Więcej

    Stanowcza uśmiechnięta dyrektor z „Uśmiechu” – Olga Bielasz

    Czytaj również...

    Olga Bielasz Fot. Marian Paluszkiewicz

    Młodziutka, szczuplutka, delikatna Olga Bielasz w szkole mogłaby być uważana za uczennicę klas starszych. A przecież od prawie już czterech lat pełni funkcje dyrektora stołecznego polskiego przedszkola „Uśmiech”.

    Przedszkola, które według rozporządzenia samorządu miasta Wilna miało być zlikwidowane.

    „Kiedy objęłam kierownictwo tą placówką, a właściwie, kiedy przyszłam tu pracować jako przedszkolanka były tylko dwie grupy — 24 dzieci. Dziś mamy 70, a chętnych w kolejce jest jeszcze trzydzieści”.

    Nie przyszło to zapewne łatwo, ale jak za chwilę mam okazję się przekonać, młoda dyrektor jest tak pełna energii, tak stanowcza i jak mówi: „Wszystko, co mam zawdzięczam tylko stałej pracy, no i opiece Najwyższego”.

    Nie jest to takie puste powiedzenie dla samego powiedzenia, bo do dziś jest żywy w jej pamięci wypadek, jakiego doświadczyła w dzieciństwie. Jako małe dziecko o mały włos nie trafiła pod koła przejeżdżającego samochodu. A właściwie trafiła, ale nie tylko, że została żywa, ale nawet nie doznała najmniejszego złamania. Dlatego to w Rudominie — osiedlu rodzinnym Olgi do dziś wielu ludzi pamięta ten wypadek i kiedy ją spotykają, to czas od czasu jeszcze ktoś powie: „A to ty jesteś ta ocalała spod samochodu”.

    Olga, która opowiada mi o tym zdarzeniu, nie pamięta z tej chwili prawie nic — tylko ogromy wóz nad sobą, kiedy stanęła wśród drogi, a potem już badania lekarskie i skonstatowanie : „Dziewczynka jest zdrowa”. Blady jak papier kierowca tłumaczył matce: „Starałem się skierować tak wóz, aby dziecko nie trafiło pod koła”. Pod koło trafiła tylko teczka dziewczynki.

    Od tego wydarzenia przeskakujemy do lat dziecięcych, które, jak i większość jej życia upłynęły w podwileńskim Rudominie, gdzie przyszła na świat w rodzinie Genowefy i Leonarda Borysiewiczów. To, że wybierze zawód pedagoga, Ola wiedziała chyba od pierwszej klasy, od pierwszego spotkania ze swą pierwszą nauczycielką — wspaniałą Ireną Alasiewicz, która umiała dzieci zaciekawić, zaszczepić im miłość do swego zawodu. W wyniku tego, po ukończeniu szkoły, jak mówi Olga z 10 dziewcząt ich klasy —  6 wybrało zawód pedagoga.

    Po ukończeniu Szkoły Średniej w Rudominie, (obecne gimnazjum im. Ferdynanda Ruszczyca) —  podała dokumenty do Wyższej Szkoły Pedagogicznej w Nowej Wilejce (obecnie Kolegium Pedagogiczne), a po jej ukończeniu trafiła do nie tylko do swej szkoły rodzinnej, ale też po opiekę swej pierwszej nauczycielki.
    — A było to tak. Na dłuższą prawie miesięczną praktykę dostałam skierowanie do swej szkoły — mówi Olga. — Był to akurat okres, kiedy otwierano zerówkę i ówczesna dyrektor szkoły — Teresa Berezińska — zwróciła się do pani Ireny Alasiewicz z pytaniem: „A może masz kogoś młodego, chętnego, energicznego, by kompletowaniem takiej zerówki się zajął?”. Pani Irena patrząc na mnie, mówi: „Pewnie, że mam, proszę oto Ola” — przypomina Bielasz.

    Tak Ola zaczęła „zbierać” swój pierwszy narybek. Pamięta każde z tych pierwszych 15 dzieci tak dokładnie, jakby to było wczoraj, pamięta radość z tej pierwszej polskiej grupy zerowej. Po roku były już dwie grupy.

    Tak nam to życie szybciutko na kartach papieru przeleciało, ale cofamy się jeszcze na chwilę do tych lat beztroskich i dziecięcych, co to upłynęły nie tylko pod bokiem kochanych rodziców, ale też dziadków. Szczególnie dużo mówimy o babci Genowefie, bo to przecież ona sprawiła, że Ola mając lat pięć, już do Pierwszej Komunii przystąpiła.

    — Że tak wcześnie, to trochę przypadkowo – mówi obecna pani dyrektor. — Moja babcia, dziś już 85 rok licząca, całe prawie życie szykowała małe dzieci do Komunii, za co w latach sowieckich była nawet napiętnowana jako „wrag naroda”. Oczywiście robiła to po cichu, po kryjomu, ale każdy z sąsiadów wiedział i dzieci na naukę przyprowadzał. Ja zawsze przysłuchiwałam się  nauce. A kiedy miałam właśnie pięć lat, kolejna grupa miała przystąpić do egzaminu, podczas którego ja, siedząc razem z nimi w kościele, byłam tym suflerem, który podpowiadał, jak jakieś dziecko nie umiało.

    Ksiądz Urbonas, oczywiście, usłyszał, że podpowiadam i zapytał babcię: „A to, co za dziecko?”.  — Moja wnuczka — odpowiedziała babcia.
    — No, to jak ona tak doskonale wszystko umie i rozumie, to może też do Pierwszej Komunii przystąpić.

    „Spotkanie” Oli z kościołem, które to rozpoczęło się we wczesnym dzieciństwie, trwa przez całe życie. Jest to potrzeba. Codzienna. Wiele lat uczęszczała do młodzieżowego chóru, który powstał przy kościele, z którym to i w Polsce bawili, i w konkursach piosenki religijnej uczestniczyli.

    WIĘCEJ NIŻEJ | Reklama na podst. ust. użytkownika.; Dzięki reklamie czytasz nas za darmo

    Od lat do chóru nie uczęszcza, ale nie rozpoczyna żadnego dnia od małej chociażby modlitwy do Tego, któremu tak dużo w życiu zawdzięcza.

    Olga nie należy do ludzi, którzy lubią narzekać, wręcz odwrotnie uśmiech nie schodzi z jej twarzy nawet wtedy, kiedy jest jej ciężko i kiedy życie doświadcza ją tak, jak każdego chyba człowieka.

    Od lat już sześciu sama wychowuje swego dwunastoletniego Łukasza. Ucznia tejże szkoły w Rudominie.

    — Życie z mężem się nie ułożyło, chyba byliśmy za młodzi na tak poważne decyzje, pobraliśmy się, kiedy miałam lat osiemnaście, on o trzy lata był starszy — mówi Olga.

    A po chwili kontynuuje: „Zresztą pogodzić obowiązki rodzinne z zawodowymi jest bardzo trudno, tym bardziej, gdy się pracuje z dziećmi, dla których chce się tyle dać. Bo od kontaktu z przedszkolem, tą pierwszą instytucją pozadomową małe dziecko zaczyna poznawać świat, otoczenie. I dlatego bardzo ważne jest, jakie wyniesie wrażenie, to znaczy czy będzie przychodziło do nas z uśmiechem, czy ciągnięte codziennie z rana, jak na odbycie kary” — mówi Olga Bielasz, magistrantka Akademii Podlaskiej w Sielcach, bo to tę uczelnię pracując jeszcze w Rudominie, zaocznie ukończyła.

    WIĘCEJ NIŻEJ | Reklama na podst. ust. użytkownika.; Dzięki reklamie czytasz nas za darmo

    Przed czterema laty koleżanka zaproponowała, by przyszła właśnie do tego przedszkola, gdzie było akurat wolne miejsce. Stolica była wabikiem, zresztą ten zabytkowy pałacyk z 1872 roku był też magnesem, który przyciągał — zdecydowała się na zamianę. A kiedy po kilku miesiącach pracy ogłoszono konkurs na objęcie stanowiska dyrektora, zdecydowała spróbować.

    Owszem, było to dla mnie wyzwanie, ale tak sobie pomyślałam — jeżeli nie teraz — to kiedy. Kiedy będę stara i kiedy mi energii ubędzie. Dlatego stanęłam do konkursu i wygrałam —  przypomina ten okres moja rozmówczyni.

    Doskonale wiedziała, że pierwsze jej kroki będą niełatwe, że zespół będzie patrzeć na nią przez przysłowiową lupę, poszeptywać: nowa, młoda, a chce rządzić. Nie spasowała.

    „Muszę być nie tylko wymagająca wobec siebie i innych, ale też czasami bardzo stanowcza. Bo niestety w takiej pracy, kiedy trzeba pogodzić funkcje pedagoga, psychologa, administratora, czasami wręcz zarządcy — różne nieprzyjemności się zdarzają. Ale obmyślam takie chwile bardzo dokładnie, konsultuję się zawsze z prawnikiem, kiedy mam podjąć niełatwe decyzje. No, bo niestety takie jest życie, nie każdy dzień jest radosny, nie każdy dzień niesie uśmiech. Ale staram się, by w naszej placówce, którą kieruję, był on nie tylko w nazwie, ale też w życiu” — mówi na zakończenie naszej rozmowy młoda dyrektor.

    Reklama na podst. ust. użytkownika.; Dzięki reklamie czytasz nas za darmo

    Afisze

    Więcej od autora

    Tydzień Bibliotek w Kowalczukach

    Tegoroczny Tydzień Bibliotek na Litwie odbył się pod hasłem: „W rodzinie europejskiej”. Filia Centralnej Biblioteki Samorządu Rejonu Wileńskiego w Kowalczukach również wzięła udział w tym przedsięwzięciu, przygotowując interesujące spotkania i wystawy dla czytelników w różnym wieku, a także dla...

    Mer udzieli ślubu? Duchniewicz pisze do Dobrowolskiej, podaje argumenty

    Ceremonia ma stać się atrakcyjniejsza Zdaniem mera Duchniewicza, ceremonia zaślubin z udziałem mera samorządu byłaby znacznie bardziej atrakcyjna, tym bardziej, że ceremonię rejestracji małżeństwa można zorganizować nie tylko w siedzibie urzędu stanu cywilnego, ale także w miejscach wybranych przez nowożeńców...

    Transmisja Mszy św. z Ławaryszek w TVP Wilno

    „Neogotycka perła Ławaryszek” — tak przez parafian nazywana jest świątynia usytuowana w centrum miejscowości. Kościół ten zbudowano na początku XX wieku, w 1906 roku. Jego fundatorem był ówczesny proboszcz ks. Józef Mironas. Jest to świątynia z cegły dużych rozmiarów: długość ma 42...

    Upamiętnienie Banionisa z wątkiem polsko-litewskim. Pokłóconych sąsiadów pożera większy gracz

    W dniu 16 kwietnia w Litewskim Teatrze Narodowym wyświetlono film „Marš, marš! Tra-ta-ta!” z 1964 roku. Ten obrazek w reżyserii Raimondasa Vabalasa jest polityczną parodią na relacje międzynarodowe i nie tylko. W filmie widzimy odwieczny konflikt przez pryzmat kochanków, Zigmasa...