone dla nas miejsca, znajdujące się na przodzie świątyni i całą mszę siedzieliśmy w bezruchu.

    To się zmieniło, kiedy 1 września 1939 r. Niemcy wtargnęli do Polski. Wtedy przez północną granicę Rumunii popłynęło morze polskich uchodźców. Kiszyniowskie Stowarzyszenie Polaków przeprowadzało zbiórki pomocy. W szkole pojawiły się wielkie wiklinowe kosze, do których my, dzieci, wkładałyśmy dary, uważnie je sortując. Byliśmy bardzo dumni z tak odpowiedzialnej funkcji.

    Katarzyna Sobolewska-Maksymenko z rodzicami
    | Fot. archiwum rodzinne

    Paraliżująca groza frontu

    Spektakl na zakończenie roku szkolnego 1939/1940 przygotowaliśmy szczególnie starannie, ze smutkiem myśląc o zbliżającym się końcu szkoły. Sala wypełniona była po brzegi, a spektakl okazał się wielkim sukcesem, podobnie zresztą jak późniejsza zabawa i tańce. Cztery lata nauki (1936–1940) w polskiej szkole były dla mnie niezapomnianym szczęśliwym okresem dzieciństwa, przerwanym latami wojny.

    Potem, na podstawie porozumienia podpisanego pomiędzy ZSRS a hitlerowskimi Niemcami o nieagresji (sierpień 1939), nastąpiło zajęcie Besarabii z Kiszyniowem oraz północnej Bukowiny. I dlatego we wrześniu 1939 r., zamiast w pierwszej klasie szkoły rumuńskiej znalazłam się ponownie w czwartej klasie szkoły rosyjskiej. Musiałam powtórzyć czwartą klasę ze względu na nieumiejętność czytania i pisania rosyjską cyrylicą.

    Tragiczne wydarzenia z lipca i sierpnia 1940 r., których byłam świadkiem, to aresztowania i deportacja mieszkańców Kiszyniowa. Nie wiedzieliśmy, że ludność Besarabii była wysiedlana także z innych miejscowości.

    Dobrze pamiętam też początek wojny rozpoczętej 21 czerwca 1941 r. O świcie obudziły nas wybuchy i wystrzały z broni maszynowej, dochodzące z daleka. Ojciec uspokajał nas, że to tylko ćwiczenia bojowe. O 6 rano zerwał nas ponownie ze snu ryk silnika samolotu, który przeleciał nisko nad naszym domem i zrzucił bombę na sąsiednie podwórko. Wybuch zabił kobietę.

    Działania wojenne, na szczęście, ominęły Kiszyniów i nie doświadczyliśmy grozy frontu. Powróciła rumuńska administracja. Wróciło spokojne życie, ale porządki były już inne. W dolnej części miasta utworzono getto, dokąd przesiedlono wszystkich Żydów. Widziałam ich kilka razy na naszych ulicach w konwoju. Na ich ramionach były przyszyte żółte sześcioramienne gwiazdy.

    WIĘCEJ NIŻEJ | Reklama na podst. ust. użytkownika.; Dzięki reklamie czytasz nas za darmo
    Fragment tradycyjnego spektaklu szkolnego na Boże Narodzenie w kiszyniowskiej szkole
    | Fot. archiwum rodzinne

    Czekając na koniec wojny

    Do 1944 r. uczyłam się w rumuńskim liceum „Regina Elena”. W niedzielę i święta nadal chodziliśmy do kościoła i o wojnie nie myśleliśmy, ale ona sama o sobie nam przypomniała. Zbliżał się front. Pewnie dlatego już 20 marca 1944 r. wywieziono nas na południe Besarabii. Załadowano wszystkich do wagonów towarowych i wysłano w długą i niebezpieczną podróż.

    We wrześniu 1944 r. nie poszłam do szkoły. Szkoły w mieście Roşiori de Vede, w którym się zatrzymaliśmy, nie dysponowały miejscami dla wszystkich przesiedlonych chętnych. Nowa sowiecka władza zdecydowała się nas ewakuować. Pozwolono nam zabrać wszystkie rzeczy do domu. Musieliśmy zaraz po powrocie do Kiszyniowa zameldować się w tzw. punkcie filtracyjnym. Sprawdzano tam nasze dokumenty i ustalano poprawność polityczną. Tę próbę, na szczęście, przeszliśmy bez problemów, czego nie można było powiedzieć o wielu innych. Nasze mieszkanie nie było zdewastowane.

    Jasnym, radosnym wydarzeniem w tym smutnym czasie było zakończenie wojny. Życie toczyło się dalej, a my radziliśmy sobie jak kto potrafił. Wróciłam do mołdawskiej żeńskiej szkoły średniej nr 1, do siódmej klasy. I chociaż był to trudny czas powojenny, to wspomnienia o szkole mam radosne i ciepłe. Po zdaniu egzaminów maturalnych mieliśmy bal maturalny…

    Z koleżanką. Lata szczęśliwego dzieciństwa…
    | Fot. archiwum rodzinne

    Życie mołdawskiego emeryta

    W 1949 r. rozpoczęłam studia na uniwersytecie na wydziale biologii, a po 23 latach pracy zawodowej w Instytucie Fizjologii i Biochemii Roślin Akademii Nauk przeszłam do wydawnictwa „Ştiinţa” zajmującego się wydawaniem wyników badań naukowych naukowców republiki mołdawskiej oraz książek z różnych dziedzin: historii i archeologii, literatury klasycznej i współczesnej, krytyki i historii literatury, sztuki i kultury, biologii, ekologii i ochrony środowiska, techniki, fizyki i medycyny, encyklopedii, słowników, podręczników i pomocy dydaktycznych itp.

    W wydawnictwie pracowałam do emerytury jako starszy redaktor publikacji medyczno-biologicznych. Teraz korzystam z przywileju bycia emerytem. Przez lata uczestniczyłam też w życiu kiszyniowskiej Polonii.

    WIĘCEJ NIŻEJ | Reklama na podst. ust. użytkownika.; Dzięki reklamie czytasz nas za darmo

    Czytaj więcej: Polacy w kiszyniowskim kościele. Opowieści mołdawskiej Polonii


    Artykuł opublikowany w wydaniu magazynowym „Kuriera Wileńskiego” Nr 7 (19) 15-21/02/2025

    Reklama na podst. ust. użytkownika.; Dzięki reklamie czytasz nas za darmo

    Afisze

    Więcej od autora

    Dlaczego zawiodła polska demokracja parlamentarno-gabinetowa? (I)

    Leszek Wątróbski: W listopadzie 1918 r. nastał w Europie czas szczególny. Kończyła się okrutna Wielka Wojna… Prof. dr hab. Janusz Faryś: Dla Polaków i innych narodów, w tej części Europy, miał on jeszcze inny wymiar. Dokonał się jednocześnie „cud niepodległości”. Świadek...

    85. rocznica pierwszej deportacji na Syberię

    Wśród deportowanych były głównie rodziny wojskowych, urzędników, pracowników służby leśnej i kolei ze wschodnich obszarów przedwojennej Polski. Co trzeci deportowany nie przeżył zesłania. Według danych NKWD podczas czterech deportacji łącznie zesłano około 320 tysięcy osób. Związek Sybiraków przyjmuje, że wywieziono...

    V zimowa edycja projektu „Szlakiem Narbutta” na Wileńszczyźnie

    Te dwa środowiska, dwa zespoły rekonstrukcyjne, wzajemnie się uzupełniały. Obie grupy, już w maju zeszłego roku, przy czwartej edycji tego projektu postanowiły, że tegoroczny przyjazd na Wileńszczyznę odbędzie się w styczniu, bo dwie ważne daty przypadały właśnie w tym...

    Krzyż „In Memoria Gloria Victis” dla s. Michaeli Rak i Krystyny Sławińskiej

    Klub Historyczny Rok1863.pl został powołany do życia w roku 2016, pierwotnie jako organizacja nieformalna, obecnie funkcjonuje jako Stowarzyszenie Zwykłe. Wokół swoich działań skupia osoby i organizacje, dla których historia Polski stanowi pasję i którzy poświęcają się dla krzewienia wiedzy...