Zofia Gulewicz (1915–1998) poświęciła „Wilii” ponad 40 lat. Dzięki jej oddaniu i wielkiemu umiłowaniu tańca grupa taneczna zaczęła odnosić sukcesy i tak to trwało przez wiele lat.
– Skromność tej wspaniałej kobiety była godna największego podziwu. Nigdy nie wygłaszała przemówień z trybun, nie pisała artykułów do gazet, po prostu uczyła młodzież tańca. Polskiego – ludowego, niekiedy klasycznego, pod dźwięki muzyki Chopina. W połączeniu z rzadko spotykaną pracowitością, fachowością i subtelnym gustem artystycznym jej wysiłek dawał setkom, a właściwie tysiącom Polaków zamieszkałych na ziemi wileńskiej poczucie dziś nazywane tożsamością narodową, a w tamtych odległych czasach pozwalało się przyznać, że jesteśmy Polakami – mówi Krystyna Adamowicz, wileńska dziennikarka, autorka albumowego wydania o zespole pt. „Strumieni Rodzica”.
W przedwojennej Warszawie pani Zofia, wówczas Zosia Wernicka, zdobyła to, co było jej marzeniem życiowym – uczyła się w szkole artystyczno-baletowej i ogólnokształcącej przy Teatrze Wielkim. Ukończyła ją celująco i została tancerką w polskim balecie reprezentacyjnym. Rozchwytywana była do scen tanecznych w operze, operetce, w etiudach chopinowskich. Wcześnie została zauważona przez dziennikarzy i krytyków.
Jednak niedługo tańczyła na scenie warszawskiej. Zbliżał się wrzesień 1939 r. Była już wtedy mężatką.

| Fot. archiwum zespołu „Wilia”
Romantyczna karta
Historia miłosna Zosieńki Wernickiej i Arseniusza Gulewicza może być doskonałym scenariuszem filmu. Zimą z całym towarzystwem jeździła Zosieńka na narty – Tatry, wschodnie Zakarpacie i oczywiście Kasprowy Wierch. Tam poznała przystojnego pana, brawurowego narciarza.
Arseniusz był już po studiach, ukończył Politechnikę Warszawską. Jako inżynier hydrogeolog budował kolej linową na Kasprowym Wierchu. Tam też poznał młodziutką gwiazdę baletu.
Tragiczny wrzesień zastał młode małżeństwo w Sosnowcu. Pod Kowlem pan Arseniusz budował zaporę wodną. Zosieńka już nie tańczyła, czekała na swego pierworodnego…
Wojna rozłączyła młode małżeństwo. Drogę do Wilna, do rodziny męża, pani Zofia przypominała jak największy koszmar. Ojciec Arseniusza, Dymitr Gulewicz, powitał synową serdecznie. W domu w Kolonii Wileńskiej Zosia znalazła swoją przystań. W przepięknie położonej drewnianej willi spędziła ponad pół wieku.
W 1940 r. w bombardowanym Wilnie przyszedł na świat syn Włodzimierz. Po kilku miesiącach do domu wrócił Arseniusz, a rok później urodziła się córeczka Ludmiła. Tutaj dotarła do pani Zofii wiadomość, że w Powstaniu Warszawskim zginęły jej mama i najukochańsza ciocia, której w dużej mierze zawdzięczała naukę w szkole baletowej.
Dzieci państwa Gulewiczów uczyły się w polskiej szkole w Kolonii Wileńskiej. – Działała tam grupa taneczna pod kierownictwem pani Zofii. Właśnie w tej szkole odnaleźli ją kierownicy polskiego zespołu pieśni i tańca – opowiada Krystyna Adamowicz.
Do „Wilii” pani Zofia przyszła wtedy, gdy zespół stawiał pierwsze kroki. W szybkim tempie dzięki jej bogatej wiedzy choreograficznej, oddaniu i wielkiemu umiłowaniu tańca grupa taneczna zaczęła odnosić sukcesy i tak trwało to przez wiele lat.
– Chęć dokształcania się była wprost zdumiewająca u osoby, która tak wiele wiedziała i umiała. Przed próbą wertowała atlasy polskich strojów ludowych, układała na papierze rysunek tańca. Każdy wyjazd do Polski zawsze miał na celu jedno – zdobyć wiedzę z folkloru polskiego i przenieść ją nad Wilię. Spotkania z „Mazowszem”, ze „Śląskiem”, przyjaźń z Mirą Zimińską-Sygietyńską, Edwardem Ciukszą – to też po to, by coś zaczerpnąć dla „Wilii” – kontynuuje Krystyna Adamowicz.
Była osobą wyrozumiałą
Grupa taneczna pod kierownictwem Zofii Gulewicz nie miała sobie równych. A ona nadal pozostawała osobą nadzwyczaj skromną i nawet nieśmiałą.
Zofia Kuncewicz, tancerka zespołu pierwszej generacji, członkini Klubu Weteranów „Wilii”, mówi, że nowa choreograf poprowadziła zespół fachowo. – Pani Zofia od razu wykazała się profesjonalizmem i wysokim poziomem umiejętności. Nie popuszczała najmniejszej niesprawności w tańcu. Przed próbą kazała robić nam trenaż, pojawił się też akompaniator, który sporadycznie akompaniował na akordeonie. Była osobą bardzo taktowną, cierpliwą, wyrozumiałą, ale jednocześnie wymagającą. Świetnie mówiła po polsku, co nam imponowało – dzieli się wspomnieniami Zofia Kuncewicz.
W owych czasach były popularne przeglądy zespołów. – Odbywały się co rok. Wówczas jeszcze nie „Wilię”, ale Polski Zespół Pieśni i Tańca, który jednoczył utalentowaną młodzież polską, porównywano do zespołu „Lietuva”. Litewski zespół, który był przecież profesjonalnym kolektywem, zajmował na przeglądach pierwsze miejsce, a nasz amatorski – drugie. Trzecie miejsce zazwyczaj zajmował amatorski zespół działający przy Instytucie Pedagogicznym – opowiada była tancerka „Wilii”.
Wspomina, jak bardzo pani Zofia Gulewicz dbała o to, by stroje tancerzy były możliwie bliskie autentycznym polskim strojom ludowym. – W tym fantazja i gust pani Zofii były niezawodne. Gościnny dom państwa Gulewiczów zamieniał się w pracownię krawiecką, farbiarnię, skład wstążek, tasiemek, cekinów, korali i koralików – opowiada Zofia Kuncewicz.
Rozgłos o wspaniałej pani choreograf szybko obiegł świat artystyczny Wilna. To panią Zofię poproszono, by dla państwowego zespołu „Lietuva” postawiła krakowiaka. Polskie tańce także układała w zespole uniwersyteckim, Instytutu Pedagogicznego, Operze Wileńskiej.
Stworzyła ponad 300 tańców
W „Wilii” pani Zofia pozostała niezapomniana. Stworzyła dla zespołu ponad 300 tańców, suit, obrazków. Samych polonezów nie da się zliczyć na palcach jednej ręki: Chopina, Ogińskiego, Moniuszki, „Żywiecki”, „Warszawski”, „Powitalny”… Każdy inny. Po dziś dzień żyją jej tańce, jej uczennice, Marzena Suchocka i Beata Bużyńska, są kierowniczkami grup tanecznych zespołu. – I to jest wspaniałe, to jest swoisty pomnik, który wystawiono niezwykłemu w swej szlachetności i umiłowaniu polskości człowiekowi – zauważa Krystyna Adamowicz.
Wybitną choreograf „Wilii” uhonorowano wieloma nagrodami, w tym Krzyżem Kawalerskim Orderu Odrodzenia Polski, dwukrotnie odznaką „Zasłużony dla Kultury Polskiej”. W 2008 r. jednej z ulic w Kolonii Wileńskiej nadano imię Zofii Gulewicz.
Czytaj więcej: Uczcili 100-lecie Zofii Gulewicz – oddali hołd Jej pamięci
W artykule wykorzystano materiały z książki pt. „Strumieni Rodzica” autorstwa Krystyny Adamowicz.
Artykuł opublikowany w wydaniu magazynowym „Kuriera Wileńskiego” Nr 28 (78) 12-18/07/2025