Przebywający od kilku dni w dziecięcym szpitalu 9-letni chłopczyk ze smutkiem spogląda na swoje dłonie. Zostały mocno poparzone, dziecko musiało przenieść operację. Aby wszystko się lepiej zagoiło, lekarze zalecili jak najwięcej poruszać rączkami. Jednak chłopczyk boi się każdego ruchu, bo to sprawia mu ból…
Dziecko słyszy ciche pukanie do drzwi. Wchodzą dwaj uśmiechnięci lekarze-klauni i pytają, czy malec może im pomóc ― muszą bowiem zrobić całe zoo zwierzaków z balonów. Dziecko nieśmiało zgadza się udzielić pomocy i już wkrótce wraz z nowymi kolegami modeluje nadmuchiwanego psa. O bólu chłopczyk już nie myśli…
― Uśmiech i uwaga naprawdę potrafią leczyć. Trafiając do szpitala dziecko jest wyrywane z otoczenia, do którego było przyzwyczajone. Jest zmuszone znosić różne nieprzyjemne procedury kuracyjne, a to dodatkowy stres. Atmosfera w szpitalach, jak wiadomo, jest zwykle trudna do zniesienia, a mali pacjenci są szczególnie wrażliwi. Koleżeńscy i subtelni lekarze-klauni, którzy są profesjonalnymi aktorami i przeszli specjalne szkolenia, pomagają tę trudną atmosferę rozcieńczyć i przynajmniej na jakiś czas zapomnieć o chorobie ― mówi „Kurierowi” Viltautė Žemelytė, odpowiedzialna za zarządzanie projektów i programów organizacji „Czerwone nosy — Lekarze klauni” („Raudonos nosys — Gydytojai klounai”) na Litwie.
Projekt na Litwie miał początek przed pięciu laty jako eksperyment dwóch studentek zarządzania kulturą ― wspomnianej już Viltautė Žemelytė oraz Indrė Vileitė.
― Dla nas było ważne, co się dzieje, gdy się skończy sztuka, przedstawienie. Odnalazłyśmy więc dziedzinę, w której nawyki i talent artystów można wykorzystać na potrzeby socjalne. W ten sposób powstała swoista platforma, na której sztuka może dosięgnąć bardzo różnych ludzi, którzy znaleźli się w trudnych sytuacjach i potrzebują przynajmniej chwili radości ― opowiada jedna z inicjatorek projektu.
Jak mówi, początkowo wszystko odbywało się na zasadach wolontariatu. Obecnie w organizacji pracuje zatrudniony na pełny etat zespół składający się z dziewięciu profesjonalnych lekarzy-klaunów. Dwa razy tygodniowo „Czerwone nosy” odwiedzają w Wilnie Szpital Dziecięcy w Santaryszkach, od roku ubiegłego udają się do Uniwersyteckiego Szpitala na Antokolu. Odwiedzają też szpitale w Kownie i Kłajpedzie.
― Mamy podpisane umowy ze szpitalami. Na początku kierownictwo i personel medyczny podchodzili do tego pomysłu bardzo ostrożnie, bo nie rozumieli do końca, na jakich zasadach działamy. Przedstawiliśmy kierownictwu naukowe uzasadnienie tego, że kontakt dzieci z klaunami naprawdę sprzyja kuracji. Zapoznaliśmy z pozytywnymi praktykami w innych krajach, wyjaśniliśmy, na czym polega nasz program, który był przygotowany we współpracy z psychologami. W końcu personel szpitali sam upewnił się, że dzieci chętnie kontaktują z klaunami. Dzisiaj zarówno mali pacjenci, jak też personel i rodzice, już czekają, aż do nich zawitają zabawni lekarze z czerwonymi noskami — tłumaczy nam Viltautė Žemelytė.
Litewska organizacja „Czerwone nosy — Lekarze klauni” jest partnerem międzynarodowej organizacji „RED NOSES Clowndoctors International”. Lekarze-klauni działają ogółem w 10 krajach: Austrii, Niemczech, Czechach, Polsce, Litwie, Słowacji, Słowenii, Węgrzech, Chorwacji i Palestynie. Chore dzieci odwiedza ogółem 345 klaunów w 533 placówkach leczniczych i społecznych. Szacuje się, że w ciągu roku lekarze-klauni kontaktują się z ponad 689 000 małych pacjentów.
Mówiąc o zasadach pracy klaunów Viltautė przede wszystkim zaznacza, że z wizyty nie robi się żadnego show. Lekarze-klauni nie są tak hałaśliwi, zwariowani i ubrani w jaskrawe stroje jak ci, którzy pracują na scenie.
― Bezpośredni kontakt z dzieckiem wymaga subtelności i uwzględnienia charakteru każdego dziecka. Są to przecież małe osobowości, które po swojemu widzą ten świat. Klaun nie pracuje według jakiegoś zawczasu przygotowanego scenariuszu, a improwizuje w zależności od sytuacji. Według zasad nasi aktorzy zawsze pracują w parach. Jeżeli na przykład dziecko w tej chwili nie chce się bawić, to klauni współdziałają ze sobą. Najczęściej mały pacjent dołącza do tej zabawy ― wyjaśnia rozmówczyni.
Dodaje, że akcja w duecie odbywa się także z innego powodu. W niektórych sytuacjach bowiem sami lekarze-klauni potrzebują wsparcia kolegi.
― Gdy choroba przychodzi do kogoś, kogo powinna ominąć, to zawsze jest bardzo trudne do przyjęcia. Szczególnie ciężkie bywają wizyty do dzieci z chorobami onkologicznymi. Czasami staje się tak, że dziecko, z którym zupełnie niedawno razem coś rysowałeś i rozmawiałeś o tym, jaki świat jest piękny, umiera. Jednak nawet po tak strasznej wiadomości ty nie możesz sobie pozwolić na słabość i wypłakać się, gdy cię widzą inne dzieci ― mówi nam Viltautė.
Zaznacza, że w wydziałach onkologicznych płacz w ogóle jest zabroniony, do emocjonalnego wyładowania się jest przeznaczony specjalny pokój, w którym człowiek może dojść do siebie, wziąć się w garść i wrócić do sali szpitalnej.
― Masz być silny, bo jesteś odpowiedzialny za tego, do kogo przychodzisz. Małe dzieci tak naprawdę nie rozumieją, jak poważnie są chore. Po prostu wiedzą, że muszą jakiś czas być w szpitalu, chodzić na nieprzyjemne procedury, zażywać obrzydliwe leki, kontaktować się z nieznajomymi ludźmi, którzy je leczą. Najtrudniej w szpitalu mają się rodzice. Oni wiedzą prawdziwy stan dziecka i najbardziej się martwią o nie. Dla rodziców więc też bywa nieco lżej, gdy widzą, jak ich dziecko na jakiś czas zapomina o szpitalu i po prostu się bawi i śmieje z wesołymi „lekarzami” ― tłumaczy rozmówczyni.
Dodaje, że dzieci po wizytach klaunów pozytywniej reagują na samych medyków, których zwykle się boją. Mali pacjenci widzą bowiem, jak lekarze kontaktują z klaunami i nawet czegoś się od nich uczą. Takim lekarzom, którzy przyjaźnią się z dziwacznymi i koleżeńskimi klaunami, po prostu jest lżej zaufać.
Jednak, jak przyznaje Viltautė, to, co świetnie sprawdza się w przypadku małych dzieci, nie zawsze działa z nastolatkami. Nie są to jeszcze osoby dorosłe, ale nie są już także małymi dziećmi, które można rozweselić zabawą. Często nastolatkowie unikają kontaktów z klaunami, są bardziej rozdrażnieni niż młodsi pacjenci. Jak mówi, klauni nic nie robią na siłę. Najpierw zapukają, a gdy wchodzą, zawsze pytają, czy mogą zostać. Jeżeli pacjent mówi, że nie, to klauni nie będą przeszkadzać.
― Ale nawet odmówienie się od kontaktu w pewnym sensie jest dobre. Po prostu, jeżeli nastolatek powiedział „idź stąd, nie chcę cię widzieć”, być może dla niego to było jedyne zwycięstwo tego dnia. Lekarza czy kogoś innego z personelu medycznego przecież nie wypędzisz. Pacjent w pewnym sensie może czuć się zakładnikiem, bo nie może sam o niczym decydować. W tym przypadku człowiek otrzyma przynajmniej minimalną satysfakcję, że miał na coś wpływ ― wyjaśnia rozmówczyni.
Jak zaznacza, lekarze-klauni pracują praktycznie we wszystkich oddziałach szpitali, gdzie są dzieci od 0 do 18 lat. Na pytanie, w jaki sposób klaun może pomóc niemowlęciu, Viltautė uśmiecha się.
― No tak, w oddziałach, gdzie są na przykład przedwcześnie urodzone niemowlęta, lekarze z czerwonymi noskami na pewno niezbyt pomogą maleńkim pacjentom. Ale… tam są ich mamy. Nieraz same mamy jeszcze są bardzo młodziutkie. Zawsze są zatroskane, martwią się o swoje pociechy i najmniej troszczą się o własny nastrój. Klaun może pobyć swoistym psychologiem, wysłuchać mamusię, przypomnieć, że w życiu są powody do radości i przynajmniej na chwilę ulżyć atmosferę ― mówi Viltautė.
Oprócz odwiedzin chorych dzieci w szpitalach lekarze-klauni realizują jeszcze kilka innych programów. Jeden z nich to „Pacjenci cyrku” („Cirko pacientai”), który wystartował w 2013 roku. W ramach tego programu w sanatoriach, w grupach dzieci niepełnosprawnych, są tworzone 5-dniowe pracownie twórcze cyrku. W ciągu 4 dni dzieci wraz z profesjonalnymi lekarzami-klaunami uczą się sztuki cyrkowej. Ostatniego dnia natomiast jest organizowane przedstawienie końcowe, podczas którego mali uczestnicy projektu prezentują lekarzom, rodzicom, personelowi sanatorium oraz przyjaciołom to, czego się nauczyli.
Projekt ma na celu stworzenie możliwości zademonstrowania przez dzieci niepełnosprawne swych zdolności twórczych, gdyż poprzez proces twórczy i edukacyjny rozwijają się m. in. zdolności interpersonalne.
Kolejny projekt ― „Podróżująca orkiestra klaunów” („Keliaujantis klounų orkestras”) ― to specjalny spektakl przeznaczony dla dzieci z upośledzeniem umysłowym.
― Jest to jedyny taki spektakl na Litwie. W jego tworzeniu brał udział międzynarodowy zespół aktorów, reżyserów, pedagogów i psychologów. Spektakl ten według specjalnej metodyki został stworzony w Holandii przez organizację „CliniClowns”. Tak naprawdę, dla zwykłego widza nic nadzwyczajnego w nim nie ma, sztuka jest bardzo prosta, scenariusz elementarny. Jednak na dzieci, mających potrzeby specjalne, ten spektakl sprawia ogromne wrażenie ― opowiada Viltautė.
Jak mówi, sztuka pomaga dzieciom rozluźnić się, kształtować wyobraźnię oraz wyrażać własne emocje poprzez dźwięk, dotyk, ruch. Spektakl ten został utworzony w celu wzmocnienia socjalnej integracji dzieci niepełnosprawnych. W spektaklu muzycznym jest opowiadana historia trzech klaunów, którzy zostali wyrzuceni z cyrku i udali się w daleką podróż. Podczas tej podróży klauni próbowali na nowo odtworzyć swoją orkiestrę i te próby przyprowadziły ich do dzieci. Wtedy właśnie rozpoczynają się różne cuda…
― Dziwnie widzieć, jak takie zwyczajne dla nas rzeczy mogą wpływać na dzieci, widzące świat zupełnie inaczej. Po spektaklu wychowawczynie dzieci zawsze bywają zdumione i podkreślają, że jeszcze nie widziały takiej reakcji swoich wychowanków. Dzieci stają się bardziej komunikatywne, bawią się i na pewien czas trafiają do prawdziwej bajki ― mówi Viltautė.
Spektakl jest pokazywany nie w sali teatru, a w otoczeniu, do którego dzieci są przyzwyczajone, np. w dziennych centrach. Aby dzieci czuły się maksymalnie komfortowo, audytorium także bywa nieduże ― nie więcej niż dziewięć widzów.
„Podróżująca orkiestra klaunów” była wystawiana w wielu krajach Europy i doczekała się bardzo pozytywnych opinii. Na Litwie spektakl zaczęto wystawiać w tym roku, został zaprezentowany kilkanaście razy w różnych miastach kraju.
Viltautė Žemelytė wspomina też o planach rozwijania organizacji, jednak możliwości na razie ocenia ostrożnie.
― Są pomysły, aby pracować nie tylko z dziećmi, ale też osobami starszymi, na przykład w domach dla seniorów. Mieliśmy już tam wizyty, bardzo chętnie nas przyjęto. Jednak na razie to są tylko plany. Daj Boże, może w roku 2017 uda się je zrealizować… ― marzycielsko uśmiecha się rozmówczyni.