„Eros Bendato”, o wymiarach 3,7 m długości i 2,25 m szerokości, zaintrygował mnie. Niby piękna twarz młodzieńca, ale jakoś spętana destrukcją, co poświadczyła jego polska nazwa – „Eros spętany”. Cały posąg to tylko głowa okryta czymś w rodzaju pasów, a w niej puste oczodoły.
Odlaną z brązu rzeźbę interpretuje się jako symbol miłosnego zniewolenia. Artysta podarował rzeźbę Krakowowi w 2005 r. Był to z jego strony gest przywiązania do miasta, w którym studiował przed laty w Akademii Sztuk Pięknych.
Słynne prace Igora Mitoraja
Jego prace eksponowane są w prestiżowych przestrzeniach publicznych wielu miast, m.in. w: Paryżu (La Défense), Rzymie (Piazza Monte Grappa), w parkach Olimpijskich Mediolanu i Lozanny, w Londynie przy British Museum, w Bambergu w Niemczech czy w holenderskim miasteczku Scheveningen. Dziełem bliskim sercu artysty są „Anielskie drzwi”, które wykonał specjalnie dla rzymskiej bazyliki Santa Maria degli Angeli e dei Martiri. Jego gigantyczne rzeźby można oglądać nie tylko w Europie, lecz także w USA i Japonii.
Wraz z dotarciem jego prac do Polski stał się i tu rozpoznawalny, przyciągnął uwagę i zaciekawił. Posąg „Eros Bendato” znajduje się w Krakowie. W Warszawie można podziwiać cztery rzeźby: „Anielskie wrota” kościoła Jezuitów pw. Matki Bożej Łaskawej na Starym Mieście; drugą jest statua „Ikaro Alato”, czyli „Ikar uskrzydlony”, figura zajmuje miejsce przy Centrum Olimpijskim na Żoliborzu i w pewnym stopniu nawiązuje do sportowej tematyki miejsca; trzecia rzeźba znajduje się na Mokotowie, obok siedziby Centrum Polskiej Farmacji, to „Grande Toscano” („Wielki Toskańczyk”).
Prosto z paryskiej dzielnicy La Défense do Warszawy trafiła czwarta, ponadczterometrowa rzeźba „Tindaro”. Monumentalna głowa została ustawiona na placu Trzech Krzyży, przed hotelem Sheraton Grand Warsaw, stanowiąc zaproszenie do kupna jej na aukcji. I we wrześniu w warszawskim domu aukcyjnym Polswiss Art padł rekord – rzeźba „Tindaro” została sprzedana za blisko 7 mln zł! Inwestor nie ma jednak zamiaru zabrać jej ze stolicy Polski – rzeźba stanie w nowej przestrzeni inwestycji Noho One przy rondzie Daszyńskiego w Warszawie.
W Poznaniu, w Starym Browarze, kultowym centrum handlowym i artystycznym miasta, stworzonym przez Grażynę Kulczyk, znajduje się jedna z prac Igora Mitoraja. Miliarder Jan Kulczyk kupił rzeźbę wartą kilkaset tysięcy dolarów w 2003 r. jako prezent dla swojej żony z okazji jej urodzin i zakończenia budowy obiektu. Ponadtrzymetrowa rzeźba z brązu zatytułowana „Thsuki-no-hikari” („Światło księżyca”) stanęła w holu głównym imponującego budynku.
O upodobaniu sztuki Mitoraja przez rodzinę Kulczyków świadczy również rzeźba na grobie zmarłego w lipcu 2015 r. biznesmena. Monument na cmentarzu Jeżyckim w Poznaniu ozdobiony jest trzema monumentalnymi rzeźbami – skrzydlatymi postaciami przypominającymi klasycystyczne, uszkodzone korpusy.
Oprócz tych miejsc rzeźby Mitoraja trafiły do stałych ekspozycji w kolekcjach prywatnych i publicznych, a także organizowane są wystawy czasowe artysty.
Jego sztuka bulwersuje i zarazem zachwyca. Przemawia przez nią burzliwa biografia artysty, pół Polaka, pół Francuza, ale najprawdziwiej – „Polaka o włoskim sercu”. Taki tytuł nosi też biograficzna książka o nim autorstwa Agnieszki Stabro. Artysta całe swoje dorosłe życie związał z Włochami. Polska nie była też krajem jego urodzenia. Ale po kolei…

| Fot. materiały prasowe Atelier Mitoraj
Niełatwa droga do sztuki
Igor Mitoraj urodził się 26 marca 1944 r. w Oederan, niedaleko Drezna. Jego matka, Zofia Makina, pochodziła z Grojca, małej polskiej wsi koło Oświęcimia, i była kobietą obdarzoną klasyczną urodą, ale i nieprzeciętnym hartem ducha, co wyrażała otwarcie wszem i wobec, również podczas okupacji niemieckiej. Za to też w 1940 r. została wywieziona do Niemiec na roboty przymusowe.
W mieście Oederan, gdzie została skierowana, stacjonował międzynarodowy obóz jeńców wojennych. Śliczna dziewczyna wpadła w oko francuskiemu legioniście o imieniu Georges. Owocem romansu, który nawiązał się między nimi, był syn Igor.
Po upadku III Rzeszy Zofia z małym dzieckiem wróciła do Polski, a Georges wyjechał do Francji. I już nigdy więcej się nie spotkali. Igor dorastał więc bez ojca, którego mu bardzo brakowało. Po latach wspominał: „Kiedy miałem pięć czy sześć lat, ciągle wychodziłem na drogę, nawet o tym nie myśląc, i czekałem… Miałem nadzieję, że kiedyś pojawi się na drodze mój ojciec (…) że zacznie mi dawać jakieś znaki i podbiegnie, żeby mnie uścisnąć”.
Tęsknota była na tyle silna, że postanowił go odszukać. Pragnienie poznania swojego ojca, legendarnego francuskiego legionisty, znaczyło dla niego wtedy więcej niż zostanie artystą. Prowadząc niemal śledztwo rodowe, znalazł kontakt do siostrzeńca ojca i w 1968 r. wsiadł w pociąg do Paryża. Kiedy już jednak podjechał pod dom w Saint-Denis i odczytał nazwisko ojca na drzwiach, nie miał odwagi nacisnąć dzwonka i… bez słowa odjechał. Powrócił do Polski i już nigdy więcej nie podjął próby poznania ojca, wykreślając go ze swojego życia.
To postępowanie wydaje się dziwne, ale widocznie bał się tej nieznanej relacji ojciec–syn. A może tam pod drzwiami poczuł, że to stanięcie oko w oko z obcym w końcu człowiekiem będzie nie do zniesienia.
Fascynacje kinem
Kiedy mieszkał w Polsce, Mitoraj dwa razy próbował zdawać na wydział aktorski łódzkiej Filmówki, jednak paraliżował go wymóg śpiewu na egzaminie wstępnym i poddał się. Na całe życie pozostała natomiast fascynacja filmem oraz zachwyt nad pracą i wyobraźnią artystyczną ówczesnych wielkich reżyserów: Federica Felliniego, Francisa Forda Coppoli, Romana Polańskiego czy Andrzeja Wajdy.
Felliniego miał okazję poznać osobiście. Reżyser pojawił się na jego pierwszej wystawie rzeźb w Rzymie w 1984 r., w galerii „Toninelli”. Wielkim przeżyciem dla niego było zaproszenie go przez reżysera na plan filmowy „Ginger i Fred” oraz na wspólną kolację z udziałem prawdziwych gwiazd, które grały w tym filmie, Giulietty Masiny i Marcella Mastroianniego.
Krytycy, śledząc prace obu panów, dopatrywali się związków między twórczością Mitoraja a filmami Felliniego, podkreślając fascynację Rzymem, Europą oraz zderzeniem starożytności z nowoczesnością, która jest znakiem rozpoznawczym obu twórców.
Związki Mitoraja ze światem filmu nie kończą się na tym. Dla 35. Międzynarodowego Festiwalu Filmowego w Cannes zaprojektował statuetkę, za którą otrzymał Nagrodę im. Vittorio de Siki.

| Fot. Adobe Stock
Ceniony rzeźbiarz
Po ukończeniu liceum plastycznego w Bielsku-Białej w 1966 r. Mitoraj wstąpił na Akademię Sztuk Pięknych w Krakowie, gdzie dostał się pod skrzydła Tadeusza Kantora.
I miał szczęście, że trafił na takiego wykładowcę, artystę totalnego, wybitnego, ponadczasowego, twórcę awangardowego, malarza i rysownika, scenografa, reżysera oraz reformatora teatru, czyli nietuzinkowej postaci w ówczesnym artystycznym środowisku Krakowa. Kantor uczył patrzenia na sztukę, mówił o kubistach, dadaistach, malarzach metafizycznych…
Igor Mitoraj przerwał jednak studia i w 1968 r. wyjechał do Paryża. Dlaczego? Wpływ na tę decyzję miał sam Kantor, który miał powiedzieć: „Musisz wyjechać, musisz zaczepić się w którejś ze stolic sztuki, jeśli chcesz sobie zapewnić przyszłość (…), przecież nie chcesz pozostać kimś anonimowym”.
Dziś można tylko domniemywać, że nie byłby tej klasy rzeźbiarzem, gdyby pozostał w komunistycznej Polsce, która nie sprzyjała awangardzie, jaką on reprezentował. Tadeusz Kantor wiedział to najlepiej, walcząc latami o swoje miejsce w świecie sztuki.
Mitoraj wyjechał do Paryża i rzeczywiście Paryż mu zaoferował bardzo dużo. Tu zaczęła się jego prawdziwa kariera, tu miał pierwsze wystawy, począwszy od tej w galerii „La Hune” prowadzonej przez bratanka ówczesnego prezydenta François Mitteranda. Otworzyło mu to wiele drzwi i pozwoliło zawrzeć rozmaite znajomości. Jednak to nie Francja stała się ostatecznym miejscem, w którym zakotwiczył Igor Mitoraj. Były to Włochy i urokliwe toskańskie miasteczko Pietrasanta.

| Fot. materiały prasowe Polswiss Art
W Pietrasancie każdy zna Mitoraja
Igor Mitoraj nie mógł pozostać obojętny w Pietrasancie – miejscowości w Toskanii – na wszechobecną woń cyprysów, ziół, lawendy, specyficzny zapach murów starych kamienic, nagrzany słońcem kamień, z którego zbudowane jest miasto. I na marmur. To legendarne miejsce. Mieszkańcy mówią, że czuje się w nim ducha Michała Anioła, który w latach 1516–1520 rzeźbił z miejscowego marmuru z pobliskiej Carrary.
W Pietrasancie mieli swoje pracownie różni rzeźbiarze, tworzący także w późniejszych wiekach, tacy jak Henry Moore i Marino Marini. Do tej mekki artystów, zwanej małymi Atenami, zawitał też Igor Mitoraj. Mieszkańcy ulegli urokowi artysty i jego rzeźb. A on poddał się urokowi magicznego miasteczka i w tej światowej stolicy marmuru w 1983 r. kupił dwustuletni ogromny dom, który stopniowo odnawiał.
Willa artysty przy via Garibaldi była imponującą budowlą: podzielona na dwie części, domową i atelier, miała w sobie wszystko, o czym mistrz całe życie marzył – przestronną, jasną, świetlistą pracownię, w której można było swobodnie tworzyć i przechowywać gotowe rzeźby, oraz wielką strefę domową. Artysta bardzo cenił ogromną powierzchnię pracowni. Nie lubił rozstawać się ze swoimi pracami i chciał mieć je na wyciągnięcie ręki, a taką możliwość stwarzał ten olbrzymi dom.
Mieszkańcy Pietrasanty wspominają go nie tylko jako wielkiego rzeźbiarza, ale jako miłośnika motoryzacji i kolekcjonera. Kiedy bowiem osiągnął sukces jako rzeźbiarz, zaczął kolekcjonować samochody. Lubił piękne i nietypowe auta, doceniał w nich formę wykonania. W jego kolekcji znalazło się kilkanaście aut, były m.in. bentleye i rolls-royce’y, jednak artysta nigdy nie obnosił się ze swoją pasją.
Pamięć o słynnym mieszkańcu trwa
Igor Mitoraj zmarł bezpotomnie 6 października 2014 r. w Paryżu, gdzie często wyjeżdżał na wernisaże i spotkania z przyjaciółmi. Miał 70 lat. Przyczyna śmierci nie została publicznie ujawniona.
Jeszcze za życia zaplanował, że chce być pochowany w Pietrasancie. I tam też odbyły się uroczystości pogrzebowe. Z wielką atencją żegnali go włodarze miasta, podkreślając, że od 2001 r. był on honorowym obywatelem miasta. I dziś Pietrasanta pamięta o Igorze Mitoraju. Miasto jest ozdobione jego rzeźbami, takimi jak „Grande Toscano” stojące przed muzeum czy rzeźba „Centaur” znajdująca się na tyłach miejskiego ratusza.
W mieście powstaje pierwsze w świecie muzeum poświęcone jego twórczości. Przeszklony gmach muzeum znajduje się przy via Oberdan, w dawnej hali targowej z lat 60. Jest imponujących rozmiarów – o powierzchni prawie 2,5 tys. mkw. Burmistrz Pietrasanty Alberto Giovanetti zapowiadał na łamach dziennika „Il Tirreno”, że Museo Mitoraj zostanie otwarte jesienią 2025 r.

| Fot. Adobe Stock
O rzeźbach Igora Mitoraja
Jego prace zachwycają jednych, innych oburzają. „Nie znam żadnej rzeźby artysty, która by przedstawiała człowieka radosnego, szczęśliwego. Jego samego też poznałam jako człowieka o niezmiernie smutnych oczach” – wspomina artystę Bożena Fabiani, polska historyczka kultury i sztuki, autorka wielu gawęd radiowych i książek o tematyce historycznej, która z artystą korespondowała do końca jego życia.
„Przepełnione głęboką melancholią wnętrze artysty dyktowało mu poranione postacie. A mimo to, jego niezwykła sztuka nie rozmija się z pięknem i duchowością” – dodaje. „Prawie wszystkie postacie Mitoraja są okaleczone (…). To huragan dziejów dokonał takiego zniszczenia i artysta nie mógł pozostać nań obojętny. Ta wizja okaleczonego świata ciągle go prześladowała. Nierozerwalnie związane ze sobą cielesność i dusza były dla niego jednakowo ważne. Zranione ciała? Bo zranione dusze”.
Podobno powiedział kiedyś: „Chciałbym się roztopić w którejś z moich rzeźb i po prostu się rozpłynąć”. I być może tak się stało.
Artykuł opublikowany w wydaniu magazynowym dziennika „Kurier Wileński” Nr 40 (113) 04-10/10/2025