W styczniu 1919 r. na kilka dni Wilno stało się wolne. W styczniu 2019 roku wilnianie uczcili wyzwolenie miasta po 120 latach zaboru rosyjskiego i 3 latach okupacji niemieckiej.
W ramach obchodów organizowanych przez Klub Rekonstrukcji Historycznej „Garnizon Nowa Wilejka” wspólnie z redakcją Wilnoteki oraz Komitetem Opieki nad Grobami Wojennymi przybyli w sobotnie południe na Nową Rossę wilnianie. W obchodach wzięli udział zastępca ambasadora RP Grzegorz Poznański i attaché wojskowy Polski na Litwie podpułkownik Piotr Sadyś.
– W ramach obchodów zaproponowaliśmy wilnianom wycieczkę śladami Samoobrony Wileńskiej wzbogaconą o elementy rekonstrukcji historycznej, dzięki której udało nam się na chwilę ożywić historię miejsc związanych z walkami o wyzwolenie Wilna. Po 100 latach młody harcerz, Witold Pilecki, znów stanął na warcie przy Ostrej Bramie a na Zarzeczu Antonii Wiwulski innemu harcerzowi przekazał swój szynel – mówi „Kurierowi Wileńskiemu” Waldemar Szełkowski.
Jeszcze niedawno historia Samoobrony Wileńskiej była niemal zupełnie zapomniana. Zaczęła powracać dzięki Wileńskiemu Klubowi Rekonstrukcji Historycznej Garnizonu w Nowej Wilejce, którego członkowie od 2015 r. obchodzą Dzień Samoobrony Wileńskiej. To święto, które postanowili stworzyć, by oddać hołd tym, którzy polegli na przełomie 1918/19 roku, broniąc Wilno przed bolszewikami.
– Nasz klub założyliśmy dokładnie 5 listopada 2014 r. Nasze pierwsze działania zaczęliśmy od sprzątania cmentarza garnizonowego w Nowej Wilejce. Pierwszy raz publicznie wystąpiliśmy jednak właśnie 3 stycznia na Rossie. Byliśmy ubrani jak Samoobrona Wileńska, czyli – w czym kto miał. Część miała buty z cholewami, ktoś miał współczesny kamuflaż. Ja założyłem płaszcz wojskowy z pasem i czapkę, do której sam przyszyłem orzełka – wyjaśnia Szełkowski.
Po czterech latach działalności Garnizon jest już znacznie lepiej umundurowany, jednak w czasie sobotnich obchodów mundury ułańskie zastąpiły kożuchy i płaszcze.
– 100 lat temu żołnierze Samoobrony nie mieli jednolitych mundurów, łączył ich natomiast wspólny cel, czyli wyzwolenie miasta. Samoobrona składała się z żołnierzy i oficerów, wśród których byli np. bracia Dąbrowscy, ale także cywili, którzy rozumieli, że Wilna trzeba będzie bronić. Mundur legionowy na Wileńszczyźnie bardzo trudno było spotkać. Wielu żołnierzy kompletowało sobie umundurowanie z różnych, zebranych części. Kiedy patrzy się jednak na zdjęcia, wyraźnie widać, że wszyscy mają orzełki na czapkach. Gospodarzami Wilna byli wówczas Niemcy, ale nie zależało im na obronie miasta. Na początku broń starano się ukrywać, później – stopniowo – dążono do przejmowania miasta. Bardzo szybko podstawowym wrogiem okazali się bolszewicy, którzy już w grudniu 1918 r. ogłosili Litewską Republikę Socjalistyczną – opowiada prezes klubu.
Obchody 100-lecia wyzwolenia Wilna rozpoczęto od oddania hołdu poległym, pochowanym na Nowej Rossie. Spoczęli tam pierwsi żołnierze Samoobrony Wileńskiej, którzy zginęli w walce z bolszewikami. Po złożeniu kwiatów i zapaleniu zniczy, uczestnicy obchodów oddali hołd także obrońcom miasta spoczywającym na Starej Rossie.
Z Rossy uczestnicy udali się do Ostrej Bramie, gdzie przypomniano postać harcerza Witolda Pileckiego. Przy Pałacu Honestich na Zarzecznej, gdzie mieścił się sztab Samoobrony, wspominano mjr. Stanisława Bobiatyńskigo, gen. Władysława Wejtkę i oczywiście Antoniego Wiwulskiego –rzeźbiarza i architekta, znanego przede wszystkim ze swoich pomników: Grunwaldzkiego w Krakowie i Trzech Krzyży w Wilnie oraz kaplicy Objawienia Najświętszej Maryi Panny w Szydłowie. 3 stycznia 1919 r. Wiwulski stał na warcie przy ul. Zarzecznej 5.
– Wiwulski miał oddać swoje okrycie zmieniającemu go młodemu harcerzowi. Istnieją różne przekazy, w niektórych mowa jest o palcie, w innych o futrze, w jeszcze innych o szynelu. Faktem jest, że wracając do domu, przeziębił się i 10 stycznia 1919 roku zmarł na zapalenie płuc. Tego elementu nie mogło więc zabraknąć w naszej wycieczce śladami Samoobrony – opowiada Szełkowski.
Warto przy okazji zauważyć, że o upamiętnienie warty Antoniego Wiwulskiego zabiegają także Litwini, a ściślej mówiąc środowisko artystyczne Zarzecza. Już 10 stycznia na ścianie domu przy ul. Zarzecznej 5. ma pojawić się odlana z brązu rzeźba w kształcie wojskowego szynela.
Uczestnicy obchodów przeszli na ulicę Wronią (dziś ul. Jakšto), czyli w miejsce pierwszej walki z komunistami.
– Działania zaczęły się 1 stycznia. Jeden z oddziałów uderzył na „Wronie gniazdo”, najbardziej problematyczny punkt obrony bolszewików. Polacy trafili tam pod krzyżowy ogień i dopiero kilka granatów rzuconych na 2 piętro pomogło w stłumieniu ognia. Natarciem dowodził rotmistrz Jerzy Dąbrowski, brali w nim udział także harcerze. Ostatecznie „Wronie gniazdo” zostało zdobyte – opowiada Szełkowski.
Pod koniec obchodów, na placu Łukiskim przypomniano pierwszą defiladę Pułku Ułanów Wileńskich. Ostatnim punktem była msza święta w intencji poległych za Wilno i wolność w kościele pw. świętych Jakuba i Filipa.
– Cieszę się, że w naszych obchodach uczestniczyli przedstawiciele ambasady oraz młodzież, harcerze i uczniowie, przede wszystkim Gimnazjum J. I. Kraszewskiego. Bez wątpienia mapa miejsc związanych z Samoobroną jest o wiele bardziej bogata, jej opracowaniu poświęciłem sporo czasu, czytając różne, czasem nie do końca pokrywające się, wspomnienia z tego okresu. Na pewno jest to temat, o którym wilnianie powinni pamiętać i myślę, że będzie jeszcze niejedna okazja, by do niego powrócić – zauważa prezes klubu rekonstrukcji historycznej.
Zdobytego przez Samoobronę Wilna nie udało się utrzymać na długo. Już 5 stycznia oddziały wycofały się do Białej Waki i tam zostały rozwiązane. Choć drogi żołnierzy rozeszły się, nie był to jednak koniec walki.
– Większość nie złożyła broni. Jerzy Dąbrowski „Łupaszka” i jego młodszy brat Władysław sformowali oddział partyzancki, który postanowił przedrzeć się na obszar byłej Kongresówki, by kontynuować walkę. Ok. 300 żołnierzy przedostało się w Łomżyńskie do Łap, gdzie została wcielona do nowo formowanej Dywizji Litewsko-Białoruskiej WP. Niezależnie od tego, jak potoczyły się ich losy, warto podkreślić, że najważniejsza była dla nich walka o wolną ojczyznę. Tak, jak pisze Walerian Meysztowicz w swojej książce „Gawędy o czasach i ludziach”, była to ostatnia walka polsko-litewskiego pospolitego ruszenia. Był to czas, gdy wilnianie czuli się jednocześnie Polakami i Litwinami – mówi Waldemar Szełkowski.
Fot. Roman Niedźwiedzki/zw.lt