Bez wątpienia sporą dozą odwagi i ryzyka wykazał się znany wileński przedsiębiorca, właściciel „Runmisu” — jednego z pierwszych w Wilnie prywatnych hoteli — Michał Runiewicz, zakładając w odległości 52 kilometrów od stolicy ośrodek zdrowia, a dokładniej mówiąc centrum rehabilitacji. Zostało rozlokowane w malowniczym miejscu, na wzgórzu, w dużym białym dworze przy szosie Wilno — Święciany, nieopodal Podbrodzia i Powiewiórki, we wsi noszącej symboliczną nazwę Nowy Dwór.
Odwiedziliśmy tę wieś i dokładnie zapoznaliśmy się z dworem oraz wyposażeniem medycznym, przeznaczonym do terapii magnetycznej, jak też masażu osób cierpiących na wszelkie bóle: kręgosłupa, lędźwi, mięśni, stawów, a także różnego pochodzenia schorzenia nerwowe oraz wieńcowe.
Mimo niezbyt przyjemnej, wilgotnej grudniowej pogody, pobyt w Nowym Dworze pozostawił przyjemne wrażenie.
Na początku poprosiliśmy właściciela, czyli pana Michała, by opowiedział historię swego białego dworku. Przecież prawie każdy pałacyk, każdy starodawny dwór (a ten wygląda na budowlę co najmniej z końca XVIII, początku XIX wieku), posiada własny rodowód i swoją legendę, nie mówiąc już o duchach, które jakoby nocami błądzą po licznych pokojach i korytarzach takich zbudowań.
— Niestety, dawne dzieje tego domu nie są mi dokładnie znane. Mówię domu, bo tak właśnie został zakwalifikowany przez Państwowy Departament ds. Zabytków i Dziedzictwa Narodowego Litwy, chociaż jak państwo widzicie, te grube mury z naturalnego kamienia świadczą o starodawnym budownictwie — mówił z pewnym rozgoryczeniem Runiewicz, dodając, że z czasem będzie się ubiegał nawet drogą sądową o włączenie tego obiektu do kategorii zabytków.
Warto nadmienić, że Nowy Dwór to dzisiaj nieduża wieś, w której zamieszkuje 37 osób. Niektórzy z nich pracowali w kołchozie „Baliuliai”, gospodarstwie bogatym, znajdującym się w owe czasy pod bezpośrednim kierownictwem Moskwy. Właśnie jego zarząd był rozlokowany w obecnym dworku pana Michała. Jak opowiadają miejscowi mieszkańcy, w jednym ze skrzydeł zabytkowej budowli trzymano nawet kołchozowe świnie. Niejednokrotnie też przebudowywano ten obiekt, zmieniono kształt jego okien, drzwi, usuwając dawne krużganki oraz ozdobne elewacje.
Początkowo przyczynił się do dewastacji dawnego dworku szpital przeciwgruźliczy, który został tu rozmieszczony zaraz po wojnie. Nie tylko leczono w nim chorych, ale też utworzono bazę ćwiczeniową obrony cywilnej Ministerstwa Zdrowia Litwy Radzieckiej. Zrozumiałe więc, że wygląd zewnętrzny nie tylko samego gmachu, ale też całego terenu zmienił się nie do poznania. Tym bardziej że w okresie kołchozowym uległy całkowitemu zniszczeniu inne zabytkowe budowle, znajdujące się w pobliżu.
O dawnej świetności świadczy jedynie duża zabytkowa lodownia, nazywana przez miejscowych ludzi po prostu piwnicą.
Na pytanie „Kuriera”, co się stało z dworkiem w okresie prywatyzacji, pan Michał powiedział, że jako pierwszy kupił go pewien obywatel Włoch. Chociaż był niemłodym człowiekiem, bo zaliczył siedemdziesiątkę, to jednak nie brakowało mu zapału, aby przywrócić chociaż część dawnej świetności. Marzył tu zamieszkać, tym bardziej że przywiodła go do rejonu święciańskiego romantyczna miłość do pewnej miejscowej młodej dziewczyny. Niestety, szybko zgasł entuzjazm obcokrajowca, gdy się spotkał z szeregiem utrudnień w litewskich ustawach i przepisach biurokratycznych. Więc dość szybko „zwinął żagle” i odjechał do swojej ciepłej Italii.
Po nim próbowano urządzić we dworku salę rozrywkowo-taneczną. Wynajmowano jako lokal na wesela i inne rodzinne przyjęcia. Jednak i to nie wypaliło, gdyż brakowało tu prawdziwej gospodarskiej ręki, elementarnego porządku, a przede wszystkim należytej renowacji.
Nowy i już dziś można powiedzieć szczęśliwy okres w historii dawnego pałacyku rozpoczął się, gdy w 2006 r. wraz z całą posiadłością ziemską nabył go Michał Runiewicz, zaradny i pełen inicjatywy przedsiębiorca. Natychmiast doprowadził do odnowienia wszystkich pomieszczeń, odsłonienia w niektórych miejscach starych tynków oraz części starodawnych, kamiennych ścian, układania parkietowych podłóg, urządzenia pokoi noclegowych, ogółem na 40 miejsc. Ważne, że zostało zainstalowane dobre ogrzewanie, zarówno na gaz, jak też na twarde paliwo, zapobiegające wilgoci i niszczeniu tynków.
Sala przyjęć, hol, jadalnia, kuchnia i wiele innych pomieszczeń są ładnie umeblowane. Ściany wysokich sal zdobią dziesiątki obrazów, w tym pędzla naszych wileńskich plastyków Stanisława Kaplewskiego i Władysława Ławrynowicza. Wśród wielu innych pomieszczeń wyróżnia się pięknie udekorowana i ustawiona szeregami wygodnych krzeseł sala konferencyjna, m. in. poświęcona pamięci Marszałka Józefa Piłsudskiego. Nowy właściciel wtedy jeszcze nie do końca sprecyzował, co ma być w tej sali, ale za wszelką cenę pragnął oddać hołd Wielkiemu Ziomkowi, który się urodził w odległym tylko o siedem kilometrów Zułowie i został ochrzczony w kościele w Powiewiórce, sąsiadującej z Nowym Dworem. Ta sala, posiadająca wiele cennych książek i pamiątek, tchnie dostojeństwem, spokojem.
Natomiast wielka przygoda z medycyną zaczęła się dla pana Michała wtedy, gdy w ferworze prac przy odnawianiu budynku i porządkowaniu terenu, poczuł się źle, męczyły go bóle pleców, kręgosłupa, mięśni. Po badaniach na Litwie zdecydował się na leczenie w Polsce, w centrum rehabilitacji w miejscowości Krajanty koło Chojnic. Po każdym zabiegu czuł się coraz lepiej. I tutaj zrodził się pomysł założenia w Nowym Dworze, właśnie w odnowionych pomieszczeniach jednego ze skrzydeł pałacu, podobnego centrum rehabilitacyjnego.
— Mieszkańcom Wileńszczyzny potrzebny jest taki ośrodek. Dojazd do Podbrodzia ze wszystkich stron jest doskonały, warunki teraz mamy dobre, zarówno dla tych, kto zechce zatrzymać się na dłużej, jak też dla dojeżdżających codziennie na zabiegi — rozważał właściciel dóbr nowodworskich.
Zaraz po powrocie do Wilna zwrócił się do kierownika wileńskiej kliniki „Tomografia”, profesora K. R. Dobrovolskisa, który zaaprobował pomysł. Dzięki staraniom tego specjalisty zostały nabyte urządzenia rehabilitacyjne, wśród których najważniejszy jest aparat „Multimag”, do magnetycznej terapii całego ciała. Skuteczność ruchomego pola magnetycznego tego aparatu została udowodniona podczas leczenia tak częstych wśród ludzi starszego wieku zapalenia stawów, chronicznego zapalenia korzonków nerwowych, również cierpiących na choroby wieńcowe, nerwowe i wiele innych. Sam profesor Dobrovolskis również udziela konsultacji oraz porad. Działają też gabinety masażu leczniczego. Do obsługi aparatury zostali zatrudnieni wykwalifikowani specjaliści.
Wielkim dniem dla nowopowstałego centrum rehabilitacji oraz jego założycieli był 25 października br.
Państwowa Komisja ds. Akredytacji Obsługi Zdrowotnej przy Ministerstwie Zdrowia RL wydała licencję pod nr 3404, która zezwala na zarejestrowanie we wsi Nowy Dwór, starostwa Podbrodzie w rejonie święciańskim ośrodka zdrowia, zezwalającego na powtórny przegląd ambulatoryjny stanu zdrowotnego pacjentów oraz udzielania im usług rehabilitacyjnych.
Jak zaznaczył pan Michał, nastąpiło to po licznych sprawdzeniach i kontrolach ze strony urzędników Ministerstwa Ochrony Zdrowia RL, ale teraz działalność placówki rozwija się normalnie. Zgłaszają się coraz to nowi pacjenci. Ceny na zabiegi nie są wygórowane. Ponadto pomyślano o urządzeniu na wiosnę „ścieżki zdrowia”, uporządkowaniu zbiorników wodnych oraz innych atrakcjach dla kuracjuszy.
Na pożegnanie nie powstrzymaliśmy się od podchwytliwego pytania:
„Panie Michale, co będzie, jeśli centrum rehabilitacji nie będzie się cieszyło popularnością?”. Optymistycznie nastrojony nasz rozmówca odpowiedział, że ludzie szybko przekonają się o skuteczności leczenia falami magnetycznymi. Aparat „Multimag” już dziś jest ceniony w Europie, na pewno też u nas chorzy poznają się na nim.
— Chciałem zrobić coś dla Wileńszczyzny. Sądzę, że będzie z tego pożytek dla jej mieszkańców. Nie będą musieli gdzieś daleko jeździć na zabiegi — mówił z przekonaniem Runiewicz.
Ponadto jest on przekonany, że ten piękny i dobrze wyposażony budynek, znajdujący się przy ruchliwej szosie, na ładnym, zagospodarowanym terenie w pobliżu wody i lasu zawsze będzie przyciągać gości, wczasowiczów i ludzi chcących uciec od zgiełku miejskiego. Jest w tym wiele racji. Wiadomo, że „kto nie ryzykuje, ten nie pije szampana”.
Pan Michał zaryzykował…