Więcej

    List rodzica: „Mikołaju, podaruj mi cierpliwość w świecie, który pędzi szybciej niż ja”

    W kolejnych wydaniach magazynowych „Kuriera Wileńskiego” w kolumnie Wychowanie opublikujemy cykl trzech listów do Świętego Mikołaja: od rodzica, od nauczyciela oraz od dziecka. Razem z autorką zastanawiamy się, o czym marzy współczesne wychowanie.

    Czytaj również...

    Drogi Mikołaju,

    kiedy byłam dzieckiem, wydawałeś mi się zajęty: miałeś sanie, renifery, listy z całego świata i jedną noc na wręczenie prezentów. Dziś wiem, że to wcale nie Ty jesteś najbardziej zabiegany – to my, dorośli, żyjemy jak w kołowrotku stawianym przez świat, którego nikt z nas nie zdążył zaprojektować pod własne możliwości.

    Dlatego piszę do Ciebie, prosząc nie o elektryczne hulajnogi, zestawy Lego ani nowe puzzle 3D, tylko o coś znacznie trudniejszego: chwilę zatrzymania. O cierpliwość, która nie wyparowuje po ośmiu godzinach pracy, dwóch telefonach z banku i pięciu powiadomieniach z aplikacji szkolnych.

    Piszę w imieniu wszystkich rodziców, którzy naprawdę chcą być blisko swoich dzieci, ale czasem czują, że podczas wyścigu z codziennością gubią najważniejszą osobę obok siebie.

    Czas, który nie ucieka w powiadomieniach

    Mikołaju, daj mi odwagę, by wyłączyć telefon, zanim to telefon wyłączy mnie z życia rodzinnego. Daj mi ten dziwny, trochę staroświecki luksus – 15 minut, w których nic nie muszę. W których stoję z dzieckiem przy oknie i obserwujemy, jak spadają pierwsze płatki śniegu, choć teoretycznie powinniśmy już dawno być w drodze na angielski.

    Wiesz, że kiedyś wyobrażałam sobie rodzicielstwo jako wieczorne czytanie bajek i rozmowy przy stole? A bywa tak: ja podgrzewam zupę, dziecko mówi coś o kłótni w szkole, ja mruczę „zaraz, zaraz”, bo akurat przypomniało mi się, że muszę odpisać na pilnego mejla. I po minucie nie pamiętam już, o co tak naprawdę chodziło. A dziecko pamięta. Dlatego bardzo proszę o czas, który nie przecieka przez palce.

    Umiejętność widzenia małych sygnałów

    Są takie momenty, w których dziecko nie mówi nic, ale mówi wszystko. Ten spłoszony wzrok wbity w podłogę. To mechaniczne „okej” wypowiedziane zbyt szybko, jakby słowo miało przykryć to, czego nie chce się powiedzieć na głos. Te ramiona trzymane tak, jakby musiały podtrzymywać coś cięższego niż szkolny plecak.

    Czasem to są drobiazgi, prawie niewidoczne: odłożenie ulubionej zabawki w róg pokoju. Cisza przy obiedzie, choć zwykle jest paplanina o kolegach. Zbyt szybkie „nie chcę o tym gadać”, poprzedzone milisekundowym drgnięciem ust.

    Współczesny świat nie uczy nas patrzenia – to prawda. Świat uczy nas scrollowania, filtrowania, przeskakiwania. Jakby wszystko musiało dziać się w tempie krótkiego wideo. Jakby koncentracja była luksusem, na który nikt już nie ma budżetu.

    Czasem łapię się na tym, że szybciej analizuję recenzję odkurzacza niż minę własnego dziecka. Znam szczegóły porównania modeli, ale przeoczam fakt, że mój syn od trzech dni nie chce zabierać drugiego śniadania, bo ktoś śmiał się z jego kanapki. Albo że córka kręci włosy wokół palca nie dlatego, że jej się nudzi, tylko dlatego, że coś ją gryzie od środka.

    Dzieci rzadko krzyczą wprost: „Pomóż mi!”. Najczęściej mówią szeptem – właśnie ciałem, gestem, zmianą rytmu dnia.

    Sygnały są delikatne: porzucenie rozmowy w połowie zdania; unikanie patrzenia w oczy; zbyt energiczne „wszystko dobrze”, które bardziej przypomina tarczę niż odpowiedź; nagłe zainteresowanie zabawką, która już dawno straciła urok, bo to świetny sposób, by nie kontynuować trudnego tematu.

    A my? Czasem lecimy przez życie jak przez taśmę produkcyjną. I nawet jeśli na chwilę się zatrzymamy, to w głowie kręci się lista zakupów, terminy płatności, raport w pracy i wiadomość do nauczycielki.

    Dlatego proszę, Mikołaju, o coś naprawdę zwyczajnego, a jednocześnie wielkiego: o zdolność widzenia małych pęknięć, zanim rozrosną się na tyle, że nie da się tak łatwo naprawić.

    WIĘCEJ NIŻEJ | Reklama na podst. ust. użytkownika.; Dzięki reklamie czytasz nas za darmo

    Żeby umieć powiedzieć: „Widzę, że jesteś smutny, nawet jeśli mówisz, że wszystko jest okej”; „Zauważyłam, że dziś jesteś cichszy. Chcesz, żebym po prostu pobyła obok?”; „Jeśli coś cię uwiera, możesz mi o tym powiedzieć – nie musisz być dzielny”.

    Bo najczęściej dzieci nie potrzebują od nas wielkiej mądrości, planu naprawczego ani wykładu psychologicznego. Potrzebują dorosłego, który naprawdę zauważy, że za drobną zmianą kryje się historia, której jeszcze nie odważyły się opowiedzieć.

    A widzenie takich historii, zanim staną się dramatami, to chyba jedno z najważniejszych rodzicielskich supermocy. I chyba jedyna, której naprawdę nie da się zastąpić żadną aplikacją.

    Nie najlepszy – tylko spokojny

    Wiesz, Mikołaju, dziś dzieci są jak młodzi pracownicy korporacji: od małego uczone osiągania wyników. Wszyscy czegoś od nich chcą: samodyscypliny, pewności siebie, wyników w konkursach, certyfikatu z angielskiego.

    Tylko że my, rodzice, też czasem zapominamy, że dziecko nie musi być „najlepsze”, żeby być kochane.

    WIĘCEJ NIŻEJ | Reklama na podst. ust. użytkownika.; Dzięki reklamie czytasz nas za darmo

    Marzę o tym, żeby mój syn czy córka mogli zwyczajnie oddychać. Żeby nie musieli udowadniać swojej wartości cyframi na świadectwie. Żeby czuli się bezpiecznie, kiedy wracają do domu, niezależnie od tego, czy dostali dziesiątkę (na Litwie mamy dziesięciopunktowy system oceniania), czwórkę, czy nawet uwagi „nie uważał na lekcji”.

    Chciałabym powiedzieć dziecku: „Nie interesuje mnie, czy będziesz liderem. Interesuje mnie, czy będziesz szczęśliwy”. I chciałbym wierzyć w to na sto procent.

    Codzienna oaza

    Mikołaju, wiem, że nie produkujesz czasu ani cierpliwości w swojej fabryce na Biegunie. Ale może możesz podsunąć mały pomysł, taki, który można wdrożyć od zaraz. Coś w rodzaju codziennej minioazy.

    Może to być: wieczorna rozmowa przy kubku kakao; pięć minut przytulenia w ciszy; wspólne układanie klocków bez zerkania na telefon; spacer, nawet krótki, ale naprawdę wspólny; albo pytanie zadane z pełną obecnością: „Co chciałbyś mi dzisiaj opowiedzieć?”.

    Takie drobiazgi budują dzieciom kręgosłup: emocjonalny, nie akademicki.

    Rodzicielstwo bez retuszu

    Czasem czuję się nie tyle rodzicem, ile akrobatą amatorem próbującym utrzymać równowagę na linie napiętej między pracą, domem, przedszkolem, szkołą, ocenami, kredytem i marzeniami, że kiedyś będzie lżej.

    A jednak – każde dziecko, które przychodzi z rysunkiem i mówi „to dla ciebie”, w sekundę zdejmuje z barków 30 kg dorosłego życia.

    WIĘCEJ NIŻEJ | Reklama na podst. ust. użytkownika.; Dzięki reklamie czytasz nas za darmo

    Dlatego proszę Cię o cierpliwość. Nie tę idealną, z reklam banków, lecz tę prawdziwą, która potrafi unieść zmęczenie, bałagan, nieporozumienia i niewyspane poranki.

    Cierpliwość, która pozwala zatrzymać się na chwilę i powiedzieć: „Wiem, że świat goni, ale ja nie muszę biec tak jak on”.

    Drogi Mikołaju, wiem, że nie odpowiadasz na mejle, nie masz konta na Facebooku czy Instagramie i nie organizujesz live’ów. Ale może właśnie dlatego warto do Ciebie napisać.

    Bo gdy piszę ten list, pierwszy raz od dawna naprawdę się zatrzymałam.

    A może to już jest Twój prezent?

    Spisała Anna Pawiłowicz-Janczys


    List autorki opublikowany w wydaniu magazynowym dziennika „Kurier Wileński” Nr 50 (143) 13-19/12/2025

    Reklama na podst. ust. użytkownika.; Dzięki reklamie czytasz nas za darmo

    Afisze

    Więcej od autora

    Kiedy pasja rozwija skrzydła, a kiedy zaczyna uwierać? O dzieciach, internecie i pułapce szybkiej sławy

    Coraz częściej jako pedagog specjalny słyszę od dzieci i nastolatków: „Będę influencerem”, „Będę żyła z TikToka”, „Będę sławny, bo każdy może być”. W ich ustach brzmi to jak marzenie...

    Higiena cyfrowa w szkole: między zakazem a świadomością

    W wielu placówkach już pojawiły się regulaminy: telefony mają pozostać w plecakach, szafkach, a czasem w specjalnych skrzynkach przy wejściu. W zaproponowanych poprawkach do Ustawy o oświacie zaleca się,...