Prezydent Dalia Grybauskaitė nie pojedzie do Warszawy na obchody polskiego Święta Niepodległości. Jej rzeczniczka Daiva Ulbinaitė przekazała mediom, że prezydent zrezygnowała z wyjazdu do Warszawy z powodu niezwłocznych spraw związanych z polityką wewnętrzną.
Tymi sprawami jest formująca się po wyborach parlamentarnych nowa centrolewicowa koalicja, na czele której staje lider partii Socjaldemokratów Algirdas Butkevičius. I chociaż wciąż nie wiadomo, czy prezydent powierzy mu misję formowania rządu, Butkevičius już zapowiedział, że jako nowy premier Litwy swoją pierwszą wizytę zagraniczną tradycyjnie złoży u najbliższych sąsiadów — w Polsce i na Łotwie.
Tymczasem w Warszawie odrzucenie przez litewską prezydent zaproszenia na listopadowe uroczystości przyjęto „ze zrozumieniem”.
„Pan prezydent Bronisław Komorowski zgodnie z kilkuletnią tradycją 16 lutego br. wziął udział w Wilnie w litewskim Święcie Niepodległości, tzw. Dniu Odbudowy Państwa, ale decyzję pani prezydent Dali Grybauskaitė przyjmuje ze zrozumieniem ze względu na powyborczą sytuację na Litwie” — szefowa prezydenckiego biura prasowego Joanna Trzaska-Wieczorek przekazała mediom stanowisko kancelarii prezydenta Polski.
Po raz pierwszy od pięciu lat zabraknie w Warszawie na listopadowych obchodach litewskiego przywódcy. Taką decyzję Grybauskaitė na Litwie mało kto przyjmuje ze zrozumieniem.
— Gdy usłyszałem o tym, pomyślałem, że Litwę chyba zalewa jakaś powódź groźniejsza od tej, która nawiedziła Nowy Jork. W takim przypadku przywódcy państwu przystało pozostać ze swoimi obywatelami i swoim narodem, wykazać troskę, czy też być ostoją moralności. Biorąc jednak pod uwagę, że na Litwie odbyły się tylko wybory, w których są zwycięzcy i są przegrani, a zwycięzcy formują rząd, nie sądzę więc, że mamy jakieś duże zamieszanie czy też kryzys, że nie można zrobić symbolicznego gestu i pojechać. Tym bardziej, że wyjazd przypada w niedzielę. Byłby to gest dobrej woli. I tę sytuację należałoby wykorzystać — mówi politolog Valdas Sirutavičius. I zauważa, że relacje same przez się nie polepszą.
— Same przez się relacje mogą tylko się pogorszyć — dodaje politolog. Jego też zdaniem, sytuacja powyborcza dla prezydent Grybauskaitė stała się jedynie pretekstem, żeby nie pojechać do Warszawy.
Tymczasem w liście gratulacyjnym do prezydenta Polski Bronisława Komorowskiego z okazji Święta Niepodległości Dalia Grybauskaitė zaproponowała mu spotkanie na początku grudnia lub w innym dogodnym dla Komorowskiego terminie. Jak podaje rzeczniczka litewskiej prezydent, tematem takiego spotkania byłyby „ważne dla Litwinów i Polaków kwestie, a także sprawy związane ze współpracą regionalną”.
Ostatni afront litewskiej prezydent wobec zaproszenia polskiego prezydenta bynajmniej nie jest pierwszym w litewskich relacjach z Polską. Przy okazji odrzucenia przez Grybauskaitė zaproszenia na obchody 11 listopada zarówno litewskie, jak i polskie media przypomniały litewskiej prezydent, że już raz zrezygnowała z wizyty do Warszawy na organizowany w kwietniu tego roku przez prezydenta Bronisława Komorowskiego szczyt prezydentów krajów bałtyckich i Polski. Wtedy w Warszawie miało być uzgodnione stanowisko państw regionu przed majowym szczytem NATO w Chicago. Prezydent Grybauskaitė nie zasłaniała się wtedy swoją zajętością wewnątrz kraju, lecz otwarcie powiedziała, że do Warszawy nie pojedzie, gdyż nie ma co tam omawiać, a decyzje ws. NATO podejmowane są nie w Warszawie, lecz w Brukseli.
Dalej już było tylko gorzej, gdyż podczas majowej wizyty w Chicago litewska prezydent zarzuciła Polsce, że układa sobie poprawne stosunki z Rosją kosztem interesów Litwy, którą traktuje jak „kozła ofiarnego”.
Następnie media przypominają litewskiej prezydent jej oświadczenie, że w relacjach z Polską należy „zrobić przerwę”.
— Lepiej jest zrobić przerwę w stosunkach polsko-litewskich niż naprawiać to, czego się naprawić nie da — oświadczyła wtedy prezydent Grybauskaitė. Przed miesiącem jej doradca ds. polityki zagranicznej Jovita Neliupšienė powtórzyła opinię przełożonej, ale już w nieco złagodzonej formie. Neliupšienė powiedziała, że Litwa opowiada się za przerwą w — jak to określiła — „fasadowych” spotkaniach dwustronnych.
POLICZEK KACZYŃSKIEMU I POLAKOM LITWY
Litewskie relacje z Polską zaczęły dramatycznie pogarszać się od kwietnia 2010 roku, kiedy to w dniu wizyty w Wilnie prezydenta Lecha Kaczyńskiego parlament odrzucił obiecaną wcześniej Polakom ustawę o pisowni nazwisk, która pozwalałaby na pisownię polskich nazwisk w języku ojczystym.
Podtrzymująca dotąd postulaty polskiej mniejszości prezydent Grybauskaitė diametralnie zmieniła swoje stanowisko zarzucając nawet litewskim Polakom nielojalność wobec państwa. Rok później zdominowany przez nacjonalistyczną centro-prawicę parlament uchwalił nową ustawę oświatową, która, zdaniem polskiej mniejszości, pogarsza sytuację szkolnictwa polskiego i ogranicza nauczanie w języku polskim. Przeciwko tej ustawie Polacy zebrali około 60 tys. podpisów.
Nie zważając jednak na ten sprzeciw prezydent Grybauskaitė podpisała przyjętą ustawę.